Zobacz pełną wersję : Opowieści z dreszczykiem
Tak jak w temacie.
Moglibyśmy tu wrzucac morożące krew w żyłach opowiadania :D
Jak by co, to ja pierwszy:
Zdarzyło się to w czasie ostatniej wojny. Tuż pod niewielkim laskiem Topole Góry w Piotrkowicach koło Zawichostu wypatrzono wisielca. Kołysał się zaczepiony na gałęzi dzikiej gruszy rosnącej na miedzy. Czubkami butów dotykał wygniecionej trawy. Odcięto go i pochowano pod tamtą gruszą. Próbowano dociekać, czemu śmierć dopadła nieznajomego właśnie pod Topolimi Górami. Niestety nie dowiedziano się nigdy kim był i skąd pochodził. Wielokrotnie też zadawano sobie pytanie, czy założył stryczek własnoręcznie, czy tez założono mu go przemocą. Być może był zdrajcą, a może zdesperowanym Żydem uciekającym z transportu czy okolicznej kryjówki. Ubranie wisielca było zniszczone ale elegantów w czasie wojny nie spotykało się często. Jedna rzecz szczególnie rzucała się w oczy. Wisielec miał niewłaściwie założone buty. Może zaskoczony w śnie zakładał je w pośpiechu? Nic już się nie da wyjaśnić. Ale na źle założonych butach się nie kończy. Dwadzieścia lat po wojnie wędrowała do domu z niedalekiego miasteczka. Zmierzała przez Topole Góry. W lesie natknęła się na nieznajomego mężczyznę. Zwróciła uwagę, że miał odwrotnie założone buty. Podniosła zdumiony wzrok, aby przyjrzeć się uważniej, ale minął ją pospiesznie. Nie zauważyła więc jego twarzy. Nie znała historii powieszonego, o spotkaniu opowiedziała krewnym. Do domu powracała też inną drogą. Jeden z mieszkańców Piotrowic często zakładał wnyki na zające. Na śniegu śledził zajęcze tropy. W końcu lat sześćdziesiątych styczniowym świtem odkrył ślady odwrotnie założonych butów. Były świeże wyraźnie nocą bowiem spadł śnieg. Ruszył ich śladem i po stu krokach stanął jak wryty. Ślady urywały się pod gruszą, na której przed ćwierć wiekiem zawisnął nieznajomy mężczyzna w źle założonych butach.
:D
Dośc znana historyjka :D:D
mrożąca krew to na razie Twoja ortografia.
opowiadanko nie jest złe.
historyk977
03-01-2010, 22:52
Kumpel mi kiedyś opowiadał, że niedawno, kiedy jego kumple poszli do lasu żeby wypić trochę piwka (on z nimi nie poszedł bo nie pije), to kiedy się w krzakach zaczaili, zauważyli leżącego menela. Podeszli, bo chcieli się z niego ponabijać. Podeszli, i tu niespodzianka. Kolo łba nie miał. Szybko zdjęcia zrobili, na policję zadzwonili, i potem całej szkole pokazali.
Nie ma to jak kultura i poczucie smaku dzieci ze szkoły... ech aż głupio się takie coś czyta
Widzę historyk wraca do starej formy. O ile to ta sama osoba ;)
Pod moim mieszkaniem mieszkała pewna dziewczyna. Normalna, cicha - puszczała sobie ballady. Akurat mieszkałam wtedy sam i pomyślałem żeby do niej jakoś tam zagadać. Na klatce udało się - zamieniliśmy kilka słów. I tak przez kilka dni. Nigdy nie byłem w jej mieszkaniu, ale spotykaliśmy się przed blokiem czy tam w parku. Nie wymieniliśmy się telefonami. Za jakiś tydzień ok. 2 w nocy dostaję telefon z nieznanego numeru, odbieram:
- Uciekam! - i sygnał... Oddzwaniam - brak zasięgu.
Słyszę z dołu leci cicho muzyka. Schodzę do jej drzwi pukam. Muzyka cichnie. Koniec. Wracam. Już nigdy jej nie widziałem, sąsiedzi w ogóle jej nie kojarzyli. Telefon nie odpowiedział nigdy. Nawet nie wiem, czy to była ona.
Dobre, standardowy model ale niezłe :D
ThorGal77
04-01-2010, 23:02
Aby dobry dział :? ? Wg. mnie powinno iść do Dzieła Obywateli lub Twórczość Forumowiczów ( zresztą i tak wiecie o jaki dział i chodzi ;) )
Sam Fisher
04-01-2010, 23:41
Nigdy nie sądziłem, że spotkam coś takiego jak duch/poltergeist/paranormalne zjawisko. Znałem to jedynie z opowiadań. Ale miałem te nieszczęście doświadczyć tego "na własne uszy".
Co jakiś czas przebywam w pewnym starym domu, pamięta jeszcze czasy II WŚ. Z opowiadań wiem, że działy się i dzieją się tam dziwne rzeczy. Minęła któraś noc z rzędu i jak co noc słychać w korytarzu dziwne odgłosy. Ale kit z tym. Najgorsze co dane było mi doświadczyć to usłyszenie stawianych ciężkich kroków na drewnianej podłodze/schodach. Byłem zamknięty w pokoju z dziewczyną i słyszeliśmy te kroki. Wszyscy spali, więc odpada reszta mieszkańców tego jednorodzinnego domku. Najgorszy jest fakt, że w tym domu NIE MA drewnianych schodów czy podłogi. Wszędzie kafle. Te kroki słychać było przez 1-2 minuty. Chwilę po tym w kuchni spadło coś...coś jakby łyżka czy widelec.
Innego razu, jak mnie już nie było, ktoś zapukał w nocy w drzwi. Moja dziewczyna wstała i podeszła do drzwi. Jest szyba w drzwiach więc widziała, że światło świeci się w korytarzu. Ale nikogo nie było za szybą. Nagle zapukało z tyłu w okno. Nikogo nie było. Dziwne to wszystko.
A co piliście przedtem? ;)
Sam Fisher
04-01-2010, 23:45
Herbatę. Bez cukru.
Nachlali się Earl Greya, to i potem są skutki. Wstydz się Kakashi :!:
Sam Fisher
05-01-2010, 00:03
Oj dobra, siedzieć cicho :P Nie spamować :P
Dragonit
05-01-2010, 00:08
Ktoś coś opowiedział i od razu panowie sceptycy spamują :lol:
Polecam miejskie legendy: http://www.arenahorror.pl/ARENA_HORROR/ ... gendy.HTML (http://www.arenahorror.pl/ARENA_HORROR/publicystyka/publicystyka_miasteczkowe_legendy.HTML)
http://legendymiejskie.blox.pl/html/131 ... 169.html?3 (http://legendymiejskie.blox.pl/html/1310721,262146,169.html?3)
Niektóre ciekawe i trzymają w napięciu, inne wzbudzają wręcz obrzydzenie ;p Jedna z ciekawszych mówiła o typie chorym na HIV, który pracował w bodajże McDonaldzie, i mieszał swoją krew z ketchupem. Oczywiście nie mówię, że te historie są prawdziwe (a przynajmniej w 100%), ale przyjemnie się czyta 8-)
Kakaszu, to coś rodem z filmu "Inni" ;)
Ale mówiąc poważnie, być może były tam kiedyś schody? Tak czy inaczej to chyba niezbyt przyjemne obawiać się czegoś w nocy... lecz duchy nie robią nic złego.
Sam Fisher
05-01-2010, 09:31
Ja tam się nie obawiam ;] gorzej z dziewczyną ^ ^
Zapomniałem dodać, że to wszystko działo się po godzinie 3 (obudziłem się dokładnie o 3:20). A chyba wiadomo co oznacza godzina 3 w nocy...
obudziłem się dokładnie o 3:20). A chyba wiadomo co oznacza godzina 3 w nocy...
Naoglądałeś się Emilki Rose ;)
Dragonit
05-01-2010, 18:25
. lecz duchy nie robią nic złego.
Mówi to ateista :P
Ja tam się nie obawiam ;] gorzej z dziewczyną ^ ^
Ta, nie ma to jak zgrywać twardziela ^^
Cytuj:
obudziłem się dokładnie o 3:20). A chyba wiadomo co oznacza godzina 3 w nocy...
Naoglądałeś się Emilki Rose ;)
W religii chrześcijańskiej 3:00 to godzina wzmożonej aktywności diabła, taka kpina z Trójcy Świętej ;p
Ogólnie, jedno mnie zastanawia - po ujsys spać z dziewczyną w opuszczonym domu :lol:
Sam Fisher
05-01-2010, 18:31
obudziłem się dokładnie o 3:20). A chyba wiadomo co oznacza godzina 3 w nocy...
Naoglądałeś się Emilki Rose ;)
Twórcy Emilki Rose naczytali się o wzmożonej aktywności szatana...
Ta, nie ma to jak zgrywać twardziela ^^
W tamtym momencie miałem przyspieszone bicie serca, ale to raczej z czystej ciekawości. Nie myślałem wtedy o strachu.
Ogólnie, jedno mnie zastanawia - po ujsys spać z dziewczyną w opuszczonym domu
Opuszczony? W jakim sensie? Dom zamieszkuje 10 osób (beze mnie).
Dragonit
05-01-2010, 18:38
Opuszczony? W jakim sensie? Dom zamieszkuje 10 osób (beze mnie).
Może nieuważnie przeczytałem, źle zinterpretowałem to ze starym domem (od razu mi się kojarzy z opuszczonym) :mrgreen:
U mojego kumpla jest tak, że gdy siedzisz w ostatnim pokoju, to w kuchni ktoś się gości :lol: przesuwa ktoś szklanki, odgłosy sztućców :)
Inny znajomy mówił mi, że kiedyś z młodszym bratem pojechali do kolegi, grali na plejaczu itp. i w jakimś momencie wysłał młodszego brata do samochodu, to jak on wracał, na ciemnym korytarzu posunął się komuś, bo ktoś przechodził. Wchodzi do pokoju, wszyscy siedzą i się pyta, kto wychodził ? okazało się, że nikt.
:lol: Młodemu do śmiechu nie było podobno.
Ludzie ten temat ma służyć takim opowieściom wielkiej treści - morskim opowieściom :D
niech tylko mod przeniesie to do lepszego działu :D
Przestraszyć się można wszystkiego :D kiedyś czytałem świetne opowiadanie w takim klimacie RAZ'a, o warcie na jednostce, takim ludziom to musi się je**ac w głowie :D wszystkiego się idzie przestraszyć.
Też coś opowiem :D
Pare lat temu na początku studiów spiknąłem się z grupka ludzi lubiących żeglarstwo. jako, że już wtedy lubiłem ta zabawę, omówiliśmy się na spotkanie na mazurach etc. Wiecie jak to po pijaku, na pewno będę, super pomysł etc.
W sumie nie spodziewałem się tego by coś więcej wyszło, ale zdziwiłem się bo po paru tygodniach zadzwonił jeden z tych ludzi nazwijmy go Iwan, oryginalny ruski spod Permu. Zaproponował rejsik po morzu Barentsa. jeden problem, że dojazd na własny koszt. W sumie super, jacht był jego jakiegoś wujka czy coś takiego, ugadałem się jeszcze z dwójka chłopaczków, wziąłem jedna koleżankę i pojechaliśmy pociągiem najpierw do Moskwy, potem do permu i w końcu pod Archangielsk na łódkę. Krajobrazy przepiękne, Moskwa droga jak cholera, ale piękna, korki, metro, życie wielkiego miasta, ale dla noworuskich i dzielnice biedoty gorszej niż u nas. Łąki, pola, bezkresne lasy jakie mijaliśmy najpierw jadąc pociągiem potem samochodem (jeśli ktoś z was myśli, ze zgubi się w polskim lesie, tam nie ma co nawet wyjeżdżać, dopiero wtedy można poczuć klimat bezkresnych puszcz i dzikiego zwierza z dawnych lat). Perm z cerkwią Marii Magdaleny i milionem mieszkańców tez sprawiał gigantyczne wrażenie. natomiast sam Archangielsk sprawiał przybijające wrażenie, port i jego okolice piękne, ale to stare miasto nie ma tego klimatu miast Hanzeatyckich, tego przepychu i tej historii, dodatkowo komunizm odcisnął na jego obliczu głębokie szramy.
Jachcik nie był już najmłodszy, bodaj klasy PRS "YK I" ale pewności już nie mam. odbicie od brzegu na silniczku, potem już tylko wiatr i prądy morskie. Postanowiliśmy zrobić sobie prawdziwy rejs jak za dawnych (bardzo dawnych) czasów ery kliperów i bez kabotazowania dopłynąć pod Murmańsk.
Rosja to jednak Rosja, dobre i tanie alkohole zrobiły swoje (wszak marynarz jak się nie napije by przestało bujać, to dupa nie marynarz), szybko okazało się, że nie damy rady się tak pobawić i kurs zgubimy szybko, postanowiliśmy na wieczór dobić do brzegu. troszkę już człowiek prze trzeźwiał więc i cumowanie i wszystko poszło sprawnie. Brzeg piękny, zielono wszędzie głęboki las, krótki spacerek nikomu nie zaszkodzi, zrobi się ognisko, impreza na sto dwa. Pech chciał, że sie lekko zgubiliśmy i wypadło spać w lesie, dla mnie super, zawsze lubiłem takie klimaty, ale niektórym to nie pasowało, zwłaszcza mojej koleżance. Ciemno było niesamowicie, wiatr zaczynał lekko powiewać (nad morzem wieczorkami potrafi powiewać dość dobrze, rano również bryza się budzi). Idąc zahaczyłem o kępkę trawy, jakoś tak z rozpędu, mało się nie wywaliłem, okazało się, że pod spodem, pod mchem etc, był asfalt. Jak asfalt to cywilizacja, nieważne co, zawsze ludzie i jakaś chatka, domek cokolwiek. Poszliśmy za tym asfaltem, ale prowadził tylko wgłąb lasu. Po jakimś czasie pojawiły się słupy elektryczne i domek, zero siatki, ani jednego psa, w oknach ciemno, drogi nie ma, ale dom to dom.
Podeszliśmy do drzwi, pukamy, stukamy nic, ciemno wszędzie, głucho wszędzie. w końcu lekko podpity, zacząłem walić trochę nachalniej w drzwi i gdy i to nie poskutkowało, po prostu wywaliłem je kopem, dostałem trochę jobów, że jak się zachowuje etc, ale okazało się, ze domek pusty więc mocą nadaną przeze mnie zajęliśmy go an jeden noc. W sumie dodało to klimatu, niby, że przygoda etc prąd był, więc szybko się zorientowałem co to za domek. Był to domek warty, każda warta w krajach komunistycznych miała domek do swojej dyspozycji, gdzie w momencie w którym przechodzili na zmianę odpoczywająca, mogli poleżeć, rozluźnić się, zjeść, zapalić, umyć etc. W każdym kraju Układu warszawskiego wyglądały te domki podobnie. Jak poczyniłem to odkrycie, zacząłem się zastanawiać, czy to aby na pewno opuszczone miejsce, w sumie jakbyśmy trafili na jakiegoś nadgorliwca, to właśnie dokonaliśmy ataku na obiekty wojskowe a to mogło się skończyć źle. Stan roślinności (jednostki wojskowe mają dwa płoty, między nimi jest zaorana ziemia, by widzieć ślady jakby ktoś się przekradał i by łatwiej zobaczyć ew. delikwenta) tu ów pas był zarośnięty ale znacznie niższymi krzaczkami i drzewkami, nie było tez płotu. Potem znaleźliśmy jakieś stare dokumenty, jednostkę opuszczono jakieś 20 lat wcześniej, więc luz myślimy. Takie stare obiekty przechodzą pod nadzór wojskowy ale nikt nimi się nie zajmuje bo i po co? W Polsce tez jest takich dużo wbrew pozorom.
reszta poszła spać, ja trochę po szabrowałem tak dla pamiątki - człowiek młody i głupi. Wziąłem wtedy bagnet, typowa masowa produkcja, ale mimo wszystko porządnie zrobiony, jednostronnie ostrzony, dobre zbrocze, nie zardzewiały, pamiątka jak marzenie. Dało się skompletować pełny ekwipunek, dlaczego? na wartach zwłaszcza jak jest młode wojsko, łatwo o przypał, a to ktoś przestraszy się zająca w krzakach i strzeli, albo spije się i zgubi broń, hełm etc. dlatego na wartowni zawsze trzymają dodatkowe elementy - amunicję, bagnety w skrajnych wypadkach broń (kiedyś jej nie numerowali, nie wszystkie elementy). zajęcie nudne, a zapity człowiek jakoś tak naturalnie ciąży ku ziemi, więc i ja się położyłem spać niebawem.
Nagle krzyk jakby kogoś ze skóry obdzierano i wszyscy się pobudzili. Można sobie wyobrazić nasze miny i serca, efekt jakby ktoś nagle w ciemnym pomieszczeniu pojawił się znikąd, sam zerwałem się tak, że spadłem z mojej leżanki. Moment i już wiedzieliśmy, że brakuje Iwana. nie było też nic słychać, zero, ani krzyku, ani wiatru nic, jak makiem zasiał. Jako, ze sami studenci byliśmy, ktoś rzucił szybko ideę, że wyszedł się odlać i wpadł w jakiś dołek, złamał nogę czy może nawet wojsko wróciło na jednostkę i go złapali a on się przestraszył zwyczajnie i dlatego tak krzyczał.
Jako, że nikt nie chciał ani wyjść sam ani zostać w środku samemu, postanowiliśmy wyjść całą grupą. Pokazałem gdzie leżał sprzęt, wzięliśmy latarkę i kałacha (jakoś tak się pewniej czuje człowiek wiedząc, ze może się jakkolwiek bronić) i poszliśmy go szukać. Latarka mocna, ale niebo zakryte chmurami, wiec tym bardziej ciemność się pogłębiała - wzrok dostosowuje się albo do ciemności albo do światła i traci kontury w mroku, mrok jakby gęstnieje. Chodziliśmy i krzyczeliśmy ale brak było jakiejkolwiek reakcji, szybko też baterie w latarce wysiadły. Jako, że brak był reakcji, panika się pogłębiała, bał się człowiek czy aby sam do jakiejś dziury nie wpadnie i podobnie nie skończy, szybko wróciliśmy do domku. Tam od razu pikawa podeszła do gardła - drzwi otworzone, światło tylko w wejściu się pali (zostawiliśmy zapalone światło we wszystkich pokojach) i .. krew na progu, mała smuga, jakby ktoś krwawił, przewrócił się i wczołgał do środka. Jako, ze tylko ja byłem uzbrojony, wchodziłem pierwszy i miałem sprawdzić co jest. Serce kołacze, adrenalina skacze jak szalona, testosteron buzuje w żyłach, oczy wielkie jak u lemura w dzień, no ale mus to mus, kałach do barku i do przodu. Miałem ruchy zawodowe po prostu, Rambo by się powstydził. W domku nikogo nie było. Wychodzę i zgrywam twardziela, że nikogo nie ma, jakoś nikt nie chciał wejść, dyskusja czyja to krew, w końcu wchodzimy całą grupką, dochodzimy do pokoiku z łózkami gdzie spaliśmy, a tam łózka zaścielone.
Jeden chłopaczek spanikował (etnograf) i zaczął coś bredzić o duchach i chodzić w kółeczko, nie było rady, nic nie pomagało, musiałem mu przywalić w zęby, rzuciło go na glebę i tak siedział. Mimo wszystko nikt nie chciał zostać w środku, postanowiliśmy wracać na jacht i jutro poszukać pomocy. Uszliśmy może ze sto metrów, a tam światło w domku gaśnie i rozlega się dźwięk tłuczonego szkła, spierda****** jak złoto, nawet Kenijczycy nie mieli by szans, nawet nie pomyślałem by wyrzucić kałacha, jakoś w strachu dolecieliśmy do łódeczki, zabunkrowaliśmy się pleksiglasowymi szybkami, zbiliśmy się w części dziobowej w grupkę i tak czekaliśmy do rana.
Rano odwaga wróciła, odcumowaliśmy, silnik od razu na maksymalne obroty i płyniemy z powrotem do Archangielska po policje.
Ta przyjęła zgłoszenie o zaginięciu, poszukała niby, popatrzyła i odstawiła nas na pociąg do Moskwy, stamtąd do Warszawy i tyle tego było. Do dziś nie wiem czy go znaleźli czy nie, na UW tez go już nie spotkałem.
Sam Fisher
05-01-2010, 20:31
tl;dr Mógłbyś streścić to do jednego zdania? :lol: :lol: To jest Tawerna :mrgreen:
Jak latałeś z kałachem, to czego się bać ? :mrgreen: takie akcje to ja lubię, ale hardcor normalnie :)
super opowieść, acz czy kalach był naładowany?
to pewno duchy potopionych szamanów Was pognały!
Dragonit
06-01-2010, 00:36
Zajebista narracja, niemal jak z dobrej książki :) Jak już zaczęliście trzeźwo myśleć, to do jakich wniosków doszliście? Domyślasz się, co mogło się tam wydarzyć? Nie mieliście żadnego numeru do tego zaginionego? I czy miałeś jeszcze jakieś przygody, nawet mniej hardcorowe, bo chętnie przeczytam :mrgreen:
MiChAl I wspaniały
06-01-2010, 11:31
Raz po raz coś zatapiało kły w ciało krzyczącej dziewczyny, nawet wtedy, gdy trzymał ją policjant. Ale nikt nie wiedział, co to było. I nikt tego nie wie do dziś.
Noc 10 maja 1951 roku w Manili była ciepła i spokojna aż do momentu, gdy policja przywiozła do swego głównego biura tę histeryzującą dziewczynę.
Lekarz sądowy wciągnął kapelusz na głowę i sapnął: Nonsens! Nonsens! Wyciągacie mnie z łóżka w środku nocy, żebym obejrzał dziewczynę w ataku epilepsji.
Burmistrz Manili nic nie powiedział. Patrzył zaskoczony to na rozdrażnionego lekarza, to na krzyczącą dziewczynę. Na jej ramieniu widział pręgi i ślady zębów. Czy naprawdę sama się tak okaleczyła w paroksyzmie ataku epilepsji, czy też zostały one okrutnie zrobione na jej ciele przez coś... lub kogoś, kto zaatakował ją w zamkniętej celi, jak twierdziła?
Burmistrz Arsenie Lacson nie wiedział, co o tym myśleć, jednakże sprawa była tak dziwna, że wezwano naczelnika policji, a on z kolei wezwał lekarza sądowego. Razem poszli do więzienia, aby zbadać przyczynę zdenerwowania osiemnastoletniej Clarity Villaneuva - jednej z niezliczonych bezdomnych, młodych dziewcząt, które wojna zostawiła na bruku. Policja znalazła ją w centrum małego zbiegowiska ludzi na rogu ulicy: krzyczała, że jest atakowana i gryziona. Gapie, w większości męty z okolicznych szynków, dodawali jej otuchy i porozumiewawczo mrugali do siebie, dając do zrozumienia, że dziewczyna jest obłąkana.
Może narkotyki? Albo absynt? Cokolwiek to było, policjanci zostawili to komu innemu do ustalenia. Chwycili szamoczącą się dziewczynę i zabrali ją do celi.
Szlochając, Clarita upadła na podłogę, gdy drzwi się za nią zatrzasnęły. Policja zignorowała jej prośby, aby obejrzeć osiem śladów zębów, gdzie, jak twierdziła, to Coś ją ugryzło. Coś? Ale co? Clarita potrafiła powiedzieć tylko, że to Coś przypominało człowieka, który miał wyłupiaste oczy i nosił czarną pelerynę, a także wydawał się unosić w powietrzu, gdy tego chciał.
Po chwili znów zaczęła krzyczeć, że to Coś nadchodzi przez kraty.
Zirytowany policjant otworzył drzwi celi i wprowadził do sali wrzeszczącą nieludzko dziewczynę. Jego oczom ukazały się nowe ślady zębów na jej ramionach i barkach... sine ślady otoczone czymś, co przypominało ślinę. Oficer pobiegł po kapitana,.. a kapitan wezwał naczelnika.
Kiedy lekarz poszedł już do domu, burmistrz i naczelnik policji osobiście obejrzeli ślady na ciele dziewczyny. Sama je sobie zrobiła? Śmieszne, stwierdzili obaj: nikt nie byłby w stanie ugryźć się samemu w kark lub w barki z tyłu na plecach. Było w tym naprawdę coś dziwnego!
Clarita Villaneuva spędziła resztą nocy na ławce we frontowym pomieszczeniu komisariatu policji w Manili, gdzie w końcu szlochając, usnęła.
Następnego dnia rano, gdy policja przygotowywała się, aby ją doprowadzić do sądu w celu oskarżenia o włóczęgostwo, dziewczyna znów zaczęła krzyczeć. To Coś wróciło i gryzło ją. Dwóch silnych policjantów chwyciło ją mocno - każdy za jedną rękę - i na ich zdziwionych oczach oraz na oczach dziennikarzy i lekarza sądowego głębokie ślady zębów pojawiły się na jej ramionach, dłoniach i szyi. Atak ten trwał co najmniej pięć minut, aż dziewczyna zemdlała i osunęła się na podłogę. Lekarz sądowy, Mariana Lara, zbadała ją ponownie i zmieniła swe orzeczenie. Ta dziewczyna wcale nie miała ataku epilepsji. Ugryzienia były prawdziwe, ale to nie ona sama się pogryzła. Lekarz poprosił o natychmiastowe wezwanie burmistrza i arcybiskupa.
Upłynęło około pół godziny, zanim przybył burmistrz. Do tego czasu Clarita odzyskała przytomność. Ugryzienia na jej ramionach spuchły, a dłoń jednej ręki zgrubiała i pośmiała w miejscu, gdzie ślady zębów były bardzo głębokie. Gdy burmistrz i lekarz sądowy towarzyszyli jej w drodze do szpitala więziennego, Ciarita zaczęła ponownie krzyczeć, że to Coś znów ją goni: tym razem ma pomocnika - długie stworzenie o oczach robaka.
Burmistrz Lacson zeznał później, że na jego oczach nagryzienia pojawiły się na jej karku i na palcu wskazującym, zaś na ręce dziewczyny, nawet w chwili, gdy sam ją trzymał, także pojawiły się głębokie ślady zębów.
Trwająca kwadrans droga do szpitala więziennego była koszmarem dla burmistrza Manili, lekarza sądowego, dziewczyny i kierowcy samochodu. Gdy już się tam znaleźli, ataki skończyły się i stan Clarity zaczął się poprawiać. Już nigdy więcej nie przeżyła czegoś podobnego. To jest coś, czego nie da się wyjaśnić - powiedział burmistrz Lacson, zaś lekarz sądowy, dr Mariana Lara, stwierdziła: Byłam po prostu śmiertelnie przerażona.
Powyższy przypadek nie jest bynajmniej odosobniony. Kroniki medyczne notują podobne wypadki, kiedy to na ciele pojawiają się różnego rodzaju ślady lub rany. Jednym z bardziej znanych jest historia kobiety o nazwisku Chris Sizemore, która będąc małą dziewczynką, przeżyła silny wstrząs na skutek zapalenia się na niej ubrania. To koszmarne przeżycie pozostawiło w jej psychice tak silny uraz, że jeszcze w wieku pięćdziesięciu lat doznała ataku, podczas którego na jej ciele wystąpiły ślady poparzeń, a stara blizna zaczerwieniła się krwawo. Poparzone niegdyś ramię zrobiło się tak gorące, że wprost parował przyłożony doń mokry ręcznik.
Inny wypadek dotyczy pewnego oficera armii brytyjskiej i opisany został w fachowym czasopiśmie medycznym "Lancet" w 1946 roku przez londyńskiego psychiatrę dr. Roberta Moody'ego. Jego pacjent przebywał w swoim czasie w szpitalu w Indiach, gdzie leczony był z powodu drobnego zakażenia, a ponieważ był lunatykiem, pielęgniarki wiązały go podczas snu.
Z powodu lunatyzmu i agresywnego zachowania po kilku latach leczenie kontynuowano w Woodside Hospital w Londynie. Pewnej nocy zauważono, jak miotał się, próbując rozerwać nieistniejące więzy. Kiedy dr Moody zapalił światło, na obu przedramionach chorego widniały wyraźne pręgi po sznurach, a po krótkim czasie zaczęła sączyć się z nich krew.
W obu ostatnich przypadkach ślady na ciele wystąpiły na skutek autentycznych przeżyć. Prawdziwość przeżyć nie jest jednak niezbędnym warunkiem wystąpienia śladów lub ran. Możliwe jest pojawianie się śladów także na skutek przeżyć urojonych, jak zdarzyło się to Ciaricie -dziewczynie, w której ciele zatapiał kły ktoś będący jedynie produktem jej wyobraźni.
To nazywa się wyobraźnia :shock:
mRe chyba najbardziej się bałem, że strzele :D
Wiesz Tomsn, że nie pamiętam? Chyba był, ale raczej nie odbezpieczyłem :D
Dragonit, jasne, ze wiem co sie z nim stało - trochę podkoloryzowałem :D
koleżka wpadł do rowu przeciwlotniczego czy innego okopu, złamał rękę dlatego wył, potem się jakoś pozbierał i poszedł do domku, na progu musiał sie o coś potknąć i przywalić w glebę nochem - stad krew, na każdej wartowni sa dwa pokoje do odpoczywania - jeden dla żołnierzy drugi dla dowódcy i rozprowadzających, musieliśmy wejść do tego drugiego stąd zasłane łózka. Tłuczone szkło to pewnie efekt albo wiatru albo jakiegoś ptaka który musiał dostać się do środka jak nas nie było, nawet nie wiem. Koleś do na s zadzwonił nie my do niego :D tez dobry efekt - my biegniemy jak Usain Bolt, a tu telefon w kieszeni :D wróciliśmy wtedy po niego i zabraliśmy na łódkę. Nie spotkałem gościa już na UW - bo nie zdał egzaminów w sesji poprawkowej i zakończył swoje studia :D to trochę taka komedia pomyłek, więc te elementy pomijam najczęściej - zresztą w momencie w którym tam się było to się tak nie myślało :D
Mam jeszcze jedna historyjkę o przemytniku, ale ona straszna nie jest, raczej taka sobie
Michał, ten tekst jest niezły - umysł potrafi zabić, najczęściej to widać na masowej panice - powiedz w samolocie, że jesteś chory na coś zakaźnego to zaraz pół lotu będzie miało to samo - w sumie można od tego zginąć :D
MiChAl I wspaniały
07-01-2010, 10:58
Oglądałeś dr. House? ;)
Matatjahu
07-01-2010, 18:28
Kakaszu, to coś rodem z filmu "Inni" ;)
Ale mówiąc poważnie, być może były tam kiedyś schody? Tak czy inaczej to chyba niezbyt przyjemne obawiać się czegoś w nocy... lecz duchy nie robią nic złego.
Hmm no chyba że w Ciebie wlezą ale najpierw trzeba zaprosić.
Co do strasznych historii to znam jedną czy dwie a nawet więcej (jak dziadek zacznie opowiadać o duchach i morderstwach to nie może skończyć najlepsze jest to że to gdzie i kogo zabili jest prawdą ale że to zwykłe przypadki typu dwóch gości chciało ukraść konia (ledwo po drugiej wojnie na wsi) i było to koło jakiegoś stracha na wróble przyleciał właściciel i pomylił (bo to w nocy było) ktoś kogoś i przywalił komuś jeden zginą... a wszystko przez stracha )
Ale tam mniejsza z tym brat babci opowiadał mi że w kamienicy w której obecnie mieszkam podczas drugiej wojny gdy należała do prababci w piwnicach pomordowali jakichś ludzi z tym że tego sam nie widział a słyszał z opowiadań. Jednak pewnej nocy zszedł po coś do tej piwnicy i poczuł dziwny zapach zaświecił światło i zobaczył trupy oczywiście uciekł do mieszkania w czasie jak biegł po schodach dość duże wyjściowe drewniane drzwi zaczęły się trząść i trzaskać czy coś. Możecie wierzyć lub nie ale to prawda trochę tego jeszcze mógłbym poopowiadać ale to tylko historie typu nieznajomych w nocy zakradających się do domów konkretnie dwóch jeden złodziej a drugi sąsiad.
Oglądałeś dr. House? ;)
Widziałem ten odcinek świetny ;)
Elrendur
07-01-2010, 19:52
Matatjahu, błagam, interpunkcja! Miejscami nie mogłem zrozumieć Twojego posta. ;)
Przez te wszystkie historyjki posrałem się w gacie :lol: :lol:
Dragonit
08-01-2010, 00:27
Matatjahu, rozumiem, że masz dobre flow, ale używaj czasami przecinka :lol:
ale to tylko historie typu nieznajomych w nocy zakradających się do domów konkretnie dwóch jeden złodziej a drugi sąsiad.
Sąsiad? Ty to masz otoczenie, wal tą historię :P
Brave - :lol:
Matatjahu
08-01-2010, 14:40
Matatjahu, rozumiem, że masz dobre flow, ale używaj czasami przecinka :lol:
ale to tylko historie typu nieznajomych w nocy zakradających się do domów konkretnie dwóch jeden złodziej a drugi sąsiad.
Sąsiad? Ty to masz otoczenie, wal tą historię :P
Brave - :lol:
To było w PRLu jak można się domyślać mojej prababci do domu zakwaterowano lokatorów (Sb-cy)
a że było jak było można się domyślać co było.
Może i nie umiem pisać z dreszczykiem ale tak tylko wspomniałem kilka starych historii.
Przez te wszystkie historyjki posrałem się w gacie :lol: :lol:
No to ba o to chodziło :lol:
co to już koniec ?!
Miło sie czytało te opowieści :P napiszcie cos jeszcze może albo jakąs stronkę podajcie z takimi opowiadaniami
Powered by vBulletin® Version 4.2.5 Copyright © 2025 vBulletin Solutions, Inc. All rights reserved. Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski support vBulletin©