Janek
15-04-2017, 22:33
Znowu się dałem nabrać i kupiłem TToN. Niestety wrażenia mam bardzo nie-pozytywne.
Z dobrych rzeczy to gra ma ciekawy świat i coś w stylu steampunkowego klimatu (nowoczesna technologia jako magia, roboty, rycerze, różne dziwne rasy, duchy itp.) - fajny miks. Raz zwiedzamy jakiś rozbity statek kosmiczny a raz jakieś na poły średniowieczne ruiny. Przez to chce się odkrywać. Ciekawe są też niektóre zadania, bo dość nieliniowe i nieoczywiste (gra nie gra się sama jak Wiedźmin 3), w dodatku często mają też zakończenie związane z niepowodzeniem (tzn. jeśli się nie uda, to też jest to zakończenie questu, a nie, że "failed" i 0 XP).
Niestety wszystko kładzie na łopatki wykonanie - gra to w zasadzie paragrafówka z grafiką. Przy czym bardzo nędznie zrobiona - na przykład: podchodzimy do jakiegoś stwora, który jest wzrostu naszego bohatera a w pierwszej linijce opisu, że "postać góruje nad nami niczym wieża". Albo podchodzimy do jakiegoś normalnie wyglądającego NPCa a w opisie, "że jest chorobliwie gruby". Skoro mam sobie wszystko wyobrażać, to po co w grze w ogóle grafika nasuwa mi się pytanie - bo w aktualnej wersji raczej psuje niż poprawia immersję w świat gry. To Baldur's Gate 20 lat temu był lepszy pod tym względem...
W dodatku po raz kolejny uznano, że fenomen starych RPG opierał się na ścianach tekstu ale tutaj doprowadzono to do absolutnego absurdu - każdy NPC ma do powiedzenia z 10 ekranów tekstu i chce się z nami podzielić historią całego życia. Czasami jest w tych opisach coś ciekawego, ale zazwyczaj niespecjalnie, więc po paru godzinach gry głównie przeklikiwałem, patrząc tylko na nasze odpowiedzi czy nie ma czegoś istotnego na co powinienem zwrócić uwagę.
Generalnie zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że TToN to taka książka, tylko w formie gry komputerowej. Tyle, że raczej słaba książka (gdzie główny wątek jest poprzetykany setką historii pobocznych), w dodatku jakbym chciał książkę to bym kupił książkę właśnie a nie grę.
Autorzy chwalą się, że grę można przejść bez walki, co rzeczywiście jest ogromną zaletą, bo system walki jest fatalny. Jest mnóstwo niepotrzebnych umiejętności, walka jest chaotyczna a na dodatek poziom trudności jest zupełnie losowy - możemy albo mieć walkę z jakimś "bossem", która jest banalna, a za zakrętem wpaść na grupę "mobków", którzy wytrą nami podłogę zanim w ogóle dojdzie do naszej tury (raz na dość początkowym etapie gry wdałem się w walkę, w której pomimo że 3 razy robiłem "load" zawsze zanim zaczynała się moja tura, zostawało mi do gry tylko 2 z 4 bohaterów koło połowy zdrowia). Całe szczęście jesteśmy nieśmiertelni (hmmm... skąd ja znam ten motyw?), więc jak dostaniemy bęcki można grać dalej.
O palmę pierwszeństwa jako najgorsze rozwiązanie bije się z walką system rozwoju postaci, który miał być ciekawy a jest nadmiernie skomplikowany i pełen bezsensownych umiejętności (trochę ciekawszym rozwiązaniem jest później używanie niektórych umiejętności, ale tutaj z kolei bardzo szybko dorobiłem się wyspecjalizowanych postaci, tak że w zasadzie porażkę ponosiłem gdy chciałem a nie przez to że mi brakło punków do zużycia). W dodatku prawie wcale nie czuć wzrostu mocy postaci - w wielu przypadkach cośtam pokilkałem przy wzroście levelu ale grało się jak przedtem.
Jeszcze z ciekawostek - Ci którzy kupili na kickstarterze, skarżą się, że Obsidian nie zrobił całej masy rzeczy obiecanych w kampanii Kickstarterowej (tego nie śledziłem) i w dodatku zapomniał tego powiedzieć przed premierą.
Jak komuś przypasują te przydługie teksty to pewnie z chęcią pogra, ja jestem gdzieś tak w połowie ale chyba nie dam rady skończyć, bo ostatnio już nawet tych ważniejszych postaci mi się nie chce czytać co mają do powiedzenia. W erze Divinity: Original Sin (gry o zbliżonym budżęcie) takie gry są po prostu zbrodnią na graczach i powinny być tępione równie mocno co ME: Andromeda. Aż w końcu twórcy się nauczą, że to nie ściany tekstu powodowały, że Baldur's Gate 2 jest jedną z najlepszych gier wszech czasów...
Z dobrych rzeczy to gra ma ciekawy świat i coś w stylu steampunkowego klimatu (nowoczesna technologia jako magia, roboty, rycerze, różne dziwne rasy, duchy itp.) - fajny miks. Raz zwiedzamy jakiś rozbity statek kosmiczny a raz jakieś na poły średniowieczne ruiny. Przez to chce się odkrywać. Ciekawe są też niektóre zadania, bo dość nieliniowe i nieoczywiste (gra nie gra się sama jak Wiedźmin 3), w dodatku często mają też zakończenie związane z niepowodzeniem (tzn. jeśli się nie uda, to też jest to zakończenie questu, a nie, że "failed" i 0 XP).
Niestety wszystko kładzie na łopatki wykonanie - gra to w zasadzie paragrafówka z grafiką. Przy czym bardzo nędznie zrobiona - na przykład: podchodzimy do jakiegoś stwora, który jest wzrostu naszego bohatera a w pierwszej linijce opisu, że "postać góruje nad nami niczym wieża". Albo podchodzimy do jakiegoś normalnie wyglądającego NPCa a w opisie, "że jest chorobliwie gruby". Skoro mam sobie wszystko wyobrażać, to po co w grze w ogóle grafika nasuwa mi się pytanie - bo w aktualnej wersji raczej psuje niż poprawia immersję w świat gry. To Baldur's Gate 20 lat temu był lepszy pod tym względem...
W dodatku po raz kolejny uznano, że fenomen starych RPG opierał się na ścianach tekstu ale tutaj doprowadzono to do absolutnego absurdu - każdy NPC ma do powiedzenia z 10 ekranów tekstu i chce się z nami podzielić historią całego życia. Czasami jest w tych opisach coś ciekawego, ale zazwyczaj niespecjalnie, więc po paru godzinach gry głównie przeklikiwałem, patrząc tylko na nasze odpowiedzi czy nie ma czegoś istotnego na co powinienem zwrócić uwagę.
Generalnie zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że TToN to taka książka, tylko w formie gry komputerowej. Tyle, że raczej słaba książka (gdzie główny wątek jest poprzetykany setką historii pobocznych), w dodatku jakbym chciał książkę to bym kupił książkę właśnie a nie grę.
Autorzy chwalą się, że grę można przejść bez walki, co rzeczywiście jest ogromną zaletą, bo system walki jest fatalny. Jest mnóstwo niepotrzebnych umiejętności, walka jest chaotyczna a na dodatek poziom trudności jest zupełnie losowy - możemy albo mieć walkę z jakimś "bossem", która jest banalna, a za zakrętem wpaść na grupę "mobków", którzy wytrą nami podłogę zanim w ogóle dojdzie do naszej tury (raz na dość początkowym etapie gry wdałem się w walkę, w której pomimo że 3 razy robiłem "load" zawsze zanim zaczynała się moja tura, zostawało mi do gry tylko 2 z 4 bohaterów koło połowy zdrowia). Całe szczęście jesteśmy nieśmiertelni (hmmm... skąd ja znam ten motyw?), więc jak dostaniemy bęcki można grać dalej.
O palmę pierwszeństwa jako najgorsze rozwiązanie bije się z walką system rozwoju postaci, który miał być ciekawy a jest nadmiernie skomplikowany i pełen bezsensownych umiejętności (trochę ciekawszym rozwiązaniem jest później używanie niektórych umiejętności, ale tutaj z kolei bardzo szybko dorobiłem się wyspecjalizowanych postaci, tak że w zasadzie porażkę ponosiłem gdy chciałem a nie przez to że mi brakło punków do zużycia). W dodatku prawie wcale nie czuć wzrostu mocy postaci - w wielu przypadkach cośtam pokilkałem przy wzroście levelu ale grało się jak przedtem.
Jeszcze z ciekawostek - Ci którzy kupili na kickstarterze, skarżą się, że Obsidian nie zrobił całej masy rzeczy obiecanych w kampanii Kickstarterowej (tego nie śledziłem) i w dodatku zapomniał tego powiedzieć przed premierą.
Jak komuś przypasują te przydługie teksty to pewnie z chęcią pogra, ja jestem gdzieś tak w połowie ale chyba nie dam rady skończyć, bo ostatnio już nawet tych ważniejszych postaci mi się nie chce czytać co mają do powiedzenia. W erze Divinity: Original Sin (gry o zbliżonym budżęcie) takie gry są po prostu zbrodnią na graczach i powinny być tępione równie mocno co ME: Andromeda. Aż w końcu twórcy się nauczą, że to nie ściany tekstu powodowały, że Baldur's Gate 2 jest jedną z najlepszych gier wszech czasów...