PDA

Zobacz pełną wersję : Studia a praca



MiChAl I wspaniały
09-02-2010, 15:52
Rapsod, zapomniałem Ci odpisać. Czyli biorąc pod uwagę dużo większą ilość kobiet po studiach, i te statystyki o trwałości związków, wychodzi na to, że facet po studiach powinien mieć u wykształconych dziewczyn spore powodzenie? :)
Tak, to definitywnie zwiększa powodzenie... o 200%


Facet po studiach z reguły ma większe powodzenie, bo albo odniósł sukces, albo dobrze rokuje na przyszłość. Małżeństwo jest zaś transferem: młodość i uroda kobiety oraz prestiż i pozycja społeczna mężczyzny. Potem: wierność kobiety w zamian za inwestycje w nią i dziecko. Następnie, małżeństwo nie jest instytucją młodzieńczej miłości, lecz czegoś trwalszego i tutaj wymagane jest dopasowanie nie tylko seksualne. I takie dziewczyny po studiach są tego świadome.

Hahahaha ... przepraszam, ale większej głupizny nie słyszałem :lol: :lol: :lol: Studia nic nie dają poza jakąś tam wiedzę, papierek i tytuł magistra czy doktora. Studia ci pracy nie dają. To co tu napisaliście to albo jest wasza wyobraźnia, albo wiele kobiet jest po prostu głupia. Pracodawca będzie trzymał supermegadoktoramagistra po kilku uniwersytetach, który ma "lewe ręce" do roboty (czy taka osoba w ogóle znajdzie pracę :?: ), czy też zatrudni chłopaka ze skromniejszym wykształceniem, ale który jest "złotą rączką" w swojej dziedzinie?

Wiem, że na forum jest wielu studentów, ale nie myślcie, że po studiach będziecie mieli świetną pracę.

Ja myślę, że dużo większe powodzenie masz kiedy już masz jakąś fuchę. Z pewnością kobiety wolą kogoś po zawodówce, ale na kasiorze to śpi (i jest wiele takich osób), niż geniusza, który jest biedny jak mysz kościelna.

Regulus
09-02-2010, 17:14
Hahahaha ... przepraszam, ale większej głupizny nie słyszałem Studia nic nie dają poza jakąś tam wiedzę, papierek i tytuł magistra czy doktora. Studia ci pracy nie dają. To co tu napisaliście to albo jest wasza wyobraźnia, albo wiele kobiet jest po prostu głupia. Pracodawca będzie trzymał supermegadoktoramagistra po kilku uniwersytetach, który ma "lewe ręce" do roboty (czy taka osoba w ogóle znajdzie pracę ), czy też zatrudni chłopaka ze skromniejszym wykształceniem, ale który jest "złotą rączką" w swojej dziedzinie?

Wiem, że na forum jest wielu studentów, ale nie myślcie, że po studiach będziecie mieli świetną pracę.
Tyle, że bez studiów nie zostaniesz prawnikiem, lekarzem, architektem itp.
Jasne, że sam dyplom nie jest gwarancją świetlanej przyszłości, ale chyba nikt normalny nie ma takich oczekiwań. Zwłaszcza jak się skończy wieczorowo jakąś turystykę i rekreacje na prywatnej "uczelni". Ale faktem jest, że studia dają ci dużo większe możlwości, bo pewnych zawodów żaden "majster złota rączka" wykonywać nie może, z racji określonych wymagań (wykształcenie).
Reszty nie skomentuję, mam wrażenie że masz jakies kompleksy na punkcie studentów jak i w ogóle ludzi wykształconych, jakież to normalne w tym kraju.

Witia
09-02-2010, 17:58
Wiem, że na forum jest wielu studentów, ale nie myślcie, że po studiach będziecie mieli świetną pracę.

Słuchaj no podam Ci przykład.

Studiuje Elektronikę i Telekomunikację na AGH w Krakowie. Mam na tym kierunku, jak i w grupie, dosyć dużo gości z różnych techników z całej południowej Polski i powiem Ci tak.
Po drugim semestrze na tym kierunku będziemy mieli wiedzę, która wykracza poza granice pojmowania przeciętnego technika elektronika. Już teraz z jednego przedmiotu zwanego Teorią Obwodów wykroczyliśmy poza 4 letni program technikum jeśli idzie o znajomość obwodów elektrycznych. Na tych studiach nie uczą nas naprawiać telewizora czy radyjka, tylko rozumieć i tworzyć rzeczy, o których taki człek po technikum tylko czytał.

Po odpowiednich studiach nie masz prawa nie mieć pracy. Problem pojawia się w chwili, kiedy połowa młodzieży po liceum wybiera kierunki typu marketing i zarządzanie, czy językoznawstwo.

MiChAl I wspaniały
10-02-2010, 12:32
Słuchaj, nie wiem jak ty ale ja już pracuję i wiem, że to co nauczyciele nam mówili na temat pracy jest kompletnym kłamstwem. "Ucz się, ucz, a będziesz miał dobrze płatną pracę". To totalna bzdura. Weź sobie nauczycieli. Uczyli się pilnie przez wiele lat i co przez to mają? Niewielką pensję. Prawda jest, że bez odpowiedniego wykształcenia nie zostaniesz prawnikiem, lekarzem, itp, ale bzdurą jest gadanie, że człowiek tylko po podstawówce to ciul i biedak. Żyjemy w takich czasach, gdzie wykształcenie i płaca nie idą ze sobą w parze. A dowody? Mam maturę, gdyż chciałem iść do woja (wyszło jak wyszło, już w woju limit) i tylko po to mi było potrzebne. Się okazało, że dla rocznika 1990 wojsko jest nieosiągalne i będzie nieosiągalne przez kilka następnych lat. Po h*j się uczyłem? Ale dobra, mniejsza o to. Więc zatrudniłem się w firmie, w której robi się okienka PCV. Tam pracują przeważnie ludzie po zawodówce. Ale 4500zł na rękę jest. Powiecie mi jaki procent pracowników w Polsce tyle zarabia? Sam mój pracodawca jest po zawodówce, stolarzem dokładnie i wozi się Chryslerami. Jaki procent ludzi po studiach może sobie pozwolić na zakup Chryslera, wymieniając auto średnio co 2,5 roku (tylko na Chryslera, facet ma manie na te auta)? A ja mieszkam i pracuję na Mazurach, gdzie jest wielka bida. Starczy czy jeszcze trochę tych przykładów napisać?

Wyjdźcie z tych swoich akademików i sami po paczcie na świat. Wygląda nieco inaczej jak się pisze/mówi w informacjach (20% bezrobotnych, zmieniłbym to na 20% leni i lewusów).




Wiem, że na forum jest wielu studentów, ale nie myślcie, że po studiach będziecie mieli świetną pracę.

Słuchaj no podam Ci przykład.

Studiuje Elektronikę i Telekomunikację na AGH w Krakowie. Mam na tym kierunku, jak i w grupie, dosyć dużo gości z różnych techników z całej południowej Polski i powiem Ci tak.
Po drugim semestrze na tym kierunku będziemy mieli wiedzę, która wykracza poza granice pojmowania przeciętnego technika elektronika. Już teraz z jednego przedmiotu zwanego Teorią Obwodów wykroczyliśmy poza 4 letni program technikum jeśli idzie o znajomość obwodów elektrycznych. Na tych studiach nie uczą nas naprawiać telewizora czy radyjka, tylko rozumieć i tworzyć rzeczy, o których taki człek po technikum tylko czytał.

Po odpowiednich studiach nie masz prawa nie mieć pracy. Problem pojawia się w chwili, kiedy połowa młodzieży po liceum wybiera kierunki typu marketing i zarządzanie, czy językoznawstwo.

Świetnie i będziesz miał wiedzę niedostępną dla wielu. Ale gdy otrzymasz ten dyplom i pójdziesz do pracy na nic ci się ta wiedza nie przyda skoro nie będziesz umiał z niej korzystać (i mogę się założyć, że połowę wiedzy, którą pozyskałeś po szkole ci się nie przyda). I jak szybko pracę znalazłeś tak szybko ją stracisz.

Kobieta nie chce aby jej "man" był geniuszem, tylko aby umiał robić pieniądze (a stereotypowy dres umiałby zarabiać odpowiednią sumkę?). A tego w szkołach nie uczą.

PS. Moje podsumowanie świadczy o tym, że to offtop nie jest :D

Furiusz
10-02-2010, 12:57
Michał, uważasz, ze studiuje się tylko dla pieniędzy? Niektórzy mogą to po prostu lubić.
Podajesz swój przykład i ok, fajnie, gratuluje dobrej pracy, dobrej pensji zazdroszczę.
chcesz operować przykładami? Moja wieś, mała ale w centrum polski. Większość ludzi ma zawodówkę albo i nawet nie, i co? Żaden z nich nie zarabia więcej niż 2000 miesięcznie a ok 50% w ogóle nie pracuje. Za to sąsiad kończył prawo (fakt wujek prawnik pomógł) teraz zarabia tyle, ze jak trzy miechy temu mu ukradli samochód, to nawet się nie przejął tylko poszedł do salonu i kupił sobie nowy. Hajsu ma więcej niż potrafi wydać.
czego to dowodzi? Ano tylko tego, że wszystko zależy od danej sytuacji, danego człowieka. Studia mają jedną przewagę - możesz wykonywać proste lub mniej proste prace (kształciłeś się na technika produkcji okien PCV? Jak nie to czemu i ja po studiach nie mógłbym się zatrudnić w tej firmie?) jak i pracować w zawodzie wyuczonym, są po prostu większe możliwości. Masowy przerób studentów jaki obecnie panuje i tendencja do dawania jak największej liczbie osób dyplomu, dezawuuje tytuł, ale mimo wszystko daje on pewną przewagę. ;)

Regulus
10-02-2010, 13:19
Częściowo masz racje, ale to dlatego, że dzisiaj wartość studiów bardzo podupadła z prostego powodu - studiować może właściwie każdy. Większość studentów, zwłaszcza pierwszego roku, to ludzie przypadkowi, którzy sami nie do końca wiedzą dlaczego na nie trafili. A to, że nie dostali się na nic "życiowego", a to, że wszyscy znajomi poszli na studia itd. Istnieje bardzo silna moda na samo studiowanie, nieważne czego i po co. I tak powstają prywatne uczelnie, istne fabryki magistrów, na których poziom jest dramatycznie niski, zresztą na publicznych poza paroma elitarnymi kierunkami, dzieje się to samo. Szkolnictwo wyższe to dzisiaj ogromna machina do robienia pieniędzy, właśnie dlatego, że studiować chce każdy.

Witia
10-02-2010, 13:51
Świetnie i będziesz miał wiedzę niedostępną dla wielu. Ale gdy otrzymasz ten dyplom i pójdziesz do pracy na nic ci się ta wiedza nie przyda skoro nie będziesz umiał z niej korzystać (i mogę się założyć, że połowę wiedzy, którą pozyskałeś po szkole ci się nie przyda). I jak szybko pracę znalazłeś tak szybko ją stracisz.
Co rozumiesz pod pojęciem 'nie będę umiał korzystać z wiedzy' ? Tłumacze Ci, że po takich studiach nie klepie się młotkiem gwoździ. Na 3 roku idziesz na jakiś staż, praktyki, itd, zdobywasz doświadczenie i obeznanie w temacie, sprawdzasz który dział w branży Cię najbardziej interesuje, rozwijasz się w konkretnym kierunku i potem jest już z górki. To jest nieco inne korzystanie z wiedzy, niż po takim technikum.

Nikt nie mówi, że studia same w sobie są gwarantem sukcesu. Ale jedno jest pewne. Po takich technicznych kierunkach jak elektronika, informatyka, automatyka, budownictwo, masz wiedzę i potencjał, aby stać się ekspertem w pewnej bardzo wąskiej i mocno ukierunkowanej dziedzinie wiedzy. Studia same w sobie dają Ci tylko ogólne podstawy i powiedziałbym - obeznanie w branży.


Częściowo masz racje, ale to dlatego, że dzisiaj wartość studiów bardzo podupadła z prostego powodu - studiować może właściwie każdy. Większość studentów, zwłaszcza pierwszego roku, to ludzie przypadkowi, którzy sami nie do końca wiedzą dlaczego na nie trafili. A to, że nie dostali się na nic "życiowego", a to, że wszyscy znajomi poszli na studia itd. Istnieje bardzo silna moda na samo studiowanie, nieważne czego i po co. I tak powstają prywatne uczelnie, istne fabryki magistrów, na których poziom jest dramatycznie niski, zresztą na publicznych poza paroma elitarnymi kierunkami, dzieje się to samo. Szkolnictwo wyższe to dzisiaj ogromna machina do robienia pieniędzy, właśnie dlatego, że studiować chce każdy.
Dokładnie, dlatego dzisiaj posiadanie magistra czy inżyniera jest swego rodzaju pewnym minimum, bez którego nikt nie będzie wogóle z Tobą poważnie rozmawiał. Oczywiście mówię to w kontekście podejmowania pracy w konkretnych firmach i przedsiębiorstwach, a nie 'sklepie u Basi'.


Żeby nie było oftopa ;) Zauważyliście, że obecnie coraz więcej dziewczyn studiuje na kierunkach technicznych ? Często jak rozmawiam z takimi dziewczynami i pytam o motywację, itd, to wśród odpowiedzi pojawia się zdanie 'no i przynajmniej będzie w czym wybierać' ;)

MiChAl I wspaniały
10-02-2010, 14:25
Tłumacze Ci, że po takich studiach nie klepie się młotkiem gwoździ.

Dość dziwna sprawa w dzisiejszych czasach, właśnie szuka się pracowników, którzy "umieją posługiwać się młotkiem". Dyskutując na temat nie zapominajmy o rzeczywistości. Problem jest właśnie taki, że za dużo ludzi chce ukończyć studia. A co to będzie kiedy w państwie 20% wszystkich pracujących to prawnicy :?: Tu nie chodzi o ambicje tylko o zdrowy rozsądek.

Wiecie, że są niedobory w policji?

Regulus
10-02-2010, 15:34
Tłumacze Ci, że po takich studiach nie klepie się młotkiem gwoździ.

Dość dziwna sprawa w dzisiejszych czasach, właśnie szuka się pracowników, którzy "umieją posługiwać się młotkiem". Dyskutując na temat nie zapominajmy o rzeczywistości. Problem jest właśnie taki, że za dużo ludzi chce ukończyć studia. A co to będzie kiedy w państwie 20% wszystkich pracujących to prawnicy :?: Tu nie chodzi o ambicje tylko o zdrowy rozsądek.

Wiecie, że są niedobory w policji?
Przykład wyjątkowo głupi, bo prawo to elitarne i ciężkie studia, gdzie przypadkowi ludzie się nie dostają. Absolwenci prawa bardzo dobrze radzą sobie na rynku pracy bo i wykształcenie prawnicze ze względu na swój praktyczny charakter będzie zawsze mile widziane przez pracodawców. Im więcej ludzi z takim wykształceniem, tym lepiej dla społeczeństwa. Stereotyp, że osoba po prawie jeśli nie dostała się na aplikacje nie ma perspektyw jest bardzo mylący, zwłaszcza gdy się spojrzy ilu prawników zasiada w sejmie, piastuje ważne stanowiska w urzędach itd.

buras
10-02-2010, 15:55
po paczcie
Myśle, że chociażby z jednego powodu warto iść na studia.

Aquila
10-02-2010, 16:28
czepianie się literówek, to wyraz boskości bijącej od Ciebie ?

Panowie, albo dyskutujcie na temat albo zostawcie ten topic. Burasowi proponuję, żeby nie czepiał się gramatyki innych-Maharbal

MiChAl I wspaniały
11-02-2010, 19:26
po paczcie
Myśle, że chociażby z jednego powodu warto iść na studia.

Znajdź w moich wszystkich postach (a sporo już je mam) błędy. Każdemu się zdarza.

Rapsod
11-02-2010, 19:30
I tak powstają prywatne uczelnie, istne fabryki magistrów

Ględzenie o dewaluacji dyplomów. Co za bzdury. Prywatne uczelnie nie ,,fabrykują" magistrów. Takie, które mogą wydać dyplom magistra można policzyć na palcach jednej ręki. A jak ma się dyplom UJ czy UW, to się to pokazuje i cała ,,teoria dewaluacji" nie ma już znaczenia. ;)

Zresztą, co to w ogóle za temat? Wykształcenie jest furtką do wielu ciekawych zawodów, których osoby z zawodowym lub średnim wykonywać nie mogą i tyle. Poza tym na tych samych stanowiskach w Polsce magister zarabia o 40% więcej niż ktoś z wykształceniem średnim.


Dość dziwna sprawa w dzisiejszych czasach, właśnie szuka się pracowników, którzy "umieją posługiwać się młotkiem".

Tak, tak, bo kiedyś ludzie nie umieli używać młotków. ;)

Furiusz
11-02-2010, 20:36
Ględzenie o dewaluacji dyplomów. Co za bzdury. Prywatne uczelnie nie ,,fabrykują" magistrów. Takie, które mogą wydać dyplom magistra można policzyć na palcach jednej ręki. A jak ma się dyplom UJ czy UW, to się to pokazuje i cała ,,teoria dewaluacji" nie ma już znaczenia. ;)
Jasne ale jednocześnie nie powiesz, że sochaczewskie sorbony czy łowickie ukswordy nie robią chałtury i nie są pewnego rodzaju fabrykami, bo są. To liczenie na palcach jednej ręki to bzdura, bo uni w Łowiczu może wydawać magistra....
Jak wytłumaczysz to, ze nawet największe, najlepsze polskie uczelnie robią w porównaniu do innych uczelni masę studentów - UW 60 tys Harvard 20 tys?

Rapsod
11-02-2010, 20:43
Im ich więcej, tym większa dopłata. ;) A UW to wyjątek. Ogromny UAM wydaje ,,tylko" 10000 studentów rocznie.

Pamiętaj jednak, że najlepsi są promowani: publikacje, staże, stypendia zagraniczne, wyróżnienia.

Furiusz
11-02-2010, 21:59
Im ich więcej, tym większa dopłata. ;)
Albo jak to określił jeden z prorektorów - więcej studentów, więcej zajęć przy tej samej ilości kadry, zatem większa płaca. W jakimś stopniu wypada się z nim zgodzić, bo wie co mówi, jak zaczynałem studiować, miał zajęcia na kulturoznawstwie, archeologii, historii, filologi klasycznej i jeszcze paru których nie zauważyłem. ;)


A UW to wyjątek
Podobnie UJ, UAM który podajesz za wyjątek tez nie gorszy - 50 tys. yale , na wszystkich latach 17 tys, Harvard ma wszystkich latach niecałe 20 tys, Oksford tak samo, Cambridge 22 tys. nie wydaje Ci się to trochę dziwne?


Pamiętaj jednak, że najlepsi są promowani
Owszem, tylko, że to nie oznacza, że istnieje tendencja, zwłaszcza w ludzkich głowach, ale nie tylko, ze jak każdy będzie miał magistra/maturę to każdy znajdzie robotę i to dobrze płatna. Tak to niestety działa, iluś tam na studiach chce tylko nie iść jeszcze rok, dwa piec do roboty, potem już muszą skończyć a rodzice, na zasadzie byle tylko ten tytuł miał synek/córeczka, to już będzie dobrze, znajdzie prace, dają kasę na zaoczne, prywatne etc. Przynajmniej ja mam takie wrażenie.

fakt promowani są ludzie najlepsi, ale postrzegać to jako zaletę, podnosić w dyskusji, to samo w sobie o czymś świadczy! Bo to normalne, że promuje się najlepszych.

Rapsod
12-02-2010, 00:27
Podobnie UJ, UAM który podajesz za wyjątek tez nie gorszy - 50 tys

Myślałem, że chodzi o liczbę absolwentów.
Może po prostu Harvard ma mniej kierunków?


nie wydaje Ci się to trochę dziwne?

Mnie to cieszy. Trzeba w końcu nadrobić deficyt ludzi z wyższym wykształceniem. W 1990 roku mieliśmy ich tylko 4%. Obecnie mamy ze 12%. Co prawda studiuje aż 38% rocznika, który teraz jest w wieku studenckim, ale tą prawdziwą elitą i tak będzie tylko jakieś 10% ich kohorty, więc uważam, że jest w porządku. W końcu w produkcji i poziomie przedsiębiorczości dominujemy w byłym Bloku. W takich Czechach zaś nie ma nawet kto założyć zakładu fryzjerskiego, bo kiedyś zakłady były państwowe.


Owszem, tylko, że to nie oznacza, że istnieje tendencja, zwłaszcza w ludzkich głowach, ale nie tylko, ze jak każdy będzie miał magistra/maturę to każdy znajdzie robotę i to dobrze płatna.

Po studiach, nawet byle jakich, odsetek bezrobotnych jest niewielki.


iluś tam na studiach chce tylko nie iść jeszcze rok, dwa piec do roboty, potem już muszą skończyć a rodzice, na zasadzie byle tylko ten tytuł miał synek/córeczka, to już będzie dobrze, znajdzie prace, dają kasę na zaoczne, prywatne etc. Przynajmniej ja mam takie wrażenie.

A niech powiększają budżet Państwa. Będzie więcej na edukację. Ja tam się nimi nie przejmuję - to żadna konkurencja i smutno mi, że ktoś tu pisze o Polsce jako ,,fabryce magistrów". Dyplom dyplomowi nierówny: wyższe zawodowe, niepełne wyższe, wyższe, wyższe doktoranckie; prywatne, zaoczne; stacjonarne, niestacjonarne, wieczorowe. Martwią Cię ci ludzie? Najwyżej rodzice ich zatrudnią.

Furiusz
12-02-2010, 09:04
Może po prostu Harvard ma mniej kierunków?
Być może, tylko jedna analogia mnie niepokoi. W państwach byłego bloku, najlepsze uniwerki mają po ponad 40 tys studentów, w państwach anglosaskich, rzadko przekraczają 20 tys. z czego to wynika? Być może ze zmniejszonej liczby kierunków. Dodam w ramach dowcipu, że Łomonosowa plasuje się gdzieś po środku ze swoją 30 :D Podeprę się jeszcze raz wywiadem prorektora UW, w którym pisze mniej więcej, że w związku z nie za wielkimi pensjami, zmuszani są kadrusy do tego by przyjmować dodatkowe zajęcia (czy tez pracować w innych uczelniach) by wyjść w miarę na plus. To sprawia, że nie tylko kontakt ze studentem, ale również sposób nauczania i oceniania ulega zmianie. To wszystko prowadzi do zmniejszenia czasu a mniej czasu to mniej czasu na pracę stricte naukową i koło się zamyka. Wie co mówi, bo sam swego czasu tak robił, to na pewno nie wszystko, bo nic nie jest takie proste, ale ma to pewien, moim zdaniem całkiem spory wpływ na nauczanie. Swoją szosa na swojej stronie Yale, chwali się, że ma 17 tys studentów i 9 tys kadry naukowej.


Mnie to cieszy. Trzeba w końcu nadrobić deficyt ludzi z wyższym wykształceniem.
To rozdawajmy tytuły na ulicy, pan ma fajny nos - proszę magistra, a pani.. pani ma takie nogi, że od razu doktor. komu magistra komu :D, wiem przerysowane, ale nie tędy droga, nadrabiać ale czy w ten sposób?


ale tą prawdziwą elitą i tak będzie tylko jakieś 10% ich kohorty, więc uważam, że jest w porządku.
Albo i mniej, bo to jest naturalne. Pytanie tylko czy kierunek w jakim idziemy - studia przedłużeniem szkoły, jest dobry?


A niech powiększają budżet Państwa.
A ja sobie poczytuje za dumę, że nie powiększam budżetu państwa.


Ja tam się nimi nie przejmuję - to żadna konkurencja i smutno mi, że ktoś tu pisze o Polsce jako ,,fabryce magistrów".
No cóż, takie jest moje zdanie, świadomie przerysowane. To, że dyplom dyplomowi nie równy, to oczywiste, nie o to zresztą idzie. Pies leży w zupełnie innym miejscu.

Regulus
12-02-2010, 10:50
Ględzenie o dewaluacji dyplomów. Co za bzdury. Prywatne uczelnie nie ,,fabrykują" magistrów. Takie, które mogą wydać dyplom magistra można policzyć na palcach jednej ręki. A jak ma się dyplom UJ czy UW, to się to pokazuje i cała ,,teoria dewaluacji" nie ma już znaczenia.
Sam sobie zaprzeczyłeś, przyznając, że ukończenie UW czy UJ robi większe wrażenie i tym samym daje dużo większe możliwości. A więc tysiące ludzi po prywatnych uczelniach, mimo posiadania wykształcenia wyższego czy tam quasi-wyższego, traktuje się jak absolwentów drugiej kategorii, co jest dewaluacją, ponieważ często mają takie same tytuły jak absolwenci renomowanych uczelni! Przecież ktoś, kto zrobil doktorat na prywatnej uczelni formalnie jest na tym samym poziomie co "normalny" doktor, ale na rynku równie poważnie traktowany nie będzie. Siłą rzeczy jest to dewaluacja, bo kiedyś tytuły ponadmagisterskie były w zasięgu bardzo nielicznej elity, że nie wspominam już o magistrze, którego dzisiaj może mieć każdy, jeśli tylko chce.

Rapsod
12-02-2010, 16:42
nadrabiać ale czy w ten sposób?

Albo przyjmować więcej osób na najlepsze uczelnie, albo mało na wiele uczelni. Wybór jest oczywisty. A może Polacy naprawdę są tacy zdolni, że wykształcić jest się w stanie nas dwa razy więcej niż Brytyjczyków?
A i jeszcze jedno: wartość kadry jest zazwyczaj zawyżana. Gdyby wszystko od niej zależało, to najlepsze w Polsce byłyby prywatne uczelnie, a tak nie jest. Pamiętaj, że student uczy się sam, kadrę zaś ma do pomocy i prowadzenia.


Pytanie tylko czy kierunek w jakim idziemy - studia przedłużeniem szkoły, jest dobry?

Jeśli uważasz swoje studia za przedłużenie szkoły (co jest dziwne ze względu na brak archeologii w szkole), to już problem indywidualny.


Sam sobie zaprzeczyłeś, przyznając, że ukończenie UW czy UJ robi większe wrażenie i tym samym daje dużo większe możliwości. A więc tysiące ludzi po prywatnych uczelniach, mimo posiadania wykształcenia wyższego czy tam quasi-wyższego, traktuje się jak absolwentów drugiej kategorii, co jest dewaluacją, ponieważ często mają takie same tytuły jak absolwenci renomowanych uczelni!

W tym znaczeniu niech będzie. Mi chodziło o to, że skoro teraz tytuł magistra otrzymuje dwa - trzy razy więcej osób niż w PRL, to od razu mówi się, że sam ten tytuł jest mniej wart.


że nie wspominam już o magistrze, którego dzisiaj może mieć każdy, jeśli tylko chce.

Nie każdy, a wręcz rzadko kto. To, że jest ich dwa - trzy razy więcej nie znaczy, że mogą to być wszyscy.

Furiusz
12-02-2010, 17:36
Albo przyjmować więcej osób na najlepsze uczelnie, albo mało na wiele uczelni. Wybór jest oczywisty.
A trzecia droga? Niech słabsze uczelnie nadrabiają pożądaną ilość studentów a najlepsze będą tylko dla najlepszych.


A i jeszcze jedno: wartość kadry jest zazwyczaj zawyżana. Gdyby wszystko od niej zależało, to najlepsze w Polsce byłyby prywatne uczelnie, a tak nie jest
ty mnie nie do końca zrozumiałeś. Kadra na Uniwerku czy innej uczelni nie jest tylko od nauczania - ma również prowadzić projekty badawcze etc. Poza tym łatwiej i więcej można się nauczyć, gdy mniejsza liczba studentów jest nauczana przez jednego wykładowcę.


Jeśli uważasz swoje studia za przedłużenie szkoły (co jest dziwne ze względu na brak archeologii w szkole), to już problem indywidualny.
Pytanie gdzie Ty widzisz w zdaniu w którym wyrażam pogląd na przyszłość, opis aktualnego stanu rzeczy. Idziemy w kierunku w którym studia powoli stają się przedłużeniem szkoły, dane które sam podałeś najlepiej o tym świadczą.

Witia
12-02-2010, 18:05
Rapsod mam pytanie. Jeżeli obecnie uczelnie wydają X razy więcej magistrów rocznie, niż 20 lat temu to czy to przypadkiem nie oznacza, że poziom się dewaluuje ? Kiedy moja matka szła na studia psychologiczne na UJ, przyjmowali 40 osób na rok. Ile przyjmują teraz, ilu spośród nich kończy z dyplomem ?

nr.uno
12-02-2010, 18:20
Przyjmują pewnie tłum studentów, bo od tego zależna jest ilość pieniędzy jaką otrzymują, a potem na pierwszym roku wywalają połowę i jest tak jak dawniej to proste. Inna sprawa, że na studiach mało jest użytecznej wiedzy w późniejszym zawodzie, ale dobra uczelnia otwiera wiele dróg zawodowych dużo bardziej atrakcyjnych niż tak wychwalane przez niektórych technikum czy o zgrozo zawodówka. Pewnie, że piekarz zarabia 3 tysiące na rękę tyle tylko, że on całe życie będzie tyle zarabiał i wyżej dupy nie podniesie. Początkujący informatyk/inżynier może dostanie nawet mniej, ale droga kariery jest o wiele szersza. Poza tym jednak ten papierek często wiele zmienia. Moja matka ponad 10 lat pracuje w ubezpieczeniach i ma bardzo duże doświadczenie zawodowe jeżeli chodzi o rynek świadczeń grupowych, likwidację szkód i wszystko co jest z tym związane, ale otrzymanie przez nią stałej umowy o pracę z Allianzem warunkowało to, że zdobędzie wyższe wykształcenie. W tym czasie już studiowała 2 lata, czyli poprawiała de facto błędy młodości, kiedy nie ukończyła studiów i dzięki temu jest dalej w tej korporacji. Doświadczenie i fachowość w pracy okazały się niewystarczające w oczach menadżerów.
Także warto kończyć studia, zwłaszcza porządne i najlepiej techniczne jeżeli ktoś ma do tego smykałkę. Na pewno lepsze to niż gadanie, że stryjek sąsiada jest po zawodówce, a zmienia co dwa lata Chevrolety. Mam nadzieję, że ktoś kto pisał o tych wozach (nie chce mi się szukać kto) sprawdził jakie to cudowne popłuczyny po Daewoo sprzedaje ta niegdyś wymarzona marka aut ;)

Rapsod
12-02-2010, 19:57
Jeżeli obecnie uczelnie wydają X razy więcej magistrów rocznie, niż 20 lat temu to czy to przypadkiem nie oznacza, że poziom się dewaluuje ?

Jeżeli przed wojną w Polsce 0,5% ludzi miało wyższe wykształcenie, a w PRL 4% to znaczy, że poziom się obniżył?
Jeżeli przed wojną w Polsce był ogromny odsetek analfabetyzmu, a po wojnie udostępniono naukę pisania większej liczbie osób, to poziom umiejętności czytania w społeczeństwie się obniżył?
A może po prostu w gospodarce opartej na wiedzy wzrasta zapotrzebowanie na osoby z wyższym wykształceniem, tak jak kiedyś w przypadku przejścia z gospodarki rolniczej do przemysłowej konieczne okazało się wprowadzenie powszechnego nauczania podstawowego?

Poziom nie obniża się z samej matematyki, tylko z obfitości. Jeśli kształcimy na magistrów 12% społeczeństwa i naprawdę tyle powinno ten tytuł mieć, to ja nie widzę przeszkód. Problem pojawi się gdy wszelkie prywatne uczelnie dostaną akredytację na wydawanie dyplomów studiów magisterskich. Choć to będzie ich problem, a dla innych szczęście, że do budżetu Państwa trafi więcej pieniędzy. Również nie widzę, aby gdziekolwiek młoda kadra odbiegała poziomem od tej starej.

PS: Akurat w Polsce kadra naukowa zarabia kilka razy więcej niż w innych krajach z publiczną edukacją wyższą. ;) Zaczyna się jak w przypadku lekarzy marudzenie, że na Zachodzie zarabiają więcej. Ale i jakie są tam ogólne zarobki i ceny a jakie u nas?