-
Wszyscy
Ksiądz zgromił Mateo wzrokiem jednak na słowa Ricardo jak gdyby się rozpogodził i powiedział - Święte słowa mój synu.....,pamiętajcie że poganie nie mają dusz a zabijanie ich nie jest grzechem w oczach Pana. Ci którzy nie zechcą się nawrócić doznają oczyszczenia ogniem i stalą....
Techniczny
Inigo wszedł na pokład akurat gdy Miguel zaczął mówić
-
Alejandro
My już o to zadbamy, a złoto martwym poganom niepotrzebne rzekł spokojnie głosem pewnym siebie.
-
Inigo de Gastor
Nawracanie pozostawię w gestii tobie podobnych ojcze. Ja mam inny cel - rzekł krótko do księdza, zarzucając wodze na szyję klaczy.
-
Wszyscy
Ksiądz zmierzył Was tylko wzrokiem po czym oddalił się bezszelestnie najwyraźniej nie mając Wam już nic do powiedzenia co przyjęliście z wyraźną ulgą. W miarę upływu czasu dostrzegacie że na pokładzie pojawia się coraz więcej żołnierzy a marynarze zaczynają gorączkowo szykować się do cumowania,najwyraźniej nie tylko Wam zbrzydła ta podróż....Po chwili przybiliście do portu w którym dostrzegliście około 6 okrętów wojennych szykowanych do wypłynięcia a także setki rdzennej ludności zajmującej się załadunkiem na nie towarów i uzbrojenia,pilnowanej przez kilkudziesięciu żołnierzy wyraźnie znudzonych i poirytowanych tym zajęciem..... Z zadumy wyrwał Was głos kapitana - No dobra szczury lądowe,jesteśmy na miejscu,na drogę powrotną pamiętajcie żeby załatwić sobie wiadra hahaha! - większość marynarzy słysząc to parsknęła śmiechem patrząc na Was i innych obecnych na pokładzie żołnierzy z politowaniem
-
Inigo de Gastor
Niepotrzebne nam wiadra, mamy wasze ryje - rzekł spokojnie wsiadając na Marię i pognał ją do galopu z pokładu na ląd.
-
Rodrigo de Suárez
Nie było wina, rumu ani nic to i mi się niedobrze zrobiło... Ze stresu to chyba. No nic, nie będę im szczekać, bo się w spokoju nie napiję hehe - pomyślał żartobliwie i poszedł przygotować swego konia do wyprawy. Gdy tylko może zbiera cały swój ekwipunek i wraz ze swym wierzchowcem złazi na już od dawna upragniony ląd.
-
Alejandro
Wrócę trzykroć bogatszy od was, ba dziesięciokroć haha! Wreszcie, koniec chybotania. Murcielago jako przeżył ten rejs, mam nadzieję, że dożyje następnego, a jak nie, to cóż, na następnego stać mnie będzie hahahhaha. Ale to nie będzie ten sam koń. Ech Udaje się po wszystkie swe rzeczy i wiernego rumaka. Schodzi na ląd
-
Ricardo
Osiodławszy swego rumaka, Alfonsa, ujął go za wodze i sprowadził na stały ląd za pozostałymi towarzyszami.
-
Inigo
Wyleciałeś jak strzała z pokładu i chyba zrobiłeś to w samą porę bowiem poleciało za Tobą kilka obelg....,najwidoczniej nie spodobała im się perspektywa którą im przedstawiłeś....Dość szybko znalazłeś się na pomoście i zdałeś sobie sprawę że galop nie był najlepszym pomysłem,nieomal stratowałeś kilku Indian jednak znakomite umiejętności jeździeckie i jakość wierzchowca dały o sobie znać dlatego bez szwanku wyjechałeś na ląd choć zostawiłeś za sobą niemałe zamieszanie. Szybko zauważyłeś że kilku wściekłych żołnierzy idzie w Twoją stronę....
-
Inigo de Gastor
Oparł dłoń o biodro i podniósł brew, przyglądając się idącym do niego żołnierzom. To o tych indian co mało ich nie stratowałem taka złość w waszych oczach? Cóż...