Pokaż wyniki od 1 do 10 z 19

Wątek: ,,Niezwyciężeni" - polski heroizm i walka o wolność w cztery minuty

Widok wątkowy

Poprzedni post Poprzedni post   Następny post Następny post
  1. #11
    Krwawy Kardynał Awatar Samick
    Dołączył
    Oct 2010
    Postów
    5 767
    Tournaments Joined
    9
    Tournaments Won
    1
    Podziękował
    171
    Otrzymał 427 podziękowań w 262 postach
    Cytat Zamieszczone przez KLAssurbanipal Zobacz posta
    Nie porównałbym tego, a żołnierzy AWP nazwanie "wyklętymi" jest krzywdzące dla prawdziwych wyklętych, którzy byli zabijani/torturowani/głodzeni/więzieni, czy wykańczani psychicznie/finansowo. Żołnierzy AWP żadna krzywda nie spotkała, a to że obecnie się o nich milczy nie może być porównywane do męk jakie znieśli żołnierze wyklęci. Mówienie, że role się odwróciły jest dużym nadużyciem.
    A to mi nowość. Jeszcze nie widziałem armii, która by nie głodowała, nie byłą męczona. A sowiecka to kurczę żołnierze wolności, idea ich karmiła. Krwawe rozpoznania bojem, pojenie spirytusem przed walką na siłę i strach by NKWD miało dobry humor. A to może zwrócimy tym Moskalom uwagę, że nie wypada tak się zachowywać wobec Polaków-sojuszników? Kula od sojusznika albo po "uczciwym" procesie. Karcer i wybite zęby w najlepszym wypadku. Już nie wspominając o tym, że w obu armiach na wschodzie to ochotnikami wielu nie było. Wcielali siłą. I co do wykańczania psychicznie to opiszę historię mojego pradziadka. Wojsko odsłużył w międzywojniu, kampanię wrześniową przeżył, mimo że trafił w sowieckie ręce, a mieszkał z rodziną niedaleko Baranowicz. Wrócił i przesiedział prawie całą wojnę w jako takim spokoju. Jak Sowieci wracali, siłą wcielili go do armii. Szlak aż do Niemiec. Nie zwolnili go od razu, stwierdzono że jego międzywojenne dwa lata w zasadniczej nie liczy się i zamiast wyjść do cywila, przesiedział z polskim-sowieckim dowódcą prawie dwa lata. Dowódca ponoć znał dużo słów po polsku, o ile występowały w języku rosyjskim. Wyszedł wcześniej bo zmieniały się granice. Przeleciał cały kraj do domu, by spakować rodzinę w jeden dzień i z dobytkiem ruszyć w dalszą drogę. Wylądowali pod Wałczem, tam dostał jako osadnik wojskowy (tylko w ten sposób mógł ziemie pod uprawę i dom, bo na miasta nie miał co liczyć, sam to widział, poza tym na roli łatwiej wyżyć) kawałek ziemi, fragment poniemieckiej gospodarki. Trzy lata później, zaraz po zbiorach, był tak poważany przez otoczenie i władzę, że jego gospodarstwo splądrowano grożąc użyciem broni. Go okrzyknięto kułakiem, a podobizny z twarzami rodziny miały (ponoć) wisieć w każdej wiosce w okolicy. Jako przykład, że kułactwo (czyt. zaradność i ciężka praca) nie popłaca. Panowie w różnych mundurach i spod różnych barw musieli popisać się przed przełożonymi.

    Żeby było lepiej! To w chwili kiedy pradziadek patrzył na wojnę z bliska, do drzwi jego domu zapukali... partyzanci. Wzięli co chcieli do jedzenia i poszli. Gdyby nie rodzina i sąsiedzi, to pewnie pradziadek mógłby co najwyżej na groby kwiaty kłaść, bo takich rzeczy w zimę się nie robi samotnej matce z trójką dzieci.

    To tyle przy okazji krzywd i spotykania.


    W tym całym burdelu i politycznej gadaninie, przesiąkniętej propagandą godną poprzedniego ustroju najwięcej cierpią ludzie. Wszyscy ludzie.



  2. Następujących 3 użytkowników podziękowało Samick za ten post:


Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •