PDA

Zobacz pełną wersję : Mieliście jakieś przeżycie, które prawie was zabiło?



Ronin
10-05-2010, 21:45
Wielu z nas jako dzieci i nie tylko przeżyło chwilę mrożące krew w żyłach wydarzenie czy wypadek które o mały włos mogło skończyć się źle. Otwieram nową dyskusję mam nadzieje że nie będzie zbyt kontrowersyjna dla moderatora.

- Już w trakcie porodu okazało się że pępowina owinęła mi się wokół szyi i doznałem niedotlenienia, przez 3 dni lekarze walczyli o to żebym przeżył. Z tamtego okresu pozostała mi pamiątką jako powikłanie niedowład prawej nogi w stopniu lekkim. Mimo kilku operacji i rehabilitacji niestety nie udało się tego zniwelować po dzień dzisiejszy, przez co lekko kuleje na prawą stopę.

- W wieku 3 lat (wiem z opowiadać rodziców) uderzyłem się u Babci w metalowe drzwi od pieca kaflowego tak że rozciąłem sobie skórę na czole krew podobno lała się mi po głowie ciurkiem ale podobno nawet nie zająknąłem się dopiero po tym jak wszedłem do kuchni i zobaczyli mnie wszyscy to po śladach krwi doszli co zaszło. Na pamiątkę mam do dziś bliznę na czole małej wielkości.

- W wieku 10 lat bawiąc się u Babci na wakacjach poszedłem z kolegami na boisko Betonowe i klasycznie zaczęliśmy się huśtać na bramkach chłopaki zeskoczyli szybciej i pobiegli do drugiej bramki a ja zostałem i sobie wisiałem ale gdy zeskoczyłem to zauważyłem ze oni do mnie krzyczą coś ale nie rozumiałem nic nagle usłyszałem wielki huk i obejrzałem się a dosłownie 15 centymetrów ode mnie przewróciła się bramka gdybym był tuż pod nią to z głowy by mi już nic nie zostało zapewne.

- Jako 12 latek chciałem przysłużyć się Babci która miała stary piec kaflowy więc któregoś ranka wstałem o 6 rano i wziąłem jakieś drewno podpaliłem i zakręcilem piec a że nie miałem wcześniej z takim piecem do czynienia wydawało mi się że wszystko zrobiłem ok. Jak powiedziałem Babci co zrobiłem ta szybko odkręcila metalowe dźwiczki i uświadomiła mi że mogłem spowodować zatrucie, czadem bo w środku jeszcze paliło się drewno żywym ogniem.

- No i jeszcze mi się przypomniała jedna historia gdzieś w 8 klasie podstawówki również u Babci hehe, byliśmy z kumplami w parku i oni mieli ze sobą fajerwerki petardy bo to jakoś było przed sylwestrem z jakiś tydzień więc chcieli wypróbować sprzęt i dziwna sytuacja ja coś przeczuwałem że może być nie tak więc się od nich odsunąłem na jakieś 5 metrów ale pech chciał że jedna petarda która była robiona na mini rakietkę wystrzeliła w górę a następnie ruchem korkociągu zmieniła położenie i centralnie wleciała na mnie na szczęście miałem wtedy grubą kurtkę bo rakieta wleciała w nią i nie wybuchła ale porządnie mi przypiekła kawałek szyi na szczęście dzięki maści na oparzenia wyszedłem z tego bez szwanku.

Aquila
10-05-2010, 21:53
czy zalicza się do tego : topienie się w jeziorze ?. parę dni ręce mi się trzęsły...najgorsze, że ciągle o tym myślałem :shock:

Ronin
10-05-2010, 21:57
Zalicza się zalicza ale widzę że coś frekwencja mała wszyscy w czepku urodzeni czy co?

voitek
10-05-2010, 22:00
Wypadlem z kajaka(kajaku? newermacht :P) rok temu na rzece, nurt byl dosc ostry i wszedzie lezaly powalone drzewa :P
Wlasciwie to pozniej wiecej mialem z tego radochy niz strachu.

Jak mialem z 7 lat to prawie wlazlem pod pedzaczego z zawrotna predkoscia malucha :P

Hm, nie pamietam tego, ale majac lat moze 4 dostalem hustawka w zeby. Moze dlatego teraz tak wygladam

Jak sobie cos przypomne to ejzcze napisze

Volomir
10-05-2010, 22:02
Jak bylem maly to z kuzynka w ogrodku babci wykopalismy (chyba) niewypal:P

Bulbozaur277
10-05-2010, 22:29
Kiedyś się prawie utopiłem w morzu. No i spadłem z drabiny. Nie wiem czy można to zaliczyć ale miałem potem wstrząs mózgu.

Mac
10-05-2010, 23:01
Rajd Barum bodajże 2004. Staliśmy na nawrocie po długiej prostej. Kopecky z dwoma kapciami na pełnej bombie poszedł prosto żeby się zatrzymać i wymienić, trochę mu nie poszło i przyciął plac dla kibiców. Nikomu nic się nie stało tylko Mi plecak lusterkiem rozwalił.

Rajd Wisły tez coś koło tego roku. Odcinek w Rychwałdzie po sypiącym się asfalcie. Auta z pucharu Lanosa, dupy latają i kamienie też. Kamorek ważący ok 1,5kg zdjął mi czapkę....

Na nartach W Zauhensee na czarnej trasie(zjazd kobiet PŚ tam rozgrywają) jakichś debil przejechał Mi po tyłach nart... Na 3 warstwie siatek się zatrzymałem. Po drodze skosiłem ze dwa znaki jaka to trasa i że niebezpiecznie tam jest. Najlepsze jest to że wstałem otrzepałem się i jeszcze 4h jeździłem potem mnie tylko zwyczajowo kolana bolały...

Sytuacji jakie mnie spotkały za kierownicą nie wymieniam bo ich sporo było. Ostatnio jakichś gigant skręcił na zakopiance(jakoś w Gaju czy Mogilanach) pod prąd... Miałem 120km/h i wyprzedzałem nie wiem jakim cudem się we 3 zmieściliśmy...

Dragonit
10-05-2010, 23:27
Hmm, trudno dokładnie przewidzieć konsekwencję tych sytuacji, ale coś tam napiszę:

Kilka lat temu, chyba 1 gim, byłem pod szkołą i wróciłem do domu (pusta chata). Usłyszałem dziwny dźwięk dochodzący z łazienki, poszedłem w jej kierunku i okazało się, że rozpieprzył się bolier i wszędzie lała się woda. O ile pamiętam, chyba zadzwoniłem do mamy, a potem zasłaniając się tylko ręcznikiem, zbliżyłem się i odłączyłem bolier z gniazda. Potem okazało się, że poprzepalało się sporo gniazdek i urządzeń elektrycznych, tak że najprawdopodobniej woda lejąca się z boliera była pod napięciem elektrycznym ... jakimś cudem, nic mnie nie kopnęło.

Innym razem miałem niemiłą przygodę z jakimś poświrowanym typem, który łaził z nożem sprężynowym, miał wiele nacięć na żyłach, dziwne tatuaże itd. Byłem w 1 gim, jak w sytuacji powyżej. Ogólnie ciągnęło się to z 2h, strachu było co nie miara, np. musieliśmy znaleźć jego zapalniczkę, i już praktycznie jego cierpliwość osiągnęła zenitu, mój kolega ją zauważył. Najgorsze były momenty, jak pokazywał ostrość noża, biorąc zamach i wbijając go w ziemię tuż przede mnie, ciągle miałem wrażenie, że tym razem może wycelować we mnie. Nie polecam.

Podczas zabawy biegłem w stronę słupa i jeden typ, zdenerwowany że mu uciekałem, popchnął mnie, przy okazji na mnie wpadając, tak że siła była znaczna. Wyleciałem na krawężnik rozbijając sobie łokieć (dopiero po ok pół roku przestał mi dokuczać przy pisaniu) i zdzierając plecy, upadłem tak, że głowa minęła się z kantem krawężnika praktycznie kilka cm, biorąc pod uwagę siłę uderzenia, wstrząs mózgu to byłoby najlżejsze, co mogłoby mnie spotkać.

Pewnie były jakieś inne sytuacje, ale chwilowo ich nie pamiętam. Jak sobie przypomnę, to dopiszę.

Maczo
11-05-2010, 07:38
Jak to dzieciak chciałem spróbować skoków spadochroniarskich ale że to bardzo droga zabawa wybrałem najtańszą wersje z instruktorem nie przypiętym do mnie specjalnymi pasami. Z początku było wszystko zgodne z planem czyli długi instruktarz przypięcie spadochronu i wreszcie wylecieliśmy wzbijając się coraz wyżej. Zielona lampa miała nas poinformować o zgodzie na skok i kiedy zabłysła wyskoczyliśmy. Widok był niesamowity a powietrze szumiące wokół wręcz ogłuszało. Kiedy wysokościomierz wskazał pułap do otwarcia spadochronu pociągnąłem za linkę ale... Ten się nie otwiera... Wpadam w panikę ale przypominam sobie słowa instruktora który już spadochron wtedy otworzył by pociągnąć za linkę zapasową i tak tez zrobiłem ale... uchwyt się urwał... co doprowadziło mnie do nie opisanego przerażenia. Pociągnąłem za całą linkę i... spadochron się otworzył już na granicach bezpieczeństwa.

Do dzisiaj boje się być na wysokości większej niż 10m.

Nagano
11-05-2010, 08:44
W temperaturze 30' C wpadłem do rwącej górskiej rzeki o temperaturze ok. 10' C. Skończyło się na siniakach (pełno kamieni), wstrząsie termicznym i wodowstręcie :D

Konrad III
11-05-2010, 08:46
A ja w lutym ubiegłego roku z powodu bólu i trochę opuchniętej lewej strony, dostałem skierowanie do laryngologa. Przepisał mi leki i po dwóch dniach przyszedłem z powrotem. Lekarz od razu wezwał karetkę i migiem do Piotrkowa Trybunalskiego bo u mnie w mieście nie było oddziału oto larygologi. Tego samego wieczoru zrobili mi punkcję lewej zatoki. Włożyli gigantyczną igłę do nosa, przekrzywili i wbili się w zatokę. Ból straszny, następnego dnia znowu punkcja i operacja. I co się okazało. miałem w zatoce sporawą Torbiel wielkości piłki do tenisa, która miażdżyła mi kości. Gdyby zwlekali z operacją ropa przebiłaby się na mózg i byłby zgon. Ale udało się :)

Kitraiel
11-05-2010, 10:06
Widze że przy niektórych sytuacjach wymiękam, jednak po kolei ;)

Jak byłem mały (3, może 4 lata) spadłem z jakiś 10 metrów, oczywiście głową prosto w beton :] Na szczęście wyskoczyła mi tylko kość z tyłu głowy, którą z resztą mogę się chwalić do dziś. (EDIT: To zdarzenie otrzymuje miano legendy, gdyż sam tego nie pamiętam, a zeznania naoiczych świadków wydają mi się [i innym] przesadzone)

Będąc trochę starczy (około 5 lat) pojechałem z rodzicami na działkę, pamiętam że chciałem nabrać trochę wody z beczki, a że rodzice podlewali i poziom był niski, wpadłem głową w dół :] Oczywiście sam bym nigdy się nie wydostał, i mimo że dla mnie to było zabawne, to wiem jak się mogło skończyć.

Niestety znów woda, kiedyś będąc na plaży (podstawówka) poszedłem się pochlapać w morzu, akurat były dość wysokie fale. Mądry podszdłem do tych palików drewnianych (jak na złość wybrałem takie poharatane), a że tam woda obmyła piasek, zapadłem się i szybko chwyciłem się tegoż palika. Woda mnie cały czas zalewała, i w końcu siostra po mnie przyszła, niosła mnie tak jak się tego złapałem, czyli objęła za tors, a nogi i ręce miałem do przodu, w tej samej pozycji ;) Mimo że to najgroźniejsze nie było a dla niektórych pewnie zabawne, to dostałem takiego wodowstrętu że aż nie chcę myśleć o wodzie głębszej niż półtora metra ;)

Ciekawie było jak jechałem rowerem po ulicy, w pewnym momencie chciałem skręcić, oczywiście rączki nie wystawiłem przez co przejechałem parę centymetrów przed pędzącym samochodem. Tak mnie to wystraszyło że zrobiłem rzecz mądrzejszą, i szybko wróciłem w to samo miejsce, przejeżdżając parę centymetrów za drugim samochodem. Na mnie nie zrobiło to wrażenia, ale wiem jak musiało to wyglądać z pozoimu osoby oglądającej to niecodzienne wydarzenie. Jak ktoś chce powtórzy, niech na ślepo pojedzie slalomem na jakieś głównej szybkiej drodze ;)

Niestety od czasów gimnazjum nie miałem już takich ciekawych przeżyć, mimo że sytuacje mniej lub bardziej niebezpieczne mam przynajmniej raz w miesiącu, jest to dla mnie "normalka dnia codziennego" ;)

Sam Fisher
11-05-2010, 11:08
Raz plynalem motorowka z kumplami i kolega za sterem ostro zakrecil do boku, a ja wypadlem do tylu. W wodzie zdazylem odepchnac sie od motorowki nogami. Ciarki mnie przechodza na mysl, ze moglem trafic stopa w wirnik :shock:

Dragonit
11-05-2010, 11:44
Jak byłem mały (3, może 4 lata) spadłem z jakiś 10 metrów, oczywiście głową prosto w beton :]
:shock: Upadek z 10 metrów głową na beton!? Coś nie mogę uwierzyć.

Volomir
11-05-2010, 13:00
Tez w to nie wierze:P 10m? Na banke? Eeeee

Kitraiel
11-05-2010, 13:34
Jak byłem mały (3, może 4 lata) spadłem z jakiś 10 metrów, oczywiście głową prosto w beton :]
:shock: Upadek z 10 metrów głową na beton!? Coś nie mogę uwierzyć.


Tez w to nie wierze:P 10m? Na banke? Eeeee

Jest to jedyne wydarzenie którego osobiście nie pamiętam, wzoruje sie tylko na relacjach rodziców, może przesadzili z tymi 10m, ale myślę że z 5 to było na pewno, bo kość mi wyskoczyła na jakieś 2 cm. Chyba że bajowali, choć mówiąc to byli całkiem poważni.

Pół-żartem pół-serio nazwałbym to legendą ;) Niby ziarnko prawdy, ale może ciut przemalowane?

11-05-2010, 13:55
Jak byłem mały (3, może 4 lata) spadłem z jakiś 10 metrów, oczywiście głową prosto w beton :]

Z drugiego piętra wieżowca na bańkę, hie hie. ;)

George
11-05-2010, 15:58
Jak miałem coś koło 4 lat, byłem na wakacjach u dziadków na wsi i o mało nie wypiłem oprysku, bo był czarny a ktoś wlał go do butelki po coli :)
Z innych zdarzeń, to idę sobie parę miesięcy temu z liceum na przystanek autobusowy, dochodzę do rogu jakiegoś budynku i wtedy nagle wpada na mnie jakiś listonosz na rowerze. Oczywiście i ja i on zaliczyliśmy glebę bo koleś jechał dość szybko. Do dzisiaj koledzy śmieją się ze mnie, że przejechał mnie rower :lol:

Milanos
11-05-2010, 16:02
No to czas na relacje małego kaskadera jako że dzieciństwo na wsi potrafi być wesołe to ja chyba aż za dobrze o tym się przekonałem bo wszędzie mnie pchnęło gdzie ryzyko.
To że w łeb oberałem 2 razy butelką(jedną dość niedawno ^^) 1 sztachetą i raz cegłą(znaczy szczeże to ten pustak taki prostokątny ten lżejszy ale jak mi sie zje$#ł na głowę z 2 m to trochę bolało XD) i że jeszcze bawiąc się mając 4 latka z psem także łbem przywaliłem tym razem krawężnik( po tym guza mam chyba do dzisiaj XD) no to to wszystko to chyba drobnostka to tak dalej wiek 8 lat ciekawi roztopów na stawie postanawiamy iśc po wielkie tafle lodu oczywiscie ja pierwszy i bach pod lód na samym brzegu dlamnie wody było już ponad głowę bo zawsze niski byłem do tego w takim wielkim korzuchu że 3 mnie ciągneli i niedawali rade no ale jakoś się udało 2 lata później niczego nie nauczony to samo tylko teraz na większym już zalewie idziemy i bach ja znowu pod lód teraz było może wody mniej bo gdzieś do klatki ale zapadałem się po kolana w muł więc ciężko z wyciągnięciem było, no to jeszcze 2 razy zwaliłem się z wyskości tak no nie wiem 2,5 metra może 3 tlyko plerami na ziemie raz łata pękła jak dach robiliśmy 2 raz jak takie klocki z siana(ciuki na nie się mówi u nas^^) układaliśmy na takim no u nas się na to mówi rust(wyskość 1 piętra może wyżej), no to pan kaskader dorósł i nie zmądrzał bo siedząc na masce samochodu napity oczywiście jechał kumpel z 60-70km i bach po cheblach bo ktoś wybiegł (taka impra była że wszędzie pijani biegali XD) ja oczywiście Małysza a z 2 strony samochód przede mną może no 2 m zachamował XD no i jeszcze jedna rzecz której nie pamiętam dokładnie 3 lata temu piliśmy w jednej wiosce i się zachciało jechać 2 osobom do innej jakies 3 km bo tam inne jakieś ognisko było oczywiście na 8 i wszyscy nawaleni ja już praktycznie no kontakt więc wsiadamy do polędwicy mnie do bagażnika bo najbardziej napity i miejsca już nie było w środku i ruszyli panowie zjeżdżamy z górki i ostro trzeba w prawo znak 40 my gdzieś z 80 no i... jak to kumpel potem powiedział kierownica się nie dała skręcić XD , tak więc konkretnie przy$%#$%my w słup a ja miałem ostrego farta że powyjmowali z bagażnika narzędzia typu lewarek łom siekiera bo bym chyba tym wszystkim oberwał wtedy ^^
może i nie aż tak mocne ale fakt faktem odnotowano 0 wstrząsów i złamań w życiu^^ a podobnych rzeczy wiele jeszcze było tylko nie che mi się aż tyle pisać ^^

Kitraiel
11-05-2010, 20:08
Jak byłem mały (3, może 4 lata) spadłem z jakiś 10 metrów, oczywiście głową prosto w beton :]

Z drugiego piętra wieżowca na bańkę, hie hie. ;)

Idiotyczne prawda? :D Aż edytnąłem i dopisałem info o legendzie, ale cóż, tak to jest jak się opiera na relacji innych :]

Hetman
11-05-2010, 21:41
1. Jak piwo podrożało

No i to chyba na tyle ^^

voitek
11-05-2010, 21:47
A, przypomnialo mi sie :D
Kiedys przechodzilem przez dwupasmowke, normalnie pasami. I zaraz za mna jakis idiota zawracal przez chodnik do przejscia dla pieszych :D Samo to jest praktycznie niczym, ale na przyczepce, ktora ze soba ciagnal lezaly jakiez waskie ostre blachy, ktore smignely z dosc duza predkoscia na wysokosci moich kolan, albo bym sie wykrwawil albo jezdzil na wozku :)

ThorGal77
11-05-2010, 22:09
Zaczynajmy od początku....

Jako małe dziecko 2 lata ( podobnie jak kolega wcześniej relacja rodziców ;) ) dostałem huśtawką jakieś 3 cm nad brodą, blizka ok. 2 - 3 cm do dziś.

W wakacje na Słowacji byłem z rodzicami w aquaparku czy coś w tym stylu i zjechałem ze zjeżdżali wodnej bez zdejmowania okularów do pływania.... bo nikt mi nie powiedział, że tak nie wolno ;P efekt : blizna nad prawym łukiem brwiowym 1 - 2 cm

Następnego lata nad morzem skorzystałem z usług pewnej pożal się boże stadniny ( chodzi o obsługę nie o konie tak dla jasności ) miałem 45 min lonżowania i baba gadała przez telefon linka zaplątała sie w przeszkodę do skoków, ta się przewróciła koń stanął dęba ( byłem wtedy dużooo za słąby żeby się utzymać ) a ja wpadłem tuż pod brzuch konia który w przerażeniu mało nie zmiażdżył mnie kopytami.

Kolejny (prawie) roczek minął, maj konkretnie był i ja zaciekawiony kto wchodzi do domu a leniwy bo nie chciałem zejść 3 stopnie niżej i bez wychylania się zobaczyć to, na przekór wszystkiemu wychyliłem się i jebu dubu skronią z 2 m w podłogę, potem to tylko relacje rodziców, bo miałem wyjęte z życia kilka godzin. Efekt : wstrząs mózgu 5 dni w szpitalu podejrzenie krwiaka ( naszczęśnie niesłuszne ) 2 tygl eżenia w łóżku po powrocie do domu, dziś żadnych konsekwencji neurologicznych nie odczuwam na dzień dzisiejszy.

Potem ( 2 lata po ostatnim "wypadku" ) to tylko upadek z konia ( teraz nie moja wina skóra utrzymująca strzemię pękła i wtedy konik bez powodu hyc w górę a ja w dół ... :lol:

Niewiele czasu upłynęło a tu pokazałem swój "ninja talent" unikając kopyta konia które złamało deskę ... wolę nie wiedzieć co by się stało z moją twarzą.

A bym zapomniał w okolicach 5-6 lat 2 kilogramowym młotkiem wbijałem w nieokreślonym celu pręt metalowy i zamiast w pręt trafiłem w palec troche w jakimś środku go moczyłem ( czyt. do kieliszka wlewało się jakiś płyn i trzymałem w nim przez jakiś czas kciuk ) dzisiaj nie widać śladu

To by było na tyle. Groźne to były dwa, bo dopiero teraz dociera do mnie co może zrobić spłoszony koń, a pozatym to ten upadek ze schodów bo wtedy naprawdę się bałem co ze mną będzie, ale myślę że pozostałymi też mogę urozmaicić ten dział

Btw Milanos ja od samego początku mojego życia mieszkam na wsi i nie miałem aż takich doświadzeń jak ty ;P może dlatego, że nie nikt z mojej rodziny nie ma gospodarstwa, jedynie niewielkie dziadek miał.

Dragonit
11-05-2010, 23:22
jedynie niewielki dziadek miał.
Fajna literówka :mrgreen: Ale "przygód" Ci nie zazdroszczę.

Milanos
11-05-2010, 23:50
Ty no wiesz od 11 roku życia już praktycznie nie miałem gospodarki pomagałem znajomym którzy to dzierżawili ale nie w tym rzecz ja nie siedziałem w domu jak wychodziłem po szkole to wracałem o 20 co dziennie czyli całe dnie na podwórku nie pilnowany ( wieku 9 lat łaziłem sobie gdzie chciałem ile chciałem po lasach stawach itp teraz jak pomyśle jak rodzice patrzą na swoje dzieci które zostają wypuszczone same jedynie do sklepu i to jeszcze strach to śmiać mi się chce), może dlatego że komp mnie póki neta nie miałem tak nie kręcił (czyli do 16 roku życia )^^,ale fakt faktem zawsze wracałem w czymś uje$%ny^^

ThorGal77
13-05-2010, 21:21
Dragonit może jestem idiotą ale nie mogę załapać aluzji ;P

Milanos jednak dzieciństwo na wsi jest dużo lepsze od tego w mieście ;) ( o tym w mieście niewiele wiem :D ) zawsze jest cos do roboty i ta mina rodzicow jak sie wraca uje****m od góry do dołu ;P a przy takiej robocie i o wypadki nie trudno no i się mięśnie wyrabiają jak od siłki prawie 8-)

Edit: Milanos te sztachety i butelki to pewnie z wiejskiego festynu ? Ja też mógłnym trochę naopowiadać jakie cyrki dzieją się na takich festynach jeśli by ktoś chciał to mogę podać parę przykładów :mrgreen:

Aquila
13-05-2010, 21:46
na dożynkach jest wesoło :mrgreen:

Dragonit
13-05-2010, 22:05
Dragonit może jestem idiotą ale nie mogę załapać aluzji ;P
Że niewielki dziadek, w sensie że mały ;p

Mre - dawaj przykłady :lol:

voitek
13-05-2010, 22:16
Milanos jednak dzieciństwo na wsi jest dużo lepsze od tego w mieście ;) ( o tym w mieście niewiele wiem :D )

To skąd wiesz, że jest lepsze? W dodatku "dużo" ;)

Milanos
14-05-2010, 12:30
Ja wiem bo zawsze w dzieciństwie jak do miasta przyjeżdżałem na wakacje do brata ciotecznego to po 2 dniach nacieszenia się miastem potem nastawało 12 dni nudy^^

Hetman
14-05-2010, 13:47
na dożynkach jest wesoło :mrgreen:

tak tak do-żyłki są super! Najlepsze w remizie 8-)

ThorGal77
15-05-2010, 11:37
Milanos jednak dzieciństwo na wsi jest dużo lepsze od tego w mieście ;) ( o tym w mieście niewiele wiem :D )

To skąd wiesz, że jest lepsze? W dodatku "dużo" ;)

Wiem niewiele bo do kuzyna tylko na wakacje jeździłem ;P i mam wrażenia jak Milanos ;)

A żeby opisać przeróżne akcje z festynów, dożynek itd itp to trzeba to ciałem pokazywać co się tam wyprawia :mrgreen: i te przedziwne ciosy i akcje ( najcześciej prześmieszne) rozpoczynające "walkę" ;D

Marc d'Angers
04-06-2010, 17:44
Moje przypadki zaczęły się gdy miałem 10 lat...
Był wtedy piątek 13 czerwca, niedługo wakacje (możecie mi nie wierzyć ale ta data jest przeklęta) pewien koleś w moim wieku zaczął mnie przezywać. Ja wpadłem w szał i zacząłem go gonić. W końcu dobiegliśmy do placu zabaw w pobliżu parkingu. on się schował za drewnianym płotkiem i zaczął rzucać kamienie w moją stronę. Ja znalazłem suchą bułkę... Przeskoczyłem przez płotek, a on nie uciekał. Dopadłem go i przewróciłem. On nie wstawał z ziemi. Odszedłem spokojnie... Po chwili poczułem takie ciepło i mokre czoło. Dostałem kamieniem w głowę. On uciekł a ja byłem od głowy do pasa zakrwawiony. Tak się bałem, że nie krzyczałem ani nie panikowałem, tylko powoli doszedłem do domu i pokazałem to mamie... Tata zabrał mnie do szpitala, miałem prześwietlenie i od razu mi zaszyli ranę. Czaszka na szczęście nie była uszkodzona, wymyśliłem ciekawą historyjkę że z całej siły zahaczyłem o śrubę pod zjeżdżalnią podczas wstawania, a kolesia nie sprzedałem. Sumienie mi nie dało :D

eeerobert
26-04-2011, 13:10
Chwilowo nie mam co robić (poza referatem z fizyki, jutrzejszym sprawdzianem z polskiego i takimi tam, ale oj tam, oj tam), więc odgrzebuję stare tematy. Mając 3 lata, jak to trzylatek lubiłem wsadzać palce w różne miejsca, raz wsadziłem do pracującej sokowirówki. Podobno krew tryskała na wszystkie strony. Może umrzeć bym nie umarł, ale palca ledwo uratowali. Mam do dziś złamaną macierz paznokcia,więc rośnie on krzywy, w ogóle palec mam krzywy i wygląda to... no cóż, ale przynajmniej miałem się czym chwalić przez całą podstawówkę :D
Całkiem niedawno, biorąc prysznic, "słuchawka" mi z ręki wyleciała i woda trysnęła na sufit, w kierunku pracującej lampy. Na szczęście prąd mnie nie kopnął, ale lampa była mokra.
Kolejna sytuacja zagrażająca mojemu życiu-tej zimy jak pewnie pamiętacie było dość zimno, więc postanowiłem nosić arafatkę zawiązaną a la Talib. Powiedzmy, że łysi goście w glanach i dresach patrzyli na mnie krzywo i przez chwilę nawet za mną szli. Na szczęście wszedłem w ruchliwą ulicę, a potem do szkoły, ale gacie miałem pełne :D

Bessieres
07-05-2011, 16:56
Mieliście jakieś przeżycie, które prawie was zabiło?
Cóż, zdarzało się :D Większość zaczynała się od moich słów:
- Stary! Potrzymaj moje piwo i patrz na to!
Powrót z melanżu bywa nieraz niebezpieczny dla życia :)

Knecht
07-05-2011, 17:47
Boże jakie tu historie a ja nawet jeszcze nigdy nie złamałem żadnej kości :mrgreen:


Stary! Potrzymaj moje piwo i patrz na to!
Ja też takie miałem, tylko raczej nie zagrażające życiu mojemu i moich kumpli, raczej bywały to głupie wybryki na innych :D

kuroi
28-05-2011, 21:52
Sytuacji zagrażających życiu raczej nie miałem, ale pamiętam dwie przykre sytuacje:

Szkoła podstawowa, tak koło 4 klasy.
Razem z kumplami uwiesiliśmy się na bramce, kto dłużej wytrzyma. Problem był taki, że nie zauważyliśmy, że ktoś właśnie na tym boisku gra w piłkę...
Nagle, strzał! Dostałem z piłki w brzuch i upadłem na ramie. Lewa ręka złamana.

1 gimnazjum, zima. Wracam ze szkoły i nagle SRU! Dostałem śnieżką w tył głowy.... Śnieżka była bardzo duża... Z twardym prezentem w środku. Kilka dni i szwów później nic już mi nie było. ;)

Asuryan
01-06-2011, 20:33
Raz nie spojrzałem w lewo podczas przechodzenia przez jezdnie - kierowca dużego fiata na szczęście zdążył zahamować ok 1 cm od moich nóg. Drugi raz mało nie przejechał mnie tramwaj, zadzwonił tylko nawet nie zwalniając, a mnie wmurowało - i stałem tak jakiś czas po tym jak przed twarzą mignęły mi szyby pierwszego i drugiego wagonu - pół kroku dalej i po stopach... Trzeci raz - przejeżdżałem na rowerze przez skrzyżowanie na zielonym świetle, ba, nawet spojrzałem w lewo na stojące na czerwonym samochody - ale znalazł się wariat który przejechał drugim pasem, pod prąd, na czerwonym świetle mijając mnie zaledwie o kilka centymetrów... nawet się nie zatrzymał, a ja byłem w zbyt wielkim szoku by choćby pomyśleć o zapamiętaniu numerów oddalającego się w błyskawicznym tempie pojazdu... Jeden nietypowy przypadek miałem na koloniach w Karkonoszach, podczas których dzieci pożądliły wyjątkowo cięte górskie pszczoły - po dwóch, trzech użądleniach kilkanaście dzieci wylądowało w izolatce, po czterech czy pięciu kilkoro w szpitalu. Na tej wycieczce zobaczyłem ścieżkę, która wydała się mi idealnym skrótem... tylko że prowadziła bardzo blisko gniazda tych pszczół. W efekcie oblazły mnie całego, a ja z przymkniętymi powiekami, starając się bardzo płytko oddychać, bardzo powoli, wlokąc się pół stopy za pół stopą - wyszedłem z tego bez jednego nawet użądlenia. Od tej pory jak widzę cokolwiek pasiastego latającego blisko mnie (pszczołę, osę, bąka, szerszenia, etc..) - zastygam w bezruchu dopóki owad sobie nie odleci.

O reszcie przypadków (typu pryskanie dyngusówką w żarówkę zapalonej lampki, czy przeleceniu przez kierownicę roweru po pierwszym zahamowaniu przednim hamulcem) nawet nie ma co wspominać, bo groziły co najwyżej kalectwem, a nie śmiercią.