PDA

Zobacz pełną wersję : Sesja RPG - zapisy



Ekaton
14-11-2010, 22:48
Ktoś chętny na forumową sesję RPG? ;-) Zapisy poniżej w tym temacie. Proszę o napisanie historii swojej postaci, preferowanej opcji politycznej i różnych, przydatnych informacji o niej.

---


Jest 19 czerwca roku 1793. Senne miasteczko Dreux. Wraz z kilkoma innymi osobami prowadzony jesteś prowadzony przed oblicze samozwańczego Trybunału Rewolucyjnego. Tak jak i jego wzór w Paryżu, tak i ten wydaje tylko dwa rodzaje wyroków: uniewinniający lub śmierci. Jesteś Żyrondystą czy może Rojalistą? Teraz to nieważne, i jednych i drugich ściga się z krwiożerczym zapałem. Nikt jeszcze nie opuścił gmachu, w którym jesteś, żywym. Widziałeś, jak sankiuloci montują przed nim dopiero co przywiezioną gilotynę.

Francja pogrążyła się w anarchii i rozkładzie. Niedawno, jeszcze przed Twym aresztowaniem mogłeś przeczytać w jednej z paryskich gazet o przejęciu władzy przez stronnictwo Jakobinów i Kordelierów, a Żyrondystów, naznaczonych piętnami zdrajców ściga się po całej Francji. Wiesz, że w takich sprawach wyrok jest jeden: śmierć. Śmierć z rąk rozbestwionego, zakrzyczanego tłumu najgorszej hołoty Francji.

Wtem otwierają przed wami salę sądową. Sędziowie noszą czerwone czapki wolności. Nie kryją się nawet ze swymi sankiulockimi sympatiami. Wiesz, że nienawidzą wszystkich, których określają mianem "wrogów rewolucji". Wy do nich należycie, więc nie liczcie na litość. Każą wam usiąść na krzesłach, przewidzianych dla oskarżonych. Popychają was kolbami, szydzą. Padają z ich ust najplugawsze słowa. Już siedzicie. Teraz czekacie na wyrok, czekacie aż wybije wasza godzina śmierci.

---

Jeśli moderatorzy sobie życzą, mogą przenieść ten temat w inne, bardziej odpowiednie ich zdaniem miejsce ;-)

XaweryBranicki
14-11-2010, 22:55
Ja chętnie zagram jako Maximillien Frédéric Chevalier de Sainte-Hermine. Drobny szlachcic, zwolennik Żyrondystów, deista. Potem napiszę historię postaci.

Hyraeil
14-11-2010, 23:19
Piszę się na to! Mą postacią będzie rojalista, osoba z otoczenia Ludwika XVI - arystokrata, szukający profitów wśród dworskich intryg, piastujący niegdyś funkcje sekretarza monarchy. Rozpoznany przez jednego ze służących przy próbie ucieczki został schwytany i w końcowym rozrachunku prowadzony na obecną rozprawę... i prawdopodobnie na stryczek. Nazywa się Claude-Philippe, Chevalier de Saussure.

MateuszKL
15-11-2010, 00:17
Mathieu Pieux de Tulle. Szlachcic, schwytany po donosie. Lojalista - pobyt w Dreux chciał wykorzystać na zebranie kilku ludzi i razem z nimi pojechanie do Wandei. O czym oczywiście wiedzą czerwone czapy. Wie, że nie ma żadnych szans.

Ekaton
15-11-2010, 00:53
Do gry przyjmę trzy osoby, więc napiszcie dłuższą, chwytliwą historię postaci. To będzie główne kryterium przyjęcia.

Belizariusz
15-11-2010, 09:56
Hrabia Henri de Legardere urodzony w 1771 roku. Szlachcic ze starej, zamożnej rodziny akwitańskiej spod Bordeaux. Świetny szermierz, który nauki fechtunku pobierał u najlepszych paryskich fechtmistrzów. Znany na paryskich salonach jako młody zawadiaka, bawidamek i pojedynkowicz. Ojciec jego jest pułkownikiem- Michel de Lagardere (ur. 1746), który po wybuchu Rewolucji porzucił służbę i osiadł w swych dobrach. Matka zmarła dawno temu przy porodzie jego najmłodszego z braci. Ma liczne rodzeństwo. Braci- Louisa (ur. 1765, poświęcił się karierze w administracji, wcześniej służył w armii przez 6lat i dosłużył się stopnia kapitana, bił się w 1783 o niepodległość Stanów Zjednoczonych), Pierre (ur. 1774, który przeznaczony jest do kariery duchownej i przebywa obecnie w seminarium w Metzie) i Francois (ur. 1779, przeznaczony był do służby w armii, obecnie przebywa wraz z ojcem w rodzinnych dobrach). Henri ma jeszcze jedną siostrę- Henriette (ur. 1778).

Młodość spędził w Paryżu, korzystając z obecności ojca, który dowodził pułkiem- Royal-Champagne-Cavalerie. Po wybuchu Rewolucji postanowił pozostać w stolicy gdzie do momentu wstąpienia do szkoły wojskowej spędzał czas na hulankach, grze w karty i pojedynkowaniu się. Zajmował się zatem typowymi dla młodych szlachciców zajęciami. Po ukończeniu prestiżowej paryskiej l'École Militaire w 1792 roku w stopniu podporucznika, kariera w armii stała przed nim otworem. Jednakże zaraz po rozdaniu promocji oficerskich zrobił coś co przekreśliło jego szanse. Mianowicie komendant szkoły dowiedział się o jego romansie ze swoją córką i wpadł w gniew. Jako arystokrata spokrewniony z domem de Rohan nie życzył sobie za zięcia zwykłego szlachcica nawet zamożnego. Narzeczony jego córki, arystokrata z urodzenia wyzwał na pojedynek de Lagardere. Było to naprawdę zacięte starcie. Henri do tej pory nie miał jeszcze tak dobrego przeciwnika. Zabił młodego arystokratę, jednak musiał uciekać przed zemstą jego rodziny de Nevers, dobrze sytuowanej na dworze królewskim. Wpadł w ręce siepaczy nieopodal Wersalu. Traf chciał, że akurat na ulicach szalały zamieszki głodnej i wściekłej tłuszczy. Wykorzystując zamieszanie uciekł w tłum, a następnie w przebraniu chłopa opuścił Paryż. Ukrywał się na wsi nieopodal Dreux, kiedy to nie opacznie wygadał się córce miejscowego karczmarza, która była jego kochanką kim jest naprawdę. Wpadł w ręce Synów Rewolucji kiedy był pijany podczas gry w karty z oficerem oddziału, który akurat przejeżdżał przez wieś.

Teraz skacowany, jeszcze otumaniony wypitym winem patrzy nieprzytomnie na mężczyzn siedzących po przeciwnej stronie Sali, odzianych w śmieszne czerwone czapy….

Jest wysokim i dobrze zbudowanym młodzieńcem (184 cm/ 83kg). Świetnie włada białą bronią,dużo gorzej strzela z pistoletu. Dobrze jeździ konno, jest świetnym tancerzem. Matka jego przykładała dużo uwagi do wykształcenia dzieci. Henri interesował się jedynie historią i wojnami. Zna odrobinę łacinę, hiszpański i angielski. Zazwyczaj ubiera się gustownie i nosi modne fryzury jednakże obecnie ukrywając się przywdział zwykłą odzież przeciętnego żołnierza i ma krótko obcięte włosy. Ma zielone oczy i piękny, zniewalający kobiece serca uśmiech.

Nie jest ani zagorzałym rojalistą ani republikaninem. Polityka nie jest jego dziedziną aczkolwiek jedno można o nim powiedzieć, jest patriotą. Ojciec jego jest konserwatystą, jednak uważa, że wskazane są pewne ustępstwa na rzecz ludu, ale bez powierzania mu całkowitej władzy. Bracia Henriego podzielają poglądy ojca.

PS. Świetny pomysł na grę :)

XaweryBranicki
15-11-2010, 15:53
Maximillien Frédéric Chevalier de Sainte-Hermine

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/7/78/Armand_Louis_de_Gontaut_%281747-1793%29,_French_nobleman.jpg/180px-Armand_Louis_de_Gontaut_%281747-1793%29,_French_nobleman.jpg

Wysoki, postawny człowiek, słynący z dobrych manier i nienagannego ubioru. Brunet o niebieskich oczach i bystrym spojrzeniu. Włosy zazwyczaj ukrywa pod arystokratyczną, elegancką peruką. Jego wygląd drażni sankiulotów, nie znoszących ludzi odznaczających się elegancją i dystyngowaniem.

Urodzony 13 sierpnia 1766 roku w Wersalu. Syn Frédérica, nauczyciela szermierki na dworze królewskim i oficera gwardii królewskiej oraz Anny z domu de Beujelais, córki oficera artylerii królewskiej. Przeznaczony do nauki i polityki, kształcił się na Uniwersytecie Oxfordzkim w Wielkiej Brytanii. Tam był pod wrażeniem wolności i wolnego rynku. Czytał dzieła Voltaire’a, Rousseau, Smitha i Locke’a. Do Francji powrócił pilnie w 1789 r. po szturmie na Bastylię. Szybko zapisał się do Paryskiego, liberalnego Klubu Reform. Jego rodzina, przerażona prześladowaniem arystokratów zdecydowała się wyjechać do krewnych w Rzymie.

W Paryżu zajął się pisaniem tekstów popierających rewolucję i tłumaczeniem liberalnych dzieł brytyjskich na język francuski. Pisywał do wielu liberalnych pism, między innymi sławnego Kuriera Lyońskiego. Członek liberalnej masonerii z Loży Wolności, do której należeli inni liberałowie, przeciwnicy radykalnej lewicy, dążącej do równości majątkowej. Dzięki protekcji wpływowych żyrondystów zdołał zarobić dość dużo na spekulacji Dobrami Narodowymi, odebranymi arystokratom-emigrantom i kościołowi.

W przeddzień obalenia żyrondystów wyruszył by zawieść dokumenty znacznej wagi do Chartes. Zboczył z drogi, by odwiedzić przyjaciela mieszkającego nieopodal Dreux, również żyrondysty. Gdy dotarł na miejsce, okazało się, że sankiuloci siłą zajęli jego dom, a sam Maximilien został przez nich aresztowany. Znaleziono przy nim cenne dokumenty. Wiedział, że czeka go za to szafot. Przyjaciel miał mniej szczęścia, zakatowano go na śmierć, a jego żone i córkę brutalnie zgwałcono. Maximiliana zawieziono do Dreux, gdzie mieścił się miejscowy Trybunał, w którym sankiulocka hołota mogła dać upust swoim krwiożerczym zapędom. Teraz, w spokoju czeka na wyrok. Boi się, ale nie chce dać tej satysfakcji swoim wrogom. Do końca odgrywać będzie swoją rolę i pozostanie człowiekiem honoru. Ma jedynie nadzieję, iż jego śmierć będzie szybka i bezbolesna.


Mam nadzieję, że wystarczy. Grać w sesję Ekatona to prawdziwa przyjemność :-)

Czik
15-11-2010, 17:42
Pytanie o kluczowym znaczeniu: jeśli ktoś nie zna szczegółowo historii tamtych wydarzeń, jest sens w tej sesji uczestniczyć?

glaca
15-11-2010, 17:50
Pytanie o kluczowym znaczeniu: jeśli ktoś nie zna szczegółowo historii tamtych wydarzeń, jest sens w tej sesji uczestniczyć?

jak najbardziej jest jesli zrobisz postać, która nie ma owej wiedzy np wieśniak z zapyziałej wsi czy obcokrajowiec... ;) sposobów jest wiele. MG zgadza się na takie postacie?

Czik
15-11-2010, 17:59
Pytanie o kluczowym znaczeniu: jeśli ktoś nie zna szczegółowo historii tamtych wydarzeń, jest sens w tej sesji uczestniczyć?

jak najbardziej jest jesli zrobisz postać, która nie ma owej wiedzy np wieśniak z zapyziałej wsi czy obcokrajowiec... ;) sposobów jest wiele. MG zgadza się na takie postacie?

Właśnie też o takiej postaci myślałem. Obcokrajowiec, wyrzutek, niewolnik, chłop, postać z amnezją, więzień uwolniony po kilkudziesięciu latach w celi - coś w ten deseń. Ale i tak będę musiał poprosić kogoś z panów lepiej znających zagadnienie o lekką pomoc przy tworzeniu historii postaci :).

Ekaton
15-11-2010, 19:54
jak najbardziej jest jesli zrobisz postać, która nie ma owej wiedzy np wieśniak z zapyziałej wsi czy obcokrajowiec... ;) sposobów jest wiele. MG zgadza się na takie postacie?

Naturalnie, jeśli tylko wymyślicie jakąś dobrą historię dla postaci, to możliwości macie naprawdę wiele. Osoby, które nie mają wiedzy o rewolucji i tak będą w czasie gry dowiadywały się o sytuacji w kraju od NPC-ów, z gazet a nawet sami uczestniczyć będziecie w różnych wydarzeniach. Wszystko zależy od Waszych wyborów a ja postaram się urozmaicić grę jak tylko się da ;-)

Delanos
15-11-2010, 23:33
Trochę się rozpisałem ale mam nadzieję MG to przeczyta.


Rene Blaschois, syn kościelnego Francois i akuszerki Lilit z domu Brulios. Urodził się 23 kwietnia 1768 w Nowym Orleanie w Luizjanie, będącej w tym okresie pod panowaniem hiszpańskim, jednak uzurpatorom nigdy nie udało się skolonizować tych terenów zamieszkałych przez francuskich kolonistów. Dwa lata po narodzinach przenieśli się do Newark w stanie New Jersey, gdzie wraz z wybuchem amerykańskiej wojny o niepodległość jego ojciec wstąpił do milicji kolonialnej, później włączonej w skład Armi Kontynentalne. Początkowo matka Rene jakoś zdołała utrzymywać ich przy życiu, jednak wkońcu zaczęło brakować im pieniędzy na utrzymanie. Wojna, która miała trwać do dwóch miesięcy ciągnęła się już pięć lat. W mieście ceny żywności rosły, coraz więcej młodych chłopaków wstępowało do armi żeby walczyć ze znienawidzonym królem Jerzym III a kobiety stanowiły teraz coraz większą część społeczeństwa mieszczańskiego. Takie warunki były idealne do powstawania młodocianych gangów, właśnie w takie towarzystwo wpadł Rene,. Na początku działalność jego młodocianego gangu ,,Szczurów Ulicznych'' ograniczała się do kradzierzy na ulicach i wybijania szyb w nocy szyb w sklepach, czasami zdarzyły się bójki w ciemnych zakamarkach, jednak ich poczynania były coraz śmielsze. Przywódca gangu, siedemnastolatek Harry Dalmont stracił swojego brata, kiedy konkurencyjny gang znalazł go na swoim tereniew. Wywołało to wojnę pomiędzy nimi, a jedynastoletni Rene często wracał do domu poobijany, jednak był szczęśliwy że ma swoich wiernych przyjaciół. Po podpisaniu traktatu paryskiego w 1783 Francois Blaschois powrócił do Newark w randze porucznika. Czasy się zmieniły. Ojciec został adiutantem dowódcy tamtejszego garnizonu i zarazem zaczęli żyć jak normalni ludzie. Rene po raz pierwszy w życiu nie odczuwał biedy, nie musiał nawet już kraść. Większość jego przyjaciół uznała że zdradził swój gang, jednak nikt nie ważył się napaść na syna porucznika armi Unii(Stanów Zjednoczonych). W wieku szesnastu lat wysłano go do szkoły wojskowej, jednak jego przyzwyczajenia ulicznego rzezimieszka dawały się we znaki wszystkim. Nim skończył naukę doszło do pewnego niefortunnego zajścia. Od zawsze wyróżniał się od innych swoimi umiejętnościami w zakresie strzelania i walki bronią białą, jednak był ktoś kto tego nie chciał przyznać, ktoś kto nie mógł znieść że taki bandyta jak Rene mógł być lepszy od niego. Pewnej nocy, podczas jednego z ich licznych pojedynków, wszystko wymknęło się spod kontroli, rana jaką zadał swojemu przeciwnikowi Rene była zbyt poważna, jeszcze tej samej nocy uciekł i za większość swoich pieniędzy kupił bilet do Francji do Lyonu. Zapisał się do armii rewolucyjnej, potem Gwardii Narodowej pod dowództwew generała La Fayette. W 1791 uczestniczył w masakrze na Polu Marsowym, gdzie jego La Fayett wydał rozkaz strzelania do nieuzbrojonego tłumu domagającego się podpisania petycji. Po tych wydarzaniach wraz z armią poszedł na wojnę z Austrią, gdzie został ranny i stracił lewe oko, co jednak nie przeszkodziło mu w osiągnięciu stopnia porucznika i został adiutantem generała. Wydarzenia jednak nie pozwoliły zbyt długo cieszyć się pozycją. La Fayett niezadowolony z obecnych rządów rewolucyjnych postanowił zrobić zamach stanu i rozbić znienawidzony przez niego klub jakobinów, nie przewidział że to mu się uda i zbiegł wraz ze swoim najbliższym otoczeniem na służbę do Austrii. Austryjacy jednak też ich zdradzili i Rene cudem uniknął rok później ich zasadzki, kiedy jego dowódca wysłał go z listami do swoich stronników w Paryżu, Jacoba Lavoir i w bretańskim Rennes, Louisa Le Douen. W Paryżu był świadkiem jak znienawidzeni jakobini wraz z kordelierami przejęli władze i zaczęła się rzeź żyrondystów. Jeśli ktoś rozpoznałby w nim wiernego sługę La fayetta mógłby skończyć pod gilotyną. Podobno gdy ta piekielna machina wykonała swoją robotę mózg zaskoczony taką nagłą dekapitacją pracował jeszcze przez chwilę i ostatnią rzeczą jaką widziały oczy nieszczęśnika było bezgłowe ciało, jeednak Rene nie chciał się o tym przekonywać, więc jak najszybciej opuścił miasto i udał się w dalszą trasę. W małej mieścinie Dreux zatrzymał się się na noc. Kiedy siedział w izbie popijając białe wino(czerwonego nie potrafił przełknąć), do środka wszedł jakobiński oficer wraz z trzema ludźmi, których twarze wyrażały tysiąc uczuć, a żadne z nich nie wydawało się pozytywne. Oficerem był Jack Moulder, dawny towarzysz broni, który służył z nim pod La Fayettem przeciw Austriakom, jednak w przeddzień zamachu stanu opuścił armie i zapewne udał się do Paryża by ostrzec rząd. Jack rozpoznał Rene i po zdemolowaniu całej karczmy udało mu się z trudem pojmać go, przy tym jeden z jego zbirów został ciężko ranny. Rene Blashhois oskarżony o uczestniczenie w zamachu stanu, sprzyjanie żyrondystom, próbę zabójstwa, szpiegowanie na rzecz Austrii i i za nie obywatelską postawę, nie ma zbyt wielu złudzeń co do swojego losu. Wie że tak łatwo nie pozwoli się zabić...




Wygląd i cechy charakteru
Rene to średniego wzrostu 25 latek o blond włosach i niebieskim oku, drugie stracił na wojnie. Jego ciało zdobią liczne blizny, zarówno z dzieciństwa, jak i te które przybyły podczas służby pod La Fayettem. Na codzień w Austrii chodził w białym mundurze oficerskim, zaś teraz podczas tej tajnej misji przywdział mundur republikańskiego posłańca wojskowego. Na oku nosi opaskę.
W jego mowie da się wyczuć silny akcent kolonistów amerykańskich, posługuje się biegle językiem angielskim, francuskim i trochę po niemiecku. Pije wyłącznie białe wino, inne nie wiadomo dlaczego nie chce przejść mu przez gardło. Jego dzieciństwo daje mu się we znaki również teraz, gdy ktoś mu coś zrobi nie odpuści tego łatwo, jego zemsta musi zostać odczuta i to najlepiej w dwójnasób. Wtedy nauczył się być bezwzględny wobec drugiego człowieka, dzięki temu podczas masakry na Polu Marsowym nie miał oporów by stanąć w pierwszym szeregu i strzelać do cywili. Podczas walki także odznaczał się niezwykłą brutalnością i zaciekłością, od strzelania wolał walkę bezpośrednią na bagnety. Gdy wpadał w bitewny trans żadko który wróg, czy nawet towarzysz broni miał odwagę podejść, właśnie takie zachowanie doprowadziło do błyskawicznego awansu, a także to że uczył się w szkole wojskowej i poznał arkana strategii i taktyki. W soim dość aktywnym życiu nie dorobił się zbyt woelu przyjaciół, za takiego mógł uznać jedynie La Fayetta, który przekazywał mu wiele swoich tajemnic, a także kilku innych ludzi, w tym Madlen Furran z Lyonu z którą miał po przyjeździe Francji ale teraz od dłuższego czasu się z nią nie kontaktował.

Mam też pytanie w jakim systemie to będzie

XaweryBranicki
16-11-2010, 05:40
Wygląda na to, że szykuje się zażarta walka o miejsce w grze.


Mam też pytanie w jakim systemie to będzie

Z tego co wiem ma to być klasyczny storytelling.

Belizariusz
16-11-2010, 14:27
Ekatonie, do kiedy mają trwać zapisy i kiedy podejmiesz decyzje o wyborze graczy? ;)

Ekaton
16-11-2010, 16:32
Zapisy potrwają jeszcze jakiś czas, zaczekam jeszcze na historię postaci MateuszaKL i Hyraeila i postacie innych osób zainteresowanych grą ;-)

Jeśli znajdzie się kilka postaci o naprawdę wyrównanym poziomie, mogę przyjąć i cztery osoby.

Delanos
16-11-2010, 16:41
Jak coś grałem już w wiele sesji w systemie WFRPG ale na realu, chcę zobaczyć jak to jest na forum

Belizariusz
16-11-2010, 17:11
Również mam wieloletnie doświadczenie w grach RPG w realu i gra na forum będzie na pewno ciekawym przeżyciem i wyzwaniem :)

Delanos
16-11-2010, 17:30
Zapisy potrwają jeszcze jakiś czas, zaczekam jeszcze na historię postaci MateuszaKL i Hyraeila i postacie innych osób zainteresowanych grą ;-)

Jeśli znajdzie się kilka postaci o naprawdę wyrównanym poziomie, mogę przyjąć i cztery osoby.

Wyślij do nich wiadomość czy na pewno chcą grać.

MateuszKL
16-11-2010, 22:33
Oddaje bez walki moje miejsce oszołomom od tych historii długości opowiadań. :D

Belizariusz
16-11-2010, 22:56
Kogo nazywasz oszołomem?! Jak jesteś taki mądry to skleć więcej niż jedno zdanie :P Gra z Tobą na pewno byłaby ekscytująca :)

Delanos
16-11-2010, 23:01
Kogo nazywasz oszołomem? Jak jesteś taki mądry to skleć więcej niż jedno zdanie :P Gra z Tobą na pewno byłaby ekscytująca :)

Chciałem napisać coś w podobnym sensie ale uprzedziłeś mnie:D Co do długości, im postać barwniejsza tym ciekawsza.

Harakiri
17-11-2010, 00:49
A nie ma kogoś chętnego, kto poprowadziłby mroczną sesję Młotka (Warhammera)? :-)

Czik
17-11-2010, 00:59
Ja cofam chęci do gry - realistycznie patrząc, nie będę raczej miał na to czasu.

MateuszKL
17-11-2010, 02:17
Kogo nazywasz oszołomem?! Jak jesteś taki mądry to skleć więcej niż jedno zdanie :P Gra z Tobą na pewno byłaby ekscytująca :)

Dobra, nie spinaj pośladów, żartuję przecież. Po prostu widzę u was większy zapał.

Delanos
17-11-2010, 10:38
Co do Warhammera ja mógłbym poprowadzić ale muszę zobaczyć jak to wygląda na forum

Matatjahu
18-11-2010, 13:59
Hm ja się piszę dziś przed wieczorem spróbuje coś wrzucić. :twisted: :twisted: :twisted:

Ekaton
19-11-2010, 23:24
Matatjahu - zamierzasz jeszcze grać czy mogę już zamykać rekrutację?

Matatjahu
20-11-2010, 08:49
Gram, Gram już piszę.

Nazywa się Martin de Jean ou de Luc, od zawsze chciał być księdzem jak jego ojciec. Z powodu nadmiernego lubowania się w rozkoszach doczesnych a cielesnych nie udała mu się ta sztuka. Pomijając różne dziwne i zawiłe wątki wspomnę że dorobił się na rewolucji a teraz zasiada w Trybunale Rewolucyjnym. Wróćmy do dnia dzisiejszego 19 czerwca roku 1793 Dreux. Za chwilę na salę sądową wejdą oskarżeni, przed budynkiem stawiana jest już gilotyna. Martin nigdy nie lubił widoku krwi ani Jakobitów, z resztą wszystko jedno było mu czy król czy kto inny liczył się tylko on a za odpowiednią opłatą jak wiedzieli wszyscy okaże swój nadmiar łaskawości lub za kobietę.

Belizariusz
21-11-2010, 02:13
no więc kiedy sesja rusza i kto w niej bierze udział?

Ekaton
21-11-2010, 17:52
Dostałem jeszcze na gg jedno zgłoszenie i osoba zadeklarowana powiedziała, że wkrótce przygotuje postać. Jutro już ostatecznie ruszamy.

Delanos
22-11-2010, 19:55
Więc kiedy zgłoszenia zostaną przyjęte?

Ekaton
23-11-2010, 09:58
Grają Xawery, Belizariusz i Delanos. Reszta będzie miała szansę potem, gdyż mój scenariusz zakłada dojście jeszcze jedne postaci, już podczas rozgrywki.

Wieczorem napiszę tekst rozpoczynający sesję.

Delanos
23-11-2010, 10:34
To kiedy zaczynamy?

Ekaton
26-11-2010, 06:23
Czy byłby ktoś chętny na objęcie postaci Xawerego? Jeśli tak, proszę (na PW) napisać jakieś wrażenia postaci z przebiegu rozprawy i plany na przyszłość.

Herod
29-11-2010, 20:07
Krótka historia zacnego wojaka.

Jacquouille Laboureur

Urodzony w roku pańskim 1763, w małej wsi, kilka tygodni drogi od Paryża.
Chłopska rodzina - dziadek, ojciec, matka, dwóch braci i siostra, urodzona w 1772 - która musiała się utrzymać z kilku morgów kiepskiej ziemi.
Oczywiście nie ich ziemi, lecz jaśnie pana hrabiego Jean de Exploiteur - tłustego, wypudrowanego, wyperfumowanego, wyperukowanego bawidamka, tyrana i obleśnego knura, człowieka nieczułego i zapatrzonego w swą osobę i swój stan społeczny.
Jako "wspaniały" opiekun narzucił on spory podatek swym chłopom, więc ubogie życie zamieniło się w byt w skrajnej nędzy, z dnia na dzień.
Boże, miej miłosierdzie... twoje sługi go nie miały dla swej trzódki i o swoją dolę w też się upominali.
Dzień po dniu w pocie czoła obrabiało się pole, świętą matkę ziemię, która dawała Laboureurom skromny chleb powszedni. Skwer, czy mróz, od świtu do zmierzchu, w zdrowiu i chorobę - ale możni panowie i cholerny kler na nic nie zważali. Nie patrzyli na to, że nieurodzaj w kraju...

Pieniądze, pieniądze, pieniądze... zdechnij, ale wcześniej zapłać.

1779

Chcąc ulżyć cierpieniom rodziny Jacquouille postanowił coś z tym zrobić (nie to, że ojciec nie dał mu i średniemu synowi, Jacquardowi innego wyboru). Ale cóż chłop mógł? Stary pomagał ojcu Pierrowi na gospodarce, "Średni" wyjechał do zachodniej Francji i słuch o nim zaginął, a młody.. cóż.

Pajda chleba, kilka zaoszczędzonych miedziaków i w drogę! W poszukiwaniu najbliższych werbowników. Armia wzywa, gorąca micha, przygoda i mnóstwo złota i kobiet. Po kilku dniach spokojnej, aczkolwiek wyczerpującej wędrówki odnalazł cel swej podróży.
Noc, zapyziała gospoda, smród, dwóch podejrzanych typów w mundurach i może doprawionego sikacza to jedyne (oprócz lekkiego bólu głowy następnego dnia i poczucia spełnienia) to było wszystko, co młody z tamtego dnia zapamiętał.

Trafił do regimentu piechoty. Ot, nic specjalnego. Oddział jak oddział. Oprócz bydlaka dowódcy, który najpewniej okradał swych żołnierzy z części żołdu. Na suknie i żywności też robił oszczędności. Ale trzeba pułkownikowi Christianowi de Bujeau przyznać, że w jednej dziedzinie miał gest. W dawaniu batów.
Kije rano, wieczór. We dnie i w nocy. Raz za razem, żebyśmy weseli byli. Żebyśmy nie zapominali kto tu rządzi, dzięki komu mamy co jeść i pod czym spać. Nazywał to tak z obca... "Germańską dyscypliną".
Dobrze, że nigdy gorzałki nie brakowało w koszarach, bo by nas szlag trafił. Od czasu do czasu nawet na miasto, do burdelu się wpadło i życie było weselsze.

Paryż cuchnął. Paryż, ta hołota, ta siedziba zgorszenia, wina i rozpusty. Fajne miejsce, gdyby nie ta przeklęta arystokracja, król i ta austriacka ladacznica, która złoto rozdawała. Niestety nie ubogim chłopom, nie nam, żołnierzom. Banda błaznów i dworaków hulała przez cały rok za te stosy monet! Oby ich szlag trafił.


Jacquouille Laboureur chcąc jakoś przeżyć chwytał się różnych prac w Paryżu, zazwyczaj po służbie, czasami dostał dzień czy dwa wolnego. Były to zajęcia różne, często lepiej je przemilczeć, bo "ktoś" mógłby je uznać za haniebne (Przykładowo - w roku 1786 najął się, tak jak kilku jego kolegów z regimentu, do przenoszenia ścierw ludzkich z paryskich cmentarzy do katakumb).

W sumie do 1789 nie brał udziału w żadnych epokowych wydarzeniach. Nie interesował się ani jakąś "fi lozofią", ani tym co się działo w polityce wielkich. Tylko przeżycie i od czasu do czasu wieści z rodzimych stron, które czasami odwiedzał.
W czerwcu, jakoś to na początku tegoż miesiąca, do koszar przybył "starszy" ze straszliwymi wieściami - kilka tygodni wcześniej pijany Jean de Exploiteur zgwałcił siostrę Fabienne i miał czelność zastrzelić wielką lochę, chlubę całego gospodarstwa! Kilka lat już miała, co roku stado ślicznych prosiąt rodziła. A miała chyba z półtora metra wagi! Mężczyźni nic nie mogli zrobić, bo sług hrabiego było więcej. Dziadek co prawda odgryzł jednemu ucho, a innemu wybił z dwa zęby, ale uległ ostatecznie przewadze liczebnej, która go obiła. Tego było już za wiele. O rodzinę trzeba dbać.
Nie zastanawiając się długo porwał ze sobą brata i kilku chłopaków, którzy winni mu byli kilka przysług oddać. Chwycili tasaki, karabiny i cichcem, korzystając z zamieszania (jakieś tam stany w Wersalu czy gdzieś tam... pułkownik strasznie to przeżywał. Podobnie jak i ci oficjerowie ze szlachty pochodzący) wymknęli się.
25 przybyli na miejsce, a Jacquouille puścił wici po okolicznych wioskach. 20 lipca roku 1789 miało miejsce epokowe wydarzenie - Dzielny żołdak ze swoją bandą i hordą 50-60 chłopów uderzył na pałacyk hrabiego.
Brama nie stanowiła wielkiego wyzwania dla prowizorycznego tarana. Trochę większy kłopot sprawili słudzy, ale i tutaj taran znalazł swoje zastosowanie - wojak potrafi czynić cuda, gdy się wścieknie i kilka łbów nędznych dworaków uleciało.
Pierwsze drzwi puściły, drugie... i zaczęła się rzeź. Jacquouilla nie obchodziły dobra materialne (z początku), ani dziewki... wysłał dwóch swoich, żeby spalili miejsce, gdzie mogły się znajdować spisy powinności chłopskich... czyli wszelkich miejsc z książkami. Reszta zabezpieczyła stajnie i strategiczne miejsce, jakim była piwnica z winem.
Sam udał się pośpiesznie w poszukiwaniu arystokratyczyka. Znalazł go. Ale nie zabił. Nie tak od razu. Przywiązał tego spasłego knura do siodła i wlókł przez kilka kilometrów, aż się nie zmienił w zakrwawiony ochłap mięsa.

Razem z chłopami uderzyli następnego dnia na dobra kościelne, ale tym razem ograniczono się tylko do grabieży, spalenia dokumentacji i bicia księdza lagą na gołą rzyć. Jacquouille zabronił mordować - nie godzi się przelewać krwi duchownych, nawet łajdaków.
Jednego się bano. Odwetu. Odwetu ze strony arystokracji, rodziny ofiary. Nawet słuchy o 14 lipca nie bardzo pomagały się uspokoić.
Ale do zemsty z ich strony nie doszło.

Niebawem powrócili do regimentu i o dziwo nie zostali ukarani za nieobecność. Nie ma się co rozpisywać zbytnio o okresie do 1792, bo i w tym okresie niewiele się w życiu osobistym Jacquouilla działo. Część oficerów zdezerterowała, z pułkownikiem (który porwał kasę oddziału) na czele, część żołnierzy poszła do gwardii narodowej, Ale nie Laboureur. On był przecież chłopem... kto wie, jakby go w niebieskich przyjęli mieszczanie. Do Białego munduru się już przyzwyczaił.
Jakieś zmiany w polityce... burdy... to co było istotne to reforma armii. Regiment przeszedł do Armii Północy.
Wojna, czas się sprawdzić w ogniu bitwy. Jacquouille Laboureur okazał się dobrym wojakiem. Nie raz przelał krew, głównie wrogów.
Kiedyś zdarzyło się, że został wysłany na zwiad z kilkoma innymi żołnierzami. Mglisty poranek w Niderlandach, leje i w dodatku zimno. Skraj lasu. Nic się nie dzieje. Aż tu nagle jak czarty wyskoczyła grupa z 30 huzarów, chyba madziarów. Wymachują szablami, strzelają i wyją. Kilku francuzów padło, ktoś się rzucił do ucieczki. Wpadł na Jacquouilla, trach - kolba karabinu położyła go na ziemie. Inny by stchórzył, skomlałby o litość.

Ale nie Laboureur.

Skrzyknął pozostałych, 7 chłopa i w las, ile sił w nogach. Na plecach dźwiga "uciekiniera". A huzarzy za nimi... 30 huzarów. Co się działo w tym lesie... któż to wie. Faktem jest, że chłop i jego towarzysze wyszli z tego lesistego gąszczu. Madziary nie mieli tyle szczęścia.

Zdobycie holenderskiego fortu z kilku wojami. Pochwycenie kilkunastu oficerów, Holendrów, Austriaków, Prusaków, Brytyjczyków, Niemców i czort wie kogo jeszcze.
Za takie czyny powinien objąć dowództwo regimentu jak nic. Istniały jednak pewne... drobne... problemy.
Dał kilka razy po oficerskiej mordzie... z różnych powodów. Sporo nagrabił, lubił (Kochał!) wypić. Podobno pił nawet kiedyś z kilkoma Holendrami... a do tego przypadki okrucieństwa...
Tak udało mu się dojść tylko do starszego sierżanta.

Uczestniczył we wszystkich bitwach armii północy, lecz ani razu nie został ranny, ani nawet draśnięty.
Nacierał pod Neerwinden, mordował wrogów pod Famars..

Sytuacja w tym okresie nie była ciekawa. Jacquouille Laboureur został oddelegowany jako eskorta oficera mającego w Paryżu błagać o pomoc...

Charakterystyka i wygląd.

Jacquouille Laboureur to postawny, trzydziestoletni mężczyzna. Wzrost to 185 centymetrów, waży 90 kilogramów. Lata pracy w polu i późniejsze wydarzenia, a także geny spowodowały iż wyrósł z niego kawał draba - silny i umięśniony niczym tur.

Blondyn, błękitne oczy, często drobna szczecina na twarzy.
Nos posiada widoczne ślady niegdysiejszego złamania - lekko garbaty.
Od przepicia twarz i sam nos mają najczęściej kolor czerwony.
Głos tubalny, donośny, często ochrypły.
Zazwyczaj śmierdzi i jest brudny. Gdy otwiera usta to klękają narody i błagają o dobicie. Fetor kiepskiego alkoholu, cebuli, czosnku, sera i niemytego ciała robi swoje.

Używa niewyszukanego języka, prostego i taki zrozumie bez problemu. Dogada się z niejednym. Potrafi jako tako pisać i czytać. Charyzmatyczny. Nie zawaha się pobrudzić, gdy trzeba.
Grywa w karty. Dość dobrze, głównie dlatego iż zazwyczaj jako pierwszy sięga po nóż.
Względnie honorowy. Dobrze strzela, szermierka to standardowe cięcia i pchnięcia, jakich nauczył go sierżant w regimencie plus kilka ciosów, których sam się nauczył i wypróbował na karkach wrogów rewolucji.
Lubi wypić, wypije praktycznie wszystko i mało co mu jest wstanie zaszkodzić. Podobnie jak jedzenie, tego go nauczyło życie. Lata picia spowodowały iż upić go to nie lada sztuka.

Nie lubi - ludzi dla niego nie miłych, fircyków, arystokracji, rozcieńczonego alkoholu. Gdy go oszukują, gdy go denerwują... nie powinno się go denerwować dla dobra własnego, bliskich, otoczenia i wszystkiego co nie jest wstanie szybko uciec jak najdalej od strefy zero. Wszystko co znajdzie się pod jego ręką stanowi potencjalną broń masowego rażenia, śmiercionośne narzędzie zagłady. W boju jest niczym taran - jeśli w twoją stronę leci trzydrzwiowa gdańska szafa to jak nic wysłał ją do ciebie rozwścieczony lub chcący się zabawić Jacquouille.
Ma szczęście. I nie lubi koni. Z wzajemnością.



111

111