Ricardo
Nie obchodzą nas Twoje sny. Rzekł przymykając przy tym oczy i siląc się na spokojny ton, choć podobnie jak w Inigo, tak i w nim wrzało w środku, gdy Mateo opowiadał o jego wyobrażeniu.
Wersja do druku
Ricardo
Nie obchodzą nas Twoje sny. Rzekł przymykając przy tym oczy i siląc się na spokojny ton, choć podobnie jak w Inigo, tak i w nim wrzało w środku, gdy Mateo opowiadał o jego wyobrażeniu.
Mateo
Co ja znowu powiedziałem nie tak? Oburzony odwrócił się... Dobrze, to w takim razie trza było powiedzieć, że nie chcecie mnie słyszeć.....
Dosiadł swego konika i poklepał go po szyi.... Jeszcze będziecie mnie błagali bym coś powiedział, ale nie... Mati będzie twardy jak skała.... Uparty jak wół.... Nie usłyszycie juz więcej mojego głosu i mądrości, które mogę wam przekazać.. żyjcie niemoty w niewiedzy......
Siedział na koniu z obrażoną miną...
Rodrigo de Suarez:
A ten co? Dostał opierdol i foch? Może coś mi poprawi humor w końcu po tym śnie - uśmiechnął się lekko pod nosem widząc ochrzan i focha Mateo.
Ricardo
Nie chcemy, uwierz że nie chcemy, najlepiej siedź cicho i się nie odzywaj bo nie ręczę za siebie jak znowu coś palniesz... Odparł mu wciąż póki co spokojnie.
Mateo
Phii.... Wzruszył ramionami....
Inigo de Gastor
Kutas - pomyślał, odsuwając dłoń od rękojeści swego miecza. Wolał nic się nie odzywać, póki jeszcze był jako tako spokojny... Ale wielka ochota go nachodzila żeby zmasakrować tego łotra.
Alejandro
Wstał, przeciągnął się i ziewną siarczyście. Och już? Tak dobrze się spało. Ach moje sny robią się co raz dziwniejsze. Kiedyś to je pewnie pomylę z tym co na prawdę a tym co tylko marą. Ach pora iść na zbiórkę.
Wszyscy
Ustawiliście się w szeregu,widzicie że większość ma liczne lekkie rany draśnięcia choć żaden z jeźdźców nie jest poważnie ranny,najgorzej wygląda Mateo z bandażem na głowie....Długo nie czekaliście kiedy obok kapitana uprzednio Wami dowodzącego pojawił się wódz we własnej osobie,na pięknym,karym,ogierze bojowym, z już dobytym mieczem i niemal od razu zaczął przemowę - Panowie,dziś nadszedł dzień ostatecznego zwycięstwa nad tą zgrają,osobiście poprowadzę Was do boju a zadanie jest proste,pojmać ich wodzów i złamać ich ducha,dlatego będzie bardziej niebezpiecznie niż ostatnio....,chyba że nie macie odwagi by uderzyć wraz ze mną prosto w serce wroga?! - ostatnie słowa niemal wykrzykując
- Mamy.... - rozległy się głosy wśród jeźdźców
- Co z Wami?! Duma i chluba naszej wyprawy przede mną stoi czy banda tchórzy?!
- Mamy! - ponownie rozległ się chóralny okrzyk,tym razem znacznie głośniejszy
Mateo
Tylko ruszał ustami ale z gardła nie wydobył ani odrobinki głosu... Jeno gdy wszyscy krzyknęli Mamy to on w myślach... Sramy,
Wcale mu się nie uśmiechała kolejna nawalanka tym bardziej że i jego ("do tej pory przyjaciele, a od teraz zwykli towarzysze,, choć i to słowo było przesadne" ) najzwyczajniej w świecie go nie lubili, i pewnie nie polubią... Rusza na wyprawę ale juz bez dawnego zacięcia i zaangażowania.. najlepiej jakby sieętrzymał gdzieś z tył... Tym bardziej że łeb miał poobijany. bez tarczy i z marnymi umiejętnościami wojaczki.. W to miejsce postanowił sobie że może rozejrzy się za jakąś dzikuską.... Szuka okazji by się gdzieś zadekować w rozgardiaszu bitwy... Może będzie miał szczęście i spotka swą Indianke na łaciatym koniu.... Uśmiechnął sie pod nosem szelmowsko, na ten swój genialny plan...
Alejandro
Mamy! Krzyczał głośno i wyraźnie z entuzjazmem w głosie i małą dozą dumy. Tak to świetne! Uderzyć tam gdzie najbardziej boli! To nie będzie łatwe, ale jeśli nam się uda złamiemy dzikusów i pewnie się poddadzą. Mniej martwych i rannych po naszej stronie a każdy człek jest cenny. To jest wódz, nasz dowódca, wielu ludzi pewnie by poszło za nim do piekła i z powrotem, ale gdyby to im się opłacało hahah. Ach, złoto i sława pod takim wodzem gwarantowane. Przysięgi dotrzymam i spróbuję powstrzymać się od atakowanie bezbronnych dzikusów, no chyba, że w obronie.