LEGION
29-12-2012, 15:29
Ściągasz filmy z sieci? Nie jesteś złodziejem. Kopiujesz książki? Nie popełniasz przestępstwa - trwa akcja społeczna, mająca uświadomić Polakom, że prawo autorskie pozwala na dużo więcej, niż się nam wydaje. - To działanie na szkodę twórców kultury - oburza się Związek Producentów Audio-Video.
Kampanię pod nazwą "Prawo kultury" przygotowała Fundacja "Nowoczesna Polska". O co w niej chodzi? Fundacja w czytelny sposób informuje, iż można ściągać z sieci filmy, kopiować książki czy udostępniać muzykę. W warszawskim metrze naklejono na szyby dymki jak z komiksów, a w nich przeczytać można komunikaty: "Mam prawo ściągać filmy", "Mam prawo kopiować książki" i "Mam prawo dzielić się muzyką". Pod każdym hasłem - odesłanie do strony http://www.prawokultury.pl. Kto trafi na tę stronę, znajdzie na niej prawne podstawy tych haseł. Podane w skondensowany sposób, zrozumiały także dla laika.
Organizatorzy nie namawiają ani do łamania, ani do naginania prawa: pokazują tylko, że często było ono dotąd interpretowane w sposób - jak twierdzą - jednostronny. Kampania ma odwrócić stereotypy utrwalane przez inne kampanie, poszerzyć świadomość o prawach i wolności, jaką daje użytkownikom kultury obowiązująca w Polsce Ustawa o prawie autorskim.
Bogusław Pluta, dyrektor Organizacji Zbiorowego Zarządzania Związku Producentów Audio-Video (ZPAV), krytykuje: - To tak, jakbyśmy podpowiadali ludziom, w jaki sposób kraść w supermarketach. Mówię np. o serwisach, w których muzyka udostępniania jest nielegalnie. To jest działanie na szkodę artystów - i ogólniej: na szkodę kultury. W sensie prawnym wszystko jest w porządku, ale bez wątpienia jednak jest to okradanie artystów i - powtarzam - działanie na szkodę kultury.
I jeszcze przeczytajmy co ma do powiedzenia prawo:
"Mam prawo ściągać filmy", bo...
Ustawa pozwala na korzystanie z już rozpowszechnionych utworów w zakresie własnego użytku osobistego: Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego.
Przy czym nie masz obowiązku sprawdzać, czy filmy umieszczone w internecie zostały rozpowszechnione w sposób legalny, czy nie.
Wyjątkiem jest ściąganie filmów, muzyki czy książek za pomocą sieci peer-to-peer (takie jak BitTorrent czy eDonkey), co zazwyczaj wiąże się także z udostępnianiem plików innym osobom, z którymi nie mamy więzi rodzinnych lub towarzyskich, co wykracza poza dozwolony użytek (paragraf 2 artykułu 23 Ustawy o prawie autorskim: Zakres własnego użytku osobistego obejmuje korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego.)
Widzę, że już parę głosów się zebrało w ankiecie i to tych, których się spodziewałem. Niestety w przeciwieństwie do szlachetnej idei jaką jest uświadamianie ludzi, uważam, że akcje tego typu uświadomią tylko już uświadomionych lub nieliczny procent niewiedzących a pobierających jak ja sam tylko pojedyncze pliki (bo co wszystko, skoro jest YT). Niestety myślę, że w większości ludzie będą usprawiedliwiać łamane prawo poprzez zrzucanie winy na taką informację jaka poszła w sieci w postaci tej kampanii. W Polsce większość pobierających pewnie stanowią ludzie młodzi (do 30 roku życia) w niepewnej sytuacji materialnej, kupujący tylko pojedyncze tytuły z grupy najbardziej ich interesujących. Resztę pobierając lub biorąc na płytach/dyskach/pendrive'ach od znajomych. Pobieranie w głównej mierze odbywa się przez klientów BitTorrent, więc ostatni akapit będą świadomie wyrzucać z podświadomości i uważać, że za ich postępowaniem stoi litera prawa bo przecież "ściągnąłem to tylko dla siebie i tylko ja to używałem, nie udostępniałem nikomu innemu".
Z drugiej strony mamy tak inteligentnych producentów (j.w.), którzy "piractwo" porównują do kradzieży w supermarkecie. Ciekawym pozostaje to, że "kradnąc" coś z internetu mnożysz liczbę produktu, a w drugim przypadku zmniejszasz ilość towaru. Tak więc po szerszym spojrzeniu na sprawę wydaję mi się, że takie akcje oraz głupota producentów pomagają jednak szerzyć piractwo.
Kampanię pod nazwą "Prawo kultury" przygotowała Fundacja "Nowoczesna Polska". O co w niej chodzi? Fundacja w czytelny sposób informuje, iż można ściągać z sieci filmy, kopiować książki czy udostępniać muzykę. W warszawskim metrze naklejono na szyby dymki jak z komiksów, a w nich przeczytać można komunikaty: "Mam prawo ściągać filmy", "Mam prawo kopiować książki" i "Mam prawo dzielić się muzyką". Pod każdym hasłem - odesłanie do strony http://www.prawokultury.pl. Kto trafi na tę stronę, znajdzie na niej prawne podstawy tych haseł. Podane w skondensowany sposób, zrozumiały także dla laika.
Organizatorzy nie namawiają ani do łamania, ani do naginania prawa: pokazują tylko, że często było ono dotąd interpretowane w sposób - jak twierdzą - jednostronny. Kampania ma odwrócić stereotypy utrwalane przez inne kampanie, poszerzyć świadomość o prawach i wolności, jaką daje użytkownikom kultury obowiązująca w Polsce Ustawa o prawie autorskim.
Bogusław Pluta, dyrektor Organizacji Zbiorowego Zarządzania Związku Producentów Audio-Video (ZPAV), krytykuje: - To tak, jakbyśmy podpowiadali ludziom, w jaki sposób kraść w supermarketach. Mówię np. o serwisach, w których muzyka udostępniania jest nielegalnie. To jest działanie na szkodę artystów - i ogólniej: na szkodę kultury. W sensie prawnym wszystko jest w porządku, ale bez wątpienia jednak jest to okradanie artystów i - powtarzam - działanie na szkodę kultury.
I jeszcze przeczytajmy co ma do powiedzenia prawo:
"Mam prawo ściągać filmy", bo...
Ustawa pozwala na korzystanie z już rozpowszechnionych utworów w zakresie własnego użytku osobistego: Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego.
Przy czym nie masz obowiązku sprawdzać, czy filmy umieszczone w internecie zostały rozpowszechnione w sposób legalny, czy nie.
Wyjątkiem jest ściąganie filmów, muzyki czy książek za pomocą sieci peer-to-peer (takie jak BitTorrent czy eDonkey), co zazwyczaj wiąże się także z udostępnianiem plików innym osobom, z którymi nie mamy więzi rodzinnych lub towarzyskich, co wykracza poza dozwolony użytek (paragraf 2 artykułu 23 Ustawy o prawie autorskim: Zakres własnego użytku osobistego obejmuje korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego.)
Widzę, że już parę głosów się zebrało w ankiecie i to tych, których się spodziewałem. Niestety w przeciwieństwie do szlachetnej idei jaką jest uświadamianie ludzi, uważam, że akcje tego typu uświadomią tylko już uświadomionych lub nieliczny procent niewiedzących a pobierających jak ja sam tylko pojedyncze pliki (bo co wszystko, skoro jest YT). Niestety myślę, że w większości ludzie będą usprawiedliwiać łamane prawo poprzez zrzucanie winy na taką informację jaka poszła w sieci w postaci tej kampanii. W Polsce większość pobierających pewnie stanowią ludzie młodzi (do 30 roku życia) w niepewnej sytuacji materialnej, kupujący tylko pojedyncze tytuły z grupy najbardziej ich interesujących. Resztę pobierając lub biorąc na płytach/dyskach/pendrive'ach od znajomych. Pobieranie w głównej mierze odbywa się przez klientów BitTorrent, więc ostatni akapit będą świadomie wyrzucać z podświadomości i uważać, że za ich postępowaniem stoi litera prawa bo przecież "ściągnąłem to tylko dla siebie i tylko ja to używałem, nie udostępniałem nikomu innemu".
Z drugiej strony mamy tak inteligentnych producentów (j.w.), którzy "piractwo" porównują do kradzieży w supermarkecie. Ciekawym pozostaje to, że "kradnąc" coś z internetu mnożysz liczbę produktu, a w drugim przypadku zmniejszasz ilość towaru. Tak więc po szerszym spojrzeniu na sprawę wydaję mi się, że takie akcje oraz głupota producentów pomagają jednak szerzyć piractwo.