Przywołaj więc te "podręczniki historii gospodarczej" - nie mogę się doczekać. Z pewnością jest tam mnóstwo rzeczy typu "odkrycia geograficzne były złe, bo były niebezpieczne, bo destabilizowały system" albo "kolonizacja nowych terenów była zła, bo była ryzykowna" lub np. "kapitalizm był zły, bo fabrykanci otwierając fabryki podejmowali duże ryzyko, że zbankrutują, powinni byli dalej korzystać z manufaktur", "postęp techniczny był zły, bo nigdy nie wiadomo było, co naukowcy mogą wymyślić, a ryzyko jest złe". Z pewnością dostarczysz nam od groma takich cytatów :lol:Cytat:
Nie muszę nic tłumaczyć gdyż "jaki koń jest każdy widzi". Sugeruję zajrzeć do pierwszego podręcznika z historii gospodarczej lub ekonomii. To naprawdę nie jest nic trudnego, podobnie jak samodzielne myślenie.
A czy ktoś napisał tutaj coś innego, że ryzyko należy zwiększać jak najbardziej? Oczywiście, że ryzyko należy minimalizować na tyle, na ile to jest OPŁACALNE. Bezpieczeństwo nie jest wartością samą w sobie - kto ma pole widzenia zawężone tylko do tego, ten sam sobie robi krzywdę.Cytat:
Ktoś pisze, że ta ja wychodzę z jakimiś nowymi teoriami/tezami (?! :shock: ) więc powinienem je udowodnić! Jakie nowe teorie?! Teza, że bogactwo i dobrobyt biorą się z pracy a ryzyko szkodzi w jego osiągnięciu i musi być minimalizowane jest tezą tak naturalną jak ta, która mówi iż słońce wschodzi na wschodzie a zachodzi na zachodzie.
Tutaj "jaki koń jest każdy widzi" - kto w życiu nie podejmuje ryzyka(rozsądnego), ten "nie ma". Pod każdym względem. Proste jak budowa cepa.Cytat:
Więc raczej oczekiwałbym, aby ktoś podał mi gdzie jest napisane, że to ryzyko jest źródłem dobrobytu a nie praca?
Ależ jak pisałem czytałem setki felietonów JKM, miałem też w rękach jedną jego książkę i wiem o czym mówi pisząc o ryzyku. To co stwierdza, to oczywista oczywistość - kto się boi podejmować jakiekolwiek ryzyko i twierdzi, że "bezpieczeństwo jest najważniejsze", ten w życiu niewiele osiągnie(przynajmniej w stosunku do posiadanego potencjału).Cytat:
To by było ciekawsze i bardziej naturalne, gdyż to JKM postawił "egzotyczną" tezę a wy ją bronicie z uporem godnym doprawdy lepszej sprawy. Stąd też ma prośba o aktywne używanie szarych komórek, gdyż jak zauważyłem nawet najgłupsza teza jakieś "autorytetu" jest przez wiele osób broniona wbrew wszelkiej logice i zdrowemu rozsądkowi. To nie jest złośliwość (nie chcę nikogo obrazić) ale dobra rada. Ja naprawdę jestem zaskoczony waszą reakcją, bo wypowiedź JKM uważam bardziej za potknięcie w ferworze dyskusji niż obraz jego poglądów (co nie zmienia faktu, że była głupia). Szokiem jest dla mnie, że ludzie, którzy jednak jakieś pojęcie o zasadach funkcjonowania gospodarki maja i coś tam czytali bronią takich idiotyzmów! Przecież to jest niepoważne.
Robienie interesów oznacza nieodłącznie ryzyko. Są zajęcia dużo bezpieczniejsze od ryzykowania całym swoim majątkiem w jakichś biznesowych przedsięwzięciach. Zgodnie z prezentowanym przez Ciebie światopoglądemCytat:
I życie i robienie interesów polega przede wszystkim na tym, że staramy się przewidzieć co będzie jutro i staramy się przewidzieć konsekwencje naszego postępowania. Ci którzy się nie starają zazwyczaj większych pieniędzy nie zarobią.
Najpierw należy zadać sobie pytanie dlaczego w ogóle kupcy handlowali i wysyłali gdzieś daleko swoje towary? Przecież to tak ryzykowne! Dlaczego armatorzy pozwalali swoim statkom wypływać gdzieś daleko - przecież to tak niebezpieczne! Dlaczego podczas wojny statki pływały, mimo korsarzy na szlakach komunikacyjnych? Przecież tyle strat można było ponieść! I w ogóle po co toczyli wojnę - można było na niej zginąć. A przecież "bezpieczeństwo przede wszystkim" :lol:Cytat:
Dlaczego np. kupcy zawsze ubezpieczali swe towary (przynajmniej gdy chodziło o większe partie i transport na dalsze odległości)? Dlaczego armatorzy, choć stać ich było na posiadanie statku, zawiązywali spółki i kupowali udziały w wielu jednostkach? Dlaczego w czasie wojny działania krążownicze przeciw nieprzyjacielskiej żegludze przynosiły na ogół najwięcej strat nie w działaniach bezpośrednich (czyli przez straty w postaci zdobytych lub zatopionych statków i wiezionych przez nie towarów) ale przez panikę jaką wywoływały i idący za tym wzrost cen frachtów i ubezpieczeń? Tu wszędzie mamy do czynienia z ryzykiem, które PRZESZKADZA - jego działanie jest ODWROTNE do pracy. Praca daje zysk, ryzyko ten zysk (jego część) ODBIERA. Czy ktoś potrafi się do tego odnieść?
Wybaczam ;) Znając twórczość JKM wiem co miał na myśli: że "kto nie ryzykuje, ten nie je", że ryzyko jest nieodłącznym elementem życia i każdego osiągnięcia, że większemu sukcesowi z reguły towarzyszy większe ryzyko. To są chyba rzeczy na tyle oczywiste, że nie musimy o nie kruszyć kopii przez następne kilka stron?Cytat:
Wybacz, ale bronisz tezy JKM, który napisał (jeżeli wierzyć cytatowi - ale o cytacie dyskutujemy) że źródłem dobrobytu jest ryzyko (lub coś podobnego). Czyli bronisz tezy błędnej, a nawet idiotycznej!
Nie gniewam się ;) I faktycznie wydaje mi się, że rozmawiamy o różnych rzeczach. Jak Kowalski uzna, że dobrobyt prędzej zapewni mu potencjalnie ryzykowne przedsięwzięcie biznesowe, niż "bezpieczne" zaoranie się na śmierć, to ja tylko mogę temu Kowalskiemu przyklasnąć. Nawet jak istnieje wysokie prawdopodobieństwo porażki. Jak Kowalski stwierdzi, że zamiast tego lepiej zagrać w totka, to nazwę go kretynem. Wszystko zależy od kalkulacji ryzyka, spodziewanych korzyści, naszej skłonności do ryzyka. Jak ktoś twierdzi "bezpieczeństwo jest najważniejsze" albo "ryzyko jest najważniejsze" to są tylko dwie strony tej samej błędnej teorii. Tyle, że JKM gry "w totka" nie popiera. Ty teorię, że "bezpieczeństwo przede wszystkim" jak najbardziej...Cytat:
Nie gniewaj się, ale ty chyba nie do końca zdajesz sobie sprawę z tego o czym dyskutujemy. Nie mam pojęcia co bardziej zapewni owemu Kowalskiemu dobrobyt, bo nie mam danych aby się wypowiadać na temat tej hipotetycznej postaci. Wiem natomiast, że znacznie większe szanse na osiągnięcie dobrobytu ma, jeżeli będzie rzetelnie pracował niż gdy uzna, że dobrobyt zapewni mu ryzyko (co byśmy pod tym pojęciem rozumieli). Oczywiście na 1000 Kowalskich jednemu lub dwóm może się udać. Ale w kontekście gospodarki państwa, lub biorąc pod uwagę całość społeczeństwa, przekładanie doświadczeń tych którym się udało na ogół jest idiotyzmem! I o tym cały czas piszę!
Nie wiem czy ty termin 'praca" odbierasz jako np. "etat" czy coś podobnego? Bo przecież inaczej nie można dojść do innych konkluzji!!
A co to jest "społeczeństwo", jak nie zbiór jednostek? I tak właśnie: każdy z nas powinien mieć przede wszystkim percepcję indywidualistyczną i samemu określać stopień ryzyka(i je ponosić albo nie wraz z konsekwencjami) - Ty niestety masz kolektywną(i jeszcze robisz sobie do tego krzywdę statystyką i "rachunkiem prawdopodobieństwa") połączoną z wiarą w ludową nadświadomość i społeczne planowanie...Cytat:
W skali jednostki to każdy sobie sam może określić stopień ryzyka. w skali państwa, społeczeństwa najważniejsze jest bezpieczeństwo.
Jak Ci na to odpowiem, to znów powiesz, że "używam określeń powszechnie uznawanych za obraźliwe", więc chyba mam związane ręce ;)Cytat:
A tak nawiasem, to może ty (albo Elrond, albo ktoś inny) odpowie na pytanie zadane przeze mnie Zakapiorowi? Czy zastanawialiście się dlaczego w trakcie dyskusji chcecie ośmieszyć, poniżyć, oczernić drugą stronę lub kogoś (człowieka, instytucję) o której toczy się dyskusja? Czy to wam w dyskusji pomaga? Czy się lepiej po tym czujecie? Czy np. musicie używać (systematycznie!) negatywnych epitetów wobec osób, instytucji. Obserwuję wasze wypowiedzi i z całym przekonaniem mogę stwierdzić, że na ich stronę merytoryczna nie ma to żadnego znaczenia. Więc po prostu chciałbym wiedzieć. Jest możliwe uzyskanie odpowiedzi?
Czyżbyś sam nie lekceważył pewnych "naturalnych praw" pisząc o tym, że "najważniejsze jest bezpieczeństwo"? Centralne planowanie jest jednym z objawów paranoi na tym punkcie. I jest jednocześnie dobrym przykładem do czego takie coś prowadzi...Cytat:
Bo jak sam wspomniałeś była centralnie planowana i nie motywowała do pracy. I wbrew pozorom nie była bezpieczna gdyż lekceważyła pewne naturalne prawa. A każda rzecz, która nie liczy się z rzeczywistością (naturalnymi prawami) i jest wcielana w życie, może stać się niebezpieczna (nieść za sobą niebezpieczeństwa).
Czyżbyś zauważał już, że rozsądnie podejmowane ryzyko daje per saldo dużo więcej bezpieczeństwa, niż pragnienia o tym, by było przede wszystkim "bezpiecznie"?Cytat:
Poza tym nie wiem dlaczego uważasz, że jest "zaprzeczeniem bezpieczeństwa"?
Regulusie owszem jesteśmy, ale minimalny VAT w UE to 15%, a u nas na paliwko jest 23%, a niedługo pewnie będzie 25% - unijne maksimum. Akcyza na pewnym poziomie tez jest przymusowa, ale u nas i tak jest wyższa, niż unijne minimum. Takie wynalazki, jak "opłata paliwowa", itp. to już w ogóle tylko nasz polski wymysł. Więc owszem będąc w UE paliwa za 2 zł nie będziemy mieli, ale DUŻO tańsze, niż obecnie, już jak najbardziej.Cytat:
Tak, ale nie zapominajcie, że jesteśmy związani prawem unijnym i nie możemy od tak skasować podatku.
Mój drogi za miedzą mamy państwo wrogie gdzieś tak od około 500 lat i nic się w tej kwestii nie zmienia. Tyle wieków minęło, a niektórzy dalej nie akceptują faktów i bajdurzą o "przyjaźni". Nie są w stanie zaakceptować faktu oczywistego: jaka jest natura Rassiji jako państwa. Czy to oznacza, że nie powinniśmy np. z Rosją handlować, prowadzić wymiany, pozwolić na swobodny przepływ towarów, na większą swobodę przepływu ludzi, nie powinniśmy wykorzystywać i rozgrywać Rosji dla własnych interesów :?: Nikt nie mówi, że nie. Tylko litości z "przyjaznym państwem na wschodniej granicy" - rosyjskie ze stolicą w Moskwie/Petersburgu nigdy takie nie było. Dla żadnego z sąsiadów.Cytat:
To co w zamian? Wojna? Gorąca, zimna, tylko nie przyjaźń, współpraca? Rozumiem, że nasze interesy nie wymagaja byśmy na granicach mieli państwa nam porzyjazne, tylko wrogie?
A na kwestię kto jest nam przyjazny a kto wrogi powinny mieć wpływ historyczne fobie a nie bieżące interesy?
