PDA

Zobacz pełną wersję : PBF NOVIGRAD (Realia Wiedźmina)



Strony : [1] 2

Araven
02-01-2015, 11:10
MEHIR ap CALEP nilfgardzki porucznik gwardii Emhyra
Koncepcja (Aspekt główny): Nilfgaardzki Gwardzista Ciężkozbrojny, dezerter z ciężką zbroją kolczą z elementami płytowymi i tarczą oraz mieczem
Problem: Nieufność wobec nieznajomych (ścigany przez tajną policję Nilfgaardu), niechęć innych narodów (liczne najazdy Nilfgaardu na ziemie sprzymierzonych.)
Cel: Zrzucenie zarzutów na kogoś innego i ucieczka przed pościgiem, w konsekwencji powrót do ojczyzny.
Przeszłość: Dawniej syn szlachcica, który wysłał go do armii. Po tym jak został wykryty spisek w którym brał udział musiał uciekać do Temerii. Sprawny w walce w zwarciu, wytrzymały.

Umiejętności: (3 PD po cz. I Novigradu)
Poziom 5 Walka miecz, Krzepa,
Poziom 4 Przywództwo, Czujność,
Poziom 3 Strzelanie i Miotanie, Sprawność,
Poziom 2 Przetrwanie, Taktyka i Strategia, Siła Woli, Podstęp, Języki (nilfgardzki i wspólna mowa i krasnoludzki), Wiedza (wojskowość), Bijatyka,
Poziom 1, Leczenie

Sztuczki:
Nilfgardzki porucznik gwardii +1 do testów Przywództwa w dowodzeniu, może używać Przywództwa zamiast Uroku w zwykłych rozmowach
Regeneracja (Krzepa) Wymaga Krzepy 4+, za 1 punkt Fate, możesz obniżyć kategorię konsekwencji o 1, np. Średnia staje się Lekka, deklarujesz to w walce. Po zakończonej walce masz o połowę krótszy czas leczenia danej konsekwencji, to już bez punktu losu. (Lekką leczysz w 12 godzin, Średnią w 4 dni, a poważną w 2 tygodnie). Nie można już tego skracać, poza szybką regeneracją.
Twardziel (Krzepa) do Toru Presji Fizycznej doliczamy Pełną Odporność a nie jej połowę.
Walka bronią (styl walka ofensywna) wymaga Walki bronią 3+, daje +1 do Ataku mieczem.
Ekspert w walce mieczem +1 obrażeń zadawanych mieczem.
Dodatkowa lekka konsekwencja


Ekwipunek: Zbroja kolcza z elementami płytowymi + tarcza , zestaw podróżny, kusza typowa, miecz, hełm garnczkowy


Skrócone bojowe
Czujność 4, Sprawność 3
Atak miecz 6 obrażenia 4
Obrona z mieczem i tarczą 5
Atak kusza 3 obrażenia 2 (ignoruje 1 punkt pancerza celu)
Zbroja Pancerz 4 z tarczą lub 3 bez tarczy
Presja fizyczna 8 Presja psychiczna 4
Konsekwencje 3 xLekka 1xŚrednia 1xPoważna


Krasnolud KIELON WYHYLON z Mahakamu
Koncepcja: Krasnolud wolny najemnik z młotem w ciężkiej zbroi
Problem: Niechęć innych ras i pieniactwo oraz pociąg do ciężkich trunków.
Cel: Odnalezienie legendarnego miasta elfów, pełnego nieprzebranych skarbów.
Przeszłość: Syn wodza klanu, ćwiczony w walce, obecnie najemnik, ciągle na trakcie. Nie pociągała go władza (i obowiązki jej przypisane), chciał być wolny więc opuścił dom i ruszył w Świat. Jak wiadomo życie kosztuje, więc najmuje się do różnych armii, karawan i ciągle poszukuje skarbu, który ustawi go do końca życia.

Umiejętności: (4 PD po cz. I Novigradu)
Poziom 5 Walka młoty, Krzepa,
Poziom 4 Czujność
Poziom 3 Podstęp, Sprawność, Strzelanie i Miotanie,
Poziom 2 Przetrwanie, Urok, Siła Woli, Wyszukiwanie, Leczenie, Empatia
Poziom 1 Wiedza (Handel), Języki (krasnoludzki i wspólna mowa), Bijatyka, Wiedza (Wojskowość)
Suma punktów 45.

Sztuczki:

Widzenie w ciemności (Czujność) Postać widzi w ciemności, przy minimalnym świetle, na odległość Czujność x10 metrów.
Regeneracja (Krzepa) Wymaga Krzepy 4+, za 1 punkt Fate, możesz obniżyć kategorię konsekwencji o 1, np. Średnia staje się Lekka, deklarujesz to w walce. Po zakończonej walce masz o połowę krótszy czas leczenia danej konsekwencji, to już bez punktu losu. (Lekką leczysz w 12 godzin, Średnią w 4 dni, a poważną w 2 tygodnie). Nie można już tego skracać, poza szybką regeneracją.
Twardziel (Krzepa) do Toru Presji Fizycznej doliczamy Pełną Odporność a nie jej połowę.
Walka bronią (styl walka ofensywna) wymaga Walki bronią 3+, daje +1 do Ataku młotem.
Kusznik +1 trafienia w Ataku za pomocą kuszy, przy Krzepie minimum 4 potrafi ręcznie załadować zwykłą kuszę
Ekspert w walce młotem +1 obrażeń zadawanych młotem
Sokoli wzrok (Strzelanie i Czujność) o 1 mniejsze kary za Strzelanie na daleki dystans, wypatrywanie itp.

Ekwipunek: Ciężka zbroja łuskowa +1 pancerza razem 4 , zestaw podróżny, kusza typowa z runem i +1 trafienia i +1 obrażeń i 2PP, dwuręczny młot z runem.



Skrócone bojowe
Czujność 4, Sprawność 3
Atak młot 6 obrażenia 5 + 1 PP
Obrona z młotem 5
Atak kusza 4 obrażenia 2 (ignoruje 2 punkty pancerza celu)
Zbroja Pancerz 4 (krasnoludzka)
Presja fizyczna 8 Presja psychiczna 4
Konsekwencje 3 xLekka 1xŚrednia 1xPoważna

VERONIKA, kapitan tarczowników z Cintry

Koncepcja (Aspekt główny): Cintryjski dowódca oddziału piechoty pancernej, zbrojny w kolczudze, w ręku buzdygan i solidna, dębowa tarcza. Niebrzydka i zgrabna kobieta, hardo lejąca po łbach silniejszych od siebie mężów.
Problem: Głównym przyjacielem, a zarazem wrogiem dowódcy jest alkohol. Tylko w nim utopić mogła smutki i znaleźć siłę by nadal żyć. Lecz jak to z alkoholem czasem bywa - przyćmiewa niektóre zmysły. Dodatkowo nienawiść do wszystkiego co z Nilfgaardu przyszło.
Cel: Podróże, wojaczka, dobre piwo i romans z przystojnym rycerzem. Brak określonego celu. Strata i krzywdy wyrządzone jej przed laty, zatarła w Veronice szlachetniejsze uczucia i ambicje. Ślepa wiara w to co los przyniesie.
Przeszłość: Dawniej dowódca oddziału piechoty zaciężnej, który stacjonował w Cintrze. Po zdobyciu i spaleniu miasta przez wojska nilfgaardzkie, Veronika jako jedyna ze swego oddziału przeżyła rzeź i porzucając ostatecznie rozpacz - powędrowała w kierunku krain północy. Od tego czasu tuła się po świecie, zarabiając na przeżycie orężem i pięścią, najmując się jako zwykły zbir czy wojak gdziekolwiek, byle nie w regularnym wojsku.

Umiejętności: (4 PD po cz. I Novigradu)
Poziom 5 Walka bronią i tarczą, Krzepa,
Poziom 4 Podstęp, Przywództwo,
Poziom 3 Sprawność, Czujność
Poziom 2 Hazard, Siła Woli, Strategia i taktyka, Bijatyka, Zastraszanie/Prowokowanie
Poziom 1 Wiedza (wojskowość), Języki (mowa wspólna, dialekt nilfgaardzki), Kontakty, Występ

Sztuczki:
Cintryjski dowódca +1 do testów Przywództwa w dowodzeniu, może używać Przywództwa zamiast Uroku w zwykłych rozmowach
Tarczownik (styl Walka bronią i tarczą) wymaga Krzepy 3+ oraz używania tarczy. Daje +1 dodatkowego Pancerza w walce bezpośredniej. Czyli normalnie tarcza daje +1 pancerza, a z tarczownikiem daje +2 do pancerza fizycznego.)
Mistrz Tarczowników (styl Walka bronią i tarczą) - wymaga Krzepy 3+, Sprawności 3+ i sztuczki Tarczownik oraz używania tarczy. Daje +1 do Obrony w walce bezpośredniej, poza bonusami z Tarczownika.
Twardziel (Krzepa) do Toru Presji Fizycznej doliczamy Pełną Siłę a nie jej połowę.
Nieugięty (Siła Woli) do Toru Presji Psychicznej doliczamy Pełną Siłę Woli a nie jej połowę.
Ekspert w walce buzdyganem +1 do obrażeń
Dodatkowa lekka konsekwencja fizyczna

Ekwipunek: Solidna, dębowa tarcza okrągła, Hauberk, Kaptur kolczy, Zestaw podróżny, Kreda


Skrócone bojowe
Czujność 3, Sprawność 3
Atak buzdygan 5 obrażenia 4 + 1 PP
Obrona z buzdyganem i tarczą 6
Zbroja Pancerz 5 z tarczą
Presja fizyczna 8 Presja psychiczna 5
Konsekwencje 3 x Lekka 1xŚrednia 1xPoważna

JANUS z DAEVON, Mag z Ban Ard

Koncepcja (Aspekt główny): Niedoszły absolwent męskiej uczelni dla magów, wyrzucony z niej za kradzież.
Problem: Kleptomania.
Cel: Udowodnienie że i bez zdania egzaminów można zostać potężnym magiem.
Przeszłość: Zabrany w wieku 10 lat do Ban Ard z rodzinnego Daevon (mieścina w Kaedwen), by nauczył się kontrolować swe moce.

Umiejętności: (1 PD po cz. I Novigradu, pozostałe wydane)
Poziom: 5 Magia, Siła Woli,
Poziom 4: Czujność
Poziom 3: Języki: wspólny, kaedweński, Starsza Mowa wszystkie w mowie i piśmie, Koncentracja, Wiedza: magia, Leczenie,
Poziom 2: Alchemia, Wiedza: Zielarstwo, Urok, Sprawność
Poziom 1: Astrologia, Wiedza (Etykieta), Wiedza (Geografia), Szacowanie, Wiedza Heraldyka), Wiedza (Historia), Wiedza (Polityka), Krzepa

Sztuczki:
Adept Magii +1 do testów Magii w Ataku i Obronie
Magia w Obronie używa Magii w Obronie zamiast Walki bronią czy Sprawności
Nieugięty (Siła Woli) do Toru Presji Psychicznej doliczamy Pełną Siłę Woli a nie jej połowę.
Dodatkowa lekka konsekwencja fizyczna
Czary:
- Knebel.
- Telekineza.
- Grot.
- Ognista Sieć.
- Piorun kulisty.
- Ochrona.
- Efekt Zwierciadła.

Ekwipunek:
- amulet przechowujący magię (pierścień z bursztynem).
- sakiewka z drobnymi
- ubranie podróżne
Ogólnie ma to być taki typowy mag, prawie absolwent Ban Ard (złapany i wydalony z uczelni pod koniec nauki). I dlatego ta kleptomania, by zrównoważyć ilość umiejętności (potęgę postaci) i jako wytłumaczenie powodu nie ukończenia uczelni.


ADRIAN ceap FEHNRYR (nilfgardzki łucznik)

Koncepcja (Aspekt główny): Nilfgardzki Łucznik
Problem: Niechęć innych narodów (liczne najazdy Nilfgaardu na ziemie sprzymierzonych.)
Cel: Pomoc najsłabszym i najuboższym. Uważa się bardziej za Temerczyka niż Nilgardczyka.
Przeszłość: : Potomek bogatego właściciela manufaktury w Wyzimie, obecnie zniszczonej.
Umiejętności: (1PD po awansie Strzelania na 6)
Poziom 6 Strzelanie i Miotanie
Poziom 5 Leczenie
Poziom 4 Podstęp, Czujność,
Poziom 3 Krzepa, Przetrwanie, Sprawność, Walka miecze,
Poziom 2 Wyszukiwanie, Siła Woli, Urok
Poziom 1 Jeździectwo, Języki (temerski, nilfgardzki i wspólny), Empatia , Wiedza (handel), Fach (myśliwy)

Ekwipunek: kolczuga, krótki miecz, refleksyjny łuk (+1 obrażeń)i strzały, zestaw podróżny, płaszcz maskujący, nóż myśliwski. 117 orenów.


Sztuczki:
Widzenie w ciemności (Czujność) Postać widzi w ciemności, przy minimalnym świetle, na odległość Czujność x10 metrów
Twardziel (Siła) do Toru Presji Fizycznej doliczamy Pełną Krzepę a nie jej połowę.
Walka defensywna (Strzelanie i Miotanie ) wymaga Strzelania i Miotania 4+, Zwinności 3+. Pozwala użyć Strzelania i Miotania zamiast Broni Białej jako Obrony bliskiej w walce bezpośredniej.
Precyzyjny strzał lub rzut (Czujność) trafiasz w odsłonięte miejsca, rzut nożem lub strzał ignoruje 2 punkty pancerza celu.
Tropiciel (Przetrwanie), wymaga Przetrwania lub Myślistwa 3+. Daje +2 premii do testów tropienia, wykonywanych za pomocą Przetrwania lub Myślistwa.
Dodatkowa lekka konsekwencja fizyczna.



Skrócone bojowe
Czujność 4, Sprawność 3
Atak z łukiem 5, obrażenia 3 (ignoruje 2 punkty pancerza celu)
Obrona z łukiem 5
Atak miecz 3 obrażenia 2
Obrona z mieczem 3
Zbroja kolczuga Pancerz 3 (krasnoludzki)
Presja fizyczna 6 Presja psychiczna 4
Konsekwencje 2 xLekka 1xŚrednia 1xPoważna


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cennik z czasów pokoju, obecnie spore modyfikacje są wyżywienie drożej o 50 do 200%, uzbrojenie taniej o około 50%.

Broń
Towary
Bełty do kuszy (10 sztuk) – 40 denarów
Broń drzewcowa (na przykład halabarda, glewia, berdysz, pika) – 100 denarów
Kord (z pochwą) – 100 denarów
Kusza ciężka – 400 denarów
Kusza gabriel (zadaje tyle obrażeń, co kusza typowa, jednak można z niej strzelać co rundę, ale tylko przez pięć rund pod rząd) – 1000 denarów
Kusza lekka – 150 denarów
Kusza typowa – 200 denarów
Łuk długi – 100 denarów
Łuk kompozytowy – 1000 denarów
Łuk krótki – 50 denarów
Miecz (z pochwą) – 150 denarów
Miecz dwuręczny – 400 denarów
Nóż (z pochwą) – 30 denarów
Orion – 100 denarów
Proca – 1 denar
Strzały (10 sztuk) – 20 denarów
Szabla (z pochwą) – 180 denarów
Topór/Maczuga/Buzdygan – 50 denarów

Usługi
Naprawa broni – ok. 1/3 wartości
Wykonanie broni na zamówienie – ok. 1,5 zwykłej ceny

Karczma
Towary
Garniec gorzałki (ok. 4 l) – 15 denarów
Garniec miodu (ok. 4l) – 4 denary
Garniec wina (ok. 4l) – 25 denarów
Kufel piwa (1/2 litra) – ćwierć denara
Posiłek (zazwyczaj miska gulaszu i kilka pajd chleba) – 2 denary

Usługi
Izba, oddzielna – 15 denarów noc
Miejsc we wspólnej izbie – 1 denar za noc
Stajnia dla konia – 1 denar za konia za noc

Leczenie
Towary
Bandaże – 1 denar
Maść gojąca rany – 30 denarów
Narzędzia chirurgiczne – 450 denarów
Zioła lecznicze (przeciwbólowe i przeciwgorączkowe) – 25 denarów

Usługi
Operacja chirurgiczna – 200 denarów
Opieka nad chorym – 30 denarów za wizytę
Pobyt w lazarecie – 20 denarów dziennie
Rwanie zęba – w Oxenfurcie dwa halerze (2/10 denara, zwykle liczone jako ćwierć) za godzinę, najtaniej na Kontynencie!

Muzyka
Towary
Bęben – 15 denarów
Dudy – 120 denarów
Flet – 200 denarów
Harfa – 500 denarów
Lutnia – 800 denarów
Tamburyn – 30 denarów
Wiola – 250 denarów

Usługi
Naprawa instrumentu – ok. 1/3 jego wartości
Wynajęcie kapeli – co najmniej 200 denarów na głowę za wieczór
Wynajęcie minstrela – co najmniej 200 denarów za wieczór

Oświetlenie
Towary
Kaganek – 2 denary
Lampa – 4 denary
Pochodnia – 1 denar
Świeca (5 sztuk) – 15 denarów

Ekwipunek podróżniczy
Towary
Manierka metalowa (0,5 litra) – 25 denarów
Prowiant (tydzień) – 50 denarów
Sakwa końska – 8 denarów
Sakiewka (mieści 100 denarów) – 2 denary
Zestaw wędrowca (sakwa, koc, kociołek, bukłak, kubek, krzesiwo i hubka, sztućce, nóż, prowiant i woda na tydzień) – 200 denarów

Usługi
Patrz „Karczma”

Przybory do pisania
Towary
Rylec – 1 denar
Tabliczka – 15 denarów
Zestaw przyborów (pióro, kałamarz, zapas inkaustu i pergaminu, skórzana tuba na papiery) – 100 denarów

Usługi
Spisanie dokumentu u notariusza – 50 denarów

Rozrywka
Towary
Kości do gry – 3 denary
Talia kart – 10 denarów

Usługi
Wizyta w zamtuzie – 200 denarów za godzinę
Uliczna ladacznica – 50 denarów za jedne figle

Rzemiosło
Towary
Gwoździe (20 sztuk) – 100 denarów
Kajdany – 45 denarów
Lina – 3 denary za 5 m
Luneta – 800 denarów
Łopata – 15 denarów
Narzędzia grawerskie – 500 denarów
Narzędzia kowalskie – 500 denarów
Narzędzia stolarskie – 450 denarów
Narzędzia ślusarskie – 450 denarów
Piła – 50 denarów
Przybory nawigacyjne – 550 denarów
Sieć – 30 denarów
Szkło powiększające – 700 denarów
Wędka – 3 denary

Usługi
Drobna praca rzemieślnicza (reperacja krzesła, zamku w drzwiach etc.) – 1/3 wartości reperowanej rzeczy
Podkucie konia – 10 denarów za podkowę

Pojazdy
Towary
Furmanka – 550 denarów
Kareta – 3500 denarów
Łódź wiosłowa – 250 denarów
Łódź żaglowa – 550 denarów
Wóz kryty – 1500 denarów

Usługi
Przewóz osób lub towarów – najtaniej ok. 15 denarów dziennie

Ubranie i szycie
Towary
Buty wysokie – 60 denarów
Dublet/wams aksamitny – 700 denarów
Dublet/wams sukienny – 40 denarów
Fartuch wełniany – 10 denarów
Gacie – 1 denar
Igła ze szpulą nici – 5 denarów
Kaftan skórzany – 300 denarów
Kaftan skórzany nabijany srebrem – 600 denarów
Kapelusz/kaptur/keret – 2 denary
Nogawice sukienne/pludry – 10 denarów
Opończa – 20 denarów
Pas – 12 denarów
Płaszcz podróżny z wełny – 30 denarów
Pończochy wełniane – 8 denarów
Spódnica – 10 denarów
Suknia prosta– 30 denarów
Suknie wykwintna – 200 denarów
Tunika płócienna – 5 denarów
Tunika wełniana – 20 denarów
Trzewiki – 10 denarów
Koszula płócienna – 4 denary
Koszula jedwabna – 200 denarów
Ubranie podróżne (proste, ale wytrzymałe i wygodne, szyte z płótna i wełnianego sukna; składa się na nie tunika lub dublet i koszula, nogawice, płaszcz, kaptur, wysokie buty) – 130-180 denarów
Ubranie wytworne (niezbyt wytrzymałe, ale misternie wykończone, szyte z drogich materiałów: dobrej jakości sukna oraz jedwabiów i atłasów, składa się na nie dublet, nogawice, trzewiki, gustowne nakrycie głowy) – 1000 – 2000 denarów

Usługi
Uszycie ubrania na zamówienie – ok. półtorej zwykłej ceny
Zreperowanie ubrania – 1/3 ceny

Zbroja
Towary
Hełm zwykły (na przykład z nosalem albo łebka czy kapalin) – 80 denarów
Hełm z zasłoną lub garnczkowy – 200 denarów
Kaptur kolczy – 250 denarów
Kolczuga (razem z rękawicami kolczymi) – 1000 denarów
Napierśnik/naplecznik – 700 denarów
Osłony nóg, kolcze – 500 denarów
Osłony nóg/osłony ramion, płytowe – 1000 denarów
Rękawice kolcze – 300 denarów
Rękawice płytowe – 400 denarów
Przeszywanica/skórznia/kolet – 100 denarów
Tarcza (drewniana z okuciami) – 100 denarów
Zbroja płytowa (napierśnik, naplecznik, osłony nóg, stóp, ramion rękawice płytowe) – 5000 denarów

Usługi
Naprawa zbroi – ok. 1/3 jej wartości
Wykonanie specjalnie dopasowanej zbroi na zamówienie – ok. półtorej zwykłej ceny

Zwierzęta
Towary
Bydło rogate (krowy, kozy) – 200 denarów sztuka
Bydło nierogate (świnie, owce) – 30 denarów sztuka
Drób – 1-2 denary sztuka
Koń bojowy – 50 000 denarów
Koń juczny/pociągowy – 400 denarów
Koń pod wierzch – 800 denarów
Muł/osioł – 300 denarów
Pies – 30 denarów

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

PBF

Wasza hanza po ostatnim zleceniu. uzyskała nieco nowych znajomości i runy na broni. Mag Janus wzbogacił swój repertuar magicznych zaklęć.

Łucznik Adrian otrzymał wiadomość, że w Novigradzie niejaki Biberveldt, niziołek i kupiec, ma dla niego znaczący depozyt. Gdyż ojciec Adriana prowadził z nim jakoweś interesy, nim zniszczono jego manufakturę w czasie wojny. Wiadomość była magiczna, jedna z pamiątek po ojcu, jaką ma Adrian umożliwiła zlokalizowanie go. Sprawa wygląda na wiarygodną. Kupiec ma wypłacić Adrianowi około 1000 novigradzkich koron, co stanowi 5000 orenów. Chce by dziedzic jego wspólnika był przy zakończeniu tychże interesów i pokwitował odbiór gotówki. Gotówki może być więcej, zależy jaki zysk dadzą ostatnie inwestycje.

[Pytanie czy ruszacie do Novigradu? Kultyści się zaszyli. Więc nie bardzo w Siole jest dla was zajęcie. Takie rezuny jak Wy na pewno znajdą tam stosowne zajęcie.]

Techniczny

W prologu i części I PBF-a, wykorzystam wiele opisów z opowiadania Andrzeja Sapkowskiego "Wieczny ogień", tak dla klimatu. Zmieniając niektóre imiona tylko i tu i tam nieco modyfikując.

sadam86
02-01-2015, 11:19
To Adrian mówisz, że dostałeś spadek i chcesz abyśmy Ci towarzyszyli. Ja tam druha nie zostawię, a i trochę ruchu nie zaszkodzi rzekł Kielon i zaczął dumać ciekawe czy Pan szlachetny podzieli się kasą, czy tylko zedrę buty po próżnicy?

Pampa
02-01-2015, 11:30
Widzę twój staruszek miał dryg do interesu. Może powinieneś iść w jego ślady? Jeszcze krzywda ci się stanie z takimi pieniędzmi - Rzekł uśmiechając się od ucha do ucha Mehir. - Zwłaszcza że czasy są taaaakie niebezpieczne. Można niechcący do stawu wpaść...

Asuryan
02-01-2015, 11:39
Novigrad duże miasto, pełne bogatych kupców - łatwiej tam będzie o zlecenie niż w tej dziurze zabitej dechami - dorzucił Janus.

Frøya
02-01-2015, 12:12
Tfu, Novigrad srovigrad... - zasępiła się Veronika - Nie znoszę tej pieprzonej mieściny. Za głupkowate burdy z oberży panienkę młodą wyrzucić to przesada jakowaś! Kilka pysków obić to jeszcze nie grzech przecież... Ale potowarzyszmy łucznikowi, bo fortuna taka na gościńcu nie leży. A i siedzieć w tej zapadłej wsi nie ma co, zbrzydła mi nieco. Piwo to jakieś szczyny, a kaszankę tu jedliście? Kpina!

adriankowaty
02-01-2015, 12:21
No, no (pomyślał Adrian) - taki kapitał. Fakt, mój ojciec należał do majętnych, ale aż 1000 koron novigardzkich? Na pewno będzie jakaś sprawa do załatwienia poza odbiorem pieniędzy.
Dobra, druhowie (powiedział na głos), z chęcią udam się po odbiór należności. Ale podejrzewam, że jeszcze w innym celu zabawimy w Novigardzie. Mam tylko nadzieję, że się nie pokłócimy o te pieniądze.

sadam86
02-01-2015, 12:33
No to nie ma co się zasiadywać, pora ruszać wcześniej wymaszerujemy, wcześniej położymy łapy ekhm... znaczy Adrian spadek odbierze, a i chętnie zobaczę karczemną burdę w wykonaniu Veroniki hehe.

Techniczny
Będę po 15

adriankowaty
02-01-2015, 12:39
Burdy wolę nie oglądać.

Pampa
02-01-2015, 12:42
Toś złą kompanię wybrał. Ja jestem ciekawy jak to kobieta umie się bić po karczmach, kiedy trzeba podnosić ławy czy też rzucać stołem. W pierwszej lepszej karczmie stańmy, zobaczymy na co stać naszą Cintryjkę.

adriankowaty
02-01-2015, 12:49
Nie o tej karczemnej mówiłem. Nie chcę od was dostać buławą czy czymś innym, jak opuścimy Biberveldt'a.

Frøya
02-01-2015, 12:51
Bić nikogo nie będę ku waszej uciesze wieśniaki. Burdy chceta, to chyżo! Wzajemnie sobie mordy obić, zabawa będzie przednia! - Oburzyła się dziewczyna i podnosząc wszystkie swoje tobołki, ruszyła w stronę nowej przygody.

adriankowaty
02-01-2015, 12:54
Wolałbym, ażeby nie doszło w naszej hanzie do wojny domowej z powodu tego kapitału. To byłby nonsens!

Araven
02-01-2015, 12:58
Prolog.

[W dniu przybycia hanzy do Novigradu, ma miejsce poniższa scena, jesteście w karczmie Grot Włóczni, gdzie ma to miejsce. Za kwadrans ma przybyć ktoś od kupca Biberveldta, jaki wezwał tu Adriana . Wiedźmin Cohen i trubadur Vilfred. Na bazie „Wiecznego ognia”, oczywiście. Opisy są dziełem p. Sapkowskiego, ja tu i tam coś zmieniam co najwyżej.]


- Ty kłamliwa łajzo! - rozdarła się blondynka i rozbryzgliwie splunęła z balkonu. - Ty włóczęgo! Ty zachrypnięty bażancie!
- Za co ona ciebie tak? Coś przeskrobał, Vilfred?


- Normalnie - wzruszył ramionami trubadur. - Wymaga monogamii, jedna z drugą, a sama rzuca w człowieka cudzymi spodniami. Słyszałeś, co o mnie wykrzykiwała? Na bogów, ja też znam takie, które ładniej odmawiają, niż ona daje, ale nie krzyczę o tym po ulicach. Idziemy stąd.
- Dokąd proponujesz?

- A jak myślisz? Do świątyni Wiecznego Ognia? Chodź, wpadniemy pod "Grot Włóczni". Muszę uspokoić nerwy.
Wiedźmin, nie protestując, pociągnął klacz za Jaskrem, raźno ruszającym w ciasny zaułek. Trubadur podkręcił w marszu kołki lutni, dla próby pobrzdąkał po strunach, wziął głęboki, rozwibrowany akord.

Zapachniało powiewem jesieni
Z wiatrem zimnym uleciał słów sens
Tak być musi, niczego nie mogą już zmienić
Brylanty na końcach twych rzęs...

Urwał, wesoło pomachał ręką dwóm smarkulom, przechodzącym obok z koszykami pełnymi warzyw. Smarkule zachichotały.
- Co cię sprowadza do Novigradu, Cohen?
- Zakupy. Uprząż, trochę ekwipunku. I nowa kurtka - wiedźmin obciągnął na sobie szeleszczącą, pachnącą nowością skórę. - Jak ci się widzi moja nowa kurtka, Vilfred?

- Nie nadążasz za modą - skrzywił się bard, strzepując kurze piórko z rękawa swego połyskliwego, chabrowego kaftana o bufiastych rękawach i kołnierzu powycinanym w ząbki. - Ach, cieszę się, że się spotkaliśmy. Tu, w Novigradzie, stolicy świata, centrum i kolebce kultury. Tutaj człowiek światły może odetchnąć pełną piersią!
- Przejdźmy może oddychać uliczkę dalej - zaproponował Cohen, patrząc na obdartusa, który kucnąwszy i wybałuszywszy oczy wypróżniał się w bocznym zaułku.

- Denerwujący staje się ten twój wieczny sarkazm - Vilfred skrzywił się znowu.
- Novigrad, powiadam ci, to stolica świata. Prawie trzydzieści tysięcy mieszkańców, Cohen, nie licząc przyjezdnych, wyobrażasz sobie? Murowane domy, główne ulice brukowane, morski port, składy, cztery młyny wodne, rzeźnie, tartaki, wielka manufaktura produkująca ciżmy, do tego wszelkie wyobrażalne cechy i rzemiosła. Mennica, osiem banków i dziewiętnaście lombardów. Zamek i kordegarda, że aż dech zapiera. I rozrywki: szafot, szubienica z zapadnią, trzydzieści pięć oberży, teatrum, zwierzyniec, bazar i dwanaście zamtuzów. I świątynie, nie pamiętam ile. Dużo. No, i te kobiety, Cohen, umyte, utrefione i pachnące, te atłasy, aksamity i jedwabie, te fiszbiny i tasiemki... Och, Cohen! Wiersze same cisną się na usta:

Tam, gdzie mieszkasz, już biało od śniegu
Szklą się lodem jeziorka i błota
Tak być musi, już zmienić nie zdoła niczego
Zaczajona w twych oczach tęsknota...

- Nowa ballada?
- Aha. Nazwę ją: "Zima". Ale jeszcze niegotowa, nie mogę skończyć, przez Vespulę cały jestem roztrzęsiony i rymy mi się nie składają. Aha, Cohen, zapomniałem spytać, jak tam z twoją ukochaną?
- Nijak.
- Rozumiem.
- Gówno rozumiesz. No, gdzie ta karczma, daleko jeszcze?
- Za rogiem. O, już jesteśmy na miejscu. Widzisz szyld?
- Widzę.


- Witam i pięknie się kłaniam! - Vilfred wyszczerzył zęby do panienki zamiatającej schody. - Czy ktoś już mówił waćpannie, że jest śliczna?

Panienka poczerwieniała i mocno ścisnęła miotłę w dłoniach. Cohen przez chwilę sądził, że przyłoży trubadurowi kijem. Mylił się. Panienka uśmiechnęła się mile i zatrzepotała rzęsami. Vilfred, jak zwykle, nie zwrócił na to żadnej uwagi.
- Witam i pozdrawiam! Dobry dzień! - zagrzmiał, wchodząc do oberży i ostro pociągając kciukiem po strunach lutni. - Mistrz Vilfred, najsławniejszy po mistrzu Jaskrze poeta w tym kraju, odwiedził twój niechlujny lokal, gospodarzu! Nabrał albowiem ochoty napić się piwa! Czy doceniasz zaszczyt, jaki ci robię, wydrwigroszu?

- Doceniam - rzekł ponuro karczmarz, wychylając się zza kontuaru. - Rad jestem was widzieć, panie śpiewak. Widzę, że w istocie wasze słowo nie dym. Obiecaliście wszak wpaść zaraz z rana i zapłacić za wczorajsze wyczyny. A ja, pomyśleć tylko, sądziłem, że łżecie, jak zwykle. Wstyd mi, jako żywo.
- Zupełnie niepotrzebnie się sromasz, dobry człowieku - powiedział niefrasobliwie trubadur. - Albowiem nie mam pieniędzy. Później o tym pogwarzymy.


- Nie - rzekł zimno karczmarz. - Zaraz o tym pogwarzymy. Kredyt się skończył, wielmożny panie poeto. Dwa razy pod rząd nikt mnie nie okpi.


Vilfred zawiesił lutnię na sterczącym ze ściany haku, usiadł za stołem, zdjął kapelusik i przygładził w zamyśleniu przypięte do niego piórko egreta.
- Masz pieniądze, Cohen? - spytał z nadzieją w głosie.
- Nie mam. Wszystko, co miałem, poszło na kurtkę.
- Niedobrze, niedobrze - westchnął Vilfred. - Cholera, ani żywej duszy, nikogo, kto mógłby postawić. Gospodarzu, co tak pusto dziś u ciebie?
- Za wcześnie na zwykłych gości. A czeladnicy murarscy, ci, co remontują świątynię, zdążyli już być i wrócili na budowę, zabrawszy majstra.

- I nikogo, nikogutko?
- Nikogo oprócz wielmożnego kupca Biberveldta, który śniada w dużym alkierzu.
- Dainty jest? - ucieszył się Vilfred. - Trzeba było tak od razu. Chodź do alkierza, Cohen. Znasz Dainty Biberveldta, niziołka?

- Nie.
- Nie szkodzi. Poznasz. Oho! - zawołał trubadur, zmierzając w stronę bocznej izby. - Czuję od zachodu powiew i tchnienie zupy cebulowej, miłe mym nozdrzom. A kuku! To my! Niespodzianka!
Przy centralnym stole alkierza, pod słupem, udekorowanym girlandami czosnku i pękami ziół, siedział pucołowaty, kędzierzawy niziołek w pistacjowozielonej kamizeli. W prawej dłoni dzierżył drewnianą łyżkę, lewą przytrzymywał glinianą miskę. Na widok Jaskra i Cohena niziołek zamarł w bezruchu, otworzywszy usta, a jego duże orzechowe oczy rozszerzyły się ze strachu.

- Cześć, Dainty - powiedział Vilfred, wesoło machając kapelusikiem. Niziołek wciąż nie zmieniał pozycji i nie zamykał ust. Ręka, jak zauważył Cohen, drżała mu lekko, a zwisające z łyżki długie pasemko gotowanej cebuli kołysało się jak wahadło.
- Wwwi... wwwitaj, Vilfred - wyjąkał i głośno przełknął ślinę.
- Masz czkawkę? Przestraszę cię, chcesz? Uważaj: na rogatkach widziano twoją żonę! Zaraz tu będzie! Gardenia Biberveldt we własnej osobie! Ha, ha, ha!
- Aleś ty głupi, Vilfred - rzekł z wyrzutem niziołek.


Vilfred znowu roześmiał się perliście, biorąc jednocześnie dwa skomplikowane akordy na strunach lutni.
- No, bo minę masz, bracie, wyjątkowo głupią, a wybałuszasz się na nas, jakbyśmy mieli rogi i ogony. A może wystraszyłeś się wiedźmina? Co? Może myślisz, że otwarto sezon polowania na niziołków? Może...


- Przestań - nie wytrzymał Cohen, podchodząc do stołu. - Wybacz, przyjacielu. Vilfred przeżył dziś ciężką tragedię osobistą, jeszcze mu nie przeszło. Usiłuje dowcipem zamaskować smutek, przygnębienie i wstyd.
- Nie mówcie mi - niziołek wysiorbał wreszcie zawartość łyżki. - Sam zgadnę. Vespula wyrzuciła cię wreszcie na zbity łeb? Co, Vilfred?
- Nie wdaję się w rozmowy na delikatne tematy z osobnikami, którzy sami żrą i piją, a przyjaciołom każą stać - powiedział trubadur, po czym, nie czekając, usiadł. Niziołek naczerpał łyżkę zupy i oblizał zwisające z niej nitki sera.


- Co prawda, to prawda - rzekł ponuro. - Zapraszam więc. Siadajcie, i czym chata bogata. Zjecie polewki cebulowej?
- W zasadzie nie jadam o tak wczesnych porach - zadarł nos Vilfred. - Ale niech będzie, zjem. Tyle że nie na pusty żołądek. Hola, gospodarzu! Piwa, jeśli łaska! A chyżo!
Dziewczę z imponującym, grubym warkoczem, sięgającym pośladków, przyniosło kubki i miski z zupą. Cohen, przyjrzawszy się jej okrągłej, pokrytej meszkiem buzi stwierdził, że miałaby ładne usta, gdyby pamiętała o ich domykaniu.


- Driado leśna! - krzyknął Vilfred, chwytając rękę dziewczęcia i całując ją we wnętrze dłoni. - Sylfido! Wró-żko! Boska istoto o oczach jak bławe jeziora! Pięknaś jak poranek, a kształt ust twoich rozwartych podniecająco...
- Dajcie mu piwa, szybko - jęknął Dainty. - Bo będzie nieszczęście.
- Nie będzie, nie będzie - zapewnił bard. - Prawda, Cohen? Trudno o bardziej spokojnych ludzi niż my dwaj. Jam, panie kupcze, jest poeta i muzyk, a muzyka łagodzi obyczaje. A obecny tu wiedźmin groźny jest wyłącznie dla potworów. Przedstawiam ci: to Cohen wiedźmin, postrach strzyg, wilkołaków i wszelkiego plugastwa. Słyszałeś chyba o Cohenie, Dainty?
- Słyszałem - niziołek łypnął na wiedźmina podejrzliwie. - Cóż to... Cóż to porabiacie w Novigradzie, panie Cohen? Czyżby pojawiły się tu jakieś straszne monstra? Jesteście... hem, hem... wynajęci?

- Nie - uśmiechnął się wiedźmin. - Jestem tu dla rozrywki.
- O - rzekł Dainty, nerwowo przebierając owłosionymi stopami wiszącymi pół łokcia nad podłogą. - To dobrze...


- Co dobrze? - Vilfred przełknął łyżkę zupy i popił piwem. - Zamierzasz może wesprzeć nas, Biberveldt? W rozrywkach, ma się rozumieć? To się świetnie składa. Tu, pod "Grotem Włóczni", zamierzamy się podchmielić. A potem planujemy skoczyć do "Passiflory", to bardzo drogi i dobry dom rozpusty, gdzie możemy sobie zafundować półelfkę, a kto wie, może i elfkę pełnej krwi. Potrzebujemy jednak sponsora.
- Kogo?
- Tego, kto będzie płacił.
- Tak sądziłem - mruknął Dainty. - Przykro mi. Po pierwsze, jestem umówiony na handlowe rozmowy. Po drugie, nie mam środków na fundowanie takich rozrywek. Po trzecie, do "Passiflory" wpuszczają wyłącznie ludzi.

- A my co jesteśmy, sowy pójdźki? Ach, rozumiem. Nie wpuszczają tam niziołków. To prawda. Masz rację, Dainty. Tu jest Novigrad. Stolica świata.
- Tak... - powiedział niziołek, wciąż patrząc na wiedźmina i dziwnie krzywiąc usta. - To ja już sobie pójdę. Jestem umówiony...
Drzwi alkierza otwarły się z hukiem i do środka wpadł...
Dainty Biberveldt.
- Bogowie! - wrzasnął Vilfred.
Stojący w drzwiach niziołek niczym nie różnił się od niziołka, siedzącego za stołem, jeśli nie liczyć faktu, że ten za stołem był czysty, a ten w drzwiach brudny, potargany i wymięty.
- Mam cię, suczy chwoście! - ryknął brudny niziołek, rzucając się w kierunku stołu. - Ty złodzieju!


Jego czysty bliźniak zerwał się, obalając zydel i strącając naczynia. Cohen zareagował odruchowo i błyskawicznie - porwawszy z ławy miecz w pochwie, smagnął Biberveldta przez kark ciężkim pasem. Niziołek runął na podłogę, poturlał się, zanurkował pomiędzy nogi Vilfreda i na czworakach popędził do wyjścia, a ręce i nogi wydłużyły mu się nagle jak łapy pająka. Na ten widok brudny Dainty Biberveldt zaklął, zawył i odskoczył, z hukiem waląc plecami w drewniane przepierzenie. Cohen odrzucił pochwę miecza i kopniakiem usunął z drogi krzesło, rzucając się w pościg.

Czysty Dainty Biberveldt, w niczym już, poza kolorem kamizelki, niepodobny do Dainty Biberveldta, przesadził próg niczym pasikonik, wpadł do sali ogólnej, zderzając się z panienką o półotwartych ustach. Widząc jego długie łapy i rozlaną, karykaturalną fizjonomię, panienka otwarła usta na pełną szerokość i wydała z siebie świdrujący uszy wrzask. Cohen, korzystając z utraty tempa, jakie spowodowało zderzenie z dziewczyną, dopadł stwora na środku izby i obalił na podłogę zręcznym kopniakiem w kolano.
- Ani drgnij, braciszku - syknął przez zaciśnięte zęby, przykładając dziwadłu do karku sztych miecza. - Ani drgnij.

- Co tu się dzieje? - zaryczał oberżysta, podbiegając z trzonkiem od łopaty w garści. - Co to ma być? Straż! Deczka, leć po straż!
- Nieee! - zawył stwór, płaszcząc się do podłogi i jeszcze bardziej deformując. - Litości, nieeeee!
- Żadnej straży! - zawtórował mu brudny niziołek, wypadając z alkierza. - Łap dziewczynę, Vilfred!
Trubadur chwycił wrzeszczącą Deczkę, pomimo pośpiechu starannie wybierając miejsca do chwytu. Deczka zapiszczała i kucnęła na podłodze przy jego nogach.

- Spokojnie, gospodarzu - wydyszał Dainty Biberveldt. - To sprawa osobista, nie będziemy wzywać straży. Zapłacę za wszystkie szkody.
- Nie ma żadnych szkód - rzekł trzeźwo karczmarz, rozglądając się.
- Ale będą - zgrzytnął pękaty niziołek. - Bo zaraz go będę lał. I to jeszcze jak. Będę go lał okrutnie, długo i zapamiętale, a on wtedy wszystko tu porozbija.
Rozpłaszczona na podłodze długołapa i rozlana karykatura Dainty Biberveldta zachlipała żałośnie.
- Nic z tego - rzekł zimno oberżysta, mrużąc oczy i unosząc lekko trzonek łopaty. - Lejcie go sobie na ulicy albo na podwórzu, panie niziołku. Nie tu. A ja wzywam straż. Mus mi, głowa moja w tym. Toć to... to przecie potwór jakowyś!


- Panie gospodarzu - rzekł spokojnie Cohen, nie zmniejszając nacisku klingi na kark cudaka. - Zachowajcie spokój. Nikt niczego nie porozbija, nie będzie żadnych zniszczeń. Sytuacja jest opanowana. Jestem wiedźminem, a potwora, jak widzicie, mam w garści. Ponieważ jednak rzeczywiście wygląda to na sprawę osobistą, wyjaśnimy ją spokojnie w alkierzu. Puść dziewczynę, Vilfred i chodź tutaj. W torbie mam srebrny łańcuch. Wyjmij go i zwiąż porządnie łapy tego tu jegomościa, w łokciach, za plecami. Nie ruszaj się, bratku.
Stwór zaskomlił cichutko.


Techniczny
[ Co robi hanza, dopiero po wymianie nazwisk zorientowaliście się, że jeden z tych 2 niziołków posłał po Adriana caep Fenhryra]. Wasze postacie widziały co tam się działo i słyszały, ale na końcu się okazało, że jeden z 2 identycznych niziołków wezwał tu Adriana. Wiedźmin Cohen i trubadur Vilfred, znają kupca do jakiego przybyliście, co wynika z tego co widzieliście.

adriankowaty
02-01-2015, 13:10
Witam! Moje nazwisko Adrian caep Fenhryr, przybyłem tutaj w odpowiedzi na Wasz list, szanowny Dainty Biberveldt'cie. Przybyłem odebrać należność, ponadto spytać, czy mógłbym ja i moja hanza w czymś obywatelowi pomóc? Widzę tu bowiem pewną awanturę.

Pampa
02-01-2015, 13:13
Jak on jeszcze raz nazwie kogoś obywatelem to nie ręczę za siebie, brzmimy jak jacyś agenci. - szepnął do towarzyszy wyraźnie poirytowany Mehir- Wiedźminie, czy ten zakuty to na pewno bezpieczny? Można by go pogłaskać mieczem.

Araven
02-01-2015, 13:26
[Niziołek do Adriana]

Brudny niziołek po zrobieniu dużych oczu rzekł, a młody pan Adrian caep Fenhryr, bardzoście podobni do ojca. Posłałem wam niedawno wiadomość, miałem pewną przygodę po drodze i ledwo na nasze spotkanie zdążyłem. Wybaczcie, nasze sprawy muszą nieco poczekać, najpierw wyjaśnimy pewne nieporozumienia z tym tu mimikiem. Pan wybaczy to wiedźmin Cohen i trubadur Vilfred, moi znajomi, przynajmniej trubadur, pana Cohena dopiero poznałem. A wasi towarzysze to kto? Mozna przy nich mówić?

[Wiedźmin Cohen do Mehira]

Spokojnie, mimiki są niegroźne, zmieniają się dla obrony jeno. Nikt tu nikogo mieczem nie potraktuje. To wiedźmińska sprawa jest. Najpierw pan Biberveldt i ten tu mimik, sobie wyjaśnią pewne kwestie. My posłuchamy. Tak w ogóle to jestem Cohen, wiedźmin, a Wy kto? Trubadura Vilfreda pewnie znacie, ze słyszenia? Jaskier to on nie jest, ale talent ma i znany jest. Srebrny łańcuch blokuje mimikowi zdolność przemiany, więc się nie obawiajcie.

adriankowaty
02-01-2015, 13:30
Można przy nich mówić. Pozwolę sobie ich przedstawić. Ten, który pytał Cohen'a o mimika to były nilfgaardzki oficer Mehir, krasnolud nazywa się Kielon, a dziewczyna - Veronika, była kapitanem Rodeleros cintryjskich.

Pampa
02-01-2015, 13:31
Jestem Mehir ap Calep, miło mi Cię poznać wiedźminie. Skoro twierdzisz że sytuacja jest opanowana to Ci wierzę. - rzekł Mehir chowając miecz.

Araven
02-01-2015, 13:34
[Cohen]

Udajmy się do alkierza tam sprawę wyjaśnimy i ustalimy co dalej.

Techniczny

Dajcie znać jak z czasem dzisiaj. Bo nie ma co pędzić za mocno. Asuryan będzie po 23. Co nieco pogramy, ale nie za wiele, by i on się wypowiedział.

adriankowaty
02-01-2015, 13:40
Techniczny
Mogę cały dzień, do jedenastej

Araven
02-01-2015, 14:04
[PBF część I]

- Dobra, kompanio - powiedział Vilfred. Chodźcie wszyscy do alkierza. A wy, gospodarzu, co tak stoicie? Zamawiałem piwo. A ja, jak zamawiam piwo, to macie je podawać w kółko dopóty, dopóki nie zakrzyknę: "Wody".
Cohen popchnął związanego stwora do alkierza i niedelikatnie posadził pod słupem. Dainty Biberveldt usiadł także, spojrzał z niesmakiem.


- Okropność, jak toto wygląda - powiedział. - Iście kupa kwaśniejącego ciasta. Patrz na jego nos, Vilfred, zaraz mu odpadnie, psia mać. A uszy ma jak moja teściowa tuż przed pogrzebem. Brrr!


- Zaraz, zaraz, - mruknął Vilfred. - Ty jesteś Biberveldt? No, tak, bez wątpienia. Ale to, co siedzi pod słupem, przed chwilą było tobą. Jeśli się nie mylę. Cohen! Wszystkie oczy zwrócone są ku tobie. Jesteś wiedźminem. Co tu się, do diabła, dzieje? Co to jest?
- Mimik.
- Sam jesteś mimik - powiedział gardłowo stwór, kołysząc nosem. - Nie jestem żaden mimik, tylko doppler, a nazywam się Tellico Lunngrevink Letorte. W skrócie Penstock. Przyjaciele mówią na mnie Dudu.

- Ja ci zaraz dam Dudu, skurwysynu jeden! - wrzasnął Dainty, zamierzając się na niego kułakiem. - Gdzie moje konie? Złodzieju!
- Panowie - upominał oberżysta, wchodząc z dzbankiem i naręczem kufli. - Obiecywaliście, że będzie spokojnie.


- Och, piwo - westchnął niziołek. - Alem jest spragniony, cholera. I głodny!
- Też bym się napił - oświadczył bulgotliwie Tellico Lunngrevink Letorte. Został całkowicie zlekceważony.

- Co to jest? - zapytał karczmarz, spoglądając na stwora, który na widok piwa wysunął długi jęzor zza obwisłych, ciastowatych warg. - Co to takiego jest, panowie?
- Mimik - powtórzył wiedźmin, nie bacząc na grymasy potwora. - Ma zresztą wiele nazw. Mieniak, podwójniak, vexling, bedak. Lub doppler, jak sam siebie określił.

- Vexling! - wykrzyknął oberżysta. - Tu, w Novigradzie? W moim lokalu? Chyżo, trzeba wezwać straż! I kapłanów! Głowa moja w tym...
- Powoli, powoli - charknął Dainty Biberveldt, pospiesznie wyjadając zupę Vilfreda z cudem ocalałej miski. - Zdążymy wezwać kogo trzeba. Ale później. Ten tu łajdak okradł mnie, nie mam zamiaru oddać go tutejszemu prawu przed odzyskaniem mojej własności. Znam ja was, novigradczyków, i waszych sędziów. Dostałbym może jedną dziesiątą, nie więcej.
- Miejcie litość - zajęczał rozdzierająco doppler. - Nie wydawajcie mnie ludziom! Czy wiecie, co oni robią z takimi, jak ja?


- Pewnie, że wiemy - kiwnął głową oberżysta. - Nad złapanym dopplerem kapłani odprawiają egzorcyzmy. Potem zaś wiąże się takiego w kij i oblepia grubo, w kulę, gliną zmieszaną z opiłkami i piecze w ogniu, dopóki glina nie stwardnieje na cegłę. Tak przynajmniej robiło się dawniej, gdy te potwory trafiały się częściej.

- Barbarzyński obyczaj, iście ludzki - skrzywił się Dainty, odsuwając pustą już miskę. - Ale może to i sprawiedliwa kara za bandytyzm i złodziejstwo. No, gadaj, łajdaku, gdzie moje konie? Prędko, bo przeciągnę ci ten twój nos między nogami i wtłoczę do rzyci! Gdzie moje konie, pytam?

- Sprze... sprzedałem - wyjąkał Tellico Lunngrevink Letorte, a obwisłe uszy skurczyły mu się nagle w kulki przypominające miniaturowe kalafiory.
- Sprzedał! Słyszeliście? - pienił się niziołek. - Sprzedał moje konie!
- Jasne - rzekł Vilfred. - Miał czas. Jest tu od trzech dni. Od trzech dni widuję cię... to znaczy, jego... Cholera, Dainty, czy to znaczy...


- Pewnie, że to znaczy! - zaryczał kupiec, tupiąc włochatymi nogami. - On obrabował mnie w drodze, o dzień drogi od miasta! Przyjechał tu jako ja, rozumiecie? I sprzedał moje konie! Ja go zabiję! Uduszę tymi rękoma!
- Opowiedzcie nam, jak to się stało, panie Biberveldt.

- Cohen, jeśli się nie mylę? Wiedźmin?
Cohen potwierdził skinieniem głowy.
- Bardzo dobrze się składa - powiedział niziołek. - Jestem Dainty Biberveldt z Rdestowej Łąki, farmer, hodowca i kupiec. Mów mi Dainty, Cohen...

[Stop klatka, na Wasze wpisy, także zaległe].

Techniczny
Jesteście w alkierzu, nieco dalej od głównej sali. Jakieś uwagi, wypowiedzi i komentarze nim niziołek opowie co mu się przytrafiło na trakcie? Mimik spragniony, ktoś mu da się napić np. czy raczej z buta go potraktuje ?

sadam86
02-01-2015, 14:20
Kielon nalał sobie kufel złocistego trunku i sięgnął po drugi, który napełniwszy podsunął mimikowi po czym z wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu dodał Nie wypada się znęcać, a o tatko mówili, że to stworzenia niegroźne, nieskore do przemocy, za to straszliwie sprytne. Poza tym to nieludź jakoż i ja, więc i trochę solidarności trza okazać.

Araven
02-01-2015, 14:25
[Mimik Dudu}

Dzięki krasnoludzie, przynajmniej zginę nie czując pragnienia.

adriankowaty
02-01-2015, 15:19
Robi się coraz ciekawiej. - mruknął ironicznie Adrian do towarzyszy, po czym skierował swój wzrok na dopplera - Mówże, Tellico, komuś sprzedał owe konie? Być może uratujesz skórę, jeśli jakoś rozwiążemy ten problem!

Frøya
02-01-2015, 16:20
Veronika nalała sobie drugi już kufel piwa, usiadła na pobliskim stole i jęła wesoło machać nogami - To ja sobie popatrzę na przedstawienie, a zamilcz łuczniku, bo nie nasza to przecież sprawa!

adriankowaty
02-01-2015, 16:35
Adrian zwrócił się do Veroniki - nasza czy nie, fakt, że od tego może zależeć mój kapitał. Dlatego mnie to interesuje.

sadam86
02-01-2015, 16:38
Jeśli coś jeszcze z tej sumy zostało zasępił się Kielon, panie doppler czekamy na razie po dobroci na wyjaśnienia,a jak będziesz się upierał pogadamy inaczej.

Araven
02-01-2015, 16:47
[Ciąg dalszy historii wyczynów mimika Dudu, w skórze kupca Biberveldta.].

- Opowiadaj, Dainty, rzekł Cohen.


- Ano, to było tak. Ja i moje koniuchy wiedliśmy konie na sprzedaż, na targ do Diablego Brodu. O dzień drogi od miasta wypadł nam ostatni postój. Zanocowaliśmy, sprawiwszy się wcześniej z antałeczkiem przepalanki. W środku nocy budzę się, czuję, mało mi pęcherza nie rozsadzi, zlazłem więc z wozu, a przy okazji rzucę, myślę, okiem, co tam porabiają koniki na łące. Wychodzę, mgła jak zaraza, patrzę nagle, idzie ktoś. Kto tu, pytam. On nic.
Podchodzę bliżej i widzę... siebie samego. Jak w zwierciadle. Myślę, nie trzeba było pić przepalanki, przeklętego trunku. A ten tu... bo przecież to był on, jak mnie nie walnie w łeb! Zobaczyłem gwiazdy i nakryłem się nogami. Rano budzę się w jakimś cholernym gąszczu, z guzem niczym ogórek na głowie, dookoła ani żywej duszy, po naszym obozie również ni śladu. Błąkałem się cały dzień, nimem wreszcie szlak odnalazł, dwa dni się wlokłem, żarłem korzonki i surowe grzyby.
A on... ten zafajdany Dudulico, czy jak mu tam, pojechał tymczasem do Novigradu jako ja i opędzlował moje konie! Ja go zaraz... A tych moich koniuchów oćwiczę, po sto bizunów dam każdemu na gołą rzyć, ślepym komendom! Żeby własnego pryncypała nie poznać, żeby się tak dać okpić! Durnie, łby kapuściane, moczymordy...

- Nie miej im za złe, Dainty - powiedział Cohen. - Nie mieli szans. Mimik kopiuje tak dokładnie, że nie sposób odróżnić go od oryginału, czyli od ofiary, którą sobie upatrzy. Nigdy nie słyszałeś o mimikach?
- Słyszeć słyszałem. Ale sądziłem, że to wymysły.

- To nie wymysły. Dopplerowi wystarczy bliżej przyjrzeć się ofierze, by błyskawicznie i bezbłędnie zaadaptować się do potrzebnej struktury materii. Zwracam uwagę, że to nie iluzja, ale pełna, dokładna zmiana. W najmniejszych szczegółach. W jaki sposób mimiki to robią, nie wiadomo. Czarodzieje podejrzewają, że działa tu ten sam składnik krwi, co przy lykantropii, ale ja myślę, że to albo coś zupełnie innego, albo tysiąckrotnie silniejszego. W końcu wilkołak ma tylko dwie, góra trzy postacie, a doppler może się zmienić we wszystko, co zechce, byle tylko mniej więcej zgadzała się masa ciała.
- Masa ciała?

- No, w mastodonta to on się nie zamieni. Ani w mysz.
- Rozumiem. A łańcuch, którym go związałeś, po co?
- Srebro. Dla lykantropa zabójcze, dla mimika, jak widzisz, wyłącznie powstrzymujące przemiany. Dlatego siedzi tu we własnej postaci.
Doppler zacisnął rozklejające się usta i łypnął na wiedźmina złym spojrzeniem mętnych oczu, które już zatraciły orzechowy kolor tęczówek niziołka i zrobiły się żółte.

- I dobrze, że siedzi, bezczelny sukinsyn - warknął Dainty. - Pomyśleć tylko, zatrzymał się nawet tu, pod "Grotem", gdzie sam zwykłem na kwaterze stawać! Już mu się ubzdurało, że jest mną!
Vilfred pokręcił głową.

- Dainty - powiedział. - On był tobą. Ja się z nim tu spotykam od trzech dni. On wyglądał jak ty i mówił jak ty. On myślał jak ty. Gdy zaś przyszło do stawiania, był skąpy jak ty. A może jeszcze bardziej.
- To ostatnie mnie nie martwi - rzekł niziołek - bo może odzyskam część swoich pieniędzy. Brzydzę się go dotykać. Zabierz mu sakiewkę, Vilfred, i sprawdź, co jest w środku. Powinno tam być sporo, jeśli ten koniokrad rzeczywiście sprzedał moje koniki.
- Ile miałeś koni, Dainty?
- Dwanaście.
- Licząc według cen światowych - powiedział trubadur, zaglądając do trzosa - tego, co tu jest, starczy może na jednego, o ile trafi się stary i ochwacony. Licząc zaś według cen novigradzkich, jest tego na dwie, góra trzy kozy.
Kupiec nic nie powiedział, ale wyglądał, jakby się miał rozpłakać.
Tellico Lunngrevink Letorte opuścił nos nisko, a dolną wargę jeszcze niżej, po czym cichutko zabulgotał.
- Jednym słowem - westchnął wreszcie niziołek - ograbiło mnie i zrujnowało stworzenie, istnienie którego wkładałem między bajki. To się nazywa mieć pecha.

- Nic dodać, nic ująć - rzekł wiedźmin, obrzucając spojrzeniem kurczącego się na zydlu dopplera. - Ja również byłem przekonany, że mimiki wytępiono już dawno temu. Dawniej, jak słyszałem, sporo ich żyło w tutejszych lasach i na płaskowyżu. Ale ich zdolności do mimikry bardzo niepokoiły pierwszych osadników i zaczęto na nie polować. Dość skutecznie. Rychło wytępiono prawie wszystkie.

- I szczęście to - powiedział oberżysta. - Tfu, tfu, klnę się na Wieczny Ogień, wolę już smoka albo diabła, któren zawżdy jest smokiem albo diabłem i wiadomo, czego się trzymać. Ale wilkołactwo, owe przemiany i odmiany, to ohydny, demoni proceder, oszukaństwo i podstęp zdradziecki, ludziom na szkodę i zgubę przez te paskudy wymyślony! Powiadam wam, wezwijmy straż i do ognia z tą wstręcizną!

- Cohen? - zaciekawił się Vilfred. - Radbym usłyszeć zdanie specjalisty. Rzeczywiście te mimiki są takie groźne i agresywne?
- Ich zdolności do kopiowania - rzekł wiedźmin - to właściwość służąca raczej obronie niż agresji. Nie słyszałem...
- Zaraza - przerwał gniewnie Dainty, grzmocąc pięścią w stół. - Jeśli walenie kogoś po łbie i grabież nie jest agresją, to nie wiem, co nią jest. Przestańcie się wymądrzać. Sprawa jest prosta: zostałem napadnięty i ograbiony, nie tylko ze zdobytego ciężką pracą majątku, ale i własnej postaci. Żądam zadośćuczynienia, nie spocznę...


- Straż, straż trzeba wezwać - powiedział oberżysta. - I kapłanów trzeba wezwać! I spalić to monstrum, tego nieludzia!

- Przestańcie, gospodarzu - poderwał głowę niziołek. - Nudni się robicie z tą waszą strażą. Zwracam wam uwagę, że wam ów nieludź niczego nie zrobił, jeno mnie. A tak nawiasem mówiąc, to ja też jestem nieludź.

- Co też wy, panie Biberveldt - zaśmiał się nerwowo karczmarz. - Gdzie wy, a gdzie on. Wyście są bez mała człek, a ten to monstrum przecie. Dziwię się, panie wiedźmin, że tak spokojnie siedzicie. Od czego, z przeproszeniem, jesteście? Wasza rzecz zabijać potwory, czyż nie?
- Potwory - rzekł Cohen zimno. - Ale nie przedstawicieli rozumnych ras.
- No, panie - powiedział oberżysta. - Teraz toście przesadzili krzynę.
- Jako żywo - wtrącił Vilfred. - Przegiąłeś pałę, Cohen, z tą rozumną rasą. Spójrz tylko na niego.

Tellico Lunngrevink Letorte, w rzeczy samej, nie przypominał w tej chwili przedstawiciela myślącej rasy. Przypominał kukłę ulepioną z błota i mąki, patrzącą na wiedźmina błagalnym spojrzeniem mętnych, żółtych oczu. Również smarkliwe odgłosy, jakie wydawał sięgającym blatu stołu nosem, nie przystawały przedstawicielowi rasy rozumnej.
- Dość tego pustego pieprzenia! - ryknął nagle Dainty Biberveldt. - Nie ma o czym dyskutować! Jedno, co się liczy, to moje konie i moja strata! Słyszysz, maślaku cholerny? Komu sprzedałeś moje koniki? Coś zrobił z pieniędzmi? Mów zaraz, bo cię skopię, stłukę i obedrę ze skóry!

Deczka, uchylając drzwi, wetknęła do alkierza płową główkę.
- Goście są w karczmie, ojciec - szepnęła. - Mularczykowie z budowy i insi. Obsługuję ich, ale wy tu tak gromko nie krzykajcie, bo się zaczynają dziwować na alkierz.

- Na Wieczny Ogień! - wystraszył się oberżysta, patrząc na rozlanego dopplera. - Jeśli tu ktoś zajrzy i obaczy go... Oj, będzie licho. Jeśli mamy nie wołać straży, to... Panie wiedźmin! Jeśli to prawdziwie vexling, to rzeknijcie onemu, niechże zmieni się w coś przyzwoitego, dla niepoznaki niby. Na razie.
- Racja - rzekł Dainty. - Niech on się w coś zmieni, Cohen.

- W kogo? - zagulgotał nagle doppler. - Mogę przybrać postać, której się dokładnie przyjrzę. W którego z was mam się zatem zmienić?
- We mnie nie - powiedział prędko karczmarz.
- Ani we mnie - żachnął się Vilfred. - Zresztą, to byłby żaden kamuflaż. Wszyscy mnie znają, więc widok dwóch Jaskrów przy jednym stole wywołałby większą sensację niż ten tu we własnej postaci.
- Ze mną byłoby podobnie - uśmiechnął się Cohen. - Zostajesz ty, Dainty. I dobrze się składa. Nie obrażaj się, ale sam wiesz, że ludzie z trudem odróżniają jednego niziołka od drugiego.
Kupiec nie zastanawiał się długo.

- Dobra - powiedział. - Niech będzie. Zdejmij mu łańcuch, wiedźminie. No już, zmieniaj się we mnie, rozumna raso.
Doppler po zdjęciu łańcucha roztarł ciastowate łapy, pomacał nos i wytrzeszczył ślepia na niziołka. Obwisła skóra na twarzy ściągnęła się i nabrała kolorów. Nos skurczył się i wciągnął z głuchym mlaśnięciem, na łysym czerepie wyrosły kędzierzawe włosy. Dainty wybałuszył oczy, oberżysta otwarł gębę w niemym podziwie, Vilfred westchnął i jęknął.
Ostatnim, co się zmieniło, był kolor oczu.

Dainty Biberveldt Drugi odchrząknął, sięgnął przez stół, chwycił kufel Dainty Biberveldta Pierwszego i chciwie przywarł do niego ustami.
- Być nie może, być nie może - powiedział cicho Vilfred. - Spójrzcie tylko, skopiował wiernie. Nie do odróżnienia. Wszyściuteńko. Tym razem nawet bąble po komarach i plamy na portkach... Właśnie, na portkach! Cohen, tego nie potrafią nawet czarodzieje! Pomacaj, to prawdziwa wełna, to żadna iluzja! Niebywałe! Jak on to robi?


- Tego nie wie nikt - mruknął wiedźmin. - On też nie. Mówiłem, że ma pełną zdolność dowolnego zmieniania struktury materii, ale to zdolność organiczna, instynktowna...
- Ale portki... Z czego zrobił portki? I kamizelkę?
- To jego własna, zaadaptowana skóra. Nie sądzę, żeby on chętnie pozbył się tych spodni. Zresztą, natychmiast utraciłyby cechy wełny...

- Szkoda - wykazał bystrość Dainty. - Bo już zastanawiałem się, czy nie kazać mu zmienić wiaderka materii na wiaderko złota.
Doppler, obecnie wierna kopia niziołka, rozparł się wygodnie i uśmiechnął szeroko, rad widać z faktu, że jest centrum zainteresowania. Siedział w identycznej pozycji jak Dainty i tak samo majtał włochatymi stopami.
- Sporo wiesz o dopplerach, Cohen - rzekł, po czym pociągnął z kufla, zamlaskał i beknął. - Zaiste, sporo.
- Bogowie, głos i maniery też Biberveldta - powiedział Vilfred. - Nie ma któryś czerwonej kitajki? Trzeba go oznaczyć, psiakrew, bo może być bieda.


- Coś ty, Vilfred - obruszył się Dainty Biberveldt Pierwszy. - Chyba mnie z nim nie pomylisz? Na pierwszy...
- ...rzut oka widać różnice - dokończył Dainty Biberveldt Drugi i ponownie beknął z wdziękiem. - Zaprawdę, żeby się pomylić, trzeba by być głupszym niż kobyla rzyć.
- Nie mówiłem? - szepnął Vilfred w podziwie. - Myśli i gada jak Biberveldt. Nie do odróżnienia...
- Przesada - wydął wargi niziołek. - Gruba przesada.
- Nie - zaprzeczył Cohen. - To nie przesada. Wierz lub nie, ale on jest w tej chwili tobą, Dainty. Niewiadomym sposobem doppler precyzyjnie kopiuje również psychikę ofiary.

- Psy co?
- No, właściwości umysłu, charakter, uczucia, myśli. Duszę. Co potwierdzałoby to, czemu przeczy większość czarodziejów i wszyscy kapłani. To, że dusza to również materia.
- Bluźnierstwo... - sapnął oberżysta.

- I bzdura - rzekł twardo Dainty Biberveldt. - Nie opowiadaj bajek, wiedźminie. Właściwości umysłu, dobre sobie. Skopiować czyjś nos i portki to jedno, ale rozum to nie w kij pierdział. Zaraz ci to udowodnię. Gdyby ten wszawy doppler skopiował mój kupiecki rozum, to nie sprzedałby koni w Novigradzie, gdzie nie ma na nie zbytu, ale pojechał do Diablego Brodu, na koński targ, gdzie ceny są aukcyjne, kto da więcej. Tam się nie traci...


- Właśnie, że się traci - doppler sparodiował obrażoną minę niziołka i parsknął w charakterystyczny sposób. - Po pierwsze, cena na aukcji w Diablim Brodzie równa w dół, bo kupcy zmawiają się, jak licytować. Dodatkowo zaś trzeba zapłacić prowizję aukcjonerom.
- Nie ucz mnie handlu, dupku - oburzył się Biberveldt. - Ja w Diablim Brodzie wziąłbym dziewięćdziesiąt albo i sto za sztukę. A ty ile dostałeś od novigradzkich cwaniaków?

- Sto trzydzieści - powiedział doppler.
- Łżesz, wywłoko.
- Nie łżę. Pognałem konie prosto do portu, panie Dainty, i tam znalazłem zamorskiego handlarza futer. Kuśnierze nie używają wołów, formując karawany, bo woły są za wolne. Futra są lekkie, ale cenne, trzeba więc podróżować szybko. W Novigradzie nie ma zbytu na konie, więc koni też nie ma. Ja miałem jedyne dostępne, więc podyktowałem cenę. To proste...


- Nie ucz mnie, powiedziałem! - wrzasnął Dainty, czerwieniejąc. - No, dobra, zarobiłeś więc. A pieniądze gdzie?
- Obróciłem - rzekł dumnie Tellico, naśladując typowe dla niziołka przeczesywanie palcami gęstej czupryny. - Pieniądz, panie Dainty, musi krążyć, a interes musi się kręcić.
- Uważaj, żebym ja ci łba nie ukręcił! Gadaj, co zrobiłeś z forsą za konie?
- Mówiłem. Nakupowałem towarów.

- Jakich? Coś kupił, pokrako?
- Ko... koszenilę - zająknął się doppler, a potem wyrecytował szybko. - Pięćset korcy koszenili, sześćdziesiąt dwa cetnary kory mimozowej, pięćdziesiąt pięć garncy olejku różanego, dwadzieścia trzy baryłki tranu, sześćset glinianych misek i osiemdziesiąt funtów wosku pszczelego. Tran, nawiasem mówiąc, kupiłem bardzo tanio, bo był cokolwiek zjełczały. Aha, byłbym zapomniał. Kupiłem jeszcze sto łokci bawełnianego sznura.
Zapadło długie, bardzo długie milczenie.


- Zjełczały tran - rzekł wreszcie Dainty, bardzo wolno wypowiadając poszczególne słowa. - Bawełniany sznurek. Różany olejek. Ja chyba śnię. Tak, to koszmar. W Novigradzie można kupić wszystko, wszelkie cenne i pożyteczne rzeczy, a ten tu kretyn wydaje moje pieniądze na jakieś gówno. Pod moją postacią. Jestem skończony, przepadły moje pieniądze, przepadła moja kupiecka reputacja. Nie, mam tego dość. Pożycz mi miecza, Cohen. Zarąbię go na miejscu.
Drzwi alkierza otwarły się, skrzypiąc.


- Kupiec Biberveldt! - zapiał wchodzący osobnik w purpurowej todze, wiszącej na chudej postaci jak na kiju. Na głowie miał aksamitną czapkę w kształcie odwróconego nocnika. - Czy jest tu kupiec Biberveldt?
- Tak - odrzekli jednocześnie obaj niziołkowie.
W następnej chwili jeden z Dainty Biberveldtów chlusnął zawartością kufla w twarz wiedźmina, zręcznie wykopał zydel spod Vilfreda i przemknął pod stołem w stronę drzwi, obalając po drodze osobnika w śmiesznej czapce.
- Pożar! Ratunku! - zawył, wypadając do ogólnej izby. - Mordują! Pali się!

Cohen, otrząsając się z piany, rzucił się za nim, ale drugi z Biberveldtów, również pędzący ku drzwiom, pośliznął się na trocinach i upadł mu pod nogi. Obaj wywalili się w samym progu. Vilfred, gramoląc się spod stołu, klął ohydnie.
- Napaaaad! - zawrzeszczał z podłogi chudy osobnik, zaplątany w purpurową togę. - Naaapaaaaad!!! Bandyciii!

Cohen przeturlał się po niziołku, wpadł do karczmy, zobaczył, jak doppler, roztrącając gości, wypada na ulicę. Rzucił się za nim, po to tylko, by utknąć na elastycznym, lecz twardym murze ludzi zagradzających mu drogę. Jednego, umorusanego gliną i śmierdzącego piwem, udało mu się przewrócić, ale pozostali unieruchomili go w żelaznym uścisku krzepkich ramion. Szarpnął się wściekle, czemu zawtórował suchy trzask pękających nici i dartej skóry, a pod prawą pachą zrobiło się luźno. Wiedźmin zaklął, przestając się wyrywać.

- Mamy go! - wrzasnęli mularze. - Mamy zbója! Co robić, panie majster?
- Wapno! - zawył majster, podrywając głowę z blatu stołu i wodząc dookoła niewidzącymi oczyma.

- Straaaż! - ryczał purpurowy, na czworakach karabkając się z alkierza. - Napad na urzędnika! Straż! Pójdziesz za to na szubienicę, złoczyńco!
- Mamy go! - krzyknęli mularze. - Mamy go, panie!
- To nie ten! - zawył osobnik w todze - Łapać łotra! Gońcie go!
- Kogo?
- Biberveldta, niziołka! Gonić go, gonić! Do lochu z nim!
- Zaraz, zaraz - rzekł Dainty, wyłaniając się z alkierza. - Coście to, panie Schwann? Nie wycierajcie sobie gęby moim nazwiskiem. I nie wszczynajcie alarmu, nie ma potrzeby.

Schwann zamilkł, patrząc na niziołka ze zdumieniem. Z alkierza wyłonił się Vilfred, w kapelusiku na bakier, oglądając swoją lutnię. Mularze, poszeptawszy między sobą, puścili wreszcie Cohena. Wiedźmin, choć bardzo zły, ograniczył się do soczystego splunięcia na podłogę.
- Kupcze Biberveldt! - zapiał Schwann, mrużąc krótkowzroczne oczy. - Co to ma znaczyć? Napaść na urzędnika miejskiego może was drogo... Kto to był? Ten niziołek, który umknął?
- Kuzyn - rzekł szybko Dainty. - Mój daleki kuzyn...
- Tak, tak - poparł go szybko Vilfred, czując swój żywioł. - Daleki kuzyn Biberveldta. Znany jako
Czubek-Biberveldt. Czarna owca w rodzinie. Dzieckiem będąc, wpadł do studni. Wyschniętej. Ale nieszczęściem ceber spadł mu prosto na głowę. Zwykle jest spokojny, tylko widok purpury go rozwściecza. Ale nie ma co się martwić, bo uspokaja się na widok rudych włosków na damskim łonie. Dlatego popędził prosto do "Passiflory". Mówię wam, panie Schwann...

- Dosyć, Vilfred - zasyczał wiedźmin. - Zamknij się, do licha.
Schwann obciągnął na sobie togę, otrzepał ją z trocin i wyprostował się, przybierając wyniosłą minę.
- Taak - powiedział. - Baczcie uważniej na krewnych, kupcze Biberveldt, bo sami wszak wiecie, jesteście odpowiedzialni. Gdybym wniósł skargę... Ale czasu mi nie staje. Ja tu, Biberveldt, po sprawach służby. W imieniu władz miejskich wzywam was do zapłaty podatku.

- Hę?
- Podatku - powtórzył urzędnik i wydął wargi w grymasie podpatrzonym zapewne u kogoś znacznie znaczniejszego. - Cóżeście to? Udzieliło się wam od kuzyna? Jeśli robi się interesy, trzeba płacić podatki. Albo do ciemnicy się idzie siedzieć.
- Ja!? - ryknął Dainty. - Ja, interesy? Ja same straty mam, kurwa mać! Ja...
- Uważaj, Biberveldt - syknął wiedźmin, a Vilfred ukradkiem kopnął niziołka w owłosioną kostkę. Niziołek kaszlnął.


- Jasna rzecz - powiedział, z wysiłkiem przywołując uśmiech na pucołowatą twarz. - Jasna rzecz, panie Schwann. Jeśli robi się interesy, trzeba płacić podatki. Dobre interesy, duże podatki. I odwrotnie, jak mniemam.
- Nie mnie oceniać wasze interesy, panie kupcze - urzędnik zrobił kwaśną minę, usiadł za stołem, z przepastnych zakamarków togi dobył liczydła i zwój pergaminów, które rozłożył na blacie, przetarłszy go wprzód rękawem. - Mnie aby liczyć i inkasować. Taak... Uczyńmy tedy rachubę... To będzie... hmmm... Spuszczam dwa, jeden mam w rozumie... Taak... Tysiąc pięćset pięćdziesiąt trzy korony i dwadzieścia kopperów.

Z gardła Dainty Biberveldta wyrwało się głuche rzężenie. Mularze zamruczeli w podziwie. Oberżysta upuścił miskę. Vilfred westchnął.
- No, to do widzenia, chłopcy - rzekł niziołek gorzko. - Gdyby ktoś o mnie pytał, to jestem w ciemnicy.

Techniczny
Skoro taki duży podatek, to doppler nieźle zarobił. Tyle, że zwiał. Zamieszanie się zrobiło duże i zniknął, wiedźmina mularczyki zatrzymali myśląc, że on urzędnika napadł, a doppler przemknął i uszedł w zamieszaniu.
Myślcie co dalej czynić, z jego zdolnościami ciężko go będzie znaleźć. Kapitał Adriana takoż chwilowo niemożliwy do odzyskania, bo Dudu poczynił jakoweś inwestycje zyskowne jak na razie.

sadam86
02-01-2015, 16:55
Hehe to się chyba musimy Adrian wysilić, żeby Nasze tfu.. Twoje pieniądze odzyskać, ale skoro taki podatek musi kupiec zapłacić to chyba zgarniesz więcej niż 1000, a zguby najlepiej poszukać tam gdzie inwestował, przecie musi gotowiznę lub weksle odebrać.

Pampa
02-01-2015, 17:00
A jak wiedźmini znajdują takie stwory? Szkoda by było żeby to całe zamieszanie na marne poszło.

adriankowaty
02-01-2015, 17:08
Adrian spojrzał ironicznie na kompanię - Pięknie, Verdammt, pięknie! Doppler udający Dainty'ego, Dainty w ciemnicy i bez pieniędzy. Ponadto Cohen pojmany. Co do diabła robimy? Idziemy swoją drogą czy szukamy mimika?

sadam86
02-01-2015, 17:10
Nie po to tłukłem się taki kawał, żebyś tak łatwo spadek odpuścił, trza ruszyć mózgownicą i coś wymyślić, a nie odpuszczać.

adriankowaty
02-01-2015, 17:12
Tu się zgodzę, choć jak podejrzewam, nie czynisz tego z czystego altruizmu, hę? Mnie ów kapitał interesuje, Was jak widzę też, więc może poszukamy tego... Tellico'a?

sadam86
02-01-2015, 17:16
Powinieneś mnie znać już na tyle, żeby wiedzieć że słowo altruizm jest mi obce hehe, a co do pomysłów to chyba po coś do ekipy maga przyjęliśmy rzucił do Janusa.

Araven
02-01-2015, 17:16
Techniczny
[Cohen nie jest pojmany, pomocnicy murarscy pijący w tamtej karczmie, go zatrzymali chwilowo jak gonił dopplera, ale wypuścili. A kupca niziołka na razie nikt nie zamknął w ciemnicy, wyląduje tam jak wkrótce nie uiści podatku. On się chwilowo podłamał i tylko tak powiedział.]

Czekamy na Janusa.

adriankowaty
02-01-2015, 17:19
Cieszę się, żeś szczery. Wam na tym kapitale zależy chyba nawet bardziej niż mnie? Dobra, zmieńmy nieco temat - jak sądzicie, gdzie mógłby się ukrywać nasz mimik? Chciałbym z nim nieco porozmawiać... w cztery oczy.

Pampa
02-01-2015, 17:54
Ja bym go poszedł szukać na targu, łatwo tam będzie mógł przybrać postać czegokolwiek. Weźmiemy ze sobą coś srebrnego i mamy gnojka.

Araven
02-01-2015, 17:58
[Cohen]

To nie takie proste, to ogromne miasto, mimik emanuje bardzo słabą magią, ale w tym mieście jest dużo magicznych przedmiotów, alarmów, zamków w drzwiach i innych takich. Po zmianie postaci w kogoś innego jego niemal nie da się zlokalizować magicznie. Jak straciliśmy go z oczu to może nie być łatwo go odszukać. Ale i tak chyba spróbujemy.

adriankowaty
02-01-2015, 18:03
Dobrze, Cohenie prowadź! - zawyrokował Adrian, coraz bardziej zniecierpliwiony.

sadam86
02-01-2015, 18:06
Może i zmieni postać, ale gotówkę odbierze tylko Dainty, więc chyba tej formy będzie musiał użyć wtedy go capniemy.

Araven
02-01-2015, 18:10
Cohen

Gdzie mam prowadzić ?, jestem tu pierwszy raz w życiu panie łucznik. Poza tym to twoje pieniądze, nie moje. I pojęcia nie mam gdzie poszedł Dudu.

Już prędzej mości Bibelverdt lub nasz bard mogą coś wymyślić. Może on skądś pobrał gotówkę, albo weksel. To co dostał za konie raczej mu nie wystarczyło.

I krasnolud dobrze prawi. Zarobione pieniądze może odebrać tylko jako pan Dainty, pytanie gdzie mimik je trzyma.

Techniczny

Poczekajmy na Asuryana. I tak ma sporo do nadrobienia.

sadam86
02-01-2015, 18:13
Techniczny
Czekamy i Froya też może coś dorzuci

Pampa
02-01-2015, 18:18
To proponuję żebyśmy się rozdzielili. Do banku i na targ.

adriankowaty
02-01-2015, 18:20
Popieram przedmówcę. Ja idę na targ. Kto ze mną?

Pampa
02-01-2015, 18:21
Lepiej idź do banku, bo jak wyjedziesz sprzedawcy z ,,obywatelem" to nic nam nie powie. A w banku to już wszystko jedno.

adriankowaty
02-01-2015, 18:23
Może i racja, Mehirze. Ale kto pójdzie ze mną?

Asuryan
02-01-2015, 21:57
Tak się zastanawiam czy rzeczywiście przyjęliście maga w swe szeregi, skoro pomija się mnie przy przedstawianiu hanzy - rzucił. Kiedy magia potrzebna to się o mnie pamięta, ale później traktuje jak piąte koło u woza?
Mistrz Janus z Daevon jestem - skinął głową nowo poznanym.

adriankowaty
02-01-2015, 22:01
Wybacz Janusie, na drugi raz będę pamiętał. Mógłbyś mi towarzyszyć w drodze do tutejszego banku?

Frøya
02-01-2015, 22:25
Veronika komicznie śmiejąc się i wychodząc z alkierza chwiejnie oparła się o futrynę drzwi. Jej głupkowaty uśmiech i rumieńce na policzkach świadczyły o pełnym już podchmieleniu. - Ha ha, a niech mnie szlag, śmiech na sali! Kabaret przedni przyjaciele, a i ciekawa nam się historia buduje. - Przechyliła kufel piwa do dna i łupnęła nim o stół, spoglądając na karczmarza i kiwając mu głową w podzięce. - Ja chyba, hyk... pójdę na targ. Nie wypada do banku tak nieswojo wchodzić. - Podeszła do kompanii i oparła się ramieniem o Kielona uśmiechając się i szczerząc ząbki do towarzyszy.

Asuryan
02-01-2015, 22:26
Mógłbym Adrianie i to uczynię, chociaż na targu też mam coś do załatwienia.

Frøya
02-01-2015, 22:29
Techniczny:
Ja jutro od rana odpadam, a pewnie wejdę i popiszę chwilę dopiero wieczorem. Byłabym wam wdzięczna, gdybyście tak okropecznie nie pędzili z fabułą :P

Araven
02-01-2015, 22:43
[Poszukiwania dopplera i spotkanie z panem Chappelle]

Ponad półtora tysiąca koron podatku, skąd ja wytrzasnę do jutra tyle forsy? rzekł Dainty. Jestem skończony, zrujnowany, zgniję w kryminale! Nie siedźmy tu, cholera, mówię wam, łapmy tego drania dopplera! Musimy go złapać!

Siedzieliście wszyscy na marmurowej cembrowinie basenu nieczynnej fontanny, zajmującego środek niedużego placyku wśród okazałych, ale wyjątkowo niegustownych kupieckich kamieniczek. Woda w basenie była zielona i potwornie brudna, pływające wśród odpadków złote orfy ciężko pracowały skrzelami i otwartymi pyszczkami łapały powietrze z powierzchni. Vilfred i niziołek żuli racuchy, które trubadur przed chwilą gwizdnął z mijanego straganu.

- Na twoim miejscu - powiedział bard - zaniechałbym pościgu, a zaczął się rozglądać za kimś, kto pożyczy ci pieniędzy. Co ci da złapanie dopplera? Myślisz może, że Schwann przyjmie go jako ekwiwalent?
- Głupiś, Vilfred. Schwytawszy dopplera, odbiorę mu moje pieniądze.

- Jakie pieniądze? To, co miał w sakiewce, poszło na pokrycie szkód i łapówkę dla Schwanna. Więcej nie miał.

- Vilfred - skrzywił się niziołek. - Na poezji to ty się może i znasz, ale w sprawach handlowych, wybacz, to ty jesteś kompletny bałwan. Słyszałeś, ile podatku wyliczył mi Schwann? A od czego płaci się podatki? Hę? Od czego?
- Od wszystkiego - stwierdził poeta. - Ja nawet od śpiewania płacę. I guzik ich obchodzą moje tłumaczenia, że śpiewałem z wewnętrznej potrzeby.

- Głupiś, mówiłem. Podatki w interesach płaci się od zysku. Od zysku. Vilfred! Pojmujesz? Ten łobuz doppler podszył się pod moją osobę i wdał w jakieś interesy, niechybnie oszukańcze. I zarobił na nich! Miał zysk! A ja będę musiał zapłacić podatek, a do tego zapewne kryć długi tego łachmyty, jeżeli narobił długów! A jeśli nie zapłacę, to pójdę do lochu, napiętnują mnie publicznie żelazem, ześlą do kopalni! Zaraza!

- Ha - rzekł wesoło Vilfred. - Nie masz więc wyjścia, Dainty. Musisz potajemnie uciekać z miasta. Wiesz, co? Mam pomysł. Okręcimy cię całego w baranią skórę. Przekroczysz bramę, wołając: "Owieczka jestem, bee, bee". Nikt cię nie rozpozna.
- Vilfred - powiedział ponuro niziołek. - Zamknij się, bo cię kopnę. Cohen?

- Co, Dainty?
- Pomożesz mi schwytać dopplera?
- Posłuchaj - rzekł wiedźmin, wciąż bezskutecznie usiłując zafastrygować rozerwany rękaw kurtki. - Tu jest Novigrad. Trzydzieści tysięcy mieszkańców, ludzi, krasnoludów, półelfów, niziołków i gnomów, zapewne drugie tyle przyjezdnych. Jak chcesz odnaleźć kogoś w takiej ćmie narodu?
Dainty połknął racuch, oblizał palce.


- A magia, Cohen? Te wasze wiedźmińskie czary, o których krąży tyle opowieści?
- Doppler jest wykrywalny magicznie tylko we własnej postaci, a we własnej to on nie chodzi po ulicach. A nawet gdyby, magia byłaby na nic, bo dookoła pełno jest słabych, czarodziejskich sygnałów. Co drugi dom ma magiczny zamek przy drzwiach, a trzy czwarte ludzi nosi amulety, najrozmaitsze, przeciw złodziejom, pchłom, zatruciom pokarmowym, zliczyć nie sposób.

Vilfred przesunął palcami po gryfie lutni, brzdąknął po strunach.
- Wróci wiosna, deszczem ciepłym pachnąca! - zaśpiewał. - Nie, niedobrze. Wróci wiosna, słońcem... Nie, psiakrew. Nie idzie mi. Ani w ząb...
- Przestań skrzeczeć - warknął niziołek. - Działasz mi na nerwy.
Vilfred rzucił orfom resztkę racucha i splunął do basenu.
- Patrzcie - powiedział. - Złote rybki. Podobno takie rybki spełniają życzenia.

- Te są czerwone - zauważył Dainty.
- Co tam, drobiazg. Cholera, jest nas trzech, a one spełniają trzy życzenia. Wychodzi po jednym na każdego. Co, Dainty? Nie życzyłbyś sobie, żeby rybka zapłaciła za ciebie podatek?
- Owszem. Oprócz tego, żeby coś spadło z nieba i walnęło dopplera w łeb. I jeszcze...
- Stój, stój. My też mamy życzenia. Ja chciałbym, żeby rybka podpowiedziała mi zakończenie ballady. A ty, Cohen?


- Odczep się, Vilfred.
- Nie psuj zabawy, wiedźminie. Powiedz, czego byś sobie życzył?
Wiedźmin wstał.

- Życzyłbym sobie - mruknął - żeby to, że nas właśnie próbują otoczyć, okazało się nieporozumieniem.
Z zaułka na wprost fontanny wyszło czterech czarno odzianych osobników w okrągłych, skórzanych czapkach, wolno kierując się w stronę basenu. Dainty zaklął z cicha, oglądając się.

Z uliczki za ich plecami wyszło następnych czterech. Ci nie podchodzili bliżej, rozstawiwszy się, zablokowali zaułek. W rękach trzymali dziwnie wyglądające krążki, jak gdyby kawałki zwiniętych lin. Wiedźmin rozejrzał się, poruszył barkami, poprawiając przewieszony przez plecy miecz. Vilfred jęknął.

Zza pleców czarnych osobników wyłonił się niewysoki mężczyzna w białym kaftanie i krótkim, szarym płaszczu. Złoty łańcuch na jego szyi połyskiwał w rytm kroków, śląc żółte refleksy.
- Chappelle... - stęknął Vilfred. - To jest Chappelle...
Czarni osobnicy za ich plecami wolno ruszyli w stronę fontanny. Wiedźmin sięgnął po miecz.

- Nie, Cohen - szepnął Vilfred, przysuwając się do niego. - Na bogów, nie wyciągaj broni. To straż świątynna. Jeśli stawimy im opór, nie wyjdziemy żywi z Novigradu. Nie dotykaj miecza.
Człowiek w białym kaftanie szedł w ich stronę szparkim krokiem. Czarni osobnicy szli za nim, w marszu otaczając basen, zajmując strategiczne, precyzyjnie dobrane pozycje. Cohen obserwował ich czujnie, zgarbiwszy się lekko. Dziwne krążki, które trzymali w rękach, nie były, jak sądził początkowo, zwykłymi batami. To były lamie.

Człowiek w białym kaftanie zbliżył się.
- Cohen - szeptał bard. - Na wszystkich bogów, zachowaj spokój...
- Nie dam się dotknąć - mruknął wiedźmin. - Nie dam się dotknąć, kimkolwiek by byli. Uważaj, Vilfred... Jak się zacznie, wiejcie, ile sił w nogach. Ja ich zajmę... na jakiś czas...
Vilfred nie odpowiedział. Zarzuciwszy lutnię na ramię, skłonił się głęboko przed człowiekiem w białym kaftanie bogato haftowanym złotymi i srebrnymi nićmi w drobny, mozaikowy wzór.


- Czcigodny Chappelle...
Człowiek zwany Chappelle zatrzymał się, powiódł po nich wzrokiem. Jego oczy, jak zauważył Cohen, były paskudnie zimne i miały kolor stali. Czoło miał blade, chorobliwie spocone, na policzkach czerwone, nieregularne plamy rumieńców.

- Pan Dainty Biberveldt, kupiec - powiedział. - Utalentowany pan Vilfred. I Cohen, przedstawiciel jakże rzadkiego, wiedźmińskiego fachu oraz ich towarzyszy, Państwa imion nie znam [rzekł komisarz patrząc na Hanzę], wy jako obstawa kupca czy barda?. Spotkanie starych znajomych? U nas, w Novigradzie?
Nikt nie odpowiedział.
- Za wielce niefortunny - ciągnął Chappelle - uważam fakt, że złożono na was doniesienie.

Vilfred pobladł lekko, a niziołek zaszczękał zębami. Wiedźmin nie patrzył na Chappelle. Nie odrywał oczu od broni otaczających fontannę czarnych osobników w skórzanych czapkach. W większości znanych Cohenowi krajów wyrób i posiadanie kolczastej lamii, zwanej mayheńskim batogiem, było surowo zakazane. Novigrad nie był wyjątkiem. Cohen widział ludzi, których uderzono lamią w twarz. Twarzy tych nie sposób było zapomnieć.


- Właściciel zajazdu pod "Grotem Włóczni" - kontynuował Chappelle - miał czelność zarzucić waszmościom konszachty z demonem, potworem, którego zwie się mieniakiem lub vexlingiem.
Nikt nie odpowiedział. Chappelle splótł ręce na piersi i spojrzał na nich zimnym wzrokiem.

- Czułem się obowiązany uprzedzić was o tym doniesieniu. Informuję też, że pomieniony oberżysta został zamknięty w lochu. Zachodzi podejrzenie, że bredził, będąc pod wpływem piwska lub gorzały. Zaiste, czegóż to ludzie nie wymyślą. Po pierwsze, vexlingów nie ma. To wymysł zabobonnych kmiotków.
Nikt nie skomentował.
- Po drugie, jakiż vexling ośmieliłby się zbliżyć do wiedźmina - uśmiechnął się Chappelle - i nie został natychmiast zabity? Prawda? Oskarżenie karczmarza byłoby więc śmiechu warte, gdyby nie pewien istotny szczegół.


Chappelle pokiwał głową, robiąc efektowną pauzę. Wiedźmin usłyszał, jak Dainty powoli wypuszcza powietrze wciągnięte do płuc w głębokim wdechu.
- Tak, pewien istotny szczegół - powtórzył Chappelle. - Mianowicie, mamy do czynienia z herezją i świętokradczym bluźnierstwem. Wiadomo bowiem, że żaden, absolutnie żaden vexling, jak też żaden inny potwór nie mógłby nawet zbliżyć się do murów Novigradu, bo tu w dziewiętnastu świątyniach płonie Wieczny Ogień, którego święta moc chroni miasto. Kto twierdzi, że widział vexlinga pod "Grotem Włóczni", o rzut kamieniem od głównego ołtarza Wiecznego Ognia, ten jest bluźnierczym heretykiem i swoje twierdzenie będzie musiał odwołać. Gdyby zaś odwołać nie chciał, to mu się w tym dopomoże w miarę sił i środków, które, wierzcie mi, mam w lochach pod ręką. Jak zatem widzicie, nie ma się czym przejmować.

Tak między nami, gdyby jednak karczmarz jednak owego mimika widział, to czy ktoś z tu obecnych zapolowałby na niego dla mnie? Jako komisarz do spraw bezpieczeństwa tego miasta, mam wszelką władzę do tego by takich śmiałków nagrodzić. Wszak jak wiadomo mimiki są wrogami rodzaju ludzkiego. Będę hojny jeśli go znajdziecie. Czekam jeszcze na wasze miana, zacznijmy od Pani?

Techniczny
Komisarz Chappelle, to Szara Eminencja tego miasta. Szef Inkwizycji, wielu jego wrogów miało i miewa nadal śmiertelne wypadki. Czeka, aż się przedstawicie i odpowiecie na jego ofertę. Na razie się nie rozdzieliliście.

Frøya
02-01-2015, 23:29
Och jak miło z Twojej strony paniczu, że pannie pierwszej głos dajesz! Veronika jestem - z Cintry, jeśliś pojętny i zdążył zauważyć. - Dziewczyna delikatnie ujęła tabard palcami i niczym w sukni będąc, wykonała delikatny obrót. - A swoimi chłopakami i kolczastymi batami nie strasz, bo guzik nas obchodzić będzie Twoja propozycja.

Araven
02-01-2015, 23:37
[Komisarz Chappelle]

Ot wojownicza Cintryjka, czyli Pani na mimika wroga rodzaju ludzkiego nie zapoluje, nawet dla szefa Inkwizycji Novigradu? Hm, szanuję wolność jednostki, wbrew temu, co o mnie mówią. A Panowie?

Asuryan
02-01-2015, 23:47
Mistrz Janus z Daevon jestem. Na mimika zapolować mogę, jeśli hojność Wielebnego okazana będzie za martwego, a nie za żywego. Wszak jak wiadomo żywy przekroczyć murów tego miasta nie może, nawet srebrem związany - moc Wiecznego Ognia na to nie zezwoli. A z tymi batami faktycznie niech straż świątynna uważa, jeszcze się nimi pokaleczyć paskudnie przez przypadek może.

Araven
02-01-2015, 23:50
[Komisarz Chappelle]

Mój błąd mimik ma być żywy, już ja z nim porozmawiam. Martwy nie ma dla mnie żadnej wartości i za martwego nie zapłacę nic. Straż mnie ochrania, z Waszej strony chyba nic mi nie grozi prawda? I masz rację Magu, lamia zostawia paskudne blizny na całe życie, niebezpieczne to narzędzie.

Asuryan
02-01-2015, 23:59
Techniczny:

Skoro on kłamie w żywe oczy, to i ja kłamię w żywe oczy... a że obydwoje wiemy, że kłamiemy sobie nawzajem bez mrugnięcia okiem, to czekam aż reszta hanzy się przedstawi i wypowie :D

Na forum będę jutro pewno dopiero jakoś po 15:00.

Pampa
03-01-2015, 07:57
Jestem Mehir, Nilfgaardczyk. Możecie mi powiedzieć jaśnie panie po co wam ten stwór żywy? Z tego co wiem to żaden kapłan się z nimi nie patyczkuje tylko wsadza w beczkę i podpala. -spojrzał podejrzliwie Mehir.

Techniczny:
Cholera, pamiętam za dobrze to opowiadanie :p

sadam86
03-01-2015, 08:13
Kielon, ot taki sobie wędrujący krasnolud rzekł po czym splunął na ziemię, a palce świerzbiły go do rękoczynów.

Techniczny
Mam ten sam problem co Pampa, ale staram się usilnie wyrzucić z pamięci. To chyba do wieczora, skoro Asuryan po 15, Froya wieczorem:)

Araven
03-01-2015, 08:53
[Chappelle do Mehira]

To ja tu zadaję pytania, ja nie jestem żadnym kapłanem. Ja służę Hierarsze, głównemu Kapłanowi Wiecznego Ognia w Novigradzie. Jako Komisarz ds. Bezpieczeństwa, Eliminuję elementy wywrotowe, szpiegów, heretyków i innych wrogów. Mimika chcę przesłuchać by wiedzieć pod kogo się podszywał, czy sam wybrał cele, czy ktoś mu to zlecił. Nie usłyszałem konkretnych deklaracji, czy dla bezpieczeństwa ludzi i innych mieszkańców zapolujecie na tego mimika, o ile nie był wymysłem karczmarza. Płacę 500 koron (2500 orenów) za żywego i zdolnego do zeznań.

Techniczny
Opisy opisami te kopiuję niemal na żywca, ale fabułę opowiadań mogę i będę często zmieniał na potrzeby PBF-a. W Opowiadaniu Chappelle był także innym mimikiem, u mnie może to być nadal ten prawdziwy Chappelle, Inkwizytor i człowiek (wredny oprawca), nie mimik... Kto był dobry w opowiadaniu u mnie może być zły i odwrotnie, ale może być i podobny jak w opowiadaniu. Innymi słowy bazowanie na opowiadaniu, może być błędem, ale nie musi. :devil: To właśnie ten moment gdzie należy oddzielać wiedzę człowieka (Was) od wiedzy Postaci fikcyjnych z gry. Ale jak napisałem, wiem, ze to trudne i będę często zmieniał to co było w opowiadaniu. Postawy i zachowania oraz motywacje ważnych postaci z opowiadań, także.

Froya ma być raczej wieczorem, ale może nie dać rady zajrzeć wcale.

Proszę o jednoznaczne deklaracje w sprawie złapania Mimika dla Chappelle.

adriankowaty
03-01-2015, 09:26
Witam! - Adrian ostatni zabrał głos - Nazywam się Adrian ceap Fenhryr. Miło poznać sojusznika w naszym śledztwie. Z chęcią dokończymy polowanie na mimika, ale liczymy na to, że pozwolicie, ażebyśmy odzyskali pewien kapitał, który owy mimik ukradł, gdy napadł na w/w. Dainty'ego Biberveldt'a, a do którego mam pełne prawa z racji dziedziczenia. Ponadto pozwolę sobie zauważyć, że ów właśnie mimik jest przyczyną kłopotów pana Biberveldt'a.

Araven
03-01-2015, 09:47
[Chappelle do Adriana]

Sojusznika w Waszym śledztwie? Czyli szukacie owego mimika na własną rękę, ciekawe... I mimik narobił kłopotów panu Biberveldtowi, jaki nie zapłacił dużego podatku na rzecz miasta. Termin ma pan do jutra do popołudnia panie Biberveldt.
A wracając do mimika, ja chcę go żywego, jeśli wam odebrał coś bezprawnie, powinien oddać, takie jest prawo. Wyjaśnij mi proszę mości Adrianie na czym polegają kłopoty kupca Biberveldta, jakich narobił mu ów mimik.

Bądź szczery, i pamiętaj, że złożono na Was doniesienie, które chwilowo zawiesiłem w realizacji, ale z tego co mówisz mimik jednak tam był, każę karczmarza wypuścić z lochu, bo nie bredził. Słucham jak to było?

[Biberveldt, przełknął ślinę, Vilfred cicho zaklął.]

adriankowaty
03-01-2015, 09:57
W/w. mimik napadł na pana Biberveldt'a, przybierając uprzednio jego postać. W tejże postaci zaczął obracać zdobycznym kapitałem - w tym uzyskanym ze sprzedaży koni pana Biberveldt'a. Najprawdopodobniej owe machinacje, których się dopuścił, zapewniły mu wysoki zysk, skoro pan Biberveldt został obłożony owym podatkiem. To tyle, co nam wiadomo. Odpowiedziałem szczerze, jak zwykle zresztą.

Araven
03-01-2015, 10:06
Dziękuję Ci cudzoziemcze.
Czyli mówisz, ze zyski pana Biberveldta jakie ostatnio osiągnął, nie są wynikiem jego działań, a owego mimika. Sprawa interesów pana Biberveldta podlegnie zbadaniu, jeśli owe zyski mimik osiągnął kosztem obywateli naszego miasta, albo kosztem kultu Wiecznego Ognia, zostaną one skonfiskowane jako wynik oszustwa. Jeśli zyski były kosztem cudzoziemców, wszystko będzie w porządku.

Ponawiam pytanie, skoro i tak szukacie mimika, to czy dostarczycie go dla mnie za kwotę 500 koron i anulowanie doniesienia na Was? Uratujecie skórę i zarobicie, kosztem podłego wybryku natury i wroga ludzi jakim mimik jest. To jak będzie?

adriankowaty
03-01-2015, 10:10
Naturalnie, że go obywatelowi przekażemy, rzecz jasna żywego, gdyż w/w. mimik złamał prawo i zdestabilizował sytuację pana Biberveldt'a, co stawia pod znakiem zapytania nie tylko jego sprawę, ale i sprawę owego spadku, który miał pan Biberveldt przekazać mnie.

Araven
03-01-2015, 10:18
[Chappelle do Wszystkich]

A co rzekną pozostali potwierdzacie słowa Adriana ?, nader uczciwego jak na cudzoziemca. Czyli dostarczycie mi mimika jeśli go znajdziecie? Wtedy zapomnę o donosie na was...

[Cohen]

Ja nie poluję na przedstawicieli ras rozumnych jakim jest mimik, jeno na potwory. W mieście mam swoje sprawy, nie będę go szukał, ale jak go spotkam wtedy dopiero pomyślę co z nim uczynić.

Techniczny
Chciwy i wszechwładny komisarz Chappelle, właśnie uzyskał pretekst do konfiskaty znacznego majątku jaki zgromadził mimik na konto Biberveldta, kluczem do złota jest mimik. Może się okaże, że Biberveldt zachowa zyski po opodatkowaniu ale to zależy z kim robił interesy Dudu. Wszechwładny komisarz wie też, że mimik to nie wymysł karczmarza i że go szukacie.

Co robicie ?, to miejsce publiczne, i dzień. Atak na straż świątynną i Komisarza może się udać, ale potem Łowcy Nagród na was zapolują, a nagroda za Was byłaby bardzo wysoka po zabiciu Chappelle.

Pampa
03-01-2015, 10:22
Techniczny:
adriankowaty, błagam zmień styl pisania bo mnie krew zalewa jak to czytam. Gdzie łucznik z armii mówi w taki sposób? Bawisz się w polityka czy co?

adriankowaty
03-01-2015, 10:28
Techniczny:
Mi się akurat ów styl lingwistyczny akurat podoba, zresztą używam go codziennie.

Araven
03-01-2015, 10:34
Techniczny i uwagi MG

To gra RPG w świecie Wiedźmina, nie dyskusja polityczna w Agorze. Twój łucznik jako potomek nilfgardzkiego właściciela manufaktury, ma jakieś podstawy i wiedzę do wygłaszania takich teorii jak wygłasza często. Ale jesteście najemnikami, nie gramy możnymi tamtego świata by wasze postacie mogły wpływać na politykę. Teksty w stylu obywatelu do Komisarza to średnio na miejscu są, a słowo obywatel nie pasuje do świata Wiedźmina. W grze odgrywasz łucznika, obecnie bez majątku, żołnierza, nie polityka. Mówiąc wszystko Chappelle, jak to zrobiłeś możesz stracić kasę od niziołka jak komisarz ją skonfiskuje. Wolno ci ok. Ale ja jako MG odegram Chappelle, a to chciwy osobnik.

To nie jakaś krytyka, ale uwagi pewne. W grze oddzielamy to co lubimy w realu, na rzecz tego co lubi postać jaką sam wybrałeś do odgrywania, nilfgardzki łucznik. Było mu dać wiedzę uniwersytecką, lub zagrać bakałarzem z zapędami politycznymi to spoko by były wstawki polityczne wtedy.

W grze staramy się stylizować wypowiedzi na średniowieczne, zbliżone do języka Sagi. Należy unikać wstawek z współczesnego języka.

adriankowaty
03-01-2015, 11:02
Cóż sądzicie, drużyno? Wydamy owego Tellico'a owemu inkwizytorowi czy nie?
--------------------------------------------------------------------------
Techniczny
Rozumiem. Postaram się używać nieco mniej uwspółcześnionego języka, choć sprawiać mi to będzie pewne problemy.

Pampa
03-01-2015, 11:06
A jaką mamy gwarancję że mówicie prawdę? Nie ufam ani magom, ani tym bardziej inkwizytorom. Macie w tym jakiś interes, nie wyglądacie mi na kogoś kto przepuszcza takich jak my za byle mimika.

Araven
03-01-2015, 11:11
Wy chyba czegoś nie rozumiecie, jesteście tu obcy, złożono na was prawomocne doniesienie. To łaska z mej strony, że jeszcze was nie kazałem aresztować, a rozmawiam z wami kulturalnie jak na razie.

Ten jakiś tam mimik zarobił w kilka dni wielkie pieniądze, chcę wiedzieć skąd miał wiedzę z czego będą zyski, może jest tylko czyimś narzędziem. To może być sprawa bezpieczeństwa, czyli moja. Możecie odmówić mi współpracy, chwilowo nie zostaniecie aresztowani, ale będę miał na Was oko. Sam mimik to potwór, nieludź i wybryk natury, ważne jest dla mnie skąd on wiedział to co umożliwiło mu zarobienie takiej fortuny.

To jak będzie?

sadam86
03-01-2015, 11:41
Skoro panie inkwizytor tak stawiasz sprawę, to chyba nie ma innego wyjścia, jak doprowadzić ci mimika rzekł Kielon choć myślał zupełnie co innego Już ty łachmyto będziesz oglądał, ale zad osła, a nie mimika. A tylko spróbuj Nas szpiegować to potopię twoich sługusów jak kocięta.

Techniczny
Czy mogę przy najbliższej okazji przypadkiem zabić Adriana? adriankowaty kładziesz fabułę równo, wsypałeś Nas inkwizytorowi, jak ostatnia ciamajda, teraz MG oskubie Nas z kasy i kto wie czy nie zechce pozbyć:) Ehhh trzeba się będzie namęczyć, żeby coś z tej przygody zyskać.

adriankowaty
03-01-2015, 11:54
Moje zdanie już znasz, inkwizytorze. Z chęcią pomogę.
----------------------------------------------------
Techniczny
Przypadkiem? Przy tym, co odstawiłem to tylko czekać, aż cała drużyna wyciągnie miecz na mnie:drunk:. Wybaczcie szczerość, to kolejna z moich cech, nad którymi będę musiał popracować. Chociaż zgodzę się ze stwierdzeniem, że fabuła rozsypała się jak domek z kart, za co przepraszam:o.

Pampa
03-01-2015, 12:01
Mehir rozejrzał się wokół. Po czym szepnął do stojącego obok Kielona- Może by go potraktować sztyletem? Rach ciach załatwimy jego straż i spieprzamy byle dalej stąd. Może dogadamy się z mimikiem i jak dobrze ukryjemy ciało to podstawimy go w miejsce inkwizytora? Wilk syty i owca cała. - Po czym delikatnie poluzował mizerykordię.

sadam86
03-01-2015, 12:01
Mehir czekaj, trochę Nas mało, a i miejsce publiczne, czekaj jak polezie w cholerę, a potem się naradzimy. Najpierw trza podpytać wiedźmina, czy do spółki nie dołączy, zawsze to zysk mniejszy, ale ryzyko przegranej mniejsze z takim rębajłom w ekipie. Potem trza znaleźć mimika, bo kto wie czy poprze Nasz szalony plan. Jak sprawa się rozjaśni zaczniemy działać, a i chyba zrobimy Adrianowi prostującą poglądy kocówę odparł szeptem krasnolud.

Techniczny
adriankowaty po to gramy, żeby knuć, kłamać, chędożyć i robić łomot, a nie przelewać całe Nasze życie do PBF:) więc porzuć szczerość, puść wodze fantazji i poczuj To!!!!

adriankowaty
03-01-2015, 12:10
Adrian, upewniwszy się, że inkwizytor tego nie zauważy, rzucił szeptem do Mehira, stojąc zań: Byle szybko i tak, aby ta hałastra wyginęła do nogi.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Techniczny
Chcecie knucie? Proszę bardzo! Z góry jednak zaznaczam, że intrygant ze mnie kiepski.

Araven
03-01-2015, 12:15
[Chappelle]

Dobrze to mamy coś na kształt umowy, jesteście wolni. Ja i moi ludzie sobie pójdziemy. Miłego dnia i udanych łowów życzę.

Techniczny

Spokojnie z tą fabułą, kombinujcie, to może coś wyciśniecie z tego jeszcze. Chappelle zbiera się do odejścia, możecie zaatakować, ale pamiętajcie o ryzyku. I nie wiadomo co uczyni wiedźmin w razie waszej napaści na przedstawicieli miejscowej legalnej władzy.

Niby łucznik Adrian też jest szczery, to Adriankowaty odgrywa to, ale tu to była szczerość nader naiwna. Chappelle wam nie odpuści łatwo, poczuł dużą kasę. A kupca nieludzia i jakichś obcych łatwo się pozbyć...

Zabijania współgraczy nie pochwalam, ale wolno wam się atakować i pozabijać nawzajem jak tego chcecie w grze. I Sadam86 ma rację w grze odgrywa się fikcyjną postać, nie siebie z reala. Chyba, ze wybraliśmy cechy osobowości zbliżone do własnych, wtedy w jakimś stopniu odgrywamy siebie.

Atakujecie Inkwizytora i straż świątynną, w biały dzień w miejscu publicznym przy miejskiej fontannie?

sadam86
03-01-2015, 12:18
Mehir nic nie rób, poczekaj, nie wiemy co zrobi Janus i Veronika, jak zaatakujesz będą zaskoczeni i mogą się wstrzymać na chwilę, a to może być cenna chwila, warta Nasze życie. Na razie ten gbur ma Nas za użyteczne narzędzia i niech nadal tak myśli, najwyżej potem się rozczaruje hehe

Techniczny
Poczekajmy na resztę.

adriankowaty
03-01-2015, 12:20
Adrian rzekł do Chapelle'a:
Dobrze inkwizytorze, zrobimy, co w naszej mocy. Żegnam.
Po czym zwrócił się do kompanii:
Dotychczas sądziłem, że lepiej jest mieć prawo po swojej stronie. Widzę jednak, żem się dość mocno... skompromitował.

Araven
03-01-2015, 13:01
[Cohen do Adriana]

Prawo Nilgardczyku ?, Chappelle prawa używa jako zasłony do nabijania sobie kabzy, niech Ci Biberveldt potwierdzi. Mało brakło a przez twoje gadulstwo by nas zamknęli, albo i gorzej. Wszystko wypaplałeś inkwizycji, i to bez tortur, sam z siebie, gratuluję. Straciłeś raczej swoje 1000 koron tym samym. I może życie też stracisz niedługo, jako i my.



Do ojca podobniście jeno z wyglądu, niedawno groziła mi ciemnica za nieuiszczony podatek. Po tym co nagadaliście Inkwizytorowi i mnie i waszej hanzie, i wiedźminowi z trubadurem teraz śmierć grozi. Chappelle chce położyć łapy na tym złocie, a my jesteśmy mu zawadą. Na razie nam odpuścił, bo pewnie liczy, że znajdziemy mimika i mu go wydamy.

[Vilfred do Adriana]

Ocipiałeś? Bito cię za młodu po głowie ?, chyba za mocno. Prawo ? jakie kurwa prawo za sobą? Prawo silniejszego wszędzie panuje. Na jakim ty świecie żyjesz? Ocknij się. Wszystko mu wypaplałeś, masz za dużo złota? Życie ci się znudziło?

[B]Techniczny
Zakładam, że Chapelle odszedł, jak ktoś go zaatakuje niniejsze wypowiedzi nie mają miejsca i zajmę się walką z obstawą Chapelle. A ten post zostanie anulowany.

Czekamy na Janusa i Veronikę.

sadam86
03-01-2015, 13:06
Dobra panowie nie gorączkujmy się tylko pomyślmy jak całej sprawie łeb ukręcić i unieść głowy cało z pełną kiesą rzekł krasnolud, mamy mały plan jak to zrobić i jak zechcecie Nas wspomóc możemy podzielić się szczegółami

Asuryan
03-01-2015, 13:15
U mnie, w Daevon, to takich jak on - wskazał na Adriana - się w loszku zamyka i daje kawałek węgielka do ręki. Wtedy istne cudności malują, zamiast sprowadzać kłopoty na innych. Co prawda on to piwo rozlał, ale wygląda na to że będziemy je musieli wypić wszyscy.
A co do ewentualnej walki mistrzu Cohenie, nie byłbyś sam. Mam wielką ochotę wybatożyć tego inkwizytora siedmioma lamiami, ósmą zostawiając na spadkobiercę.

Araven
03-01-2015, 13:24
[Cohen do Janusa i Hanzy]

Ja na nikogo miecza pierwszy nie wyciągnę, kodeks mi zabrania. Słucham jaki macie plan i co naprawdę chcecie zrobić o ile mimika znajdziemy? Wydacie go Chappellowi? Zabijecie? Będziecie torturować by wszystko wygadał?

Teraz mości Biberveldtowi śmierć grozi, albo wypadek jakiś może mieć, śmiertelny oczywiście. Chappelle nie takie rzeczy organizował, wielu zniknęło bez śladu, jak mu zawadą byli. Dowody się znajdą. Może ja nie stąd, ale wiele o nim słyszałem poza Novigradem. Nieźle wdepnęliśmy teraz. Niedawno nikt poza nami nie wiedział, że to mimik zarobił kasę jako Dainty Biberveldt, teraz wie to wszechwładny, chciwy i bezwzględny szef Inkwizycji Novigradu. Że mnie się zachciało nowej kurtki, a mogłem być w Redanii już.

Asuryan
03-01-2015, 13:34
Jest tylko jeden sposób, który pozwoli nam unieść głowy cało z tej kabały. Po złapaniu mimika ubić Chappella podczas przekazywania jeńca i niech Dudu zajmie jego miejsce.

sadam86
03-01-2015, 13:38
A potem jeszcze niech wypłaci Nam nagrodę z kasy miejskiej za schwytanie groźnego łotra hehe, to jak panowie przyłożycie do tego rękę?

Araven
03-01-2015, 13:50
[Cohen]

Chappelle to łotr jakich mało. Pomyślimy, ale najpierw trzeba znaleźć Dudu. Może się nie rozdzielajmy i chodźmy do banku, tam gdzie mości Biberveldt ma konto. Tedy niech on prowadzi. Co Wy na to? Czy jednak się wolicie rozdzielić, na targ niektórzy chcieli iść?

Techniczny

I tak wszystko będzie raczej zdecydowanie inaczej niż w opowiadaniu p. Sapkowskiego, jakie jest tylko tłem I części niniejszego PBF-a. Nie odgrywamy opowiadania, PBF to będzie raczej całkiem inna historia. Kombinujcie.

sadam86
03-01-2015, 13:58
Ano to do banku, a potem do składów gdzie dokonywał zakupów mimik

Techniczny
Czy moja wiedza(handel) w jakiś sposób może pomóc w odnalezieniu bratniej duszy kupieckiej?

Info od MG

Może pomóc jakoś, w zrozumieniu handlowych działań mimika, w szukaniu go co nieco także.

adriankowaty
03-01-2015, 13:59
Pomysł dobry (rzekł z pewnym zawstydzeniem Adrian), pytanie tylko, czy Cohen zgodzi się być neutralny. Może i jestem zbyt naiwnie nastawiony do przedstawicieli władzy, niemniej pora się... zrehabilitować. Możecie o mnie sądzić jak najgorzej, ale idiotą nie jestem. Możesz Cohen'ie nie mieszać się do naszego starcia?
-----------------------------------------------
TechnicznyPowinno pomóc... pod warunkiem, że przypadkiem nie dostanę bełtem w plecy

sadam86
03-01-2015, 14:01
Techniczny
Czego od razu Cohen neutralny, trza go na Naszą stronę skaptować:)

Asuryan
03-01-2015, 14:10
Adrian, Ty lepiej się w ogóle nie odzywaj... Najpierw wypijmy jedno piwo które nawarzyłeś, zaczekaj z wyrobem następnych. Przez Ciebie wiedźmin, trubadur i kupiec na jednym wozie z nami jadą.

adriankowaty
03-01-2015, 14:13
W sumie macie rację (westchnął), już i tak dostatecznie się skompromitowałem.

sadam86
03-01-2015, 14:15
Magu weź rzuć na niego knebel i będzie po kłopocie, a my postaramy się wykaraskać z tej opresji. Jak ktoś ma jakieś pomysły gdzie poza bankiem szukać Dudu chętnie wysłucham.

adriankowaty
03-01-2015, 14:19
Adrian nie odrzekł ani słowa, wyjął tylko kartkę i zapisał nań: Doki. Po czym podał tą kartkę Kielonowi.

Araven
03-01-2015, 14:21
Techniczny

Adriankowaty
Do jakiego starcia Cohen ma się nie mieszać? Zrozumiałem, że teraz nie atakujecie Chappelle i obgadujecie z wiedźminem od kilku postów plan działania na przyszłość.

Czy jednak Adrian atakuje? Chappelle lub kogoś z jego ludzi nim odeszli? Jak tak to deklaracje proszę fabularną, że to robi.

Hanza

Na ten moment to bank? Czy się rozdzielacie?

adriankowaty
03-01-2015, 14:25
Techniczny
Odnosiłem się do propozycji sadama, ażeby uderzyć na inkwizycję podczas "przekazywania" mimika. Docelowo sądziłem, żeby mógłby nas ew. wesprzeć, jednak już neutralność byłaby tzw. "mniejszym złem". Nie uderzę nań w tej chwili, gdyż samotna walka skończyłaby się rychłym zgonem.

Info od MG
No to mocno za szybko negocjacje o neutralności wiedźmina, zwłaszcza, że inni chcą jego pomocy w akcji z Chappellem, najpierw znajdźcie mimika.

Asuryan
03-01-2015, 14:26
Techniczny:
Ależ jak najbardziej ma się mieszać zarówno do schwytania Dudu jak i do ubicia Chapelle podczas przekazywania "jeńca".

Proponuję przerwę aż pojawi się Froya, zeby mogła zadeklarowac czy idzie z nami do banku, czy jednak woli iść na targ.

Info od MG

Ok.

Pampa
03-01-2015, 17:03
Idę na targ, wy róbcie co chcecie. Jesteśmy w głębokiej dupie, a muszę ochłonąć.

adriankowaty
03-01-2015, 18:13
Adrian wyjął kolejną kartkę i napisał: rozejrzę się po dokach. Sam. Podał kartkę drużynie i skierował się w stronę portu.

Araven
03-01-2015, 18:28
[Vilfred do Adriana]

Coś tam nabazgrał? Idziesz do doków sam?

Tam dostać nożem w plecy to norma, i kogo tam będziesz szukał? Mimik może wyglądać jak każdy inny mieszkaniec dowolnej rasy. Jako niziołek Biberveldt to on raczej tam chodził nie będzie, zaraz by go napadli i okradli. Są lepsze sposoby na samobójstwo niż samotny spacer obcego po dokach.

sadam86
03-01-2015, 18:32
To ja już z Nim pójdę i magu zdejmij mu już knebel może nauczył się trzymać język za zębami. Porozglądamy się za jakimiś większymi transakcjami, może to nasza zguba będzie dalej działać.

Techniczny
Poczekajmy na Froyę, chcę poczytać jak obsobacza Adriana.

Info od MG

Mag nie deklarował rzucenia Knebla na Adriana, chyba, że przeoczyłem. Froya coś pisała, że jej może nie być, ale może zajrzy.

adriankowaty
03-01-2015, 18:34
Dzięki za pomoc Kielonie.

sadam86
03-01-2015, 18:38
Techniczny
Ja prosiłem maga o knebel, dla gagatka, a skoro pisał sms to chyba wyłapał knebelek:)

adriankowaty
03-01-2015, 18:41
Techniczny
Zignorowałem to. Po prostu pomyślałem, że skoro mam niewyparzony język, powinienem pisać na kartce.

Asuryan
03-01-2015, 19:26
Jak jakieś większe transakcje będą to raczej poprzez bank, a nie w dokach, więc ja do banku podążę. A zdejmować nie mam czego, bo nie zakładałem. Szkoda mi trochę było zębów naszego łucznika.

sadam86
03-01-2015, 19:32
A myślałem magu, żeś założył tak grzecznie cicho siedział. Bank, bankiem ale doki też warto przepatrzeć, poza tym nie ma co cała hanzą leźć do banku bo pomyślą, że to napad i ani się obejrzymy będziemy w ciemnicy. Mehir idzie na targ, ty Janusie jeśli taka twa wola idź z kupcem i bardem do banku. Ja jak rzekłem dotrzymam opieki Adrianowi.

Techniczny
Na dziś znikam, jutro będę tak po 13

Asuryan
03-01-2015, 19:51
Skoro się rozdzielamy, to podajcie mi swoją broń, uaktywnię Wam runy. Jeśli srebro działa na mimika, to magiczny oręż też będzie.

Frøya
03-01-2015, 20:32
Veronika siedziała na fontannie, znudzona podpierała dłońmi zmęczoną i spitą jeszcze lekko głowę. Wstała, westchnęła ciężko i machnęła ręką.
- Ja też idę na targ... potrzebuje tytoniu. Jakiegoś porządnego. I fajkę, o! Latami nie paliłam, zdenerwowaliście mnie niesłychanie, zszarpane mam nerwy. A szczęście masz ogromne łuczniku, że łeb mnie boli i w mordę Ci dać nie mogę, aaargghh! - Dziewczyna złapała się za głowę i szarpiąc sobie włosy, chwiejnym krokiem skierowała się na novigradzki rynek.

Araven
03-01-2015, 20:44
Techniczny

Mehir i Veronika na targ. Dajcie znać co chcecie kupić.
Janus, Cohen, Dainty i Vilfred do banku.
Kielon i Adrian do doków.

Szpiedzy Inkwizytora za wszystkimi...
Coś pominąłem? Jutro dam fabularne wpisy.

Zaklęcie Janusa aktywuje runy na broni na około godzinę. Za 1 PM Mag może zakląć do 10 runów, za 1 razem, czyli całą Waszą broń.

adriankowaty
03-01-2015, 20:46
Adrian dał Janusowi swą broń do uaktywnienia, po odebraniu zaś skierował swe kroki w stronę dzielnicy portowej, wciskając w rękę Kielona papier z napisem: Jeżeli mimik dalej będzie chciał obracać zdobycznym kapitałem, w porcie powinniśmy go znaleźć. Tam się skupia cały handel zagraniczny Novigard'u.

Araven
04-01-2015, 09:13
[Wszyscy. Tuż po odejściu Chapella, nim się rozdzieliliście]

- Patrzcie - rzekł nagle niziołek. - Ktoś biegnie ku nam.
- Uciekajmy! - zawył Vilfred.
- Spokojnie, spokojnie - uśmiechnął się szeroko Dainty i przeczesał czuprynę palcami. - Znam go. To
Piżmak, tutejszy kupiec, skarbnik Cechu. Robiliśmy razem interesy. Hej, spójrzcie, jaką ma minę! Jakby zerżnął się w portki. Hej, Piżmak, mnie szukasz?
- Na Wieczny Ogień klnę się - wysapał Piżmak, odsuwając na tył głowy lisią czapę i wycierając czoło rękawem. - Byłem pewien, że zawloką cię do barbakanu. Iście, cud to. Dziwię się...
- Miło z twojej strony - przerwał niziołek z przekąsem - że się dziwisz. Uraduj nas jeszcze bardziej, mówiąc dlaczego.


- Nie udawaj głupiego, Biberveldt - zmarszczył się Piżmak. - Całe miasto już wie, jakiś to interes zrobił na koszenili. Wszyscy już o tym gadają, to i widno do hierarchy doszło, i do Chappelle, jakiś to sprytny, jakeś to chytrze wygrał na tym, co stało się w Poviss.
- O czym ty bredzisz, Piżmaku?

- O, bogowie, przestałbyś, Dainty, zamiatać ogonem niby liszka. Kupiłeś koszenilę? Za pół darmo, po pięć dwadzieścia za korzec? Kupiłeś. Korzystając z chudego popytu zapłaciłeś awalizowanym wekslem, ni grosza gotówki nie wyłożyłeś. I co? W ciągu jednego dnia opyliłeś cały ładunek po czterokroć wyższej cenie, za gotowiznę na stół. Będziesz miał może czelność twierdzić, że to przypadek, że to szczęście niby? Że kupując koszenilę niceś nie wiedział o przewrocie w Poviss?
- Że co? O czym ty gadasz?

- Przewrót był w Poviss! - ryknął Piżmak. - I ta, jak jej tam, no... leworucja! Obalono króla Rhyda, nynie rządzi tam klan Thyssenidów! Dwór, szlachta i wojsko Rhyda nosiło się na niebiesko, to i tamtejsze tkalnie jeno indygo kupowały. A barwa Thyssenidów to szkarłat, tedy indygo staniało, a koszenila poszła w górę, a tedy na jaw wyszło, że to ty, Biberveldt, trzymasz łapę na jedynym dostępnym właśnie ładunku! Ha!
Dainty milczał, zasępiwszy się.

- Chytrze, Biberveldt, nie ma co - ciągnął Piżmak. - I nikomu ani słowa, nawet przyjaciołom. Gdybyś mi co rzekł, możeby wszyscy zarobili, nawet faktorię można by założyć wspólną. Ale ty wolałeś sam, cichcem-chyłkiem. Twoja wola, ale i na mnie zasię też już nie licz. Na Wieczny Ogień, prawda to, że każdy niziołek to samolubny drań i pies posraniec. Mnie to Vimme Vivaldi nigdy awalu na wekslu nie daje, a tobie? Od ręki. Boście jedna banda są, wy nieludzie przeklęte, wy zapowietrzone niziołki i krasnoludy. Niech was cholera!
Piżmak splunął, odwrócił się na pięcie i odszedł. Dainty, zamyślony, drapał się w głowę, aż chrzęściła czupryna.
- Coś mi świta, chłopcy - rzekł wreszcie. - Już wiem, co nam trzeba uczynić. Idziemy do banku. Jeżeli ktoś może połapać się w tym wszystkim, to tym ktosiem jest właśnie mój znajomy bankier, Vimme Vivaldi.

[Janus, wiedźmin, trubadur i kupiec, w banku]

- Inaczej wyobrażałem sobie bank - szepnął Vilfred, rozglądając się po pomieszczeniu. - Gdzie oni tu trzymają pieniądze, Cohen?
- Diabli wiedzą - odrzekł cicho wiedźmin, zasłaniając rozerwany rękaw kurtki. - Może w piwnicy?
- Gówno. Rozejrzałem się. Tu nie ma piwnicy.
- To pewnie na strychu.

- Pozwólcie do kantorka, panowie - powiedział Vimme Vivaldi.
Siedzący przy długich stołach młodzi ludzie i krasnoludy niewiadomego wieku zajęci byli pokrywaniem arkuszy pergaminu rzędami cyferek i literek. Wszyscy bez wyjątku garbili się i mieli lekko wysunięte języki. Praca, jak ocenił wiedźmin, była diablo monotonna, ale zdawała się pochłaniać pracujących bez reszty. W kącie, na niskim zydlu, siedział dziadunio o wyglądzie żebraka zajęty ostrzeniem piór. Szło mu niesporo.
Bankier zamknął starannie drzwi kantorka, przygładził długą, białą, wypielęgnowaną brodę, tu i ówdzie poplamioną inkaustem, poprawił bordowy, aksamitny kubrak, z trudem dopinający się na wydatnym brzuchu.


- Wiecie, panie Vilfred - powiedział, siadając za ogromnym, mahoniowym stołem, zawalonym pergaminami. - Zupełnie inaczej was sobie wyobrażałem. A znam wasze piosenki, znam, słyszałem. O królewnie Vandzie, która utopiła się w rzece Duppie, bo nikt jej nie chciał. I o zimorodku, co wpadł do wychodku...

- To nie moje - Vilfred poczerwieniał ze wściekłości. - Nigdy nie napisałem czegoś podobnego!
- A. A to przepraszam.
- Możebyśmy tak przeszli do rzeczy? - wtrącił Dainty. - Czas nagli, a wy o głupstwach. Jestem w poważnych tarapatach, Vimme.


- Obawiałem się tego - pokiwał głową krasnolud. - Jak pamiętasz, ostrzegałem cię, Biberveldt. Mówiłem ci trzy dni temu, nie angażuj pieniędzy w ten zjełczały tran. Co z tego, że tani, cena nominalna nie jest ważna, ważna jest stopa zysku na odsprzedaży. Tak samo ten olejek różany i ten wosk, i te gliniane miski. Co ci odbiło, Dainty, żeby kupować to gówno, i to w dodatku za żywą gotówkę, zamiast rozumnie płacić akredytywą lub wekslem? Mówiłem ci, koszty składowania są w Novigradzie diabelnie wysokie, w ciągu dwóch tygodni trzykrotnie przekroczą wartość tego towaru. A ty...
- No - jęknął z cicha niziołek. - Mów, Vivaldi. Co ja?
- A ty na to, że nie ma strachu, że sprzedasz wszystko w ciągu dwudziestu czterech godzin. I teraz przychodzisz i oświadczasz, że jesteś w tarapatach, uśmiechając się przy tym głupio i rozbrajająco. Nie idzie, prawda? A koszty rosną, co? Ha, niedobrze, niedobrze. Jak mam cię z tego wyciągnąć, Dainty? Gdybyś chociaż ubezpieczył ten chłam, posłałbym zaraz kogoś z kancelistów, żeby cichcem podpalił skład. Nie, kochany, jedno, co można zrobić, to podejść do rzeczy filozoficznie, czyli powiedzieć sobie: "Srał to pies". To jest handel, raz się zyska, raz się straci. Co to zresztą za pieniądze, ten tran, wosk i olejek. Śmiechu warte. Mówmy o poważniejszych interesach. Powiedz mi, czy mam już sprzedawać korę mimozową, bo oferty zaczęły się stabilizować na pięć i pięć szóstych.

- Hę?
- Głuchy jesteś? - zmarszczył się bankier. - Ostatnia oferta to równo pięć i pięć szóstych. Wróciłeś, mam nadzieję, żeby przybić? Siedmiu i tak nie dostaniesz, Dainty.
- Wróciłem?
Vivaldi pogładził brodę i wyskubał z niej okruszki strucli.

- Byłeś tu przed godziną - rzekł spokojnie - z poleceniem, aby trzymać do siedmiu. Siedmiokrotne przebicie przy cenie, jaką zapłaciłeś, to dwie korony czterdzieści pięć kopperów za funt. To zbyt wysoko, Dainty, nawet jak na tak doskonale trafiony rynek. Garbarnie już musiały się dogadać i będą solidarnie trzymać cenę. Głowę daję...
Drzwi otworzyły się i do kantorka wpadło coś w zielonej, filcowej czapce i futerku z łaciatych królików, przepasanym konopnym powrósłem.

- Kupiec Sulimir daje dwie korony piętnaście! - zakwiczało.
- Sześć i jedna szósta - obliczył szybko Vivaldi. - Co robić, Dainty?
- Sprzedawać! - krzyknął niziołek. - Sześciokrotne przebicie, a ty się jeszcze zastanawiasz, cholera?
Do kantorka wpadło drugie coś, w żółtej czapce i opończy przypominającej stary worek. Jak i pierwsze coś, miało około dwóch łokci wzrostu.
- Kupiec Biberveldt poleca nie sprzedawać poniżej siedmiu! - wrzasnęło, wytarło nos rękawem i wybiegło.
- Aha - powiedział krasnolud po długiej chwili ciszy. - Jeden Biberveldt każe sprzedawać, drugi Biberveldt każe czekać. Ciekawa sytuacja. Co robimy, Dainty? Od razu przystąpisz do wyjaśnień, czy też zaczekamy, aż jakiś trzeci Biberveldt poleci ładować korę na galery i wywieźć do Krainy Psiogłowców? Hę?


- Co to jest? - wyjąkał Vilfred, wskazując na coś w zielonej czapce, wciąż stojące przy drzwiach. - Co to jest, do cholery?
- Młody gnom - powiedział Cohen.
- Niewątpliwie - potwierdził sucho Vivaldi. - Nie jest to stary troll. Nieważne zresztą, co to jest. No, Dainty, słucham.
- Vimme - rzekł niziołek. - Bardzo cię proszę. Nie zadawaj pytań. Stało się coś strasznego. Załóż i przyjmij, że ja, Dainty Biberveldt z Rdestowej Łąki, uczciwy kupiec, nie mam pojęcia, co tu się dzieje. Opowiedz mi wszystko, ze szczegółami. Wydarzenia ostatnich trzech dni. Proszę, Vimme.

- Ciekawe - powiedział krasnolud. - No, ale za prowizję, jaką biorę, muszę spełniać życzenia pryncypała, jakie by one nie były. Słuchaj tedy. Wpadłeś tu trzy dni temu, zdyszany, dałeś mi w depozyt tysiąc koron i zażądałeś awalu na wekslu opiewającym na dwa tysiące pięćset dwadzieścia, na okaziciela. Dałem ci ten awal.
- Bez gwarancji?
- Bez. Lubię cię, Dainty.
- Mów dalej, Vimme.

- Na drugi dzień z rana wpadłeś z rumorem i tupotem, żądając, bym otworzył akredytywę na bank w Wyzimie. Na niebagatelną sumę trzech tysięcy pięciuset koron. Beneficjentem miał być, o ile pamiętam, niejaki Ther Lukokian, alias Trufel. No, to i otworzyłem taką akredytywę.
- Bez gwarancji - rzekł niziołek z nadzieją w głosie.

- Moja sympatia do ciebie, Biberveldt - westchnął bankier - kończy się około trzech tysięcy koron. Tym razem wziąłem od ciebie pisemne zobowiązanie, że w razie niewypłacalności młyn jest mój.
- Jaki młyn?

- Młyn twojego teścia, Arno Hardbottoma, w Rdestowej Łące.
- Nie wracam do domu - oświadczył Dainty ponuro, lecz zdecydowanie. - Zaciągnę się na jakiś okręt i zostanę piratem.

Vimme Vivaldi podrapał się w ucho i spojrzał na niego podejrzliwie.
- Eee - powiedział. - Już dawno przecież odebrałeś i podarłeś to zobowiązanie. Jesteś wypłacalny. Nie dziwota, przy takich zyskach...
- Zyskach?
- Prawda, zapomniałem - mruknął krasnolud. - Miałem się niczemu nie dziwić. Zrobiłeś dobry interes na koszenili, Biberveldt. Bo widzisz, w Poviss doszło do przewrotu...
- Wiem już - przerwał niziołek. - Indygo staniało, a koszenila zdrożała. A ja zarobiłem. To prawda, Vimme?

- Prawda. Masz u mnie w depozycie sześć tysięcy trzysta czterdzieści sześć koron i osiemdziesiąt kopperów. Netto, po odliczeniu mojej prowizji i podatku.

- Zapłaciłeś za mnie podatek?
- A jakżeby inaczej - zdziwił się Vivaldi. - Przecież godzinę temu byłeś tu i kazałeś zapłacić. Kancelista już zaniósł całą sumę do ratusza. Coś około półtora tysiąca, bo sprzedaż koni była tu, rzecz jasna, wliczona.
Drzwi otworzyły się z hukiem i do kantorka wpadło coś w bardzo brudnej czapce.
- Dwie korony trzydzieści! - wrzasnęło. - Kupiec Hazelquist!
- Nie sprzedawać! - zawołał Dainty. - Czekamy na lepszą cenę! Jazda, obaj z powrotem na giełdę!
Oba gnomy chwyciły rzucone im przez krasnoluda miedziaki i znikły.
- Taak... Na czym to ja stanąłem? - zastanowił się Vivaldi, bawiąc się ogromnym, dziwacznie uformowanym kryształem ametystu, służącym jako przycisk do papierów. - Aha, na koszenili kupionej za weksel. A list kredytowy, o którym napomykałem, potrzebny był ci na zakup wielkiego ładunku kory mimozowej. Kupiłeś tego sporo, ale dość tanio, po trzydzieści pięć kopperów za funt, od zangwebarskiego faktora, owego Trufla czy Smardza. Galera wpłynęła do portu wczoraj. I wówczas się zaczęło.
- Wyobrażam sobie - jęknął Dainty.
- Do czego jest komuś potrzebna kora mimozowa? - nie wytrzymał Vilfred.


- Do niczego - mruknął ponuro niziołek. - Niestety.
- Kora z mimozy, panie poeto - wyjaśnił krasnolud - to garbnik używany do garbowania skór.
- Jeśli ktoś byłby na tyle głupi - wtrącił Dainty - by kupować korę mimozową zza mórz, jeśli w Temerii można kupić dębową za bezcen.

- I tu właśnie leży wampir pogrzebany - rzekł Vivaldi. - Bo w Temerii druidzi właśnie ogłosili, że jeżeli natychmiast nie zaprzestanie się niszczenia dębów, ześlą na kraj plagę szarańczy i szczurów. Druidów poparły driady, a tamtejszy król ma słabość do driad. Krótko: od wczoraj jest pełne embargo na temerską dębinę, dlatego mimoza idzie w górę. Miałeś dobre informacje, Dainty.
Z kancelarii dobiegł tupot, po czym do kantorka wdarło się zdyszane coś w zielonej czapce.

- Wielmożny kupiec Sulimir... - wydyszał gnom - kazał powtórzyć, że kupiec Biberveldt, niziołek, jest wieprzem dzikim i szczeciniastym, spekulantem i wydrwigroszem, i że on, Sulimir, życzy Biberveldtowi, aby oparszywiał. Daje dwie korony czterdzieści pięć i to jest ostatnie słowo.
- Sprzedawać - wypalił niziołek. - Dalej, mały, pędź i potwierdź. Licz, Vimme.

Vivaldi sięgnął pod zwoje pergaminu i wydobył krasnoludzkie liczydełko, istne cacko. W odróżnieniu od liczydeł stosowanych przez ludzi, krasnoludzkie liczydełka miały kształt ażurowej piramidki. Liczydełko Vivaldiego wykonane było jednak ze złotych drutów, po których przesuwały się graniasto oszlifowane, pasujące do siebie bryłki rubinów, szmaragdów, onyksów i czarnych agatów. Krasnolud szybkimi, zwinnymi ruchami grubego palucha przesuwał przez chwilę klejnoty, w górę, w dół, na boki.


- To będzie... hmm, hmm... Minus koszty i moja prowizja... Minus podatek... Taak. Piętnaście tysięcy sześćset dwadzieścia dwie korony i dwadzieścia pięć kopperów. Nieźle.
- Jeżeli dobrze liczę - rzekł powoli Dainty Biberveldt - to łącznie, netto, powinienem mieć u ciebie...
- Dokładnie dwadzieścia jeden tysięcy dziewięćset sześćdziesiąt dziewięć koron i pięć kopperów. Nieźle.
- Nieźle? - wrzasnął Vilfred. - Nieźle? Za tyle można kupić dużą wieś albo mały zamek! Ja w życiu nie widziałem naraz tylu pieniędzy!
- Ja też nie - powiedział niziołek. - Ale bez ferworu, Vilfred. Tak się składa, że tych pieniędzy jeszcze nikt nie widział i nie wiadomo, czy zobaczy.


- Ejże, Biberveldt - żachnął się krasnolud. - Skąd takie ponure myśli? Sulimir zapłaci gotówką lub wekslem, a weksle Sulimira są pewne. O co więc chodzi? Boisz się straty na śmierdzącym tranie i wosku? Przy takich zyskach śpiewająco pokryjesz straty...
- Nie w tym rzecz.
- W czymże więc?
Dainty chrząknął, opuścił kędzierzawą głowę.
- Vimme - powiedział, patrząc w podłogę. - Chappelle węszy za nami.
Bankier zacmokał.


- Kiepsko - wycedził. - Należało się jednak tego spodziewać. Widzisz, Biberveldt, informacje, którymi się posłużyłeś przy transakcjach, mają nie tylko znaczenie handlowe, ale i polityczne. O tym, co się kroi w Poviss i w Temerii, nie wiedział nikt, Chappelle też nie, a Chappelle lubi wiedzieć pierwszy. Teraz więc, jak sobie wyobrażasz, głowi się nad tym, skąd wiedziałeś. I myślę, że się już domyślił. Bo i ja się domyślam.
- Ciekawe.
Vivaldi powiódł wzrokiem po Vilfredzie i Cohenie, zmarszczył perkaty nos.
- Ciekawe? Ciekawa to jest ta twoja spółka, Dainty - powiedział. - Trubadur, wiedźmin i kupiec i chyba mag. Gratuluję. Pan Vilfred bywa tu i ówdzie, nawet na królewskich dworach, i pewnie nieźle nadstawia ucha. A wiedźmin? Straż osobista? Straszak na dłużników?


- Pospieszne wnioski, panie Vivaldi - rzekł zimno Cohen. - Nie jesteśmy w spółce.
- A ja - poczerwieniał Vilfred - nie nadstawiam nigdzie ucha. Jestem poetą, nie szpiegiem!
- Różnie mówią - wykrzywił się krasnolud. - Bardzo różnie, panie Vilfred.
- Kłamstwo! - wrzasnął trubadur. - Gówno prawda!

- Dobrze już, wierzę, wierzę. Tylko nie wiem, czy Chappelle uwierzy. Ale, kto wie, może to wszystko rozejdzie się po kościach. Powiem ci, Biberveldt, że po ostatnim ataku apopleksji Chappelle bardzo się zmienił. Może to strach przed śmiercią zajrzał mu do rzyci i zmusił do zastanowienia? Słowem, to już nie ten sam Chappelle. Zrobił się jakiś grzeczny, rozumny, spokojny i... i uczciwy, jakby.


- Eeee - powiedział niziołek. - Chappelle, uczciwy? Grzeczny? To niemożliwe.
- Mówię, jak jest - odparł Vivaldi. - A jest, jak mówię. Dodatkowo, teraz kościół ma na głowie inny problem, któremu na imię Wieczny Ogień.
- Jak niby?
- Wszędzie ma płonąć Wieczny Ogień, jak się mówi. Wszędzie, w całej okolicy, mają być stawiane ołtarze temu ogniowi poświęcone. Mnóstwo ołtarzy. Nie pytaj mnie o szczegóły, Dainty, nie bardzo orientuję się w ludzkich zabobonach. Ale wiem, że wszyscy kapłani, a także Chappelle, nie zajmują się praktycznie niczym, jak tylko tymi ołtarzami i tym ogniem. Robi się wielkie przygotowania. Podatki pójdą w górę, to pewne.
- No - rzekł Dainty. - Marna pociecha, ale...
Drzwi kantorka otwarły się znowu i do środka wpadło znane już wiedźminowi coś w zielonej czapce i króliczym futerku.
- Kupiec Biberveldt - oświadczyło - przykazuje dokupić garnków, gdyby zabrakło. Cena nie gra roli.
- Świetnie - uśmiechnął się niziołek, a uśmiech ten przywołał na myśl skrzywiony pyszczek wściekłego żbika. - Kupimy mnóstwo garnków, wola pana Biberveldta jest dla nas rozkazem. Czego jeszcze mamy dokupić? Kapusty? Dziegciu? Grabi żelaznych?

- Ponadto - wychrypiało coś w futerku - kupiec Biberveldt prosi o trzydzieści koron gotówką, bo musi dać łapówkę, zjeść coś i napić się piwa, a pod "Grotem Włóczni" jacyś obwiesie ukradli mu sakiewkę.

- Ach obwiesie - rzekł Dainty przeciągle. - Tak, to miasto pełne zdaje się być obwiesiów. A gdzież to, jeśli wolno spytać, jest teraz wielmożny kupiec Biberveldt?

- A gdzieżby - powiedziało coś, pociągając nosem - jak nie na Zachodnim Bazarze.
- Vimme - rzekł Dainty złowrogo. - Nie zadawaj pytań, ale znajdź mi tu gdzieś solidną, grubą lagę. Wybieram się na Zachodni Bazar, ale bez lagi pójść tam nie mogę. Zbyt wielu tam obwiesiów i złodziei.

- Lagę, powiadasz? Znajdzie się. Ale, Dainty, jedno chciałbym wiedzieć, bo mnie to gnębi. Miałem nie zadawać pytań, nie zapytam więc, ale zgadnę, a ty potwierdzisz albo zaprzeczysz. Dobra?
- Zgaduj.


- Ten zjełczały tran, ten olejek, wosk i miski, ten cholerny powróz, to była zagrywka taktyczna, prawda? Chciałeś odwrócić uwagę konkurencji od koszenili i mimozy? Wywołać zamieszanie na rynku? Hę, Dainty?
Drzwi otwarły się gwałtownie i do kantorka wbiegło coś bez czapki.
- Szczawiór melduje, że wszystko gotowe! - wrzasnęło cienko. - Pyta, czy nalewać?
- Nalewać! - zagrzmiał niziołek. - Natychmiast nalewać!
- Na ryżą brodę starego Rhundurina! - zawył Vimme Vivaldi, gdy tylko za gnomem zamknęły się drzwi. - Nic nie rozumiem! Co tu się dzieje? Co nalewać? W co nalewać?
- Pojęcia nie mam - wyznał Dainty. - Ale interes, Vimme, musi się kręcić.

[Doki Adrian i Pili]

Port Novigradu robił wrażenie, masa statków z całego świata, wszak Novigrad to jeden z głównych ośrodków handlu i wolne miasto.
Doki to nie było bezpieczne miejsce, jednakże 2 zbrojnych nie zostało napadniętych, udało wam się dowiedzieć, że kupiec Biberveldt zarobił na koszenili, bo był przewrót w Poviss i zmieniła się barwa rodu panującego, i uzyskał 4 krotne przebicie na koszenili. Oraz, że dzięki embargu na korę dębową z Temerii, zarobił też na korze mimozowej, jaką nabył wcześniej. Ustaliliście, ze raczej będzie na Zachodnim Bazarze. Interesy tam załatwiając.



[Na bazarze, Mehir i Veronika]

Mehir i Veronika dotarli na targ, Veronika nabyła fajkę i tytoń, oboje ponad pół godziny rozpytywali o kupca Biberveldta, ale nie udało się im go znaleźć jak na razie. Bogactwo towarów ogromne ale i ceny są wysokie. Dawno takich tłumów nie widzieliście. Jakby wojny nie było.


Techniczny
[Czas na pytania, deklaracje, rozmowy w miejscach gdzie jesteście. Wszystkie tropy wiodą, na Zachodni Bazar, co robicie?]

sadam86
04-01-2015, 10:06
Weź Adrian skończ z tymi kartkami, bo wygląda jakbym niemowę lub przygłupa eskortował, wydurniasz się zamiast wyciągnąć wnioski. A teraz na Zachodni Bazar, tu już nie mamy czego szukać, tylko kupię jakiś duży wór i możemy iść po czym Kielon skierował się do pierwszego lepszego magazynu w celu nabycia obszernego wora po okazyjnej cenie. A i jeszcze jedno zauważyłeś coś odkąd tu jesteśmy łuczniku? rzucił do kompana.

Techniczny
Wór jest na mimika, jak go capniemy, przecież nie będziemy się prowadzać za rękę po mieście:)

Info od MG

Ok masz duży worek. 4 denary.

adriankowaty
04-01-2015, 12:12
Każdy ma inne metody - zauważył sucho - skoro nie potrafię się powstrzymać przed ujawnieniem spraw tajemnych, powinienem szukać rozwiązania. Ale masz rację, daruję sobie to. Co do obserwacji - wiemy doskonale, że mimika należy szukać na Zachodnim Bazarze, więc, jak zauważyłeś, powinniśmy się tam udać. Chodźmy zatem, Kielonie.

sadam86
04-01-2015, 12:15
Techniczny
Brakuje mi w 1 poście Naszych postaci, czy dzięki czujności mogę zauważyć szpiegów inkwizytora?

Info od MG

Wstawiłem Postacie Wasze do postu nr 1.
Tak Czujność to ogólnie refleks, ale i spostrzegawczość, obserwacja, zmysły, nasłuchiwanie.

Nie jesteś pewien, ale chyba macie towarzystwo. Adrian tez to zauważył. 2 ludzi raczej was uważnie obserwuje, ale z pewnej odległości.

sadam86
04-01-2015, 12:27
Adrian nie chodziło mi tylko o Bazar, chyba mamy nieproszone towarzystwo, pokręćmy się jeszcze trochę po dokach albo ich zgubimy, albo będą mieli wypadek hehe. To podła dzielnica jakieś dodatkowe trupy, nie wywołają od razu alarmu.

Pampa
04-01-2015, 12:30
Mehir rozglądając się po ciemniejszych uliczkach - Gdzie by można było załatwić fisstech? Byle Nilfgaardzki, a nie tą kredę zmieszaną z mąką z Temerii. Ej! Veronika! Ej! Słyszysz mnie?! Na Wielkie Słońce powinnaś przestać pić... Rozglądaj no się za jakimiś jegomościami z zakazanymi gębami. - Nagle przypominając sobie cel misji- I oczywiście popytamy również o naszego klona.

adriankowaty
04-01-2015, 12:40
Adrian zwrócił się do Kielona szeptając: masz rację, może wciągniemy ich w jakąś ciemną uliczkę? Takich tutaj mnóstwo, hehe

sadam86
04-01-2015, 12:45
Dobra to musimy im zniknąć nagle i tak, żeby potem musieli Nas szukać to wtedy sami wpadną nam w ręce, a potem niech rybki się pożywią.

Araven
04-01-2015, 12:47
Techniczny

[Zasadzka]
Kielon i Adrian wciągnęli 2 szpiegów w jakiś zaułek. Umiejętność Podstęp u Kielona 3 (dobrze) u Adriana 4 (świetnie), typy są zaskoczone. Udają, ze to pzrypadek, ale to raczej ludzie Chappella nie rzezimieszki. Zabijacie ich, czy ogłuszacie zostawiając tutaj?

[Zakupy]
Trochę trwało, ale znaleźliście fistech nilfgradzki. Tu jest drogo, 1 porcja za 50 denarów, czyli 5 koron novigradzkich albo 25 orenów. Ile kupujecie? Szpiegów nie wypatrzyliście.

Wszyscy
Podliczcie stan Waszej aktualnej gotówki w orenach, bo je macie 1 oren to 2 denary.

sadam86
04-01-2015, 12:54
No i co robaczki przeszpiegów się zachciało zagadnął Kielon dzierżąc załadowaną kuszę no to muszę was zmartwić teraz po szpiegujecie w krainie zmarłych wycelował w jednego ze szpicli i pociągnął za spust.

Techniczny
Mam nadzieję, że Adrian nie skrewi i zastrzeli drugiego. Jak dobrze liczę mam 1396 orenów.

Pampa
04-01-2015, 13:01
10 porcji powinno starczyc.

Info od MG

To zaktualizuj i podaj obecny stan swojej gotówki po odliczeniu kosztów za narkotyki (10 porcji).



1800 orenów.

adriankowaty
04-01-2015, 13:10
Adrian uśmiechnął się złowrogo do drugiego szpiega, błyskawicznie wyjął strzałę i posłał ją wprost w kierunku drugiego agenta. Po akcji skwitował sytuację krótkim Adieu.
Zwrócił się potem do Kielona:
Co zrobimy ze zwłokami? Może do morza wrzucimy?

sadam86
04-01-2015, 13:12
Nie będziemy ich za dnia ciągać, a wieczorem i tak trafią do rynsztoku, a nim do morza. Tylko zabierzmy strzałę i bełt, możemy ich trochę obić, żeby zatrzeć ślady i marsz na Zachodni Bazar.

adriankowaty
04-01-2015, 13:18
Dobry pomysł - Adrian rozejrzał się wokoło, cały czas szeptał - obijmy ich więc i wyjmijmy amunicję, żeby wyglądało na zwykłą, pijacką burdę. A potem na Zachodni Bazar.

sadam86
04-01-2015, 13:22
Dobra to do roboty, tylko juchą się nie wysmaruj, po czym Kielon wymierzył zwłokom kilka kopniaków, tam gdzie ich podziurawiliśmy dźgnij mieczem, tylko płytko i chodu i już tak tu za długo zamarudziliśmy.

Asuryan
04-01-2015, 13:26
Mości Vivaldi, założę się z Tobą o trzysta orenów, że ten zjełczały tran, olejek, wosk i miski, oraz cholerny powróz przyniosą największy zysk. No chyba, że Chappelle zdąży zarekwirować towar...

adriankowaty
04-01-2015, 13:28
Tak jest. - Adrian zrobił to, co doradził mu Kielon - Kooperacja z tobą sprawia przyjemność.

Araven
04-01-2015, 13:29
[Vivaldi do Janusa]

Dobra magu założymy się, ale o 100 orenów nie 300, stoi?


[Kielon i Adrian zmierzają na Zachodni Bazar, gdzie są Veronika i Mehir. Podobnie idą tam Janus, niziołek Dainty, Cohen i Vilfred.]


Techniczny

Kielon i Adrian napisałem, że ich złapaliście. Ok mierzyliście do nich z kuszy i łuku i zabiliście, mogąc ogłuszyć. Pozostaje wam mieć nadzieję, że nikt tego mordu nie widział i nie doniesie Chappellowi. :cool:

Jak pisałem Wszyscy Gracze, niech podliczą i podadzą ile obecnie mają kasy.

Czekamy na wpis Veroniki.

Coś robicie jeszcze, np. rozmawiacie czy lecimy dalej?

Asuryan
04-01-2015, 13:32
Techniczny:

400 orenów, jesli bankier przyjmie zakład to 300 (przynajmniej do czasu ustalenia wyniku zakładu).

Edit przez MG
Vivaldi się założy ew. ale o 100 nie 300, zedytowałem post. Jak się nie zgadzasz to masz 400.

adriankowaty
04-01-2015, 13:33
Techniczny
1632 i pół orena

Asuryan
04-01-2015, 13:41
Stoi, mości Vivaldii. Zdeponuję od razu ową setkę w pańskim banku. Jak wygram, to wypłacisz mi jedną poza kontem, a jak przegram to je po prostu zlikwidujesz zabierając depozyt.
A tak z innej beczki, gdzie tu można kupić książki historyczne, szczególnie interesuje mnie historia Cintry oraz znaleźć najlepszego jubilera w tym mieście?

Araven
04-01-2015, 13:44
[Vivaldi]

Mości magu jubilera mogę polecić, krasnolud Yarpen, powiedzcie, ze jesteście ode mnie, ma warsztat na Zachodnim Bazarze, gdzie sprzedaje swe wyroby. Książki też tam kupicie, na bazarze znaczy.
Podpiszcie mi jeno tu umowę o depozyt.

Asuryan
04-01-2015, 13:48
Janus złożył swój podpis na umowie i nie ociągając się dłużej poszedł z resztą na Zachodni Bazar.

Araven
04-01-2015, 13:56
[W międzyczasie dotarła tam reszta hanzy, Pili i Adrian z doków, oraz Janus, wiedźmin, trubadur i prawdziwy Biberveldt, wszyscy się spotkaliście po jakimś czasie.].

Zachodni Bazar tętnił życiem, droga przez zbiegowisko przypominała przeprawę przez krzaki głogu. Co i rusz coś czepiało się rękawów i nogawek - już to dzieci, które zgubiły się mamom, gdy te odciągały ojców od namiotu z wyszynkiem, już to szpicle z kordegardy, już to pokątni oferenci czapek niewidek, afrodyzjaków i świńskich scen rzeźbionych w cedrowym drewnie.
Przepychając się z trudem przez ciżbę, Cohen wyszedł prosto na stragan, obwieszony miedzianymi rondlami, kociołkami i patelniami, skrzącymi się czerwono w promieniach przedwieczornego słońca. Za straganem stał rudobrody krasnolud w oliwkowym kapturze i ciężkich butach z foczej skóry. Na twarzy krasnoluda malowało się widoczne zniechęcenie - mówiąc zwięźle, wyglądał, jakby za chwilę zamierzał opluć przebierającą w towarze klientkę. Klientka falowała biustem, potrząsała złotymi kędziorkami i raziła krasnoluda bezustannym potokiem wymowy, pozbawionej ładu i składu.

Klientką, ni mniej, ni więcej, była Vespula, znana Cohenowi jako miotaczka pocisków. Nie czekając, aż go rozpozna, szybko wtopił się w tłum.
Cohen przestał się uśmiechać i zaczął klnąć, robiąc stosowny użytek z łokci.
Usłyszał dźwięki lutni i znany mu, perlisty śmiech. Dźwięki dobiegały od strony bajecznie kolorowego straganu, ozdobionego napisem: "Tutaj cuda, amulety i przynęty na ryby".

- Czy ktoś już mówił pani, że jest pani śliczna? - wrzeszczał Vilfred, siedząc na straganie i wesoło machając nogami. - Nie? Nie może to być! To miasto ślepców, nic, tylko miasto ślepców. Dalejże, dobrzy ludzie! Kto chce usłyszeć balladę o miłości? Kto chce się wzruszyć i wzbogacić duchowo, niechaj wrzuci monetę do kapelusza. Z czym, z czym tu się pchasz, zasrańcze? Miedź zachowaj dla żebraków, nie obrażaj mi tu miedzią artysty. Ja ci to może wybaczę, ale sztuka nigdy!

- Vilfred - rzekł Cohen, podchodząc. - Zdaje się, że rozdzieliliśmy się, aby szukać dopplera. A ty urządzasz koncerty. Nie wstyd ci śpiewać po jarmarkach jak proszalny dziad?
- Wstyd? - zdziwił się bard. - Ważne jest, co i jak się śpiewa, a nie gdzie się śpiewa. Poza tym, głodny jestem, a właściciel straganu obiecał mi obiad. Co się zaś tyczy dopplera, to szukajcie go sobie sami. Ja nie nadaję się do pościgów, bijatyk i samosądów. Jestem poetą.

- Lepiej byś zrobił, unikając rozgłosu, poeto. Jest tu twoja narzeczona, mogą być kłopoty.
- Narzeczona? - Vilfred zamrugał nerwowo. - O kogo chodzi? Mam ich kilka.
Vespula, dzierżąc w dłoni miedzianą patelnię, przedarła się przez tłum słuchaczy z impetem szarżującego tura. Vilfred zerwał się ze straganu i rzucił do ucieczki, zwinnie przeskakując nad koszami z marchwią. Vespula odwróciła się w stronę wiedźmina, rozdymając chrapki. Cohen cofnął się, napotykając plecami na twardy opór ściany straganu.


- Cohen, Janus! - krzyknął Dainty Biberveldt, wyskakując z tłumu i potrącając Vespulę. - Prędko, prędko! Widziałem go! O, o tam, ucieka!


- Jeszcze was dopadnę, rozpustnicy! - wrzasnęła Vespula, łapiąc równowagę. - Jeszcze porachuję się z całą waszą świńską bandą! Ładna kompania! Bażant, oberwaniec i karzełek o włochatych piętach! Popamiętacie mnie!
- Tędy! - ryknął Dainty, w biegu roztrącając grupkę żaków zajętych grą w "trzy muszelki". - Tam, tam, zwiał między wozy! Zajdź go od lewej! Prędko!
Rzuciliście się w pościg, sami ścigani przekleństwami poszturchiwanych przekupniów i kupujących. Cohen cudem tylko uniknął potknięcia się o zaplątanego pod nogi usmarkanego berbecia. Przeskoczył nad nim, ale wywrócił dwie beczułki śledzi, za co rozwścieczony rybak chlasnął go po plecach żywym węgorzem, którego właśnie demonstrował klientom.


Dostrzegliście dopplera, usiłującego zemknąć wzdłuż zagrody dla owiec.
- Z drugiej strony! - wrzasnął Dainty. - Zajdź go z drugiej strony, Cohen!
Doppler przemknął jak strzała wzdłuż płotu, migając zieloną kamizelką. Robiło się oczywiste, dlaczego nie zmieniał się w kogoś innego. Nikt nie mógł zwinnością dorównać niziołkowi. Nikt. Oprócz drugiego niziołka. I wiedźmina.

Cohen zobaczył, jak doppler zmienia raptownie kierunek, wzbijając chmurę kurzu, jak zręcznie nurkuje w dziurę w parkanie ogradzającym wielki namiot służący jako rzeźnia i jatka. Dainty też to zobaczył. Przeskoczył przez żerdzie i zaczął przebijać się przez stłoczone w zagrodzie stado beczących baranów. Widać było, że nie zdąży. Cohen skręcił i rzucił się w ślad za dopplerem pomiędzy deski parkanu. Poczuł nagłe szarpnięcie, usłyszał trzask rwącej się skóry, a kurtka również pod drugą pachą zrobiła się nagle bardzo luźna.
Wiedźmin zatrzymał się. Zaklął. Splunął. I jeszcze raz zaklął.

Dainty wbiegł do namiotu za dopplerem. Ze środka dobiegały wrzaski, odgłosy razów, klątwy i okropny rumor.
Wiedźmin zaklął po raz trzeci, wyjątkowo plugawie, po czym zgrzytnął zębami, uniósł prawą rękę, złożył palce w Znak Aard, kierując go prosto na namiot. Namiot wydął się jak żagiel podczas huraganu, a z wewnątrz rozległo się potępieńcze wycie, łoskot i ryki wołów. Namiot oklapł.
Doppler, pełzając na brzuchu, wysmyknął spod płachty i rzucił w kierunku drugiego, mniejszego namiotu, prawdopodobnie chłodni. Cohen bez namysłu skierował ku niemu dłoń i dziabnął go w plecy Znakiem. Doppler zwalił się na ziemię jak rażony gromem, przekoziołkował, ale natychmiast zerwał się i wpadł do namiotu. Wiedźmin deptał mu po piętach.
W namiocie śmierdziało mięsem. I było ciemno.


Tellico Lunngrevink Letorte stał tam, dysząc ciężko, oburącz obejmując wiszącą na żerdzi świńską półtuszę. Z namiotu nie było drugiego wyjścia, a płachta była solidnie i gęsto przykołkowana do ziemi.
- Czysta przyjemność znowu cię spotkać, mimiku - powiedział Cohen zimno.
Doppler dyszał ciężko i chrapliwie.
- Zostawcie mnie w spokoju - stęknął wreszcie. - Dlaczego mnie prześladujesz, wiedźminie i wy?
- Tellico - powiedział Cohen - Zadajesz głupie pytania. Aby wejść w posiadanie koni i postaci Biberveldta, rozbiłeś mu głowę i porzuciłeś na pustkowiu. Nadal korzystasz z jego osobowości i drwisz sobie z kłopotów, jakie mu tym sprawiasz. Diabli wiedzą, co jeszcze planujesz, ale przeszkodzę ci w tych planach, tak czy inaczej. Nie chcę cię ani zabijać, ani wydawać władzom, ale z miasta musisz się wynieść. Dopilnuję, byś się wyniósł.

- A jeżeli nie zechcę?
- To wywiozę cię na taczkach, w worku.
Doppler rozdął się raptownie, potem nagle wyszczuplał i zaczął rosnąć, jego kędzierzawe, kasztanowate włosy zbielały i wyprostowały się, sięgając ramion. Zielona kamizelka niziołka oleiście zabłysła, stając się czarną skórą, na ramionach i mankietach zaskrzyły się srebrne ćwieki. Pucołowata, rumiana twarz wydłużyła się i pobladła.
Sponad prawego ramienia wysunęła się rękojeść miecza.
- Nie podchodź - rzekł chrapliwie drugi wiedźmin i uśmiechnął się. - Nie zbliżaj się, Cohen. Nie pozwolę się dotknąć.
Ależ ja mam paskudny uśmiech, pomyślał Cohen, sięgając po miecz. Ależ ja mam paskudną gębę. Ależ ja paskudnie mrużę oczy. Więc tak wyglądam? Zaraza.


Ręka dopplera i ręka wiedźmina jednocześnie dotknęły rękojeści, oba miecze jednocześnie wyskoczyły z pochew. Obaj wiedźmini jednocześnie wykonali dwa szybkie, miękkie kroki - jeden do przodu, drugi w bok. Obaj jednocześnie unieśli miecze i wywinęli nimi krótkiego, syczącego młyńca.
Obaj jednocześnie znieruchomieli, zamarli w pozycji.
- Nie możesz mnie pokonać - warknął doppler. - Bo jestem tobą, Cohen.
- Mylisz się, Tellico - powiedział cicho wiedźmin. - Rzuć miecz i wracaj do postaci Biberveldta. Inaczej pożałujesz, uprzedzam.
- Jestem tobą - powtórzył doppler. - Nie uzyskasz nade mną przewagi. Nie możesz mnie pokonać, bo jestem tobą!
- Nie masz nawet pojęcia, co to znaczy być mną, mimiku.
Tellico opuścił rękę zaciśniętą na mieczu.
- Jestem tobą - powtórzył.

- Nie - zaprzeczył wiedźmin. - Nie jesteś. A wiesz, dlaczego? Bo jesteś małym, biednym, dobrotliwym dopplerem. Dopplerem, który wszakże mógł zabić Biberveldta i zakopać jego ciało w zaroślach, zdobywając przez to absolutne bezpieczeństwo i absolutną pewność, że nie zostanie zdemaskowany, nigdy, przez nikogo, wliczając w to małżonkę niziołka, słynną Gardenię Biberveldt. Ale nie zabiłeś go, Tellico, bo nie było cię na to stać. Bo jesteś małym, biednym, dobrotliwym dopplerem, którego przyjaciele nazywają Dudu. I w kogokolwiek byś się nie zmienił, zawsze jesteś taki sam. Umiesz skopiować tylko to, co w nas dobre, bo tego, co w nas złe, nie rozumiesz. Taki właśnie jesteś, dopplerze.

Tellico cofnął się, wpierając plecami w płachtę namiotu.

[Co robicie?. W tej postaci mimik umie to co Cohen, a to doświadczony wiedźmin. Wszyscy tam jesteście.].

adriankowaty
04-01-2015, 14:09
Adrian przyjrzał się obydwóm i rzucił do kompanii: walka z doppler'em nie ma sensu. Nas jest raptem pięciu, a do walki z nim potrzeba by co najmniej plutonu - a i wtedy byłyby spore straty. Hm... czy mógłbyś Janusie sparaliżować ruchy Tellica?

Asuryan
04-01-2015, 14:11
Adharin Ignis. - warknął mag wskazując ręką na fałszywego wiedźmina.

Techniczny:
Doświadczony wiedźmin czy nie, przed ognista siecią nie umknie...

Araven
04-01-2015, 14:16
Doppler w postaci Cohena, szybciej niż myśl, wykonał jeden ze sławnych wiedźmińskich znaków, rozpraszając moc zaklęcia.

Spokój, krzyknął prawdziwy Cohen.

Porozmawiajmy, podobno chcieliście się dogadać z Dudu, a tu takie akty agresji, jak czar wiążący.



Techniczny

Czekam, na to co zrobicie lub powiecie, albo oba powyższe.

sadam86
04-01-2015, 14:18
W ostatniej chwili Kielon spróbował podbić rękę maga i skierować czar w niebo,po czym szybko rzucił Eh magu po co od razu sieć, dogadajmy się z nim po dobroci, a tak tylko wrzask niepotrzebny robi.

Pampa
04-01-2015, 14:19
Po co? Jest niegroźny. Lepiej się zastanówmy jak rozwiązać sytuację. Dudu,dobrze mówię? Sprawiłeś że kupiec się wzbogacił, wypłać zaległe pieniądze, dogadaj się z mości Bibveltem i będziesz mógł robić za jego brata bliźniaka.

sadam86
04-01-2015, 14:21
Ta tylko najpierw musimy się pozbyć chciwego inkwizytora, jakby nie patrzeć Dudu jesteś w tej samej kloace co my, skacząc sobie po głowach z niej nie wyleziemy, ale współpracując mamy szansę wyjść nawet niezbyt obklejeni łajnem.

Pampa
04-01-2015, 14:23
Zabijmy gnojka, i niech Dudu się w niego zamieni. Wszyscy odetchną. Tylko musimy to załatwić tak żeby nie było świadków.

Asuryan
04-01-2015, 14:23
Nie lubię jak się mi grozi. Szczególnie wyciągnięta bronią. Narobiłeś kłopotów nam wszystkim mimiku, a sobie przede wszystkim. Przez zdobycie tak szybko tak wielkich zysków ze sprzedaży zwróciłeś na siebie uwagę głównego inkwizytora Novigradu.

sadam86
04-01-2015, 14:27
Dobra nie czas tu na gadki, trza się wynieść bo zamieszanie ściągnie Nam na łby straż, Dudu jak chcesz idź z Nami albo sam radź sobie z inkwizytorem.

Asuryan
04-01-2015, 14:30
Swoją drogą genialny ten pomysł ze zniczami. Jaka będzie przebitka? Dwadzieścia do jednego?

sadam86
04-01-2015, 14:34
Przebitka srytka, jak zaraz się nie ulotnimy, to znicze zapalą Nam na grobach, jeśli takowych się dorobimy. Bardzie, khm kupcy, któryś wie gdzie można się przyczaić i pogadać w spokoju?

adriankowaty
04-01-2015, 14:36
Hm... cóż chcesz za to, że nam pomożesz? Bo kapitałem w postaci Biberveldt'a obracasz wyjątkowo skutecznie. Nie mamy złych zamiarów wobec Ciebie, niemniej mógłbyś nam pomóc, w ten sposób i sobie. Bo masz na karku samego szefa inkwizycji, jak już wspomnieli moi towarzysze.

Araven
04-01-2015, 14:37
[Dudu w postci Cohena]

To wy mnie zaatakowaliście, nawet nie sięgnąłem po broń, odbiłem tylko rzucony na mnie czar jaki miał mnie uwięzić. Tak chyba nie postępują potencjalni przyjaciele?

Nie zabiłem pana Biberveldta, a mogłem, jego pieniądze są u pana Vivaldiego zdeponowane. Nie zakończyłem wszystkich interesów. Wielokrotnie pomnożyłem kwotę za konie pana Biberveldta, jest on obecnie nader bogatym kupcem. Mogłem uciec z gotówką, nie uciekłem.

Ja Chappellowi nic nie powiedziałem, ciekawe skąd on wie, że udawałem pana Daintego ? Macie jakieś pomysły? Słyszę, ze przyspieszyło Wam tętno, chyba coś o tym wiecie, prawda? Zwłaszcza Ty łuczniku masz wysokie tętno. Czego ode mnie chcecie? Kasą może dysponować pan Dainty, Vivaldi spełni jego polecenia w tej kwestii. Podatek uiszczony, kazałem to zrobić. Czego jeszcze chce Chappelle?

[Biberveldt]

Jakie kuźwa znicze, o co chodzi, jaka przebitka?

Pampa
04-01-2015, 14:38
Ja mam wysokie tętno troszkę z innego powodu hehehe. - Tu Mehir pomacał się po sakwie z magicznym pyłkiem.

sadam86
04-01-2015, 14:41
Ano masz rację, Adrian wpakował Nas w niezłe bagno, a czego chce Chappell to chyba jasne-kasy. Zarekwiruje ją jako zdobytą nieuczciwie i wszyscy jeśli ujdziemy z życiem obejdziemy się smakiem. Choć z tego co proponował Nam za dostarczenie Cię w jego ręce, to raczej Ty mimiku skończysz najgorzej, ale tak jak mówił mój nilfgardzki przyjaciel da się tego uniknąć. Przemyśl to szybko i decyduj.

Pampa
04-01-2015, 14:45
Chodźmy z tego targu w bardziej ustronne miejsce, byle nie do karczmy bo Cintryjka znowu się spije. Masz, fisstech, przyda ci się bo widzę że dalej białe myszki widzisz.

Asuryan
04-01-2015, 14:55
Nie wyciągnąłeś broni powiadasz? A kto miecz w garści trzyma oprócz mistrza Cohena? Z misek, knotów, wosku, tranu i olejku można zrobić tylko znicze, które przy budowie tak licznych świątyń Wiecznego Ognia dadzą największy zarobek. Nie czas i miejsce jednak tu na takie pogawędki.

Techniczny:
Zaczekajmy może na Froyę.

Araven
04-01-2015, 14:56
[Cohen]

Idą tu zbrojni, otoczą niedługo namiot. Dudu zmieniaj się w niziołka czy coś.



Znicze, hm, Dudu jesteś [B]genialny !

Nikt mojego kochanego kuzyna krzywdził nie będzie. Zwiewajmy stąd.

[Na zewnątrz]

Około 15 strażników Wiecznego Ognia otacza namiot. Chappelle nie widać, gapie są blisko, czar obszarowy zabije niewinnych.

Kupiec niziołek Biberveldt pilnie poszukiwany.

[Usłużni gapie, wskazali wasz namiot, straż tu zmierza.]

[Dudu]

Dobra zmienię się w Biberveldta, ale będę tylko udawał związanego, srebrne więzy też zrobię.

Inaczej jako wiedźmin przebiegnę między strażnikami i zniknę stąd, zgadzacie się?

Techniczny

Cohen i mimik wyciągnęli miecze na moment, na siebie tylko, schowali je po chwili. Nikomu innemu jak sobie nawzajem, nie grozili.
Czekamy na Froyę, na zewnątrz, przez poły namiotu, widzicie strażników.

Asuryan
04-01-2015, 15:02
Techniczny

Cohen i mimik wyciągnęli miecze na moment, na siebie tylko, schowali je po chwili. Nikomu innemu jak sobie nawzajem, nie grozili.
Najwidoczniej źle zinterpretowałem ten wpis. Nie było nic o chowaniu mieczów, więc wydawało się mi że nadal mają je wyciągnięte.

Info od MG

O schowaniu mieczy, nie napisałem omyłkowo, ale zaczęli rozmawiać, a prawdziwy Cohen wie, ze Dudu nie zaatakowany nic nikomu nie zrobi.

Post 152 zedytowany, zapoznajcie się.

adriankowaty
04-01-2015, 15:28
No, coraz lepiej! Niedługo doprowadzę do jeszcze większego łajna - rzucił do siebie na głos z wyraźnym autoironicznym gniewem Adrian - dobra! Czegóż chcecie, panowie biczownicy?!

Frøya
04-01-2015, 15:43
Techniczny:
Kurcze, ale pędzicie :P Nie dam chyba rade teraz tego ogarnąć. Wieczorem dopiero będę w domu...

Araven
04-01-2015, 15:57
Techniczny

Poczekamy, na razie tylko Adrian zareagował na post 152. To ważny moment.

Asuryan
04-01-2015, 16:16
Zgadzam się Dudu, zmieniaj się. I nie rozpraszaj tego znakiem, to zaklęcie obronne - stwierdził mag i rzucił na siebie czar ochrona.

Techniczny:
Zaczekajmy z akcją do wieczora, aż Froya znajdzie czas.

sadam86
04-01-2015, 16:21
Ehh mówiłem, żeby tak nie ględzić tylko wiać, a teraz to dopiero klops. Dudu zmieniaj się tylko nie w Daintego, bo nie wiem czy wtedy straż Cię nie zabierze. Możesz się zmienić we mnie tylko zarzuć na siebie jakieś cywilne łachy i udawaj mojego kuzyna, którego przypadkiem spotkałem w Novigradzie, a który ma tu jakieś interesy.

Techniczny
To jeszcze Pampa i Froya i wieczorem dalej:)

Frøya
04-01-2015, 16:25
Jęzór Ci wytnę łuczniku i do stodoły zardzewiałymi gwoźdźmi przybiję, kiedy to wszystko się skończy! - krzyknęła wściekła Veronika, po czym kichnęła w rękaw i zalała się łzami. - Cholera Mehir, coś to zakupił... aaa psik! Drze po nosie jak diabli! - Dziewczyna będąc wyjątkowo rozbudzona, oplątana świeżo przyjętym fisstechem, przyjęła pozycję obronną gotowa wybiec na zewnątrz i porozbijać parę świątynnych łbów.


Techniczny:
Złapałam stały internet, więc mogę pisać jako tako :P
Nie wiem ile dokładnie mam pieniędzy... przyznam się, że zapomniałam podliczyć gotówki w którymś z PBF-ów i tak jakoś zostało. Zajmę się tym później...

Araven
04-01-2015, 16:28
[Dudu do Kielona]

Jak nie zabiorą mnie to zabiorą prawdziwego Biberveldta, dla ludzi niziołki są nie do odróżnienia prawie. Będę udawał waszego jeńca, po drodze pomyślimy co i jak.

I uważajcie na swoich po fisstechu, zabijanie strażników na targu, nam nie pomoże.

sadam86
04-01-2015, 16:32
Tylko, że w tej sytuacji, jak mamy Cię podmienić z inkwizytorem, jesteś ważniejszy, a jako ważna persona uwolnisz Daintego z lochu, ale rób jak chcesz. Tylko jak straż nie odpuści trza będzie ich porąbać, zgarnąć kasy ile się da i wiać z miasta. Eh co za los takie bogactwo być może przyjdzie porzucić.

Araven
04-01-2015, 16:36
[Dudu]

Chappelle musi nas widzieć dwóch bo nabierze podejrzeń, ew. zwiążmy prawdziwego Biberveldta, ja wtedy zaskoczę Chappelle, zmieniając się w niego. Róbcie wszystko byście to wy mnie zaprowadzili do Inkwizytora, nie zaś sama straż.

[Ostatnie 10 sekund w świecie gry, na jakieś zmiany, jak coś prawdziwy Biberveldt, się zgodzi udawać mimika. Straż zaraz wejdzie do namiotu.]

Frøya
04-01-2015, 16:39
Zamknij ryj paskudo, bo Ci buzdyganem w Twój parszywy łeb przyfanzole!

sadam86
04-01-2015, 16:39
Dobra, to robimy tak udajemy, że Cię złapaliśmy i idziemy do inkwizytora, nawet w eskorcie straży. Mam nadzieję, że Chappell będzie miał z sobą tylko kilku zaufanych ludzi jak zaczniemy dobijać targu, to może się jakoś uda unieść głowę na karku. A Ty naćpana dziewko milcz, bo zanim sięgniesz po buzdygan, młot zdefasuje Ci buźkę.

Araven
04-01-2015, 16:41
[Dudu po słowach podpitej i naćpanej Veroniki]

To nie jesteśmy sojusznikami? Cóż, więc będę Cohenem, do widzenia. Zmienia się w Cohena, z dłonią na rękojeści miecza.

[6 sekund na reakcję. Macie 2 wiedźminów w namiocie...]

Frøya
04-01-2015, 16:42
Parszywy brodacz, tfu, żem Ci gorzały swojej lała, kark nadstawiała, a teraz grozi i obraża. Własnego towarzysza, zgred z Ciebie krasnoludzie!

sadam86
04-01-2015, 16:43
Czekaj widzisz, że jest nawalona po dziurki w nosie, zwykle lepszy z Niej kompan po czym Kielon wymierzył Veronice policzek na otrzeźwienie i powrót rozsądku.

Frøya
04-01-2015, 16:49
Dziewczyna popatrzyła nienawistnie na Kielona, lecz powstrzymała się od mocnego kopniaka w jego klejnoty. Nie było jej spieszno do łamania sobie palców na ciężkiej, krasnoludzkiej zbroi.
- Wasza wola, phi, "towarzysze" - tu spojrzała groźnie na mimika. - brudów narobił, a jeszcze się go broni... zabić, zakopać... - powiedziała cichutko, jakby do siebie.

Araven
04-01-2015, 16:52
[Cohen do prawdziwego Biberveldta]

Daj ręce zwiążę Cię srebrnym łancuchem.
Wy dwoje po fisstechu, zamknijcie się i nie wyciągajcie tu broni.

Ty Dudu zmieniaj się w Biberveldta.

[Dudu się zmienił].

Wchodzi straż, [sierżant mówi]

Inkwizytor Chappelle nakazał sprowadzić kupca Biberveldta i jego krewnych jakby byli razem z nim. Są tu 2 niziołki z czego jeden to kupiec. Zabieramy ich. Pan Chappelle kazał Wam podziękować za współpracę, wasze oskarżenie zostaje anulowane. Zabrać nizołki.

sadam86
04-01-2015, 16:54
Panie sierżant nie tak szybko, myśmy się inaczej umawiali z mości Chappellem, albo idziemy razem z wami, albo Sami odstawimy kupców.

Techniczny
Jest tylko 2 graczy, proponuję poczekać

Araven
04-01-2015, 16:57
Dobra, możecie iść z nami, ale nie próbujcie niczego głupiego, mam 15 ludzi. Wyjaśnicie sobie wszystko z panem Chappellem.
Idziemy na zamek.

[Ruszyliście, próbujecie coś po drodze?, czy czekacie do spotkania z Inkwizytorem.]

Techniczny

Przerwa do 19, ew. dłużej, aż się wszyscy wypowiedzą. Z zamku może być ciężko wam ujść, jak coś źle pójdzie.

Froya, za jakiś czas podlicz z grubsza swoją kasę w grze.

sadam86
04-01-2015, 17:01
Ano chodźmy.

Techniczny
Proponuję działać dopiero na spotkaniu, poczekajmy na resztę, ja znikam na godzinę.

Pampa
04-01-2015, 17:08
A jak nie pójdę to co? - Mehir agresywnie spojrzał na pierwszego z brzegu strażnika. - zmusicie mnie?

Frøya
04-01-2015, 17:12
Spokojnie Niflgaardczyku, bo i Ciebie krasnolud pięścią uspokoi. Pazerny on na tę kasę, że ho ho...

Araven
04-01-2015, 17:12
[Sierżant]

Panie krasnolud, co to za cyrk ?, sami kuźwa chcieliśta z nami iść !

Dyć mówiłem oskarżenie wobec Was anulowano. Wolni jesteście, my bierzem niziołki na zamek, taki mamy rozkaz. Reszta może sobie iść gdzie chce.

Frøya
04-01-2015, 17:13
Pójdziemy strażniku - Veronika uspokoiła się na tyle ile mogła - a nie zwracaj uwagi na nasze pogaduszki, bo taka my już hanza, ha!


Techniczny:
Boziu, nie mam pojęcia ile mogę mieć teraz pieniążków :P Musiałabym sortować każdą stronę po kolei we wszystkich tematach z wiedźmina... możemy założyć, że mam mniej więcej tyle co inni? Co prawda nie kupowałam po drodze żadnych cennych rzeczy, prócz gorzałki i czystych gaci. Powiedzmy jakieś 2000 orenów? :P


Info od Froi

Ale ja nie kupowałam fisstechu, nie jestem taką ćpunką jak Mehir :P Zapłaciłam tylko za drewnianą fajeczkę i paczkę dobrej jakości tytoniu.

Info od MG

Dobra to 2000 orenów masz. Adriankowaty liczył swoja kasę sumiennie ma 1600, a wydał 400 na dodatkowy run na łuk, to Ty masz tak, ze 2000, niech stracę.

sadam86
04-01-2015, 17:42
Kielon syknął do Veroniki Tak kasa ważna, ale jakby co obejdę się bez niej, ale teraz niziołków nie zostawię, jak nie chcecie iść z Mehirem ze mną nie musicie nie zmuszam Was

Asuryan
04-01-2015, 17:44
Prowadź mości kapitanie.

Techniczny:
Na zamku śmiało mogę rzucać pioruny kuliste, postronni nie oberwą. Na rynku zaś byłaby rzeź gapiów.

Araven
04-01-2015, 17:46
Techniczny

Wolno Wam robić wszystko, ja wyciągam konsekwencje z Waszych decyzji. Kto nie idzie na zamek, może iść gdzie chce. Ktoś atakuje straż? Ktoś zostaje na targu?
Cohen i Vilfred idą z niziołkami i strażą.

Frøya
04-01-2015, 17:48
Techniczny:

Veronika również idzie do zamku.

sadam86
04-01-2015, 17:49
Techniczny
Idę grzecznie na zamek

Pampa
04-01-2015, 17:53
Techniczny:
Też pójdę. I mój Mehirek nie jest ćpunem, on po prostu lubi w nosa. xD

Asuryan
04-01-2015, 17:59
Techniczny:
Także idę na zamek, ochrony nie zdejmuję, mam tylko nadzieję że starczy mi mocy na rzucenie choć jednego pioruna na miejscu.

Araven
04-01-2015, 18:12
Docieracie na zamek.
Niziołki i was wpuszczono po podniesieniu żelaznej kraty, schodami zeszliście do lochów. Do izby tortur. Tam jest Chapelle, 10 strażników i wampir, przywiązany srebrnymi łańcuchami, był torturowany.



[I]Dziękuję sierżancie możecie odejść. Witam panie Biberveldt, i ciebie mimiku.

[Do Hanzy]

Widzę, że dotrzymaliście umowy, otrzymacie obiecaną nagrodę, teraz możecie odejść, skarbnik wam wypłaci nim opuścicie zamek. Niziołki zostają. Wiedźmin i trubadur takoż otrzymają gratyfikacje pieniężną.

Techniczny
Ochrona działa 10 minut, kosztuje 2 PM, uwzględniam Efekt narracyjny. Masz 10 PM obecnie, minus 2 za Ochronę 8 na zamku.

sadam86
04-01-2015, 18:20
Techniczny
Jak zostaniemy z Chappellem i 10 jego ludzi proponuję atakować bez ostrzeżenia, ciekawe czy uwolniony wampir pomoże?

Asuryan
04-01-2015, 18:26
Techniczny:
Piorun kulisty pod nogi Chappelle za 5 PM i niech się dzieje wola boska... niekoniecznie Wiecznego Ognia.

sadam86
04-01-2015, 18:27
Techniczny
I niech mimik szybko się w niego zmienia, jak nadbiegną posiłki to je odwoła:)

Araven
04-01-2015, 18:39
Chappelle zginął, Wampir wstał ze stołu na jakim leżał. Nikt z obstawy Chappella nie padł, a czar był potężny.
Torturowany wampir rzekł, zabiliście mojego ulubionego sługę, cóż musicie zginąć. Zabić ich.
Postacie w kapturach też są wampirami, ten na stole to ich Władca, srebrne łańcuchy były iluzją.

Dudu się zmienił w Cohena, macie 2 Wiedźminów, runy są aktywne na Waszej broni. Wszystkie wampiry są przypalone i osłabione mocą pioruna, ale nadal groźne.
Prawdziwy Cohen rąbie starego wampira, Dudu 2 młode. Zostało 8 wampirów na Hanzę.



Techniczny
Magowi zostało 3 PM.
Deklarujcie co robicie?
Wychodzę, będę raczej po 22, może dziś rozliczę walkę. Wampiry walczą pazurami.

Pampa
04-01-2015, 18:52
Technioczny:
WTF! xD Tego się nie spodziewałem.

2 w obronę i 2 w atak.

adriankowaty
04-01-2015, 18:54
Verdammt! - Adrian krzyknął i dobył łuku, po czym zwrócił się do Janusa - zaklnij proszę broń całej kompanii, mamy sytuację patową.
Techniczny
no, no - 2h mnie nie było i tyleż straciłem. Ale czytało się szybko i przyjemnie. Po dwa PL w obronę i atak.
Do Froyi:
Jeśli nie masz nic przeciwko, mogę od tej sesji liczyć i twoje pieniądze w grze. Kalkulator na telefonie, kartkę i długopis mam, więc mógłbym ci pomóc.;)

sadam86
04-01-2015, 18:55
Ehh to takie gierki krwiopijcy, już My wam to ukrócimy Kielon chwycił młot i przygotował się na starcie.

Techniczny
Ostro, ale fajnie 2 w obronę, 1 w atak.

Pampa
04-01-2015, 18:58
Znowu gacki? To już nam wchodzi w normę. - Mehir dobył swojego półtoraka i poprawił rzemienie na hełmie.

sadam86
04-01-2015, 19:10
Kielon krzyknął do Mehira Nie tylko gacki staja się normą, znów daliśmy się zrobić jak dzieci.

adriankowaty
04-01-2015, 19:17
Adrian zwrócił się do obydwu: a kolejna norma to fakt, że znowu wyszedłem na idiotę.

sadam86
04-01-2015, 19:19
Eh ciężki los najemnego krasnoluda, choć chyba i tak by Nam nie darowano, no cóż trza se wolność wywalczyć.

adriankowaty
04-01-2015, 19:22
Nie martw się Kielonie, drużyna dotrwa. Od czegoś mamy swą broń i doświadczenie.

Asuryan
04-01-2015, 19:27
Jeszcze macie ją zaklętą, choć niedługo! - odkrzyknął mag, po czym zaczął rzucać groty w krwiopijców.

Techniczny:
Po 2 pl w atak i w obronę. 3 PM to 3 groty wyjdą.
Przy rozliczaniu walki pamiętaj o czarze ochronnym :D

Frøya
04-01-2015, 19:41
Techniczny:
Deklaruję 2 pl w atak i 1 pl w obronę

adriankowaty
04-01-2015, 19:43
Techniczny
Pomóc ci, Froyu w tych rozliczeniach? Czy nie?
Do MG
Czy można prosić o publikowanie cennika co każdy koniec sesji? Ułatwiłoby to logistykę hanzy.

Frøya
04-01-2015, 19:46
Techniczny:
Nie trzeba xD Potrafię liczyć, po prostu raz zapomniałam o tych całych orenach i jakoś tak wyszło.

Araven
04-01-2015, 21:59
Techniczny
Wampiry są humanoidalne. Nic o zmianie w nietoperze nie pisałem. Rozliczenie walki dam jutro, uwzględniając runy dla Wszystkich i czar Ochrona dl Maga. Oraz Piorun jaki je osłabił.

Araven
05-01-2015, 08:35
Techniczny

Walka z wampirami (Wampir wyższy i dhampiry z obstawy), czas około 40 sekund. Czar piorun je mocno osłabił każdy oberwał za 9 za stary za 6. To skróciło czas walki z minuty do 40 sekund i mniej oberwaliście, bo potraktowane piorunem wampir i dhampiry, były słabsze. Cohen zarąbał starego, Dudu 2 i dobił ostatniego z Waszych 8. Wygraliście, obrażenia niżej.Jak komuś został 1PL a nie wydał 2 na Obronę, może za 1 PL pozbyć się 1 Lekkiej albo zamienić średnią w lekką jak ma wolny slot na lekką (bez x w nawiasach). Wampiry się regenerują w każdej rundzie, ale i tak je pocięliście. Bez potężnego Pioruna, jaki rzucił Janus paru z was mogło by tu leżeć lub ledwo stać z poważnymi ranami. I aktywacja runów tu zdecydowała. Czekam na opisy walki (sceneria podziemia, sala tortur) i fabularne z NPC-ami, oraz plan działania, zaraz wpadnie tu straż. W kogo zmienia się Dudu i co robicie z duplikatem? W Chappella może on jest nieprzytomny, ale jeszcze żyje. Po oględzinach okazało się, że ci z obstawy to były dhampiry.

JANUS Mag z Kaedwen

Wzrost: 174 cm.
Waga: 64 kg (chuderlak, lekka niedowaga).
Kolor oczu: piwne.
Znaki szczególne: brak.
Włosy: szatyn, lekko falujące włosy średniej długości, krótka broda i wąsy.
Zbroja: brak widocznej.
Broń: brak widocznej... a jak nikt z hanzy nie słyszy, to on broni nie musi nosić bo broń sama za nim chodzi …
Ubiór: szara szata maga ze sporą ilością kieszeni, na nią narzucony płaszcz z kapturem z foczej skóry, dobrej jakości skórzane buty (tak do połowy łydki).
Czujność 4, Sprawność 2


Narracyjny Atak Magia 9 i więcej/ Obrona Magia 10/5 bez Ochrony lub 17/9 z Ochroną (Bonus do Obrony równy magii)
Rany: Lekkie [ x ] [ x ] Średnia [ x ] Poważna [ ] 0 PL (2 na Atak i 2 na Obronę)
Skuteczność pkt. 21 (trzy Groty) 1 wampiry zniszczony , 1 mocno poraniony Otrzymane obrażenia 8 (z Ochroną), Rany 2 lekkie i 1 średnia


VERONIKA z Cintry (kapitan tarczowników)

Wzrost: 177 cm
Waga: 69 kg
Kolor oczu: Błękitne
Znaki szczególne: Złoty kolczyk w lewym uchu; mała blizna na prawym policzku;
Włosy: Blond średniej długości, ledwo sięgające ramion
Zbroja: Kolczy hauberk; metalowe naramienniki; skórzany napierśnik kobiecy; długie skórzane buty sięgające kolan, zakończone metalowymi nagolennikami;
Broń: Stalowy, dużych rozmiarów buzdygan; Solidna i okrągła dębowa tarcza;
Ubiór: Błękitny, podniszczony i wyblakły tabard z wymalowaną nań heraldyką królestwa Cintry (trzy złote lwy w niebieskim)
Czujność 3, Sprawność 3


Narracyjny Atak Buzdygan 10/ Obrona buzdygan i tarcza 19/10
Rany: Lekkie [ x ] [ x ] [ ] Średnia [ x ] Poważna [ ] 0 PL (2 w Atak i 1 w Obronę)
Skuteczność 18 pkt., 1 wampir powalony, 1 mocno poraniony, Otrzymane obrażenia 9 , Rany 2 lekkie i 1 średnia. Zaktualizowano, po użyciu ostatniego PL, znika 1 lekka, zostają 2 lekkie i średnia.


KIELON krasnolud z Mahakamu

Wzrost: 155 m
Waga: 96 kg, same mięśnie
Kolor oczu: szare
Znaki szczególne: brak
Włosy i broda: rude, włosy krótkie, broda do połowy piersi
Zbroja: Ciężka zbroja łuskowa oksydowana na czarno, prosty hełm z nosalem
Broń: młot dwuręczny, obuchy po obu stronach; kusza zwykła, ale z porządnym mechanizmem i łuczyskiem
Ubiór: podkute skórzane buty, spodnie również skórzane od spodu z krótkim futrem, lniana koszula i skórzany kubrak, ciepły wełniany płaszcz.
Czujność 4, Sprawność 3


Narracyjny Atak Młot 12/ Atak kusza 8 / Obrona młot 17/9
Rany: Lekkie [ x ] [ x ] [ x ] Średnia [ x ] Poważna [ ] 1 PL (1 w Atak i 2 w Obronę)
Skuteczność pkt. 19, 1 wampir zniszczony, 1 mocno poraniony Otrzymane obrażenia 10, Rany 3 lekkie i 1 średnia


ADRIAN Łucznik Nilgaardczyk wychowany w Temerii

Wzrost: 173 cm
Waga: 72 kg
Kolor oczu: błękitne
Znaki szczególne: brak
Włosy: Czarne, krótkie
Zbroja: kolczuga krasnoludzka, łebka, buty i rękawice kolcze
Broń: miecz 1-ręczny, tarcza migdałowa, długi łuk typu refleksyjnego z kołczanem zawieszonym u pasa
Ubiór: kurtka skórzana z kapturem, buty skórzane typu trzewiki
Czujność 4, Sprawność 3


Narracyjny Atak łuk 11 / Obrona łuk 15/8 Atak Miecz 5 / Obrona miecz 12/6
Rany: Lekkie [ x ] [ x ] Średnia [ x ] Poważna [ ] 0 PL (2 w Atak i 2 w Obronę)
Skuteczność pkt. 16, 1 wampir zabity i 1 ranny, Otrzymane obrażenia 8 , Rany 2 lekkie i 1 średnia

MEHIR Miecznik Nilgaardczyk (kapitan ciężkiej piechoty)

Wzrost: 185 cm
Waga: 87 kg
Kolor oczu: Brązowe
Znaki szczególne: wytatuowane słońce na szyi.
Włosy: Ciemnobrązowe, krótkie
Zbroja: ciężka kolczuga wojsk Nilfgaardzkich, napierśnik i nagolenniki i buty płytowe. Hełm garnczkowy.
Broń: miecz 1,5-ręczny, tarcza okrągła, mała kusza
Ubiór: czarna tunika z emblematem słońca na zbroi.
Czujność 4, Sprawność 3


Narracyjny Atak Miecz 11/ Atak kusza 6 / Obrona miecz i tarcza 17/9
Rany: Lekkie [ x ] [ x ] [ x ] Średnia [ x ] Poważna [ ] 0 PL (2 w Atak i 2 w Obronę)
Skuteczność pkt. 16, 1 wampir zabity i 1 ranny, Otrzymane obrażenia 9, Rany 3 lekkie i 1 średnia

adriankowaty
05-01-2015, 09:43
Niewątpliwie mamy kłopot (pomyślał Adrian). Dobył łuku i zaczął to, co porównał kiedyś do służby na patrolu - strzelał szybko i celnie, unikając zębów dhampirów i wampira wyższego. Powalił jednego z owych, a drugiego zranił...

Frøya
05-01-2015, 11:54
Dziewczyna rzuciła się na jednego z zakapturzonych sługusów starego wampira. Zdzieliła go tarczą mocno, aż łeb odleciał do tyłu, zaś karmazynowy kaptur zsunął się z jego głowy, odkrywając łysą czaszkę, pokrytą paskudnymi bliznami. Te oczy, czerwone, groźnie błyszczące w ciemnościach zamkowych lochów. Kropla krwi skapnęła z jego długich kłów, które wyszczerzył w złowieszczym grymasie. Zwinnością żbika wleciał w Veronikę, szponami długimi niczym rzeźnickie haki uderzał, ciął i haratał zbroję, ubranie, tarczę dziewczyny. Ciężki zapowiadał się pojedynek. Puklerz z bliznami głębokimi, aż żal było patrzeć. Poszarpany tabard z wyhaftowanym nań godłem jej ojczyzny spowodował, że Cintryjce łza gorzkich wspomnień pociekła po policzku - pomarszczonym od złości i nienawiści płynącej w kierunku bestii. Rzuciła się na niego, lecz ciężko było trafić tak zwinną ofiarę. Buzdygan chybiał, pazury cięły ubranie i pancerz wojowniczki. Lecz wystarczył jeden celny cios. Przy jednym z półobrotów wyprowadziła silne uderzenie, powiedzieć można na oślep - maczuga trafiła wampira prosto w twarz, miażdżąc ją okropnie i pozostawiając na jej miejscu czerwoną galaretę. Wąpierz usunął się na kolana i upadł bezwładnie na zimną posadzkę zamkowych lochów. Kiedy Veronika zmęczona, poraniona i zdyszana stała nad zwłokami, na jej plecy rzucił się mężczyzna, który z cierpkim odgłosem przypominającym krzyk, wbił swe kły w ramię dziewczyny, która wrzasnęła z bólu. Zębiska cudem ominęły żyły główne, co pozwoliło Veronice zrzucić z siebie maszkarę i cisnąć ją o wilgotną ścianę sali tortur. Łapiąc się za ranę z przerażeniem przełknęła ślinę widząc jej dłoń całą we własnej krwi. Wampir z trudem opierający się o ścianę, poparzony był dotkliwie, a płaty skóry zwisały z jego twarzy, która ledwo twarz przypominała. Syknął zaciekle, po czym zaszarżował na Veronikę. Ta w ostatniej chwili uniknęła śmiertelnego ciosu, lecz pazury dotkliwie przejechały po brzuchu dziewczyny, zostawiając podziurawiony hauberk i rany na gołym ciele. Ostatkiem sił cisnęła słabnącego już wampira tarczą, który poleciał w róg sali, a uderzając głową w ścianę zostawił na niej krwawy ślad. Żył jeszcze, lecz całkowicie został wyeliminowany z walki. Dziewczynie zakręciło się w głowie i upadła boleśnie na pupę tłukąc ją sobie dotkliwie. Popatrzyła mętnym wzrokiem po towarzyszach, walka dobiegła końca. Łeb ostatniego wampira pękł zmiażdżony przez krasnoludzki młot Kielona Wychylona.

Techniczny:
Wydam ten ostatni punkt na lekką ranę. Zawsze to coś, prawda?

Info od MG, tak w razie kolejnej walki to może być istotne, że znika 1 rana lekka dzięki użyciu PL. Opis fachowy.

Pampa
05-01-2015, 12:08
Nie czekając Mehir postanowił uderzyć pierwszy w najbliższego wampira. Ciął na odlew w pędzie. Ostrze przecięło powietrze i utknęło w madejowym łożu, wampir był diabelnie szybki i kiedy tylko Niflgaardczyk się odsłonił wampir wykorzystał okazję i zaatakował kilka razy celując precyzyjnie pomiędzy blachy raniąc Mehira. -Chyba mam kłopoty- Myślał setnik czując jak pot zalewa mu oczy. Hełm ograniczał widoczność. Drugi z wampirów chciał zaatakować zdezorientowanego Czarnego od tyłu, jednak intuicyjnie wyczuł wroga na plecach i z całej siły wyrżnął wampira hełmem uderzając tyłem głowy w twarz. Wampir skulił się z bólu, to była okazja żeby dobić leżącego. Z całej siły kopnął tego który go ranił i nie tracąc czasu przyszpilił leżącego do ziemi ostrzem swojego miecza. No przynajmniej jeden z głowy- Nim zdążył pomyśleć tamten drugi zdołał wstać i zadał mu trzy pchnięcia sztyletem w udo. Mehir się wściekł. Przebił mu pudełko z fisstechem. -No to teraz masz przesrane- wytrącił wampirowi sztylet z rąk i łupnął opancerzoną pięścią w zęby wampira. Zajmę się tobą potem...- Nilfgaardczyk popatrzył na umorusanego we krwi Kielona, i omdlałą się Veronikę. Ładna z nas kompania, psia jego mać. - Po czym opadł ciężko na stojącą obok ławę.

sadam86
05-01-2015, 12:09
Mag rzucił jeden ze swych czarów, niskie pomieszczenie lochu wypełnił blask i swąd przypiekanego mięsa, które ktoś wrzucił w zbyt duży płomień. Potem nastąpił szereg zaskakujących wypadków i rozpętało się istne pandemonium. Trzymające się na nogach dhampiry rzuciły się na hanzę z chęcią mordu w oczach i rozcapierzonymi szponami. O nie tak szybko maszkary pomyślał Kielon i uśmiechnął się wrednie mamy tu dla was maluśką niespodziankę a run na młocie rozgorzał srebrnym blaskiem. Szarżujący dhamphir zawahał się na chwilę co wystarczyło krasnoludowi na wyprowadzenie ciosu, maszkara zasłoniła się ręką w ostatniej chwili i młot zdruzgotał tylko kości przedramienia, które zwisło smętnie. Kielon jednak nie zaprzestał ataku i ponowił natarcie, tym razem damphir nie mógł się już zasłonić i obuch dosięgnął jego twarzy, ta zadymiła i pokryła się pęcherzami, oszołomiony bólem przeciwnik nie był już skory do ataku co skrzętnie wykorzystał Kielon wyprowadzając koleje ciosy i zmieniając oponenta w krwawy dymiący ochłap przypominający zezwłok kota, po którym w targowy dzień przetoczyło się dużo ciężkich wozów. Kolejny wróg podchodził do krasnoluda już z większym szacunkiem i ostrożniej, Kielon pomachał mu ręką tym samym zachęcając do ataku, jednak po paru sekundach pożałował tej zachęty, gdyż damphir w porównaniu z poprzednim okazał się zajadłym i niezwykle szybkim przeciwnikiem. Nim krasnolud się obejrzał, miał już rozorany policzek i zaliczył podstępny kopniak w kolano, które lekko się ugięło jednak utrzymało ciężar krasnoluda. Teraz walka weszła w decydujący etap, przeciwnicy nawzajem zadawali sobie razy zapalczywie próbując wykraść swe życie z rąk oponenta. W pewnym momencie Kielon uzyskał przewagę i obalił damphira mocno przypieczonego w kilkunastu miejscach zaklętą bronią, choć jak sam stwierdził jemu też w dość niespodziewany sposób przybyła szarpana rana łydki i to dość paskudnie wyglądając oraz krwawa pręga na szyi Ot cal wyżej i było po mnie skonstatował. Walka dobiegła końca, a z oddali dał się słyszeć tupot nadbiegających straży.
Dudu zmień się w Chappella i je odwołaj, postaramy się z tego jakoś wyłgać. wydyszał Kielon

Araven
05-01-2015, 12:19
[Dudu zmienił się w Chappelle]

Asuryan
05-01-2015, 17:51
Lekko ogłuchły od wybuchu pioruna mag rzucał jak opętany magicznymi grotami w krwiopijców. Pierwszemu celowi szybko zgasły krwawe ślepia, drugi jednak zdążył dopaść Janusa. Jego pazury jednak zatrzymały się ze zgrzytem na szyi maga nie czyniąc żadnej szkody. Czarodziej roześmiał się szyderczo po czym uderzył kolejnym czarem, który jednak tylko zranił dhampira. Szyderstwo i rana rozwścieczyły wroga. Następny potężny cios łapy przełamał czar lekko raniąc człowieka. Janusowi już nie było do śmiechu, rzucił kolejny czar potężnie raniąc bestię. Ta jednak uderzyła na odlew łapą zostawiając szramę na brodzie czarodzieja. Mag znów wypowiedział słowa zaklęcia i gdy nic się nie stało z przerażaniem zdał sobie sprawę, że nie została mu nawet krztyna mocy. Tym razem to dhampir roześmiał się szyderczo poważniej raniąc swego przeciwnika. Miecz Dudu jednak zmienił ten śmiech w śmiertelny charkot.

Araven
05-01-2015, 17:59
Techniczny

Zaraz wpadnie straż. Co ma im powiedzieć Dudu jako Chappelle, jak uzasadnić 10 ciał obstawy Chappella na ziemi i zniknięcie wampira?. Ustalcie to.
Po wzajemnych rozliczeniach, na tym zakończymy część I. Przyznam jakieś Punkty Doświadczenia, odnowią się Wam Punkty Losu do 4.

Część II takoż będzie w Novigradzie i okolicach.

sadam86
05-01-2015, 18:02
Dudu nakłam im, że to efekt dawnych zatargów, teraz Ty tu rządzisz i mają Ciebie słuchać jako nowego Pana, chyba że masz lepszy pomysł.

adriankowaty
05-01-2015, 18:06
Powodzenia w pracy, może ucywilizujesz inkwizycję?

Asuryan
05-01-2015, 18:18
Jakich zatargów? Po prostu ocaliliśmy Cię przed śmiercią z rąk wampira i jego sług. Starego inkwizytora po tak mocnym wybuchu pod jego nogami nie będą w stanie rozpoznać. Ech, będziesz miał tu jak pączek w maśle...

sadam86
05-01-2015, 18:20
A magu skąd pewność, że reszta to nie damphiry i nie będzie im brak dawnego szefa?

Techniczny
adriankowaty no weź:(

Asuryan
05-01-2015, 18:24
Bo jeśli to dhampiry to nie będą gadać, tylko nas na miejscu zatłuką. Ja przez dłuższy czas żadnego czaru nie będę mógł rzucić.

sadam86
05-01-2015, 18:27
Mam nadzieję, że nowy Chappell wykaże się sprytem i Nas z tego wykaraska, bo inaczej nie ujrzymy już słońca, no chyba że to szatach Mehira hehe.

Araven
05-01-2015, 18:32
[Chappelle do straży]

Co się tak guzdraliście, jakby nie moi goście, w ty ów wiedźmin, to ten wampir jakiego mieliśmy na stole tortur ubił by mnie jak nic. zawładnął strażnikami, pewnie wcześniej i ci będąc pod urokiem wampira zabić mnie chcieli, życie mi ta hanza zratowała i Cohen, wiedźmin.

Won mi stąd, przygotować stos wielki na dziedzińcu ciała się spali, coby się nie zmieniły w jakieś paskudztwo.

[Sierżant straży]

Tak jest Inkwizytorze !, migiem ofermy stos przygotować.

Techniczny

O nagrodę się potargujcie. Co niżej już macie:
Mag wygrał 100 orenów od Vivaldiego.
1500 koron to będzie spadek Adriana, jakim się powinien podzielić z hanzą, bo prawie go stracił na własne życzenie.

Doświadczenie
Adrian 2 PD (słabsze opisy walk, współczesne wstawki)
Mehir 3 PD
Reszta po 4 PD

sadam86
05-01-2015, 18:34
Kurna i już, tak po prostu po wszystkim chyba mamy więcej szczęścia niż rozumu, Kielon klapnął na podłogę

Asuryan
05-01-2015, 18:42
Janus wyjątkowo nie miał zamiaru się targować, za bardzo doskwierała mu rana i szok, że czar ochronny można przełamać brutalną siłą. Miał dość, wszystkiego i wszystkich.

Techniczny:
Jakaś nagroda i tak dla nas czeka. Skarbnik starego Chappelle miał nam ją wypłacić.

sadam86
05-01-2015, 18:49
Techniczny
Biorę co jest, nie targuje się bo jeszcze ktoś zacznie pytać, a tak się trza cieszyć z wyniesienia skóry. Czy mam jakieś kary za zbroję?

Asuryan
05-01-2015, 18:58
Techniczny:
Gramy narracyjnie, prawda? Wiec mag może być zdziwiony jak działa czar, który użył po raz pierwszy. Jako gracz wiem doskonale jak on działa (przynajmniej w oryginalnym systemie), jako postać niekoniecznie :P

Nagroda miała być hojna, ale stary inkwizytor nie wymienił konkretnej sumy.

sadam86
05-01-2015, 18:58
Za mimika 500 koron było strona 7 pbf post 64:)

Araven
05-01-2015, 19:07
Techniczny
Uwaga o czarze była w Technicznym, więc odebrałem to jako krytykę, tego jak interpretuję czar mechanicznie. Nie jako odczucia postaci w grze, od tego jest fabularny tryb.

To macie 1000 koron nagrody, po 200 na głowę.
Plus Mag ma 100 orenów z zakładu.
A Adrian 1500 ze spadku, ale sugeruję równy podział, ale to już sami się dogadujcie.

Doświadczenie
Adrian może awansować Strzelanie na 6 zostanie mu 1 PD, reszta chomikuje Punkty, czy coś rozwija?

sadam86
05-01-2015, 19:08
Techniczny
Czy jak wezmę sztuczkę Ekspert użycia pancerzy jakoś to poprawi żywot Kielonowi? Sztuczka nadal za 3 PD?

Info od MG

Nie. Ta sztuczka zmniejsza kary za wspinanie i bieganie w ciężkim pancerzu, narracyjnie mało użyteczna.
Możesz za 3 PD wziąć dodatkową średnią konsekwencję, będziesz maił takie 2 a nie 1 jak teraz. To kosztuje 3PD.

Pytanie do MG
A coś bliżej o co biega z tymi konsekwencjami:)

Asuryan
05-01-2015, 19:14
Techniczny:
Ok, mój błąd, przepraszam. Edytuję tamten post z technicznego na fabularny.

Araven
05-01-2015, 19:23
Techniczny
Konsekwencje to rany w narracyjnym systemie walki.

Działa to tak, ja wyliczam Obrażenia w walce narracyjnej, np. Ktoś dostał 8 obrażeń i te obrażenia przeliczam na Rany, zaznaczając je jako [ x ] w nawiasie przy danym rodzaju ran.

Rana Lekka pochłania 2 obrażenia
Średnia pochłania 4 obrażenia, a Poważna pochłania 6 obrażeń
Im więcej ma się Ran tym więcej wytrzymasz nim padniesz. Oczywiście Wasza Obrona, to jak walczycie i pancerze i Magia zmniejszają Wam obrażenia jakie odnosicie. To co wchodzi w rany, jest na czysto po odjęciu waszej Obrony.

Zrozumiałe to jest?

sadam86
05-01-2015, 19:25
Teechniczny
Tak, spoko zakumałem, na razie zachomikuje PD

Araven
05-01-2015, 19:28
Techniczny
To podzielcie kasę z części I i zaktualizujcie stan gotówki, może konta załóżcie? :cool:

I zdecydujcie czy robicie awans, czy chomikujecie Doświadczenie na potem.

Asuryan
05-01-2015, 19:29
Techniczny:
Leczenie z 2 na 3 - będę pomagał sobie i reszcie hanzy szybciej wrócić do zdrowia.

Z kwestią podziału spadku zaczekam aż wypowie się w tej sprawie Adriankowaty. Do tego czasu mam 500 orenów i 200 koron.

Info od MG
Adrian ma leczenie na 5 bodajże, ale jak chcesz, zawsze lepiej mieć 2 dobrych medyków niż 1.

sadam86
05-01-2015, 19:33
Techniczny
Póki nie ma Adrian dzielimy kasę po równo po 300 koron:)
do tego 200 z nagrody to 500*5=2500
2500+1396=3896 orenów, z tego 3500 na konto do Vivaldiego, reszta na wydatki:)
Ile MG policzy za dwa sztylety?

Edit
Dzięki Asuryan:)

Asuryan
05-01-2015, 19:35
Techniczny:
Spadek 1500/5 = 300 a nie 500 :P

Araven
05-01-2015, 19:36
Techniczny
Coś za dużo 1500 spadku na 5 to po 300 koron na głowę i 200 koron z nagrody dla każdego plus kasa własna. To wychodzi 500 koron każdy + kasa własna.

Krasnolud próba oszustwa MG. :P Podpadłeś.

sadam86
05-01-2015, 19:37
Techniczny
Już poprawiłem:) Ten się nie myli co nie liczy:P

Edit
MG dokupiłbym dwa noże, z cennika w Droga... jeden 30 denarów, za dwa 60 denarów
60/2=30
30*50%= 15
Czyli 3500 orenów na konto, w kiesie zostałoby 381, chyba że znów skopałem:(

Frøya
05-01-2015, 20:12
Trochę się już pogubiłam z tymi koronami, denarami, orenami. Wychodzi na to, że po wykonaniu zadania mam 2200 orenów w kieszeni nie licząc podziału majątku, który jest w koronach? Grrr... :P Ze spadkiem będzie to 2500 orenów? Jeżeli tak, to 2000 do banku reszta w kiermany.
PD zachowam.
Dodatkowo kupuję prosty hełm okularowy. W cenniku jego koszt to 80 denarów, na oreny to będzie 40. Po zniżce 50% wychodzi 20 orenów. W kieszeni zostaje 480 monet.

Cennik Aravena, co by nikt nie musiał szperać po tematach :P

Cennik z czasów pokoju, obecnie spore modyfikacje są wyżywienie drożej o 50 do 200%, uzbrojenie taniej o około 50%.

Broń
Towary
Bełty do kuszy (10 sztuk) – 40 denarów
Broń drzewcowa (na przykład halabarda, glewia, berdysz, pika) – 100 denarów
Kord (z pochwą) – 100 denarów
Kusza ciężka – 400 denarów
Kusza gabriel (zadaje tyle obrażeń, co kusza typowa, jednak można z niej strzelać co rundę, ale tylko przez pięć rund pod rząd) – 1000 denarów
Kusza lekka – 150 denarów
Kusza typowa – 200 denarów
Łuk długi – 100 denarów
Łuk kompozytowy – 1000 denarów
Łuk krótki – 50 denarów
Miecz (z pochwą) – 150 denarów
Miecz dwuręczny – 400 denarów
Nóż (z pochwą) – 30 denarów
Orion – 100 denarów
Proca – 1 denar
Strzały (10 sztuk) – 20 denarów
Szabla (z pochwą) – 180 denarów
Topór/Maczuga/Buzdygan – 50 denarów

Usługi
Naprawa broni – ok. 1/3 wartości
Wykonanie broni na zamówienie – ok. 1,5 zwykłej ceny

Karczma
Towary
Garniec gorzałki (ok. 4 l) – 15 denarów
Garniec miodu (ok. 4l) – 4 denary
Garniec wina (ok. 4l) – 25 denarów
Kufel piwa (1/2 litra) – ćwierć denara
Posiłek (zazwyczaj miska gulaszu i kilka pajd chleba) – 2 denary

Usługi
Izba, oddzielna – 15 denarów noc
Miejsc we wspólnej izbie – 1 denar za noc
Stajnia dla konia – 1 denar za konia za noc

Leczenie
Towary
Bandaże – 1 denar
Maść gojąca rany – 30 denarów
Narzędzia chirurgiczne – 450 denarów
Zioła lecznicze (przeciwbólowe i przeciwgorączkowe) – 25 denarów

Usługi
Operacja chirurgiczna – 200 denarów
Opieka nad chorym – 30 denarów za wizytę
Pobyt w lazarecie – 20 denarów dziennie
Rwanie zęba – w Oxenfurcie dwa halerze (2/10 denara, zwykle liczone jako ćwierć) za godzinę, najtaniej na Kontynencie!

Muzyka
Towary
Bęben – 15 denarów
Dudy – 120 denarów
Flet – 200 denarów
Harfa – 500 denarów
Lutnia – 800 denarów
Tamburyn – 30 denarów
Wiola – 250 denarów

Usługi
Naprawa instrumentu – ok. 1/3 jego wartości
Wynajęcie kapeli – co najmniej 200 denarów na głowę za wieczór
Wynajęcie minstrela – co najmniej 200 denarów za wieczór

Oświetlenie
Towary
Kaganek – 2 denary
Lampa – 4 denary
Pochodnia – 1 denar
Świeca (5 sztuk) – 15 denarów

Ekwipunek podróżniczy
Towary
Manierka metalowa (0,5 litra) – 25 denarów
Prowiant (tydzień) – 50 denarów
Sakwa końska – 8 denarów
Sakiewka (mieści 100 denarów) – 2 denary
Zestaw wędrowca (sakwa, koc, kociołek, bukłak, kubek, krzesiwo i hubka, sztućce, nóż, prowiant i woda na tydzień) – 200 denarów

Usługi
Patrz „Karczma”

Przybory do pisania
Towary
Rylec – 1 denar
Tabliczka – 15 denarów
Zestaw przyborów (pióro, kałamarz, zapas inkaustu i pergaminu, skórzana tuba na papiery) – 100 denarów

Usługi
Spisanie dokumentu u notariusza – 50 denarów

Rozrywka
Towary
Kości do gry – 3 denary
Talia kart – 10 denarów

Usługi
Wizyta w zamtuzie – 200 denarów za godzinę
Uliczna ladacznica – 50 denarów za jedne figle

Rzemiosło
Towary
Gwoździe (20 sztuk) – 100 denarów
Kajdany – 45 denarów
Lina – 3 denary za 5 m
Luneta – 800 denarów
Łopata – 15 denarów
Narzędzia grawerskie – 500 denarów
Narzędzia kowalskie – 500 denarów
Narzędzia stolarskie – 450 denarów
Narzędzia ślusarskie – 450 denarów
Piła – 50 denarów
Przybory nawigacyjne – 550 denarów
Sieć – 30 denarów
Szkło powiększające – 700 denarów
Wędka – 3 denary

Usługi
Drobna praca rzemieślnicza (reperacja krzesła, zamku w drzwiach etc.) – 1/3 wartości reperowanej rzeczy
Podkucie konia – 10 denarów za podkowę

Pojazdy
Towary
Furmanka – 550 denarów
Kareta – 3500 denarów
Łódź wiosłowa – 250 denarów
Łódź żaglowa – 550 denarów
Wóz kryty – 1500 denarów

Usługi
Przewóz osób lub towarów – najtaniej ok. 15 denarów dziennie

Ubranie i szycie
Towary
Buty wysokie – 60 denarów
Dublet/wams aksamitny – 700 denarów
Dublet/wams sukienny – 40 denarów
Fartuch wełniany – 10 denarów
Gacie – 1 denar
Igła ze szpulą nici – 5 denarów
Kaftan skórzany – 300 denarów
Kaftan skórzany nabijany srebrem – 600 denarów
Kapelusz/kaptur/keret – 2 denary
Nogawice sukienne/pludry – 10 denarów
Opończa – 20 denarów
Pas – 12 denarów
Płaszcz podróżny z wełny – 30 denarów
Pończochy wełniane – 8 denarów
Spódnica – 10 denarów
Suknia prosta– 30 denarów
Suknie wykwintna – 200 denarów
Tunika płócienna – 5 denarów
Tunika wełniana – 20 denarów
Trzewiki – 10 denarów
Koszula płócienna – 4 denary
Koszula jedwabna – 200 denarów
Ubranie podróżne (proste, ale wytrzymałe i wygodne, szyte z płótna i wełnianego sukna; składa się na nie tunika lub dublet i koszula, nogawice, płaszcz, kaptur, wysokie buty) – 130-180 denarów
Ubranie wytworne (niezbyt wytrzymałe, ale misternie wykończone, szyte z drogich materiałów: dobrej jakości sukna oraz jedwabiów i atłasów, składa się na nie dublet, nogawice, trzewiki, gustowne nakrycie głowy) – 1000 – 2000 denarów

Usługi
Uszycie ubrania na zamówienie – ok. półtorej zwykłej ceny
Zreperowanie ubrania – 1/3 ceny

Zbroja
Towary
Hełm zwykły (na przykład z nosalem albo łebka czy kapalin) – 80 denarów
Hełm z zasłoną lub garnczkowy – 200 denarów
Kaptur kolczy – 250 denarów
Kolczuga (razem z rękawicami kolczymi) – 1000 denarów
Napierśnik/naplecznik – 700 denarów
Osłony nóg, kolcze – 500 denarów
Osłony nóg/osłony ramion, płytowe – 1000 denarów
Rękawice kolcze – 300 denarów
Rękawice płytowe – 400 denarów
Przeszywanica/skórznia/kolet – 100 denarów
Tarcza (drewniana z okuciami) – 100 denarów
Zbroja płytowa (napierśnik, naplecznik, osłony nóg, stóp, ramion rękawice płytowe) – 5000 denarów

Usługi
Naprawa zbroi – ok. 1/3 jej wartości
Wykonanie specjalnie dopasowanej zbroi na zamówienie – ok. półtorej zwykłej ceny

Zwierzęta
Towary
Bydło rogate (krowy, kozy) – 200 denarów sztuka
Bydło nierogate (świnie, owce) – 30 denarów sztuka
Drób – 1-2 denary sztuka
Koń bojowy – 50 000 denarów
Koń juczny/pociągowy – 400 denarów
Koń pod wierzch – 800 denarów
Muł/osioł – 300 denarów
Pies – 30 denarów

Pampa
05-01-2015, 20:22
Techniczny:
Też chomikuję punkty. Jak dobrze liczę to mam teraz 2000 orenów.

Araven
05-01-2015, 20:26
Techniczny
Froya
Korona to 10 denarów
Oren to 2 denary
Miałaś 2000 denarów + obecnie 500 koron jak po równo, czyli 7000 denarów a 3500 orenów. Chyba, ze coś pominąłem

Sztylety ok u Kielona, cennik się przyda, może dam do posta nr 1.

Frøya
05-01-2015, 20:30
Techniczny:
Takie buty... przelicznik cen też możesz umieszczać w pierwszych postach :P
W takim razie 3000 orenów do banku. Po zakupie hełmu w sakiewce nadal 480

Asuryan
05-01-2015, 20:55
Techniczny:
U Yarpena zamawiam wykonanie srebrnego owalnego medalionu na srebrnym łańcuszku. Ma to być dobra krasnoludzka robota (znaczy łańcuszek bardzo wytrzymały, nie do rozerwania siłą). Szczegóły podam na PW. Cena do 200 koron, a jak Adrian podzieli się spadkiem, to nawet do 500 (wtedy kamea może być z bardzo drogich materiałów a sam łańcuszek z mithrylu zamiast zwykłego srebra). Ponadto uzupełniam zapasy bryłek węgla (składnik czaru).

EDIT:
500 orenów minus koszt węgla, bandaży i maści na rany - przy sobie. Koszty to pewno około 20 orenów, więc zostanie mi 480 gotówką.
300 koron z ewentualnej mojej części spadku do banku... lub zero jak Adrian sie nie podzieli.

adriankowaty
05-01-2015, 22:22
Cóż, widzę, że podjęliście decyzję za mnie. Chociaż - i tak planowałem odstąpić udziały, w proporcji jeden: jednego. Moje obliczenia musiałem skorygować o deklarację Janusa. Zostało mi 1932,5 orena, a chciałem się targować z Telliciem i wyjaśnić przyczyny owej szczerości, która wynikała z zimnego wyrachowania. Telefonu nie mam przy sobie - musi się załadować. Liczę z pamięci.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mały wycinek fabularny:
Tellico, a teraz już wielki inkwizytorze ziemii novigardzkiej! Jako doświadczony polityk (w takiego się wcieliłeś, a przecież lud mimicki przy konwersji przyjmuje pozytywy danego wcielenia, nie jego negatywy) pozwolę sobie rzucić pewną uwagę - twoja ofiara dała się wciągnąć jak dziecko. Udałem przykładnego, pobożnego cudzoziemca tylko po to, by wycisnąć korzyści - a takową była owa metamorfoza mentalna Chapelle'a przed jego zgonem. Taka rada, Wielki Kardynale: czasem, w celach manipulacyjnych warto by pozwolić sobie na szczerość. Delikwent nabierze zaufania do Ciebie, a tyś zyskasz cenną marionetkę. Wybacz mi ów cyniczny wywód, ale tak działa Realpolitik. Powodzenia w pracy nad kościołem novigardzkim i jego humanitaryzacją. Ów uniżony dłużnik wnosi tylko, ażebyś zwrócił naszej hanzie całą kwotę, jaką zobowiązał się przekazać mi (a raczej: Nam) jegomość Biberveldt. Przyda ci się ów jako wsparcie w pracy nad rozwojem gospodarczym i cywilizacyjnym Novigardu.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dodam, że jeśli się uda, to te 2632 oreny i talar wpłacę do Vivaldiego. Uwzględniłem podział 1:1:1:1:1 w drużynie.

Araven
05-01-2015, 22:33
Techniczny
To są wstępne założenia o równym podziale, wszyscy czekają na Twoje decyzje. Wpis fabularny możesz zrobić, problemy nie widzę.
Spadek dałem niby Tobie, ale powinno być po równo, zwłaszcza, że prawie zabiłeś hanzę. Szczerością. :P
Mimika Twoja szczerość jakby mało interesuje, wygadałeś wszystko prawdziwemu Inkwizytorowi.

adriankowaty
05-01-2015, 22:39
A podział majątku planowałem od początku - jasnowidz czy co? Naciskam po prostu na Tellica, ażeby hanza zyskała te 5000 orenów (1000 koron).

adriankowaty
05-01-2015, 22:42
Zaraz - a jakie jest oprocentowanie w banku i co ile dni następuje kapitalizacja odsetek?

Araven
05-01-2015, 22:43
[Mimik do Adriana, po jego przemowie]

Co Ty wygadujesz? jaki polityk? jaka metamorfoza Chappellego? Prawdziwy Chappelle nie był nawet kapłanem. Wielki Kardynał - a co to za tytuł? W Novigradzie jest nieznany. Realpolitik to jakiś potwór? w jakim to języku jest? I dlaczego mówisz w imieniu mości Biberveldta, skoro on tu jest, razem z nami?

[Mimik do Hanzy, wskazujac na Adriana]

Nie dawajcie mu więcej wódki ani fisstechu, ma dość.


Techniczny

Adriankowaty
Przecież dostaliście 1000 koron nagrody od Tellico w postaci Chappelle....Po 200 na głowę.
A Biberveldt prawdziwy dał Wam Twoje 1000 koron ze spadku + 500 premii. Co przekazałem w moich postach.
Naciskanie NPC-ów odbywa się przez wpisy fabularne. Nie 1 zdanie techniczne.

Świetne interesy robił sam Tellicco udajacy Biberveldta, nie prawdziwy Biberveldt. Wydawało mi się to jasne.

Po co 2 posty pod sobą? Techniczny umknął?
Oprocentowanie 4%, kapitalizacja roczna. :cool:

Prośba od MG

Może mi Ktoś wytłumaczyć co Kolega Adriankowaty nawypisywał w poście 238, co przytaczam poniżej. W sensie o co mu chodzi. Ja tego nie ogarniam w realiach Wiedźmina. Jestem za cienki na bycie MG chyba się wycofam.

"Mały wycinek fabularny:
Tellico, a teraz już wielki inkwizytorze ziemii novigardzkiej! Jako doświadczony polityk (w takiego się wcieliłeś, a przecież lud mimicki przy konwersji przyjmuje pozytywy danego wcielenia, nie jego negatywy) pozwolę sobie rzucić pewną uwagę - twoja ofiara dała się wciągnąć jak dziecko. Udałem przykładnego, pobożnego cudzoziemca tylko po to, by wycisnąć korzyści - a takową była owa metamorfoza mentalna Chapelle'a przed jego zgonem. Taka rada, Wielki Kardynale: czasem, w celach manipulacyjnych warto by pozwolić sobie na szczerość. Delikwent nabierze zaufania do Ciebie, a tyś zyskasz cenną marionetkę. Wybacz mi ów cyniczny wywód, ale tak działa Realpolitik. Powodzenia w pracy nad kościołem novigardzkim i jego humanitaryzacją. Ów uniżony dłużnik wnosi tylko, ażebyś zwrócił naszej hanzie całą kwotę, jaką zobowiązał się przekazać mi (a raczej: Nam) jegomość Biberveldt. Przyda ci się ów jako wsparcie w pracy nad rozwojem gospodarczym i cywilizacyjnym Novigardu."

Frøya
05-01-2015, 23:43
Veronika skrzywiła się robiąc głupkowatą minę - Może zamiast pieprzyć pomożesz nam, rannym towarzyszom? - Dziewczyna sycząc z bólu usiadła na pobliskim, metalowym krześle. Wyglądało wyjątkowo... niepokojąco. Kajdany, skórzane pasy, miejsce na wysuwane kolce. Jednak ból paraliżował i ciężko było stać na równych nogach. Sięgnęła do swojego małego, podróżnego tobołka i wyciągnęła z niego dużą butelkę samogonu. Wzięła kilka łyków, pokrzywiła twarz i pomlaskała ze smakiem - Opieprzasz się łuczniku. I nie gadaj głupot, jesteś po prostu papla! - Wycedziła przechylając butelczynę - Tak się zastanawiam kamraty... czy ten stary wampir czerpał przyjemność kiedy kapłan zadawał mu ból tymi ustrojstwami? I potrzebował do tego straży, hę? - Podrapała się po głowie, przeczesała włosy poklejone od wąpierzej krwi i wzięła kolejny łyk - Wierzyć mi się nie chce, że to będzie już koniec naszych kłopotów w tym parszywym mieście.

Asuryan
06-01-2015, 01:09
W łeb pewno dostał to i nie dziwota, że chrzani głupoty. Lepiej żeby nas nie opatrywał w takim stanie, sam się tym zajmę, jeno nie tutaj. Nie nadwyrężajmy gościny.

Techniczny:
Jak tylko Adrian znów palnie jakąś głupotę, a Janusowi wróci moc - to potraktuję go kneblem nie przejmując się tym, że przy okazji powybijam mu zęby.

"Humanitaryzacja", "realpolityk" - to wyrażenia z naszych czasów, stanowiące w uniwersum wiedźmina jeden wielki bełkot.

Araven
06-01-2015, 08:16
[Mimik jako Chappelle]

Wybaczcie. Zaraz zostaniecie opatrzeni, na zamku jest kilku niższych kapłanów jacy się tym zajmują. Mam dla Was pewną propozycję. Od jakiegoś czasu znikają niektóre statki Kompanii Delty Pontaru. Płaci ona duże podatki na rzecz miasta oraz Inkwizycji. Czy zaciągnęlibyście się tam jako najemnicy ?, na jeden ze statków patrolowych, otrzymacie moje pełnomocnictwo ale ujawnicie je w ostateczności, macie tam być nie jako moi ludzie i krasnolud, ale jako zwykli najemnicy. Opłacał was będę ja. Nie targujcie się za mocno. Zaciągnięcie się w porcie, w biurze kompanii, dam Wam namiary. Po 200 koron na głowę jak to wyjaśnicie. Bierzecie,? jako Inkwizytor muszę badać takie sprawy mrugnął okiem Dudu.

[Cohen]

Ja mam zlecenie w Redanii więc podziękuję bywaj panie Chappelle i Ty Dainty i wy Hanzo. Chodź Vilfred.

Pampa
06-01-2015, 09:20
Nie zwracajcie na niego uwagi, ktoś mu kiedyś za mocno przypieprzyl lagą w głowę i od tamtego czasu zachowuje sie jak obłąkany. Na Wielkie Słońce, jeśli to jest Nilfgaardczyk to ja jestem ,,Wielki Kardynał". - Mehir zaśmiał się ale krótko bo rany zaczęły doskwierac. - A niech cię szlag trafi za tą czczą gadkę.

sadam86
06-01-2015, 10:01
Ehh może lepiej było dać się rozszarpać damphirom, niż słuchać tego paplania łucznika pomyślał Kielon, po czym dźwignął się z podłogi i pod kuśtykał do Veroniki
Khm ten no tego przepraszam za tamto w namiocie, ale czasem zachowujesz się jak rozkapryszona pannica, nie wiem co Cię gryzie, ale czuję w kościach, że kiedyś ten demon napyta Nam biedy, ale będę gotowy i mam nadzieję że damy wspólnie radę spojrzał dziewczynie w oczy i zapytał Nie ma między Nami złej krwi?
Po czym odparł na ofertę Chappella Uczciwa oferta, a i Nam zda się zniknąć z miasta.

Techniczny
adriankowaty chce nawrócić Nas z drogi perwersji i bezeceństw, eh gdyby nie to jego leczenie na 5 poziomie:)

adriankowaty
06-01-2015, 10:28
Ja nie mam nic przeciwko.
----------------------------
Techniczny
Po prostu źle zrozumiałem MG, myślałem, że 1500 (orenów - tu też się pomyliłem) to wszystko, co hanza dostanie. A co przemowy - to był właśnie ów nacisk. A tezę o pozorowanej szczerości wyjąłem z pewnego kryminału, który (w oparciu o fakty historyczne - to był chyba 2005/6, gdzieś tak) opisywał kryzys szpiegowski między USA a CHRL. A skoro Tellico stał się Chapellem, to rzuciłem mu tą radę, by mu się przypochlebić. I by mu pomóc poniekąd w jego pracy. A co do tych tytułów - to też było czyste lizusostwo. Mam nadzieję, że to wyjaśnione. A co do Języka - w siedmioksięgu dt. Ciri pojawiały się (i to często, o ile pamiętam) takie sformułowania jak chociażby "ostateczne rozwiązania kwestii elfiej", ponadto organizacja armii nilfgaardzkiej jest opisana językiem współczesnym (2-3 rozdziały do Brenny).
Przeliczę jeszcze raz, ile mam w kieszeni - bo już się pogubiłem, jak widać - i 75% owej kwoty dam do banku.

Asuryan
06-01-2015, 12:17
Zgadzam się, tylko muszę wpierw odebrać pewien przedmiot od jubilera.

Techniczny:
Daj mi znać kiedy będę w posiadaniu tego medalionu, wcześniej nie ruszam się z miasta.

Frøya
06-01-2015, 12:20
Nie ma krasnoludzie, puściłam w niepamięć incydent w namiocie i Ciebie również o to proszę. Trzymaj Kielon, łyknij sobie bo już niewiele zostało, ha ha! - Veronika z trudem podniosła się na proste nogi i zwróciła się do Adriana - Swoje zdanie schowaj w kieszeń nilfgaardczyku, a zajmij się tym czym potrafisz, strzelaj z łuku gdy trzeba, o! Twoje paplanie prędzej czy później wpędzi nas do grobu. Teraz Ci wybaczam, oszczędzę Twój cholerny język, ale tylko dlatego, żeś podzielił się spadkiem i opatrzył nas jako tako. - Dziewczyna podeszła do Mehira i powiedziała cicho - szkoda, że Ci te wąpierze proszek wysypali. Ej, nie zbieraj go z tej parszywej podłogi! Chodź na rynek, stawiam kolejne puzdereczko, he he.