PDA

Zobacz pełną wersję : Morskie kolosy w czasie II Wojny



tomsn
21-09-2010, 20:36
Oto jestem po kolejnym obejrzeniu japońskiego obrazu "Yamato" i zastanowiła mnie tym razem takowa sprawa. Po co właściwie zbudowano i używano morskich kolosów typu Yamato, Musashi, Bismarck i Tirpitz? Raczej żaden z nich nie osiągnął bojowych sukcesów na miarę chociażby pokładanych w nim nadziei i kosztów budowy, które musiały być ogromne. Pobieżne przeglądnięcie ich szlaków bojowych dowodzi, że owszem górowały nad jednostkami nawodnymi aczkolwiej ich walka z np. samolotami torpedowymi była nierówna (na korzyść tych komarów). Jakie doktryny morskie stały za używaniem ogromnych pancerników, do czego właściwie miały służyć - czy tylko do walki z innymi tego typu okrętami (na zasadzie wyścigu zbrojeń?) czy może ich znaczenie było bardziej prestiżowe?

vanadey
21-09-2010, 20:43
kiedy je projektowano jeszcze nie wiedziano jak się rozwinie lotnictwo, a i tak budowano je głównie żeby zrównoważyć pancerniki budowane przez konkurencję...
zresztą między 1 a 2 wojną światowa zbudowano niewiele nowych pancerników
a stronie aktualnie dysponującej przewagą w powietrzu przydawały się do wsparcia desantu

Robi6687
22-09-2010, 11:37
Budowano je na podstawie doświadczeń z pierwszej wojny światowej. Ponadto trzon zarówno niemieckiej(plany) jak i japońskiej floty(istniejące okręty) miały tworzyć lotniskowce które zapewniły by im osłonę z powietrza, rolą pancerników była ich bezpośrednia ochrona przed okrętami przeciwnika. Dodatkowo jak kolega wyżej zauważył nie spodziewano się tak dynamicznego rozwoju lotnictwa morskiego czy pokładowego.

mossin
22-09-2010, 11:45
J.W, dodam tyle że Bismarck wcale nie był taki duży.
Co do łatwego zatapiania pancerników, wcale nie było to takie łatwe. owszem spora część poszła na dno w wyniku ataku samolotów, jednak dobrze zorganizowany zespół mógł bardzo skutecznie odpierać naloty wroga. Warto zauważyć, że np. taki Yamato był atakowany przez samoloty z kilku lotniskowców.
Co więcej trafienie torpedą w sprawny okręt w cale nie było takie proste. Bombowce musiały zejść na odpowiednią wysokość i zredukować prędkość, gdzie stawały się łatwym celem. Innym z powodów zatopienia tych pancerników był brak jakiejś konkretnej osłony lotniczej.
Polecam przeczytać o tym ile samolotów wykorzystano do zatopienia pancerników Japońskich.

tomsn
22-09-2010, 12:09
Jednak w operacji Ten-go walczyło ok 350 samolotów, zniszczono jak podaje wiki wszystkiego 10 samolotów. Proporcja wkładu sił i strat jest tutaj bardzo znaczna. Skoro trzon stanowiły lotniskowce, które jak mniemam bronią się same? to jakie zadania ofensywne mogły mieć pancerniki?
Zapewne mogły pływać w konwojach, ale czy ich siła mogła być wykorzystywana do zaczepnych operacji morskich?
Z tego co piszecie, to już od początku wojny były przeżytkiem, epigonami dawnej epoki...

mossin
22-09-2010, 14:26
Jednak w operacji Ten-go walczyło ok 350 samolotów, zniszczono jak podaje wiki wszystkiego 10 samolotów. Proporcja wkładu sił i strat jest tutaj bardzo znaczna. Skoro trzon stanowiły lotniskowce, które jak mniemam bronią się same? to jakie zadania ofensywne mogły mieć pancerniki?
Zapewne mogły pływać w konwojach, ale czy ich siła mogła być wykorzystywana do zaczepnych operacji morskich?
Najważniejsze, samolot tamtych czasów miał bardzo ograniczone pole manewru - chodzi mi tutaj o pogodę. W takich warunkach lotniskowiec jest bezużyteczny, może tylko uciekać. Pancernik w tym momencie zapewnia mu jedyną obronę, co więcej w nocy sytuacja wygląda podobnie, chociaż już troszkę lepiej. Idąc dalej, działa pancernika posiadają wbrew pozorom bardzo daleki zasięg, co wiąże się z tym że okręt tego typu może zbliżyć się do lotniskowca na kilkanaście kilometrów i otworzyć do neigo skuteczny ogień. W tedy wypadało by mięć w zanadrzu coś co "ściągnie" na siebie ogień i odpowie nim, przez co lotniskowiec dostanie trochę czasu na wycofanie się i wypuszczenie ptaszków.

Inne zadania pancerników? Osłona konwojów, zwalczanie innych okrętów, artyleryjskie wspieranie desantu, przewożenie wojska na pokładzie, ostrzał portów itp.

Co do operacji Ten-go... Przy tej dysproporcji sił wynik operacji był przesądzony. Popatrz tylko na to, że wysłano 350 samolotów z 8 lotniskowców(!), a Yamato trafiło chyba tylko 4 bomby i 10 torped. Co więcej Obrona plot Yamata pozostawiała sporo do życzenia. Teoretycznie było jej sporo, jednak jej jakość nie była najlepsza.

Nie patrzmy tutaj na Niemców, którzy konkretnie zainwestowali w marynarkę, a i tak nie była ona na tyle mocna by stawić czoła przeciwnikom.
Na Pacyfiku... Wydaje mi się, że w pierwszej połowie wojny USA unikało konfrontacji, gdyż jego siły były bardzo obniżone, natomiast w drugiej części to znowu Dżapsy odstawała od Amerykan. Wprowadzenie pancerników klasy Iowa był gwoździem do trumny Japońców



Z tego co piszecie, to już od początku wojny były przeżytkiem, epigonami dawnej epoki...
I tak i nie. Prawda jest taka, że na początku mało kto zdawał sobie sprawę z tego, że samoloty odegrają tak dużą rolę, a jeżeli już brano to pod uwagę, to przecież jeżeli już coś się ma i jest to groźne, to się tego używa. Dlaczego niby państwa miały złomować okręty, które nadal były groźne dla przecinika?

oczywiście teraz w erze rakietowej takie okręty nie mają już zbytniego sensu bytu, aczkolwiek wcale bym się nie zdziwił gdyby w jakimś nagłym wypadku amerykańska rezerwa wyszła w może.

Knecht
22-09-2010, 16:28
Pancerniki może były w tamtych czasach przeżytkiem ale dla takich Japońców posiadanie pancerników było ważne, ich kraj jak i wojna toczyła się na małych wyspach na których pancernik mógł dać wsparcie artyleryjskie dla swoich oddziałów lądowych. A co do szwabów to nie wiem po co tyle ich budowali za tą kasę mogli zrobić więcej skuteczniejszych u-botów, podobnie było z rakietami V-1,2 gdyby szwaby kasę na nie zainwestowali by w broń konwencjonalną to wojna mogłaby potrwać dłużej. I czytałem też że ponoć mocno trafiony Bismarck w czasie bitwy o Anglię uciekał do swojego portu a Anglicy ścigali go kilkoma okrętami i Bismarck wystrzelił do nich jedną salwę z dział i wszystkie statki pościgowe Anglików zatopił.

mossin
22-09-2010, 16:47
Pancerniki może były w tamtych czasach przeżytkiem ale dla takich Japońców posiadanie pancerników było ważne, ich kraj jak i wojna toczyła się na małych wyspach na których pancernik mógł dać wsparcie artyleryjskie dla swoich oddziałów lądowych
Nie do końca. Japońce opierali swoją doktrynę walki morskiej na walce ciężkich okrętów artyleryjskich. Opanowali do perfekcji manewry i taktykę, ale zapomnieli że bez radarów im się to do niczego nie przyda...


I czytałem też że ponoć mocno trafiony Bismarck w czasie bitwy o Anglię uciekał do swojego portu a Anglicy ścigali go kilkoma okrętami i Bismarck wystrzelił do nich jedną salwę z dział i wszystkie statki pościgowe Anglików zatopił.
eeee Discovery? :mrgreen:
Skoro tak, to co GO zatopiło? ;)

Coś dzwoni, ale nie wiesz w którym kościele. Zatopił na "strzała" HMS Hooda, znaczy się salw było sporo, ale wystarczyło trafienie jednym pociskiem we wrażliwe miejsce żeby posłać dumę Royal Navy w diabły, a razem z nią kilku naszych rodaków

Co do reszty, po uszkodzeniu steru kierunku Bismarck mógł tylko dryfować, planowano naprawę w Hiszpanii, ale Hiszpanie nie wyrazili na to zgody.
Co do rozwalania jedną salwą, jeżeli nie chodzi Ci o Hooda, to pewnie o DD wykonujące atak torpedowy. Cały ogień Bismarcka w tym czasie skupił się na naszym Piorunie, który mógł zostać zatopiony przez dumę III Rzeszy właśnie na "strzała".
Z tego co pamiętam to podczas ostatniej walki KMS Bismarck raczej nie uzyskał trafień.

Janek
22-09-2010, 16:54
Najważniejsze, samolot tamtych czasów miał bardzo ograniczone pole manewru - chodzi mi tutaj o pogodę. W takich warunkach lotniskowiec jest bezużyteczny, może tylko uciekać. Pancernik w tym momencie zapewnia mu jedyną obronę, co więcej w nocy sytuacja wygląda podobnie, chociaż już troszkę lepiej.


Na starcia przy braku widoczności decydowano się stosunkowo rzadko (praktyka dowodziła, że z reguły wszyscy strzelali do wszystkich, vide bitwa w cieśninie Savo ;) ) - dowódca ciężkiego okrętu z reguły nie zdecydowałby się nawet atakować niszczyciela przez zasłonę dymną ze względu na ryzyko storpedowania.


Idąc dalej, działa pancernika posiadają wbrew pozorom bardzo daleki zasięg, co wiąże się z tym że okręt tego typu może zbliżyć się do lotniskowca na kilkanaście kilometrów i otworzyć do neigo skuteczny ogień. W tedy wypadało by mięć w zanadrzu coś co "ściągnie" na siebie ogień i odpowie nim, przez co lotniskowiec dostanie trochę czasu na wycofanie się i wypuszczenie ptaszków.

Podczas wojny na Pacyfiku doszło w zasadzie do jednego znacznego starcia okręty liniowe vs. lotniskowce bez eskorty, które w skrócie możnaby określić "epic fail" dla tych pierwszych ;) Podczas bitwy o Leyte, Japończycy atakowali w składzie 4 pancerników, 8 krążowników i 11 niszczycieli zespół TU.74.4.3 (6 lotniskowców eskortowych i 6 niszczycieli, w tym 3 eskortowe). W rezultacie ponad dwugodzinnej bitwy, amerykanie stracili 3 niszczyciele (w tym jeden eskortowy) oraz 1 lotniskowiec eskortowy ("Gambier Bay"), natomiast w wyniku przeciwuderzeń lotnictwa i niszczycieli Japończycy stracili 3 ciężkie krążowniki i 1 niszczyciel.



Co do operacji Ten-go... Przy tej dysproporcji sił wynik operacji był przesądzony. Popatrz tylko na to, że wysłano 350 samolotów z 8 lotniskowców(!), a Yamato trafiło chyba tylko 4 bomby i 10 torped. Co więcej Obrona plot Yamata pozostawiała sporo do życzenia. Teoretycznie było jej sporo, jednak jej jakość nie była najlepsza.


Powyższe wymaga uzupełnienia, bo nie w pełni oddaje obraz sytuacji :)
Atak przeprowadzony przez TG.58.1 ,2 i 4 liczył łącznie 386 maszyn (z czego 180 stanowiły myśliwce uzbrojone w 3 bomby odłamkowe 227kg, które nie były zbyt groźne dla Yamato, chociaż zaraz na początku jedna z nich uszkodziła radar przeciwlotniczy co później znacznie utrudniało obronę okrętu).
W Yamato trafiło conajmniej 10 bomb (trudno jednoznacznie stwierdzić ze względu na dym powstały po pierwszych trafieniach) i 11 torped (z czego 9 w lewą burtę) - inna sprawa, że żadna bomba nie przebiła opancerzenia pokładu pancernika, a jego zatonięcie wynikało z trafienia torpedami. Nie można też zapominać, że oprócz Yamato zatopiono też lekki krążownik Yahagi (trafienia 7 torpedami i 12 bombami) oraz niszczyciele Hamakaze (trafiony torpedą), Kasumi (wielokrotnie trafiony bombami) i Isokaze. Pozostałe 4 niszczyciele chociaż wróciły do portu były w zasadzie wrakami, wielokrotnie trafionymi bombami.
Łącznie Japończycy stracili 3660 ludzi (więcej niż amerykanie w Pearl Harbor) a strącono tylko 10 samolotów (3 myśliwce, 3 torpedowce, 3 bombowce nurkujące) i 12 pilotów.
Gdyby podliczyć trafienia, okazałoby się, że był to jeden ze skuteczniejszych ataków podczas wojny - ale był to też szczytowy moment pilotów amerykańskich jeśli chodzi o wyszkolenie + brak poważniejszego przeciwdziałania ze strony przeciwnika.

mossin
22-09-2010, 17:36
Dzięki Janek, nie znam się zbytnio na bitwach morskich, a zwłaszcza na obszarze Pacyfiku ;)

Powyższe wymaga uzupełnienia, bo nie w pełni oddaje obraz sytuacji :)
Atak przeprowadzony przez TG.58.1 ,2 i 4 liczył łącznie 386 maszyn (z czego 180 stanowiły myśliwce uzbrojone w 3 bomby odłamkowe 227kg, które nie były zbyt groźne dla Yamato, chociaż zaraz na początku jedna z nich uszkodziła radar przeciwlotniczy co później znacznie utrudniało obronę okrętu).
W Yamato trafiło conajmniej 10 bomb (trudno jednoznacznie stwierdzić ze względu na dym powstały po pierwszych trafieniach) i 11 torped (z czego 9 w lewą burtę) - inna sprawa, że żadna bomba nie przebiła opancerzenia pokładu pancernika, a jego zatonięcie wynikało z trafienia torpedami. Nie można też zapominać, że oprócz Yamato zatopiono też lekki krążownik Yahagi (trafienia 7 torpedami i 12 bombami) oraz niszczyciele Hamakaze (trafiony torpedą), Kasumi (wielokrotnie trafiony bombami) i Isokaze. Pozostałe 4 niszczyciele chociaż wróciły do portu były w zasadzie wrakami, wielokrotnie trafionymi bombami.
Łącznie Japończycy stracili 3660 ludzi (więcej niż amerykanie w Pearl Harbor) a strącono tylko 10 samolotów (3 myśliwce, 3 torpedowce, 3 bombowce nurkujące) i 12 pilotów.
Gdyby podliczyć trafienia, okazałoby się, że był to jeden ze skuteczniejszych ataków podczas wojny - ale był to też szczytowy moment pilotów amerykańskich jeśli chodzi o wyszkolenie + brak poważniejszego przeciwdziałania ze strony przeciwnika.
Co do tych bomb w Yamacie to faktycznie nie wiedziałem.
Co do reszty, szkoda. Szkoda okrętu i ludzi, których wyższe dowództwo wysłało dosłownie na misję samobójczą nie mającą najmniejszych szans na powodzenie.
Dla Amerykan było to strzelania do kaczek, zwłaszcza że zespół Japoński nie posiadał żadnej osłony lotniczej.

tomsn
22-09-2010, 17:51
co więcej Yamato nie posiadał nawet paliwa na powrót do macierzystego portu. Jedna rzecz jeszcze mnie zastanawia: Stanowiska obrony plot na Yamato. Były one osłonięte jedynie z dołu workami z piaskiem, trochę dziwi mnie brak jakiejkolwiek osłony obsługi wyżej, właśnie stąd gdzie ostrzeliwały je samoloty.

mossin
22-09-2010, 20:10
Janek, widzę że jesteś zorientowany.
Powiedz mi proszę jeśli wiesz, jak się miała sprawa z Japońskim radarem morskim?
Wiem że Japończycy na tym polu byli daleko za konkurencją, co więcej na początku chyba w ogóle nie mieli, nie wiem tylko kiedy wprowadzili coś konkretnego do użytku, czy do końca pozostali praktycznie "ślepi"?

Janek
22-09-2010, 21:41
O radarze to akurat dużo nie wiem.
Na początku to nikt nie miał - nawet Brytyjczycy zaczynali wdrażać radar na szerszą skalę na przełomie 1941/1942.
Japończycy na pewno radary posiadali, ale byli znacznie z tyłu jeśli chodzi o ich jakość, a do końca wojny nie udało im się zrobić udanej kopii radaru niemieckiego czy angielskiego (Japończycy posłali nawet nurków na zatopione Prince of Wales i Repulse m.in. po to aby obejrzeć radar) - w dodatku podróby radarów brytyjskich amerykanie potrafili bardzo skutecznie oślepiać.
Na pewno ich okręty radary posiadały, ale ich skuteczność nie mogła być porażająca, skoro w wspomnianej powyżej bitwie w zatoce Lyete (1944) raz, że strzelali dopiero po wejściu w zasięg widzenia dwa, że nie mogli w nic trafić ;) Nigdy na pewno nie doszli do takiego etapu jak USA/GB, gdzie pod koniec wojny radary na niszczycielach pozwalały na wykrycie peryskopu zanurzonego okrętu.
Na pewno też nie mieli radaru dla nocnych myśliwców (cośtam grzebali ale nie wyszli poza stadium testów) ani rozwiniętej sieci radarowej wczesnego ostrzegania (zresztą pod koniec wojny nie mieli już czym zwalczać bombowców, wiec nic by im to nie dało).

mossin
23-09-2010, 14:50
Wiem, że na którejś łodzi latającej, już w 42 montowali radary do skanowania powierzchni morza.
Udało mi się znaleźć tylko coś takiego:
http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_Ja ... r_II_radar (http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_Japanese_World_War_II_radar)


[EDIT]

Również

[8.5] JAPANESE RADAR TECHNOLOGY AT WAR

* At the end of 1941, the Japanese began a wide-ranging offensive that swept through the colonial possessions of the British, Americans, and Dutch in the western Pacific, reaching as far southeast as the north coast of New Guinea to threaten Australia. Among the benefits of this spectacular wave of conquest was the fact that the Japanese obtained a number of British GL-type sets in Singapore, as well as a US SCR-268 set and a damaged US SCR-270 set on Corregidor.

The IJA put a modified version of the GL into production as the "IJA Tachi 3". It operated on a band around 3.75 meters (80 MHz), had a pulse width of one to two microseconds, a peak power of 50 kW, a PRF of 1,000 or 2,000 Hz, and a maximum range of about 40 kilometers (25 miles). About 150 were built by Sumitomo, with the type going into service in early 1944. The Tachi 3 set was the first Japanese set to incorporate Yagi antennas, which was a great irony, since such antennas were the invention of Hidetsugu Yagi, a Japanese electronics researcher of global stature. To add to the irony, Dr. Yagi had been involved in the development of the IJA Type A interference detector.

On their part, the IJN recognized the SCR-268 as a good piece of gear and put a derivative of it into production as the "IJN Mark IV Model 1". It operated in a band around 1.5 meters (200 MHz), had a pulse width of 3 microseconds, a peak power of 30 kW, a PRF of 2,000 Hz. and a maximum range of about 48 kilometers (30 miles). It was followed by the improved "IJN Mark IV Model 2", which had basically the same general specifications except that the PRF was reduced to 1,000 Hz. The Japanese built a few hundred of these radars in all.

The IJA also tried to build derivatives of the SCR-268 in the form of the "IJA Tachi 1", "IJA Tachi 2", and "IJA Tachi 4", all operating on the 1.5 meter (200 MHz) band used by the SCR-268, but these radars did not prove satisfactory and were only built in small numbers. Late in the war, the IJA did introduce a much more workable derivative of the Tachi 4, the "IJA Tachi 31", also operating at 1.5 meters (200 MHz), with 70 built.

* In the meantime, both the IJN and IJA fielded derivatives of their earlier fixed-site radars. The IJN Mark I Model 1 was followed in 1942 by about 300 of a lighter transportable 1.5 meter (200 MHz) version, the "IJN Mark I Model 2", and then in 1943 about 1,500 of an even lighter portable version, the 2 meter (150 MHz) "IJN Mark I Model 3".

As if in parallel lockstep, the IJA followed their Tachi 6 in 1943 with about 60 transportable 3 meter (100 MHz) "IJA Tachi 7" sets, and in 1944 followed that with about 400 portable "IJA Tachi 18" sets, operating in the same band.

Other than being lighter, these radars were no great advance over their predecessors, being roughly comparable to the British MRU. However, since the Japanese had developed their own magnetron, in fact well ahead of the Allies, they also developed their own 10 cm (3 GHz) microwave set for naval warfare. The "IJN Mark II Model 2" radar was introduced in 1942, and was well-received by naval crews as a great step ahead of the unsatisfactory longwave Mark II Model 1. About 400 were built and deployed on a range of vessels.

The Mark II Model 2 had a peak power of 2 kW, a pulse width of 2 to 10 microseconds, a PRF of 2,500 Hz, and a range of about 35 kilometers (22 miles) against a large naval surface target. It had separate cone-shaped transmit and receive antennas, giving it the odd appearance of giant toy binoculars. It did not have a PPI, no operational Japanese set ever did, which greatly limited its usefulness for naval operations.

The Japanese also developed a lightweight longwave set, the "IJN Mark II Model 4", operating at 1.5 meters (200 MHz), for use on small vessels and submarines. It is unclear if it saw much service.

* During the first months of the US war against Japan, the Americans were so overwhelmed that worrying about Japanese radar capabilities didn't even make the list. The issue didn't bob to the surface until the US Marines landed on Guadalcanal in the Solomon Islands on 7 August 1942. The landings were not heavily opposed -- a situation that gave a completely misleading impression of what to expect in the future -- and the Marines quickly captured an IJN Type I Model 1 radar. The catch came as a surprise, apparently less because anyone thought the Japanese didn't have radar than because few had given the matter much thought. The Japanese radar was dismantled and shipped stateside. NRL researchers found it crude, even in comparison with early American radars such as the SCR-270 and CXAM.

SIGINT receivers were quickly installed on submarines and aircraft to hunt for more Japanese radars. A Consolidated B-24 Liberator ferret that had been fitted with various SIGINT gear, including some lab breadboards, performed probes of the Japanese-held island of the Kiska in the Aleutians in March 1942, and discovered the signatures of two more IJN Type 1 Model 1 radars, which the SIGINT operator reported sounded exactly like the signature of the US SCR-270 longwave radar. Consolidated PBY Catalina flying boats were also configured as ferrets, and more Japanese radars were soon identified.

Submarine ferrets would prove as effective as their flying brethren, possibly more so because the enemy generally didn't know submarines were around and didn't turn off their emitters. However, no other types of Japanese radars were detected through most of 1943, though there were rumors and bogus "sightings" of other types, such as airborne radars that the Japanese simply didn't have at the time.

Better information began to trickle in towards the end of the year, and in February 1944, following the capture of Kwajalein island, the Americans found documents describing a number of Japanese radars, most interestingly the centimetric Mark II Model 2 shipboard radar. Further landings during the spring and summer revealed more data about Japanese radars, including some sets captured intact.

MicCal
23-09-2010, 17:44
Z tego co pamiętam to podczas ostatniej walki KMS Bismarck raczej nie uzyskał trafień.
Choć przyznać trzeba, że miał wówczas pecha nie mniejszego, niż przy uszkodzeniu steru - otrzymał celne trafienie w główny dalocelownik, i to w momencie, gdy jego ostatnia salwa nakryła już Rodneya...



Podczas wojny na Pacyfiku doszło w zasadzie do jednego znacznego starcia okręty liniowe vs. lotniskowce bez eskorty, które w skrócie możnaby określić "epic fail" dla tych pierwszych ;)
Uczciwie trzeba jednak przyznać, że ów "epic fail" był po części spowodowany czynnikem ludzkim - Kurita kompletnie nie poradził sobie w, stosunkowo prostej, sytuacji i skutecznie ją skomplikował...

Janek
23-09-2010, 21:30
Uczciwie trzeba jednak przyznać, że ów "epic fail" był po części spowodowany czynnikem ludzkim - Kurita kompletnie nie poradził sobie w, stosunkowo prostej, sytuacji i skutecznie ją skomplikował...

Co prawda to prawda, niemniej jednak sytuacja i tak wyglądała jakby Pudzian napadł 5-latka i dostał od niego w mordę ;) Co ciekawe, Kurita wycofując się był przekonany o sukcesie, bo załogi jego okrętów zgłaszały zatopienie 3-4 lotniskowców, w tym jednego klasy Yorktown (okręty typu Yorktown były o prawie 100m dłuższe od lotniskowców eskortowych) oraz uszkodzenie kilku dalszych. Wpisuje się to w ogromny problem jaki wynikał dla Japonii w związku z nieweryfikowaniem raportów o stratach przeciwnika - po każdej większej bitwie, dowództwo IJN było przekonane, że zatopiło kilkanaście lotniskowców, z 10-20 pancerników, lżejszych okrętów już nawet nie licząc, a więc generalnie operacja była wielkim sukcesem. Potem następowało wielkie zdziwienie, skąd amerykanie mają siły do kontynuowania ofensywy pomimo tak wielkich strat.
Podczas jednego ataku piloci Japońscy zaatakowali dwa transportowce (niestety nie pamiętam lokacji), nie trafili żadnego, co po powrocie do bazy nie przeszkodziło im zgłosić zatopienia dwóch pancerników oraz trzeciego (sic!), który był ogarnięty przez płomienie. A nie był to wcale odosobniony przypadek.

Knecht
24-09-2010, 07:56
eeee Discovery? :mrgreen:
Skoro tak, to co GO zatopiło? ;)

Zachowja to dla siebie.

Janek
11-05-2012, 07:26
Jeszcze wracajc do radaru w IJN wyszperalem kilka ciekawych informacji a propos bitwy pod Leyte (pazdziernik 1944, wiec niemal koniec wojny) - z zespolu Kurity czesc okretow nie miala wcale radaru, a zaden nie mial dalmierza radarowego (przypomnijmy, ze w sklad tego zespolu wchodzily najwieksze i najlepsze pancerniki w tym Yamato i do czasu jego zatopienia na morzu Sibuyan Musashi). Miedzy innymi stad tak dramatycznie niska skutecznosc w ataku na lotniskowce eskortowe - Japonczycy otworzyli ognien spoza lini horyzontu ale nie mieli skutecznego sposobu pomiaru odleglosci, posiadali tylko dosc przyblizony namiar na zespol amerykanski i strzelali w nadziei ze trafia.