Ostatnio tak się zastanawiałem, czy Polska byłaby w stanie ocalić swoją niepodległość, jako sojusznik Francji? W końcu byliśmy doskonałym kandydatem na sojusznika: zarówno ideologicznego, jak i praktycznego. Ideologicznego, bo chcemy zreformować nasze państwo na lepsze (3 maj) i z tego powodu jesteśmy zewsząd atakowani przez tyrańskich, absolutystycznych sąsiadów. Pomijając parlamentarną Brytanię, Francuzi w całkiem podobnej sytuacji propagandowej. No dobra, to tylko ładna propaganda, będąca zaledwie "gratisem" do najważniejszego powodu: wróg Rosji, Prus i Austrii; najważniejszych członków koalicji antyfrancuskich. Mnóstwo wspólnych wrogów.
Sprzed wojny o konstytucję 3 maja taki sojusz byłby raczej nierealny: w końcu zawarliśmy sojusz wojskowy z Prusami, wrogiem Francji. Ale już po zdradzie Prus? Grunt to... przetrwać wojnę o 3 maja. Za wszelką cenę, wyłączywszy oczywiście anulowanie reform Sejmu Wielkiego.
A zatem? Polska obrania konstytucję i ma sojusz z Francją, na którym można by bardzo wiele w najbliższej przyszłości skorzystać. Czy Polska byłaby w stanie się obronić przed Rosją? Ja sądzę, że by była. Przede wszystkim odważna i mniej strachliwa postawa Poniatowskiego + o wiele wcześniejszy uniwersał na miarę połanieckiego. Armia 3 maja była w stanie stawić częściowy opór Rosjanom (bitwa pod Zieleńcami), armia Kościuszki również. Dlaczego więc te 2 armie miałyby walczyć osobno w osobnych wojnach, zamiast razem za jednym zamachem? Grunt to zmęczyć Rosjan stopniowym wycofywaniem się w głąb kraju + kontrolowane przez polskich szpiegów partyzantki chłopskie za linią wroga. Cel jest prosty: zmęczyć Rosjan, a następnie zaoferować pokój oddający im na zachętę część ziemi wschodnich, np Podole. Konstytucja uratowana, a RP ma czas, by w pełni wcielić ją w życie-zwłaszcza co do liczebności zawodowej armii. A straty terytorialne na wschodzie? Niewiele one zrobią, bo RP i tak porzuciłaby ekspansję na wschód w imię łatwiejszej-choć oczywiście ostrożnej-ekspansji na zachód. Mowa o czekaniu na sukcesy francuskie, by z tyłu dźgnąć w plecy wciąż lekceważących nas Austrię i Prusy, ale zwłaszcza Prusy. Grunt to zdobyć Śląsk, a dopiero potem ziemie z 1772. Pomijając bogactwo tego regionu, równocześnie połączenie terytorialne z Saksonią, z którą de facto bylibyśmy w końcu w unii.
Oczywiście to tylko moja po trochu patriotyczna teoria, więc czekam na wasze komentarze. Czy Rzeczpospolita byłaby w stanie jeśli nie wygrać, to przynajmniej przetrwać wojnę z 1792? A jeśli tak, to jak potoczyłby się los sojuszu polsko-francuskiego?