-
Susza. Znakomite kino z Ericiem Bana w roli głównej. Powoli odkrywamy dwie zagadki kryminalne, w tym jedną z przeszłości. Gorąco polecam!
Myślałem, że to my mamy problem z kinematografią wojenną... W świetle dnia. Ponury obraz epizodu wojennego z okupacyjnej rzeczywistości gdzieś na tyłach frontu wschodniego w miejscu gdzie diabeł mówi dobranoc. Czytałem, że film nagradzany, jak i naturszczyk grający główną rolę. Wychodzi na to, że gdyby komukolwiek z nas kazano patrzeć tępo w jedną stronę, później w przeciwną i to nagrywać, zostalibyśmy nagrodzeni i jeszcze do tego zapłacono by nam. Film ciut przypominał mi swą surowością Obławę, choć na dobrą sprawę to inna liga. Tam są chociaż jakieś dialogi. Tutaj nasz bohater wypowiedział chyba 17, no może 19 słów na 1,5 h. Film dla naprawdę zdeterminowanych by obejrzeć dzieło Madziarów.
W potrzasku Belfast 71. Niezły obraz, jak ktoś lubi irlandzkie klimaty i jak ja pominął swego czasu ten film - jak najbardziej polecam.
-
Dziś w konwencji strachy na Lachy :mrgreen:
Na ratunek duszy. Krótko - no raczej z tych słabszych w gatunku...
Nope. Wielu zniechęcało, a że mam za sobą seans To my odkładałem obejrzenie z miesiąca na miesiąc. Lecz po obejrzeniu twierdzę, że niepotrzebnie. Miał być rozczarowujący, ale tylko końcówka jest taka. Ciut przydługi, gdyby skrócić o te 20-25 minut - ocena byłaby jeszcze lepsza. Takie 6/10
Egzorcyzmy siostry Ann. Bedzie kopiuj - wklej: no raczej z tych słabszych w gatunku...
-
Na Bliskim Wschodzie nigdy nie jest zimno, lecz że aktualnie jest ponownie za gorąco, zagościły u mnie na ścianie tematyczne filmy:
Kandahar. Akcyjniak z Butlerem w roli głównej (Fimmel/Ragnar także przemknie tu i ówdzie). Na tle innych wyraźnie widać, że twórcom zależało ukazać przeciwników protagonisty nie tylko jako wzorcowych islamskich siepaczy, lecz także jako ludzi (o dziwo mających nawet swoje rodziny, pragnienia etc) do tego zróżnicowanie w realizacji swych celów (Islamabad jedno, Teheran drugie, o rozdrobnieniu wpływów wśród miejscowych w Afganie nie wspominając). Przykuwa uwagę mowa protagonisty przy ognisku o roli miejscowych tłumaczy. Ze swojej strony polecam.
Kolejny to powrót do twórczości Ritchiego - Covenant. Gyllenhaal w swoim żywiole, mignie kolejny z Wikingów - Bjørn Żelaznoboki. Lecz show kradnie... tłumacz Ahmed. Jeżeli w poprzednim filmie był starcem, tutaj mamy strongmena i maszynkę do zabijania w jednym, przez co przekaz, choć słuszny (napisy przed listą płac dobitnie to poświadczają) zostaje "lekko przedobrzony". Nawet Ojczyznosław (ten z Boysów. Tak, także pokaże się w końcówce) jest jedynie tłem. Znakomity soudtrack. Mimo że wolałbym żeby Guy wrócił do tego co najlepiej mu wychodziło - londyńskiego półświatka, ten film także polecam.
Na koniec nietypowo - dokument: Retrograde. Szybki upadek po wycofaniu się wojsk sojuszniczych widziany od środka. Po Wietnamie Płd. ponownie (na tym tle widzimy jak Ukraińcom wystarczy dać broń i amunicję by zatrzymać inwazję Moskali. Choć popłuczyny po republikanach z zimnej wojny chyba zrobią wszystko co możliwe, by i to się skończyło, ale to nie czas i miejsce na ten temat). We filmie mignie i polski operator sił specjalnych (może z GROM, ale niekoniecznie), chyba nawet widoczny w zwiastunie. Polecam, ale tylko mocno zainteresowanym tematyką. Inni się zanudzą.
-
Tym razem obrazy krajowej kinematografii:
Ukryta sieć. Pomysł całkiem całkiem, twardy temat, koniec nawet niezły, jednak grająca główną bohaterkę aktorka przez niemal cały film po prostu mnie irytowała. Ponoć na podstawie serii powieści, więc oczekiwany ciąg dalszy. Nie wiem czy się skuszę.
Masz ci los! Choć przez cały film potykamy się o stereotypy, ja się świetnie bawiłem. Polecam.
Solid Gold. No raczej czterech liter nie urwał, choć potencjał był. No i ciut za długi.
-
Misz masz:
Zabójca. Całkiem niezły, choć lekkie rozczarowanie było ze względu na nazwiska reżysera i aktora pierwszoplanowego. Mimo wszystko polecam.
Sisu. Mój Boże... Zwiastun zapowiadał absurdy, lecz tutaj te sobą poganiały nawzajem. Konwencja typu: dawno dawno temu na dalekiej północy Finlandii grupa nazistowskich zombiaków (mózgów nie odnotowałem) jest potraktowana polowaniem ze strony niezniszczalnego miejscowego zombie któremu sowieci wycięli rodzinę, dla którego powieszenie to tylko okazja by w końcu trochę się odespać. O skutkach upadku w C-47 czy sposobie zdobywania powietrza pod wodą z litości nie wspomnę. Kolejny raz zatęskniłem za jakimś znakomitym obrazem pogrobowców Mosfilmu :mrgreen:
Hipnoza. Może Affleck to drewniany aktor, ale ciągle ma u mnie margines rozczarowania. Film w kilku aspektach przypominał Incepcję i zakochanych w tamtym obrazie zachęcam z powodu klimatu. Dla mnie obraz na jeden seans i do zapomnienia.
-
Moje pierwsze w dzisiejszym dniu wejście w temacie ponownie pod szyldem Strachy na Lachy :D
Egzorcysta Wyznawca. Typowy wręcz seryjniak z egzorcyzmem w tytule. Cienki jak zupka więzienna.
Zakonnica II. Mając dobrze w pamięci słaby odbiór części I film trochę poczekał. Lepszy niż jedynka, lecz to z tych produkcji o których zapomina się w kilka godzin po seansie.
Delirium. Zimny klimat islandzkiego horroru (choć jak tytuł sugeruje, być może tylko dramatu społecznego :)) uczynił ten seans niespodziewanie najlepszym z całej trójki. Film specyficzny, trudno z czystym sumieniem polecić, lecz jak ktoś lubi kino spoza szyldu Hollywood to może zaryzykować.
-
Niespodziewani goście przeszkodzili mym planom, więc z jednodniowym opóźnieniem o kolejnych seansach w domowym kinie:
Elvis. Nie jestem tak mocno związany z twórczością artysty jak chociażby moja mama, lecz o królu rock and rolla chyba każdy słyszał, nawet urodzeni po millenium. Film dobrze odebrany, choć ciut przydługi (dla niektórych zapewne zbyt krótki :cool:). Polecam.
Zapomniana bitwa. Nie liczyłem na jakieś wielkie kino batalistyczne, nie mówiąc już o jakimś porządnym ujęciu zdobycia Walcheren. Jednak to co zobaczyłem to jakiś dramat. Mimo że okupacja Holandii zupełnie nie przypominała tego co się działo nad Wisłą, już zachowanie ludności cywilnej na wieść że setki km od nich WH i SS dostają bęcki na kontynencie to jakaś koncepcja II reżysera. Ukazanie desantu z 16 września wzorem typowo kinowego przedstawienia zespołu flot (burta w burtę, tutaj niemal skrzydło w skrzydło Halifaxy holujące Horsy, C-47. Gdy zaczął się ostrzał flaku nie wiedzieć czemu dołączają do tej formacji zwanej rojem przemykające pomiędzy nimi... spitfire'y). W Horsie z naszymi bohaterami prócz pilotów to ledwie trzech żołnierzy. Pewnie kucharzy, bo ich irracjonalne zachowanie na lądzie (przemieszczanie się w biały dzień po zalanych folderach, balanga bez wystawienia warty) pozbycie się przy pierwszej okazji (właściwie bez powodu) bluzy para i ochocze włączenie się do walki w mundurze jednego z pułków Kanadyjczyków dowodzi że taki zupełny brak esprit de corps wśród piechoty spadochronowej mógł dotyczyć chyba tylko kucharzy. Niemcy przy ujęciu członka ruchu oporu nawet nie przeszukują pobieżnie mieszkania czy Holender na froncie wschodnim w mundurze, rzecz jasna, WH. Jest tych irytujących scen co nie miara. Jak widać, nie polecam.
Historia zemsty. Filmy sprzed kilku lat z naszym Mikołajem to prawdziwa loteria. Tym razem obraz należący do tych lepszych. Mimo że bohater praktycznie nie ukrywa się przed przełożonymi ze swoim postanowieniem osobistego karania przestępców (ci oczywiście nawet się tego nie domyślają) seans niespodziewanie bardzo udany. Polecam.
-
Dziś filmy spod znaku retro (przynajmniej dla wielu ;))
Elitarni. Głośny swego czasu brazylijski obraz. Sporo o nim słyszałem, ale jakoś nie złożyło się go obejrzeć. Po nadrobieniu zaległości, oceniam, że szkoda że tak późno. Polecam!
Poszedłem za ciosem i padło na kontynuację, a więc Elitarni - ostatnie starcie. Trzyma klimat, lecz już nie tak dobra.
Kongresmen a więc ponownie Mikołaj w domowym kinie. Film zupełnie bez akcji, chwilami wręcz nuży. Jednak coś w sobie ma no i całkiem celnie obnaża mechanizmy polityki. Tak więc przypadkowo ponownie całkiem niezły obraz z lat kiedy Cage chwytał się produkcji raczej bez czytania scenariuszy.
-
Orzeł. Ostatni patrol. Mimo tematyki jakoś nie spieszyłem się z seansem. Gdzieś słyszałem (lub czytałem) jak to twórcy bardzo starali się. Niestety, gdy zobaczyłem Eryka Sopoćko jako uczestnika ostatniego patrolu Orła, załamałem się. Od pierwszych minut atakują nas obrazy, jakbyśmy podglądali załogę przez jakieś szybki, do tego głos zniekształcony (za pierwszym razem przestraszyłem się, że mi tv siada). Nie wiem czy to koncepcja drugiego reżysera, czy pierwszego. Zostawiam to. Oczywiście od razu daje się odczuć nawiązywanie do Das Boot (szczególnie walka załogi by podnieść się z dna) Czy udane? No niestety nie. Nieznany przebieg feralnego patrolu dał licentia poetica twórcom. Dzięki temu mamy walkę z niemieckimi patrolowcami. I tutaj strzał w stopę. Załoga zdecydowana zginąć w walce niż udusić się pod wodą - więc nikt nawet nie myśli obsadzić zdwojonego boforsa by mieć choć cień szansy? Lepiej strzelać z mauserów (obok levisa) i... zdecydować się iść na powrót w zanurzenie. To po co wcześniejsza decyzja? Ze względu na bliski mi, poruszony temat, miejsce całościowej oceny pozostawiam puste.
Czas krwawego księżyca. A więc maraton ze Scorsese i (niespodzianka ;)) z de Niro i Di Caprio. Historia o tyle mnie zaciekawiła, że nie miałem pojęcia o bogactwie Osagów. Reżyser dał czas aktorom pokazania kunsztu gry aktorskiej, lecz o te 45 minut seans po prostu za długi. Finał zupełnie nietrafiony, równie dobrze mogły lecieć fotografie bohaterów z podpisami ich życiorysów po ukazanych wydarzeniach. Historię kupuję, lecz film dla kanapowych twardzieli.
Bez litości 3. Ostatni rozdział. Stare dobre kino sensacyjne. Brak logiki w kilku scenach nadrabiamy sentymentem do pierwszej odsłony. I coś mi się wydaje, że nie ostatni rozdział...
-
No to tym razem z cyklu: Strachy na Lachy
Podziemia strachu. Straszak jakich wiele. Tym co się wyróżnia to całkiem udane zakończenie.
Gra w opętanie. Właściwie można napisać podobnie, lecz tym razem zakończenie... disneyowskie. :D
Pajęczyna. A więc Ojczyznosław (i Lizzy Caplan) w horrorze. W połowie dramat psychologiczny, w połowie horror klasy B. Całość ze znanymi kliszami, a jednak wciągnęło mnie.