@Ocena rządów Asada i jemu podobnych bliskowschodnich dyktatorów,geneza konfliktu w Syrii itp to temat na dłuższą dyskusję, bo na pewno nie jest to takie proste jakby chcieli niektórzy, że to wszystko wina wujka Sama, ale jestem w stanie się zgodzić, że za ich rządów był przynajmniej jako taki spokój z islamistami.@
Ocena rządów Asada i innych autokratycznych przywódców jest zawsze tak samo negatywna. A osoby broniące ich rządów uzasadniając to "stabilnością" popełniają w moim przekonaniu gruby błąd. Problem bowiem polega na tym, że rządy tych ludzi zapewniały stabilizację tylko z pozoru, kumulując konflikty co prędzej czy później MUSIAŁO spowodować wybuch. To jest zresztą cecha wszystkich rządów autokratycznych i na tym polega wyższość demokracji, która takie konflikty pozwala neutralizować na bieżąco. Rządy Asada były zresztą wyjątkowo brutalne (podobnie jak Saddama), więc i ich efekt musiał być relatywny - to co mamy więc to skumulowane pokłosie rządów naszego watażki i jego ojca.
To trochę tak, jak np. z oceną transformacji w Polsce. Są ludzie, którzy obwiniają Balcerowicza o "zniszczenie" polskiego przemysłu. Nie wpada im do głowy to, by obwinić o to poprzednie władze, które ten przemysł w dużym stopniu zbudowały na "księżycowych" zasadach skazując go na zagładę już w chwili powstania. Balcerowicz wprowadził tylko normalne zasady, które zweryfikowały wartość tego co zbudowano w czasie PRL-u. Ale to on jest winiony za wszystko, choć przecież nie on jest winowajcą za błędy popełnione przez przywódców komunistycznych działających wbrew prawom rynku.
To samo mamy na Bliskim Wschodzie. Fala rewolucji w krajach arabskich była odpowiedzią na dyktatury - im większy dyktator tym gorsze były skutki rewolucji. Amerykanie "pomogli" tylko w Iraku. Zgodzę się, że popełnili tam błąd. Ale polegał on nie tyle na obaleniu Saddama ile na całkowitej "desaddamizacj" (debaas-izacji, nie wiej jak to poprawnie napisać) państwa. Czyli, odsunęli od władzy całkowicie dawne elity. Które w ten sposób obróciły się przeciw Amerykanom destabilizując państwo i dając wsparcie opozycji wobec nich. To był ich błąd zasadniczy według mnie. Bez konfliktów by się oczywiście nie obyło, ale byłyby nieporównanie łagodniejsze i nie wymagały tak znacznej obecności militarnej USA w tym rejonie. Przy czym efekt polityczny (także w kontekście ewentualnych reform związanych z demokratyzacją - choć tu można się zastanawiać czy jest ona możliwa w kraju plemiennym i na dodatek islamskim, w którym oddzielić się religii od państwa nie za bardzo da) na pewno nie byłby gorszy. I tylko tyle. Reszta, a więc np. powstanie przeciw Asadowi czy też innym dyktatorom, to była rzecz której uniknąć nie było można w dłuższym okresie czasu. Przy czym im dłużej trwałyby ich rządy tym większe narastałoby napięcie i tym większy byłby wybuch niezadowolenia. Tego nie dało się uniknąć i winić za to kogokolwiek jest błędem. Winić ewentualnie (choć to też jest sprawa mocno dyskusyjna) można za to, że pewne rzeczy przybrały taką a nie inną formę, że pewne problemy mogły być złagodzone itd. Ale nie za to co się stało.
Chochlik ma pełną rację pisząc, że te reżimy wcale nie były lepsze od państwa islamskiego, które przecież też pewną stabilność na swych terenach zaprowadza eliminując bandytyzm i zapewniając podstawowe świadczenia ludności.