PDA

Zobacz pełną wersję : Sesja RPG



Ekaton
24-11-2010, 03:10
Jest 19 czerwca roku 1793. Senne miasteczko Dreux. Wraz z kilkoma innymi osobami prowadzony jesteś prowadzony przed oblicze samozwańczego Trybunału Rewolucyjnego. Tak jak i jego wzór w Paryżu, tak i ten wydaje tylko dwa rodzaje wyroków: uniewinniający lub śmierci. Jesteś Żyrondystą czy może Rojalistą? Teraz to nieważne, i jednych i drugich ściga się z krwiożerczym zapałem. Nikt jeszcze nie opuścił gmachu, w którym jesteś, żywym. Widziałeś, jak sankiuloci montują przed nim dopiero co przywiezioną gilotynę.

Francja pogrążyła się w anarchii i rozkładzie. Niedawno, jeszcze przed Twym aresztowaniem mogłeś przeczytać w jednej z paryskich gazet o przejęciu władzy przez stronnictwo Jakobinów i Kordelierów, a Żyrondystów, naznaczonych piętnami zdrajców ściga się po całej Francji. Wiesz, że w takich sprawach wyrok jest jeden: śmierć. Śmierć z rąk rozbestwionego, zakrzyczanego tłumu najgorszej hołoty Francji.

Wtem otwierają przed wami salę sądową. Sędziowie noszą czerwone czapki wolności. Nie kryją się nawet ze swymi sankiulockimi sympatiami. Wiesz, że nienawidzą wszystkich, których określają mianem "wrogów rewolucji". Wy do nich należycie, więc nie liczcie na litość. Każą wam usiąść na krzesłach, przewidzianych dla oskarżonych. Popychają was kolbami, szydzą. Padają z ich ust najplugawsze słowa. Już siedzicie. Teraz czekacie na wyrok, czekacie aż wybije wasza godzina śmierci.


Główny sędzia otrzymuje od jednego z żołnierzy plik dokumentów. Uważnie czyta. Po cichu naradza się z pozostałymi. Po kilkunastu minutach widzicie, że wyrok już zapadł. Ten sąd działa w trybie inkwizycyjnym, nie musi on udowadniać waszej winy, tutaj to wy musicie udowodnić swoją niewinność... albo umrzeć na szafocie. Główny sędzia zabiera głos.

- Obywatel Maximillien Sainte-Hermine proszę powstać. - żołnierze pomagają Ci kolbami karabinów - Obywatel oskarżony został o przewożenie tajnych dokumentów w służbie nieprzyjaciół Francji i Narodu Francuskiego, odmowę wykonania rozkazu udostępnienia ich Konwentowi, utrzymywanie kontaktów ze zdrajcami oraz działanie w służbie emigrantów arystokratycznych i sprzedajnych żyrondystów. Za zdradę ideałów rewolucji wyrok może być przeto tylko jeden: gilotyna. Wpierw jednak posłuchajmy co obywatel ma na swoją obronę i jak udowodni swą niewinność.

Xawery
25-11-2010, 06:16
Maximillien Frédéric Chevalier de Sainte-Hermine

- Skoro dla was przestępstwem jest działanie dla dobra rewolucji, poprzez wykonywanie misji zleconych przez sam Komitet Ocalenia Publicznego to możecie uznać mnie winnym. Wszystkie moje działania podyktowane były dobrem Francji i jej obywateli. Nie otrzymałem również żadnego rozkazu udostępnienia przewożonych przeze mnie dokumentów Konwentowi, które w takiej sytuacji niezwłocznie bym wykonał. Co zaś tyczy się działania w służbie arystokratów to uważam to za największą niedorzeczność. Trudno mi jest jednak udowodnić mą niewinność przedstawiając dowody, podczas gdy siedzę tu skuty kajdanami i popychany wciąż kolbami karabinów.


---------
Wybaczcie, że odpisuję z tego konta ale ci idioci zbanowali mój login :evil:

Ekaton
25-11-2010, 06:34
- Dobrze więc. Skoro obywatel sam twierdzi, że trudno mu przedstawić jakiekolwiek dowody, sprawę Obywatela Maximilliena Sainte-Hermine uznaję za zakończoną. Niniejszy trybunał uznaje go winnym wszystkich zarzucanych mu czynów. Jako zdrajca rewolucji skazany zostaje więc na gilotynę. Wyrok jest prawomocny i wykonany zostanie dzisiaj, po zakończeniu rozprawy.

Maximilien zostaje zmuszony do spoczęcia na krześle. Dostarczane są kolejne dokumenty. Uśmieszki żołnierzy i sędziów wskazują, że nie możecie liczyć na nic poza kolejną, jawną kpiną z prawa. Po krótkiej, wręcz czysto formalnej dyskusji główny sędzia zabiera głos.

- Obywatel Henri Legardere proszę powstać. Obywatel oskarżony został o zdradę rewolucji, działanie na rzecz emigracji rojalistycznej, szpiegostwo i spiskowanie przeciwko Francji. Prosimy o udowodnienie swej niewinności, w przeciwieństwie do poprzedniego ze zdrajców. - tu pada złośliwy, chamski uśmieszek sędziego.

Belizariusz
25-11-2010, 21:26
Odurzony alkoholem Henri ledwo wstaje. Aby nie usiąść musi się podtrzymywać ławki przed nim. Po dłuższej chwili, której potrzebował na zebranie myśli i ułożenie mowy, zabiera głos:

Wysoki Sądzie!! Odpowiem na skierowane przeciw mnie zarzuty, ale na końcu chciałbym się zapoznać z dowodami przeciwko mnie. Jestem szlachcicem i jestem z tego dumny. Jestem też patriotą i kocham Francję i jestem gotów za nią zginąć. Dlatego też nie mogłem utrzymywać kontaktów z rojalistyczną emigracją przebywającą za granicą ponieważ to oni sprowadzili na nas obecną wojnę i uważam, że postępują jak zdrajcy wysługujący się obcym monarchią, odwiecznym wrogom naszej Ojczyzny. Dlatego też nie mogłem ich popierać, szpiegować i spiskować z nimi, ani tym bardziej nie zdradziłem Francji. Takie zachowanie jest nie zgodne z moimi zasadami i postawą prawdziwego Francuza za którego się uważam!! Dziwie się w ogóle temu dlaczego się tutaj znalazłem. Ukrywam się i uciekam po całej Francji przed zemstą de Neversów, nie angażując się w żadne awantury polityczne, którymi targana jest nasza Ojczyzna. Dlatego też oczekuje wyroku uniewinniającego!

Henri po powiedzeniu tego siada wyczerpany i w spokoju oczekuje na wyrok... nie przestając przy tym rozglądać się po sali, licząc strażników i zastanawiając się nad szansami ucieczki.

Ekaton
26-11-2010, 06:21
- Kajanie się obywatela w chwili stania przed sądem nazbyt widocznie ma służyć uratowaniu własnej, zdradzieckiej głowy. Dodatkowo obywatel prosząc o ukazanie dowodów nie zdaje sobie chyba sprawy z powagi sytuacji w której się znalazł! Wszyscy tu obecni są najgorszym elementem wrogim rewolucji i wszystkich was, co do jednego uczciwie skażemy! Zebrane dowody jasno świadczą, że obywatel Henri Legardere jest winny wszystkich zarzucanych mu czynów i skazany zostaje na zgilotynowanie, jako zdrajca, szubrawiec i szpieg. Wykonanie wyroku będzie miało miejsce po zakończeniu rozprawy.

Strażnicy z wyraźną uciechą biją Cię kolbami i zmuszają do tego byś usiadł z powrotem na krześle. Jeden z nich splunął pogardliwie na Twój kark. Tymczasem wnoszone są nowe dokumenty. Kilku kolejnych ludzi skazanych zostaje na gilotynę. W końcu przynoszą ostatnie dokumenty.

- Obywatel Rene Blaschois, proszę powstać. Oskarża się obywatela o zdradę Rewolucji, sprzyjanie żyrondystom, próbę zabójstwa, szpiegowanie na rzecz Austrii i innych państw wrogich ukochanej Francji oraz liczne niegodziwości. Prosimy o udowodnienie swej niewinności, chyba że zamierzasz skończyć jak pozostali zdrajcy?

Delanos
26-11-2010, 10:47
Rene ogląda dokładnie wszystkich obecnych na sali swoim jedynym zdrowym okiem, po czym zaczął swoją przemowę mówiąc z wyraźnym akcentem amerykańskim:
- Przede wszystkim od tych zbójów, których nazywaćie żołnierzami, żądam szacunku. Jestem oficerem w końcu! Jeszcze jako młodzieniec przypłynąłem ze sprzyjających rewolucji Stanów Zjednoczonych. Wstąpiłem do waszej armi mając nadzieję że rozszeżymy wolność i prawa obywatelskie na wszystkie kraje monarchistyczne, a tu co? Rewolucjoniści zamiast zająć się zewnętrznymi wrogami wyrzynają ,,imię prawa''- słowa te zaakcentował drwiącym głosem- wyrzynacie obywateli, którzy w większości przypadków są wierni uświęconym ideałom rewolucyjnym!- W tym momencie zdjął opaskę z łyłupionego oka.
-Widzicie! Oko te mi wyłupiła austriacka kula z muszkietu, już zapomniałem gdzie i kiedy, myślici że z wielką chęcią dzięki temu służyłbym cesarskim psom? Podczas mojego pobytu za granicą ani ja, ani inny wygnany żołnierz nigdy nie wystąpił przeciw swojemu narodow! Co do szpiegowania, nic nie zrobiłęm, byłem tylko doręczycielem, rozwoziłem listy, które jednak zaginęły, kiedy w karczmie rzucili się na mnie ci bandyci, przed którymi musiałem się bronić! Co do żyrondystów, nigdy nie byłem za jakąkolwiek grupą, każda się kłuci o władzę i przez to nie ma porządku w państwie! Ja tylko w każdym wypadku wypełniałem rozkazy swoich przełożonych. Jeśli to was nie przekonało, to powiem że jestem obywatelem stanu New Jersey i mogę być sądzony jedynie przez tamtejsze sądy! Co miesiąc wysyłam rodzicom list żeby pświadczyć że jeszcze żyję, zaś mój ojciec ma duże wpływy w Armi Kontynentalnej, kiedy wyjeżdżałem był jeszcze porucznikiem a teraz z tego co wiem jest majorem i walczy przeciw indianom.- jeszcze raz rozejrzał się po sali patrząc jakie wrażenie wywarł na słuchaczach i powiedział- Sam usiądę.

Ekaton
27-11-2010, 11:27
- Znakomita przemowa obywatelu, ale nie dość przekonująca. Ten, kto staje przed naszym trybunałem rewolucyjnym nie może być bez winy. Ponieważ obywatel Rene Blaschois nie dość udowodnił swojej niewinności, niniejszy Wysoki Trybunał skazuje go na karę śmierci przez gilotynę.

Sędziowie wstają. Czynią to również wszyscy inni obecni na sali.

- Ogłaszam zakończenie rozprawy. Skazani mają zostać zaprowadzeni na plac miejski, gdzie wykonane zostaną zasądzone im wyroki. Żołnierze! Czyńcie swoją powinność w imię Wolności, Równości i Braterstwa! Niech żyje rewolucja!

Całą salę wypełniły oklaski. Tylko więźniowie nie dali się ponieść ferworowi rewolucyjnemu. Wszystkich was skazano na śmierć. Strażnicy wyprowadzają was na dwór. Sankiuloci wykonują właśnie na workach próby skuteczności nowego narzędzia śmierci - wynalazku doktora Guillotine'a. Ostrze opada. Z medyczną precyzją przecina go wpół. Mieszkańcy miasteczka otaczają już gilotynę, każdy coś krzyczy, wymachuje trójkolorowymi chorągiewkami lub choć rzuca obelgi w waszą stronę. Oto najgorsza hołota Francji czeka tylko na waszą śmierć. Od zarania świata jest to najlepsza rozrywka krwiożerczego tłumu. Dziś to wy jesteście główną atrakcją i wydaje się, że gdyby nie eskortujący żołnierze rozszarpaliby was żywcem.

Nie czekacie długo. Żołnierze siłą robią dla was przejście. Ruszacie naprzód. Nie macie żadnych szans na ucieczkę i nawet jej nie próbujecie. Godzicie się z tym, że już za kilka minut udacie się na spotkanie ze Stwórcą. Dochodzicie do gilotyny. Wchodzicie już po stopniach na podest. Pierwszy z więźniów potknął się na schodku. Stojący obok żołnierz bije go kolbą. Podnoszą zakrwawionego, marnego człowieka. Jeszcze kilka lat temu był arystokratą. Jednym z tych, których nazywano "złotą młodzieżą" - miał wszystko czego tylko sobie zażyczył. Dziś jest tylko cieniem dawnego siebie. Wytarte, drogie niegdyś ubranie zbroczyło się krwią.

Obok gilotyny stoi mer miasta i jakiś oficer. Przemawiają do tłumu, podjudzają go przeciwko wam, wrogom rewolucji, wrogom ludu. Straszą powrotem ciemiężców - króla, arystokratów, kleru. Strach rodzi wściekłość, tak pożądaną przez przywódców rewolucji. Tego który upadł prowadzą jako pierwszego. Sadzają go na siedzisku gilotyny. Mer zaczyna mówić.

http://4.bp.blogspot.com/_-1EcBVPcHOw/TOvJ7GKCOnI/AAAAAAAABAw/Qag82YoodyQ/s400/gilotyna.jpg

- Oto macie przed sobą Alexandre'a de Costinay. Arystokratę! Mordercę! Ciemiężcę! On, krwią chłopów płacił za swoje przepychy, złoto. Widzicie plugawca, który szpiegował na rzecz Anglii i Austrii! Plugawca, który chciał powrotu dawnego reżimu! Niech was nie zwiedzie jego przestraszone oblicze, zasłużył na śmierć tak samo jak świński Monsieur Veto i jego chciwa Niewolnica Austriacka! Kacie, proszę o wykonanie wyroku.

Tłum jeszcze głośniej złorzeczy przeciwko wam. Jedynie Alexandre odzyskał na chwilę zdolność trzeźwego myślenia.

- Niech żyje król! - krzyknął nim ciężkie ostrze gilotyny zakończyło jego żywot.

http://www.stegen.k12.mo.us/tchrpges/sghs/mruch/images/FrenchRevolution1.jpg

Głowa potoczyła się po podeście. Mer podnosi ją i pokazuje tłumowi, który staje się coraz głośniejszy. Pogardliwie wrzuca głowę do stojącego obok wiklinowego kosza.

- Następnie mamy obywatela Henri Legardere. Kolejna szumowina oraz zdrajca Francji i Ludu Francuskiego! Arystokrata i ciemiężca! Szpiegował na rzecz zdrajców i domagał się powrotu króla! Niech śmierć nareszcie zakończy jego plugawy żywot!

Prowadzą Cię na gilotynę. Sadzają na podeście, zakrwawionym przez poprzedniego nieszczęśnika. Rozumiesz, że Twój czas nadszedł.

- Jakieś ostatnie słowa panie arystokrato?

Belizariusz
28-11-2010, 19:29
Henri wychodząc na rynek gdzie znajdowała się gilotyna momentalnie przetrzeźwiał. Szybko ocenił sytuację i doszedł do wniosku, że nie ma szans ucieczki. Choć nigdy nie był człowiekiem nazbyt wierzącym w drodze na szafot zaczął odmawiać modlitwę. Jednakże nie czuł strachu widząc, że jego śmierć będzie szybka i bezbolesna, przynajmniej tak mniemał. Dlatego siada na podeście beztroski i pełen brawury w ostatnich chwilach życia. Wie, że żadna przemowa nie przekona ludu zgromadzonego pod szafotem. Na zadane pytanie odpowiada hardo:

- Ależ tak mości rewolucjonisto. Ojczyzna w mej osobie traci następne ramie, które walczyłoby dzielnie w jej obronie. Wszystkie te zarzuty są bezpodstawne, a Wy również podzielicie prędzej czy później mój los- w tym momencie odwraca się do kata i przemawia do niego w te słowa- kończ Waść tą komedię, tnij!! Niech żyje Francja!!

Ekaton
29-11-2010, 16:53
Godzisz się już całkowicie ze śmiercią. Czekasz już tylko na ostrze gilotyny. Wtem jednak pada strzał. Słychać głośny krzyk. W oddali umiera ktoś inny. Tłum panikuje. Każdy stara się uciec z placu miejskiego. Uciekają również kaci, mer i oficer rewolucyjny. Wciąż jesteście zszokowani. Widzicie nadjeżdżającą konnicę. Wydaje się... nie... to niemożliwe... a jednak... żołnierze jadą pod białym sztandarem z wyszytymi na nim liliami. To straż przednia wojsk rojalistów! Pewnie przybyli po zapasy żywności składowane w tym miasteczku. Jesteście ocaleni... lecz czy na pewno? Czy możecie zaufać rojalistom, którzy według zasłyszanych przez was historii zabijają dobrych, bezbronnych Francuzów i piją krew niewiniątek?

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/1/15/Primera_Guerra_Carlista.jpg

Patrzycie na plac. Rojaliści ścigają tych, którzy mają tak wiele kontrrewolucyjnej krwi na rękach. Sieką ich szablami. Dookoła widać dziesiątki zabitych i rannych. Pochwycili mera miasta. Okładają go pięściami. Katują. Słychać krzyki "Niech żyje król!", "Śmierć rewolucji!". Czy i was spotka taki los? Co zrobicie? Spróbujecie ucieczki czy może jednak podziękujecie swoim wybawcom i zdacie się na ich łaskę?

Delanos
29-11-2010, 17:16
Gdy strażnika stojącego obok trafiła kula, źle przymocowany bagnet odpadł od lufy karabinu. Rene schylił się po niego i pobiegł między budynki gdzie przeciął zniewalające go liny i pobiegł dalej, w nieznajomym kierunku.

Ekaton
29-11-2010, 19:15
Jeden z rojalistów zajeżdża Ci drogę. Trzyma wymierzony w Twoim kierunku karabin.

- Stój bo skończysz jak tamci! - krzyczy - Poddaj się, a nic ci się nie stanie!

Delanos
29-11-2010, 19:21
Próbuję szybko i niepostrzerzenie wsunąć bagnet do rękawa munduru, podnoszę ręcę munduru i mówię

-Nie strzelaj, poddaję się.

Ekaton
29-11-2010, 19:29
- Zostaw ten bagnet! Chyba, że wolisz zginąć zaraz od kuli!

----------------
Co w tym czasie robią pozostali?

Delanos
29-11-2010, 19:33
Rzucam go i idę za żołnierzem

Ekaton
29-11-2010, 19:39
Kapitan Wandejczyków podjeżdża pod podest, na którym stoją pozostali.

- W imieniu Jego Królewskiej Mości Ludwika XVII i Jaśnie Oświeconego Regenta Ludwika de Bourbona rozkazuję wam się poddać! Jako wrogowie naszych wrogów uznajemy was za przyjaciół i chcemy poddać śledztwu. Jeśli walczyliście z rewolucją puścimy was wolno, lecz jeśli braliście udział w ojcobójstwie i obaleniu monarchii, dokończymy dzieła które tu rozpoczęto! Jeśli odmówicie poddania się, zostaniecie ubici na miejscu.

Herod
29-11-2010, 20:03
- Ooooch... mój łeb...

Leżenie twarzą w popielatym świńskim łajnie i błocku nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy. Chociaż towarzysze mili byli... te knury wyglądają tak bardzo smakowicie... Nie jest tak źle, zalegało się całymi dniami w gorszym gównie i gnijących ścierwach. Smród w każdym razie nie jest aż tak bardzo odczuwalny.

Co ja tu właściwie robię... Chyba...

Wyrwałem się z tego cholernego obozowiska... mam nadzieję, że się obywatel porucznik nie wkurwi i nie zrobi mi awantury... zresztą, co on mi może zrobić? Chłopaki się za mną wstawią i mordę mu tym zamkną. Jak nie poskutkuje to pożałuje prędzej czy później.

Bo ze Starszym Sierżantem Jacquouillem Laboureurem się nie powinno zadzierać, jeżeli chce się mieć wszystkie zęby, ręce, nogi i kutasa na miejscu.

Co było dalej? Karczma. Karty, gorzałka, pomywaczka, gorzałka... obywatel oficer tego chędożonego garnizonu z bandą sierot i tchórzy, nie żołnierzy... pytał się mnie chyba co ja tu robię. Gorzałka, karty... Skurwysyn zarzucił mi oszustwo! To przecież on za kołnierzem płaszcza miał asa trefl... chyba trefl mu wyleciał jak poleciał za okno. Potem te jego miejscowe przydupasy... krzesła, stoły... ława... o taaaak, ława była dobra... he he kheee tfu!

Wypluwa łajno z ust, czuje lekki niesmak.

W każdym razie kilku się będzie długo leczyć...

Chwyta się za głowę, spogląda za siebie na resztki zrujnowanej, sporej karczmy. O ile to można jeszcze nazwać karczmą.

A tak chyba na coś się tu zanosi... kto tak drze pysk?

- O kurwa... psie pańskie syny rąbią!

Spogląda na plac. Widzi dziwną scenę. Jakieś obdartusy w białych mundurach i na koniach gna przed sobą obdartusów w czerwonych czapach. Trochę trupów już tu i tam leży... cuchnie prochem i gównem... to chyba te świńskie, ale głowy bym nie dał.

No to mamy ładną rzeź już na samym początku dnia.

Sprawdza co mu zostało po bójce. Kask z tą śmiesznym sterczącym grzebieniem (Co ja? Chabeta!?) chyba leży tu gdzieś w pobliżu. Konia pewnie ukradli, ale ma nadzieję, że nie i tylko się myli. Może i uzbrojenia mu nie ukradli, wziął se sobą z dwa pistolety, karabin, bagnet... tasak, nóż za cholewą...

Zobaczmy, czy jeszcze są. Jeżeli nie będzie to dzięki wtopieniu się w gnój mamy kamuflaż i udajemy trupa. Może ominą. Jeżeli są to myślimy o ucieczce do swoich... przyjeżdżamy i rojalistycznych morderców końmi będziemy rozrywać na tym placyku! Albo samemu zrobię tu porządek, bo zaczynają mnie denerwować.

Belizariusz
29-11-2010, 20:17
Po skończonej mowie Henri zamyka oczy kiedy nagle słyszy strzał. Otwiera je i jego oczom ukazuje się scena walki na rynku miasta. Widzi jak jeden z jego towarzyszy niewoli bodajże Rene dopada do martwego strażnika i zabiera mu bagnet. Psiakość trzeba myśleć o ratunku. Krzyczy na całe gardło- Niech żyje król!! Śmierć plugawym ścierwom!! Rzuca się na najbliżej stojącego strażnika, który próbuje się odgonić od napierającego na niego koniem rojalisty. Uderza go potężnie z rozbiegu z bara i obaj padają na ziemię. Rojalista z łatwością zakłuwa szpada lężącego rewolucjonistę. Henri szybko wstaje i woła do rojalisty- Nie zabijaj!! Jestem z Wami!! Rojalista prowadzi Henriego przed oblicze kapitana Wandejczyków, który przemawia do pozostałych więźniów. Kiedy kończy mowę, Henri odzywa się w te słowa- Zdaje swój los w Wasze ręce kapitanie!! Ocaliłeś moje życie i zawierzam Ci je teraz jako swemu wybawcy!! Rozsądź uczciwie o mojej niewinności względem Ojczyzny i monarchy!!

Ekaton
29-11-2010, 20:29
Jeden z Wandejczyków zajętych przeszukiwaniem i okradaniem trupów z co cenniejszych przedmiotów spostrzegł Jacquouilla. Trochę był wstawiony po wczorajszej libacji ale ściągnął broń z ramienia.

- Stój! Stój... bo strzelam! Merde! Poddaj się rewolucyjny psie!


-----------------------------
Kapitan Rojalistów spojrzał na Henriego, jak gdyby chciał przeszyć go na wylot. Po chwili zdecydował.

- Rojalista! Chwali się taką postawę! Zabierzemy was wszystkich do naszego obozu kilka godzin na zachód stąd. Tam rewolucyjne psy nie mają odwagi się zapuścić. Nie martwcie się, jeśli nie macie czego się obawiać, nic wam się nie stanie. Nie jesteśmy tą hołotą - wiemy co to boska sprawiedliwość. Sam fakt, że stanęliście przed tą parodią sądu dobrze o was świadczy. Szkoda tylko tego, którego zdążyli zgilotynować, ale cóż. Teraz zabawimy się z waszymi oprawcami.

To mówiąc żołnierze zabrali się do obsługi gilotyny, na której tym razem szczeznąć mieli sankiuloci.

Kapitan spojrzał jeszcze na dobrze ubranego mężczyznę, Maximilliena de Sainte Hermine.

- Widzę, że wygląda pan na arystokratę. Z kim mam przyjemność?

Herod
29-11-2010, 20:46
Kurwa. Nie mam dziś chyba szczęścia...
Nie zmieniając zbytnio pozycji, kątem oka spróbował ocenić żołdaka. Nie wyglądał na draba. Pijany, bo się gibie... więc słabeusz i chyba jeszcze nie wytrzeźwiał dobrze. Zobaczmy czy chłopina dobrą stroną trzyma chociaż ten karabin...

Sługus arystokracji coś gada... niewyraźnie, z chyba zachodnim akcentem. Może Wandejczyk? To i chłop może.
Czas na odpowiedzieć, półszeptem:
- Czy ja idę czy... HYK!... co? Leżę w tym chędożonym... HYK!... gnoju od wczoraj... nie mogę wstać. Pomóż.... HYK!... bracie... poratuj... a może... HYK!... Masz gorzałkę? Zaschło mi w gardle... jesteś może z Wandei? Chłop? HYK! Do chłopa celujesz, ziomka swego... jak do psa!?
Ech... kiedyś miałem brata... wyjechał na za... HYK!... chód... Jacquarda może znasz?... podobnyś nawet z gęby do niego...

Delanos
29-11-2010, 21:20
Trzeba było się zgłaszać na ochotnika do tej misji Myślał Rene idąc przed prowadzącym go żołnierzem. Błękitny mundur nie dawał mu też zbyt pewnej pozycji jeśli chciał być wolny

Co mam zrobić, jeśli karczma jeszcze stoi to listy do bretańczyków są jeszcze pod tą obluzowaną deską, którą znalazłem. To że jestem żołnierzem La Fayetta też nie pomoże... Zaraz mam pomysł ale najpierw poczekam aż zaczną mnie przepytywać...

glaca
01-12-2010, 22:46
*Mężczyzna rozejrzał się po tłumie rojalistów jakby nie dowierzając temu co widzi. Otrzepał mankiety z kurzu i poprawiając poatarganą perukę ukłonił się kapitanowi.*

-Witajcie przyjaciele! Chwała Bogu, że was zesłał- Maximilian przeżegnał się. -Uratowaliście nas z rąk tych sankiulockich szumowin w ostatniej chwili. Nazywam się Maximilian Frédéric Chevalier de Sainte-Phalle.

*Po czym wykorzystując całe swoje dotychczasowe doświadczenie towarzyskie i nienaganne maniery, stara się wzbudzić u Kapitana zaufanie co do swojej osoby i swoich szczerych zamiarów.*

-Proszę, ocalcie nas od tego piekła na ziemi. Chętnie wspomożemy waszą boską sprawę tępienia tych bezbożników! Dajcie mi tylko proszę czas abym mógł odzyskać swoje rzeczy zrabowane przez te świnie.

*Stara się zyskać zgodę na przeszukanie budynku sądu z nadzieją odnalezienia dokumentów, z którymi został złapany.*

Ekaton
02-12-2010, 19:17
- Miło spotkać kolejnego arystokratę. Niestety kawaler nie może pójść do budynku. Tam wciąż psy stawiają opór. - słychać liczne strzały i możesz dostrzeć rojalistów usiłujących podpalić budynek z rewolucjonistami w środku - Wy ruszycie z nami. Na razie będziemy trzymać was w zamknięciu póki nie dowiemy się kim takim jesteście.

Ruszacie wraz z częścią wojsk rojalistów na zachód. Jak daleko, nie wiecie. Nie traktują was źle, jeno Jacquouilla pobili, ale widać żołnierzy francuskich nie traktują tak źle jak sankiulotów. Po kilku godzinach zapada zmrok i przystajecie przy pewnym zajeździe. "Wandea" - głosi napis, a na dachu powiewa biała flaga z liliami. Obok budynku znajduje się kilka szubienic a na nich cywile i żołnierze rewolucyjni.

- To już nasze ziemie - informuje podoficer, konwojent - tutaj ta hołota się nie zapuszcza. Wejdziemy i zostaniemy tu na popas.

Wchodzicie do środka. W środku wszyscy stoją z bronią, gotowi do obrony w przypadku ataku. Mieszkańcy tego regionu są fanatycznie oddani królowi i Kościołowi i bronią swych przekonań czym się tylko da. Prowadzą was do pomieszczenia na górze. Okna zabito deskami, a na podłodze usypano trochę siana, widocznie przeznaczyli je na więzienie. Zapalają wam niewielki świecznik z dwiema świecami. Zamykają drzwi na klucz i szczelnie ryglują.

Belizariusz
02-12-2010, 23:05
Henri przez całą drogę próbuje nawiązać dobre relacje z konwojującym ich podoficerem-
Mości podoficerze zaiste pięknie nas ugościliście jeno brak nam dobrego jadła i wina, czy możemy liczyć na chociaż tyle? Ciężki dziś dzień mieliśmy, a te sankiulockie psy nie raczyły nas niczym karmić. Może i Ty byś Waćpan do nas dołączył na partyjkę pokera? :D
- po zamknięciu w celi oczekując na odpowiedź podoficera rozgląda się po towarzyszach niedoli i myśli- "mogłoby być gorzej, wesoła z nas kompania, arystokrata pewno dworzanin, kolonista i chłop eheh będzie ciekawie nie ma co" :) i zwraca się do swych towarzyszy w te słowa-
No więc Panowie nie mieliśmy się do tej pory okazji poznać. Jestem hrabia Henri de Lagardere z akwitańskiej szlachty- mówiąc to w pierwszej kolejności podaje rękę Chevalier de Sainte-Hermine'owi- proponuje Panowie, abyśmy się zastanowili w co za gówno wdepnęliśmy i jak się można z niego wydostać przy wzajemnym współdziałaniu :)- tutaj obdarza swoich towarzyszy promiennym uśmiechem i czeka na ich reakcje :)

Herod
03-12-2010, 09:39
- GHHHHHRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRR!

Aby ich pies czarta wychędożył. Ich matki, ich siostry, braci i kogo tam mają w chałupach!
No kurwie syny!
Za co mnie pobili? Fakt, mogłem nie chwytać tamtego wandejczyka za nogi, nie obalać go i nie tłuc do nieprzytomności...
Ale nie będzie mi gnój żałował gorzałki! Co ja, jakiś angol czy inny jełop!? Ja francuz z dziada-pradziada... ale nieeee, nie dał. Kutas.
Niechaj ja tylko się oswobodzę... niech jeno dostanę któregoś w swoje graby. Temu ich oficerowi łeb włożę w koński zad i gruchnę konia tak, że do tej... do tego miasta, co w nim austriaki urzędują... Wie-Deń chyba. W każdym razie chabeta go tam dowlecze, albo to co z niego zostanie

Przynajmniej nic mnie nie boli. Za słabo bili.

A potem... a potem cichcem, rozwalając łeb każdemu, kto stanie mi na drodze... łamiąc gnaty, wyrywając flaki i kutasy, łby rozwalając o drzewa, aż mózg wypłynie... tańcząc na ich piersiach, aż ziober nie wbiję w ich płuca... jak najszybciej do chłopaków. Raz potrzebują oni pomocy (oby oficer dotarł do celu). Dwa... tam będzie bezpieczniej niż w gronie tej fanatycznej hołoty. Trzy - jak kurwa wezwę moich dłużników, jak tutaj nie wpadnę... kamień na kamieniu...


Wyzwolenie należy zacząć małymi krokami. Rozglądnąć się za wszystkim, ale to WSZYSTKIM co może posłużyć za broń. Nawet najprostszą. Jak nic nie będzie to zawsze zostaną mi oni. Człowiek, którego się odpowiednio rozkręci może służyć za całkiem skuteczną maczugę... albo taran. Tak jak tamten germaniec...

Oni. Oni mi się nie podobają. Siedzę na tym przeklętym stryszku z bandą antyrewolucyjnych psubratów... no, może nie wszyscy. Ten w mundurze gwardii narodowej dobrze rokuje na przyszłość. Być może to cholerny mieszczanin, ale stoi po NASZEJ stronie jak nic. Drobnostka taka, iż wandejskie ścierwa powieszą go jak nic jako pierwszego z naszej pierdolonej wesołej gromadki... chyba, że to zdrajca...
Tamten w peruce i jedwabiach... arystokrata jak w mordę strzelił. Taki wypiękniony... miłośnik hedonistycznych zabaw chyba i małych chłopaczków. Prawdziwy chłop się tak nie nosi

Myśląc to spojrzał na siebie. Na swój ugnojony, podziurawiony mundur. Kurtka zdarta z węgierskiego huzara, buty po holendrze. Nawet całe.
Spodnie to piękne francuskie... kiedyś były piękne. No i reszta, plus ten nieszczęsny kask, mogący służyć jako potencjalna maczuga do rozwalenia czyjegoś łba.
Zaśmiał się pod nosem.

Dalej kto tam siedzi... arystokrata. Drugi. Hrabioszczyk co to się z wrogiem brata. Tyle pożytku z jego kłapania będzie, iż jak przyjdzie tu ten podoficer... jak go poczęstuję piąchą, jak będą jego łbem tłukł... może mniej hałasu, po prostu wroga uduszę i pożyczę jego mundur. Mam nadzieję, że się zmieszczę.

Odezwał się. Wróg narodu się zwrócił do mnie i zwyzywał od "panów!". Drażni mnie chyba ta moja "maczuga"... oj drażni.

- HhrhrhrhrhrhrhrhraaaarK TFU! - sporo śmierdzącej flegmy zostało wyplute na podłogę w akcie pogardy.

Teraz Jacquouill zaczął się rozglądać za wszelkimi stołkami, ławami i czymkolwiek, co może odebrać życie bliźniemu swemu.

Delanos
03-12-2010, 10:05
-Żołnierzu- zwróciłem się do śmierdzącego jegomościa, który w tym momencie przeszukiwał wszystkie kąty- postaraj się się nie zwrócić uwagi naszych gospodarzy, rób to ciszej, pewnie zostawili straże pod drzwiami.- sam podszedłem spradzać okna, żeby zobaczyć chociaż część żołnierzy wandejczyków.
-Może mój mundór na to nie wskazuje ale jestem porucznik Rene Blaschois. Musimy się dowiedzieć co z nami planują a i nie chciałbym zbyt długo przebywać w ich towarzystwie.- ,,I w towarzystwie arystokratów, którzy myślą że stopnie oficerskie należa się tylko im'' pomyślałem ale potrafiłem utrzymać swoje myśli na wodzy, w końcu nie widomo było jak postąpią ci dwajjego współwięźniowie. Co do obdartusa to pomyślał , że jeśli będzie okazywał swoje uczucia rewolucyjne to ten być może na swój specyficzny sposób będzie go szanował i być może nawet słuchał jako wyższego stopniem.

Herod
03-12-2010, 11:17
Gwardzista Narodowy się odezwał. Zadziwił Laboureura tym co powiedział. Mocno.
Ciszej? Jak można obracać głową ciszej!?
Nim minęło zdziwienie przyszło szczere rozbawienie.
"Mieszczanin" w mundurze prostego gwardzisty przedstawił się jako "porucznik Rene Blaschois". Nie ma co, to było równie dobre co gruchnięcie ławą milicjanta w łeb... prawie. Czy on myśli, że się na to nabiorę!? "Oficer!" Blaaaah! Czemuż od razu nie sam jenerał!?
Z udawaną powagą i szacunkiem w grubym głosie rzekł, chichocząc przy tym pod nosem:
-Tak jest obywatelu poruczniku!

Delanos
03-12-2010, 12:59
-Trochę szacunku dla wyższego stopniem- Warknęłem widząc bezczelne zachowanie żołdaka i patrzył jednym okiem patrząc aż ten pierwszy spuści wzrok.

Herod
03-12-2010, 15:10
-Ależ obywatelu poruczniku!

Nie zdzierżę. Zaczyna się robić wesoło! Ten podlotek z jednym ślepiem, w mundurze szeregowego warczy na niego!
W dziwny sposób. Niepokojąco dziwny.

Taki jak u Angoli... podobnie wyli, gdy grozili i umierali. Ciekawe...

Znaczy szpjeg i zdrajca jak nic. Mundur szaraka, akcent, oficjerowanie... Pewnie za to go sankiulici chcieli ściąć na wdowie. Hmmmm...

Przestał się śmiać. Jeno wpatrywał się w niego uważnie, z wrodzoną chłopską ciekawością.

-hmmmmmmmmm...

Belizariusz
03-12-2010, 15:24
Po swoich słowach Henri uważnie zaczął obserwować zachowanie tego prostaka i jednookiego porucznika. Słysząc ich wymianę zdań i czując bójkę w powietrzu postanowił się odezwać:
- Spokój!! Jak chcecie sobie skakać do oczu to potem jak nas uwolnią. Teraz bądźcie cicho i nie róbcie awantur bo wszyscy będziemy mieli problemy.- a w głębi ducha pomyślał- "cholerna hołota, wiecznie problemy z tymi brudasami"

Delanos
03-12-2010, 15:35
-Spokojnie mości chrabio czy jak tam siebie każesz tytułować ale przeżyłem rewolucje amerykańską, Austryjaki mi oko wykuli i do drzewa bagnetem przykłuli a przeżyłem nawet swoją egzekucję i nie zamierzam tutaj umierać z rąk królewskich- ,,napewno mnie nie zabiją po tej imformacji, którą im powiem, muszę się tylko zobaczyć z cholernym dowódcą tego obozu.'' pomyslałem sobie i nie mogłem się powstrzymać żeby uśmiechnąć się nieco pogardliwie do tego szlachetki.

Herod
03-12-2010, 19:49
Hrabia-taran przemówił i przerwał prostą zadumę Żakuja. Wprawił go w zdumienie.
-Uwolnią? Kogo kurwa uwolnią? Może was, arystokratycznych ciemiężców wolnego ludu Francji... wielcy, szlachetni panowie trzymają się razem, swoich nie zabijają. Ale dla nas... przynajmniej ja, nie wiem jak "obywatel porucznik" - zachichotał - nie mam co liczyć na litość. Jeno kawał mocnego sznura i gałąź. Taka dola chłopa od zawsze była.
Ci cali szuani to zresztą krwawe bestie. Nie wypuszczą nikogo. Jeszcze się wam zamarzy szybka gilotyna... gdy was będą w wiklinowej babie wędzić na wolnym ogniu.
Ja zresztą nie myślę dać się tym pierdolniętym mordercą żywcem... niech no tylko...

Ekaton
06-12-2010, 21:33
Do pokoju wszedł oficer rojalistów. Jego twarz zdawała się wyrażać raczej zdenerwowanie, choć głos miał raczej spokojny.

- Henri de Legardere, Maximillien de Sainte-Hermine, Rene Blaschois i Jacquouille Laboureur. Proszę za mną. Rozpoczną się przesłuchania. Z ratusza uratowaliśmy już potrzebne dokumenty.

Oficer prowadzi was do pomieszczeń, w których zostaniecie przesłuchani. Pilnie eskortują was żołnierze. Rozdzielają was. Po jednym na każdy pokój przesłuchań. Czujecie niepewność. Wiele słyszeliście o torturach rojalistów, po stokroć gorszych niż te republikanów. Ale musicie iść. Tylko tak macie szansę uratować skórę.

-------------
Teraz, jako, że wasi bohaterowie są osobno i nie mogą wiedzieć o swoich przesłuchaniach proszę o wybór: ciągnąć sesję dalej przez PW czy na GG.

Herod
06-12-2010, 23:02
Ja bym w takim razie wolał na PW, ale się dostosuję do głosu większości.

Delanos
06-12-2010, 23:20
Ja gg ale przecież każdy może jak chce chyba

Belizariusz
06-12-2010, 23:41
Jestem za gg :)

Herod
07-12-2010, 12:45
Zatem PW/gg (Glaca chyba umarł, ale on też by tak chciał :P ).

Ekaton
07-12-2010, 21:35
Dla mnie to bez różnicy, ci którzy chcą mogą na gg, inni na PW. Jako tylko, że nie będę miał czasu z wszystkimi jednocześnie na gg prowadzić, postaram się "złapać" po jednej osobie ;-)

Herod
13-12-2010, 17:33
Ekaton, jak tam nasza kwestia?

Belizariusz
16-12-2010, 16:24
Panowie coś w miejscu stoimy. W takim tempie to jedno wydarzenie miesiąc będziemy rozgrywać ;/

Herod
19-01-2011, 19:14
Temat jak widać zdechł... nie ma więc chyba co trzymać tego działu... :|