Wielu z nas jako dzieci i nie tylko przeżyło chwilę mrożące krew w żyłach wydarzenie czy wypadek które o mały włos mogło skończyć się źle. Otwieram nową dyskusję mam nadzieje że nie będzie zbyt kontrowersyjna dla moderatora.
- Już w trakcie porodu okazało się że pępowina owinęła mi się wokół szyi i doznałem niedotlenienia, przez 3 dni lekarze walczyli o to żebym przeżył. Z tamtego okresu pozostała mi pamiątką jako powikłanie niedowład prawej nogi w stopniu lekkim. Mimo kilku operacji i rehabilitacji niestety nie udało się tego zniwelować po dzień dzisiejszy, przez co lekko kuleje na prawą stopę.
- W wieku 3 lat (wiem z opowiadać rodziców) uderzyłem się u Babci w metalowe drzwi od pieca kaflowego tak że rozciąłem sobie skórę na czole krew podobno lała się mi po głowie ciurkiem ale podobno nawet nie zająknąłem się dopiero po tym jak wszedłem do kuchni i zobaczyli mnie wszyscy to po śladach krwi doszli co zaszło. Na pamiątkę mam do dziś bliznę na czole małej wielkości.
- W wieku 10 lat bawiąc się u Babci na wakacjach poszedłem z kolegami na boisko Betonowe i klasycznie zaczęliśmy się huśtać na bramkach chłopaki zeskoczyli szybciej i pobiegli do drugiej bramki a ja zostałem i sobie wisiałem ale gdy zeskoczyłem to zauważyłem ze oni do mnie krzyczą coś ale nie rozumiałem nic nagle usłyszałem wielki huk i obejrzałem się a dosłownie 15 centymetrów ode mnie przewróciła się bramka gdybym był tuż pod nią to z głowy by mi już nic nie zostało zapewne.
- Jako 12 latek chciałem przysłużyć się Babci która miała stary piec kaflowy więc któregoś ranka wstałem o 6 rano i wziąłem jakieś drewno podpaliłem i zakręcilem piec a że nie miałem wcześniej z takim piecem do czynienia wydawało mi się że wszystko zrobiłem ok. Jak powiedziałem Babci co zrobiłem ta szybko odkręcila metalowe dźwiczki i uświadomiła mi że mogłem spowodować zatrucie, czadem bo w środku jeszcze paliło się drewno żywym ogniem.
- No i jeszcze mi się przypomniała jedna historia gdzieś w 8 klasie podstawówki również u Babci hehe, byliśmy z kumplami w parku i oni mieli ze sobą fajerwerki petardy bo to jakoś było przed sylwestrem z jakiś tydzień więc chcieli wypróbować sprzęt i dziwna sytuacja ja coś przeczuwałem że może być nie tak więc się od nich odsunąłem na jakieś 5 metrów ale pech chciał że jedna petarda która była robiona na mini rakietkę wystrzeliła w górę a następnie ruchem korkociągu zmieniła położenie i centralnie wleciała na mnie na szczęście miałem wtedy grubą kurtkę bo rakieta wleciała w nią i nie wybuchła ale porządnie mi przypiekła kawałek szyi na szczęście dzięki maści na oparzenia wyszedłem z tego bez szwanku.