tak tak do-żyłki są super! Najlepsze w remizie 8-)Zamieszczone przez Aquila
tak tak do-żyłki są super! Najlepsze w remizie 8-)Zamieszczone przez Aquila
Wiem niewiele bo do kuzyna tylko na wakacje jeździłem ;P i mam wrażenia jak MilanosZamieszczone przez voitek
A żeby opisać przeróżne akcje z festynów, dożynek itd itp to trzeba to ciałem pokazywać co się tam wyprawia i te przedziwne ciosy i akcje ( najcześciej prześmieszne) rozpoczynające "walkę"
"W Poroninie na leszczynie,
wiszą jaja po Leninie.
Kto chcę władzy posmakować
musi jaja pocałować"
Autora nie znam ale zasłyszane od wesoło usposobionego wujka
Moje przypadki zaczęły się gdy miałem 10 lat...
Był wtedy piątek 13 czerwca, niedługo wakacje (możecie mi nie wierzyć ale ta data jest przeklęta) pewien koleś w moim wieku zaczął mnie przezywać. Ja wpadłem w szał i zacząłem go gonić. W końcu dobiegliśmy do placu zabaw w pobliżu parkingu. on się schował za drewnianym płotkiem i zaczął rzucać kamienie w moją stronę. Ja znalazłem suchą bułkę... Przeskoczyłem przez płotek, a on nie uciekał. Dopadłem go i przewróciłem. On nie wstawał z ziemi. Odszedłem spokojnie... Po chwili poczułem takie ciepło i mokre czoło. Dostałem kamieniem w głowę. On uciekł a ja byłem od głowy do pasa zakrwawiony. Tak się bałem, że nie krzyczałem ani nie panikowałem, tylko powoli doszedłem do domu i pokazałem to mamie... Tata zabrał mnie do szpitala, miałem prześwietlenie i od razu mi zaszyli ranę. Czaszka na szczęście nie była uszkodzona, wymyśliłem ciekawą historyjkę że z całej siły zahaczyłem o śrubę pod zjeżdżalnią podczas wstawania, a kolesia nie sprzedałem. Sumienie mi nie dało
Chwilowo nie mam co robić (poza referatem z fizyki, jutrzejszym sprawdzianem z polskiego i takimi tam, ale oj tam, oj tam), więc odgrzebuję stare tematy. Mając 3 lata, jak to trzylatek lubiłem wsadzać palce w różne miejsca, raz wsadziłem do pracującej sokowirówki. Podobno krew tryskała na wszystkie strony. Może umrzeć bym nie umarł, ale palca ledwo uratowali. Mam do dziś złamaną macierz paznokcia,więc rośnie on krzywy, w ogóle palec mam krzywy i wygląda to... no cóż, ale przynajmniej miałem się czym chwalić przez całą podstawówkę
Całkiem niedawno, biorąc prysznic, "słuchawka" mi z ręki wyleciała i woda trysnęła na sufit, w kierunku pracującej lampy. Na szczęście prąd mnie nie kopnął, ale lampa była mokra.
Kolejna sytuacja zagrażająca mojemu życiu-tej zimy jak pewnie pamiętacie było dość zimno, więc postanowiłem nosić arafatkę zawiązaną a la Talib. Powiedzmy, że łysi goście w glanach i dresach patrzyli na mnie krzywo i przez chwilę nawet za mną szli. Na szczęście wszedłem w ruchliwą ulicę, a potem do szkoły, ale gacie miałem pełne
"Jeden waleczny król wymazany został z rzędu panujących"-Tabula regnum Poloniae
Mieliście jakieś przeżycie, które prawie was zabiło?
Cóż, zdarzało się Większość zaczynała się od moich słów:
- Stary! Potrzymaj moje piwo i patrz na to!
Powrót z melanżu bywa nieraz niebezpieczny dla życia
"Patrzcie, jak umiera marszałek Francji!"
Le Brave des Braves Michel Ney dowodząc ostatnią szarżą pod Waterloo.
Boże jakie tu historie a ja nawet jeszcze nigdy nie złamałem żadnej kości
Ja też takie miałem, tylko raczej nie zagrażające życiu mojemu i moich kumpli, raczej bywały to głupie wybryki na innychZamieszczone przez Bessieres
"Sukces nie oznacza końca, porażka nie jest ostateczna - liczy się odwaga, aby brnąć dalej" - Winston Churchill
"Nadzieja w męstwie, ratunek w zwycięstwie. Czyńcie swoją powinność". - Stanisław Żółkiewski pod Kłuszynem 1610.r.
Sytuacji zagrażających życiu raczej nie miałem, ale pamiętam dwie przykre sytuacje:
Szkoła podstawowa, tak koło 4 klasy.
Razem z kumplami uwiesiliśmy się na bramce, kto dłużej wytrzyma. Problem był taki, że nie zauważyliśmy, że ktoś właśnie na tym boisku gra w piłkę...
Nagle, strzał! Dostałem z piłki w brzuch i upadłem na ramie. Lewa ręka złamana.
1 gimnazjum, zima. Wracam ze szkoły i nagle SRU! Dostałem śnieżką w tył głowy.... Śnieżka była bardzo duża... Z twardym prezentem w środku. Kilka dni i szwów później nic już mi nie było.
Raz nie spojrzałem w lewo podczas przechodzenia przez jezdnie - kierowca dużego fiata na szczęście zdążył zahamować ok 1 cm od moich nóg. Drugi raz mało nie przejechał mnie tramwaj, zadzwonił tylko nawet nie zwalniając, a mnie wmurowało - i stałem tak jakiś czas po tym jak przed twarzą mignęły mi szyby pierwszego i drugiego wagonu - pół kroku dalej i po stopach... Trzeci raz - przejeżdżałem na rowerze przez skrzyżowanie na zielonym świetle, ba, nawet spojrzałem w lewo na stojące na czerwonym samochody - ale znalazł się wariat który przejechał drugim pasem, pod prąd, na czerwonym świetle mijając mnie zaledwie o kilka centymetrów... nawet się nie zatrzymał, a ja byłem w zbyt wielkim szoku by choćby pomyśleć o zapamiętaniu numerów oddalającego się w błyskawicznym tempie pojazdu... Jeden nietypowy przypadek miałem na koloniach w Karkonoszach, podczas których dzieci pożądliły wyjątkowo cięte górskie pszczoły - po dwóch, trzech użądleniach kilkanaście dzieci wylądowało w izolatce, po czterech czy pięciu kilkoro w szpitalu. Na tej wycieczce zobaczyłem ścieżkę, która wydała się mi idealnym skrótem... tylko że prowadziła bardzo blisko gniazda tych pszczół. W efekcie oblazły mnie całego, a ja z przymkniętymi powiekami, starając się bardzo płytko oddychać, bardzo powoli, wlokąc się pół stopy za pół stopą - wyszedłem z tego bez jednego nawet użądlenia. Od tej pory jak widzę cokolwiek pasiastego latającego blisko mnie (pszczołę, osę, bąka, szerszenia, etc..) - zastygam w bezruchu dopóki owad sobie nie odleci.
O reszcie przypadków (typu pryskanie dyngusówką w żarówkę zapalonej lampki, czy przeleceniu przez kierownicę roweru po pierwszym zahamowaniu przednim hamulcem) nawet nie ma co wspominać, bo groziły co najwyżej kalectwem, a nie śmiercią.