Według mnie wszystkie mógłby iść po łebkach i było by dużo lepiej niż kilka ale szczegółowo. Koniec końców i tak zapamiętuje się tylko określoną ilość, lepiej więc wiedzieć że "tu były takie wojny a tam takie" niż konkretnie z datami i dowódcami znać jedną konkretną. Zwłaszcza że daty i dowódcy i tak szybko raczej wypadają z głowy a wiedza np. o tym kiedy to Hannibal wkroczył do Italii i tak jest mało raczej istotna, rok w tą czy w tamtą nie robi nikomu w końcu żadnej różnicy.Cytat:
I właśnie o to mi chodzi, i nad tym boleję. W natłoku informacji jakie mamy zwarte w podręcznikach do historii nauczycielowi zwyczajnie brakuje czasu by móc omówić je wszystkie. Jedne omówi szerzej na innych skupi się po łebkach.
Według mnie z kolei niektóre wydarzenia z zagranicy czy może ogólnie z danego regionu świata są ważniejsze niż konkretne w Polsce. Sam pisałeś o omawianiu współczesnych wydarzeń i powodowaniu dyskusji, wydaje mi się że ma to oznaczać bardziej "praktyczne" wykorzystanie przedmiotu. Idąc tym tropem wychodziłoby że nauczanie o rozwoju społeczeństwa, kapitalizmu, demokracji itd. byłoby dużo ważniejsze od jakichś tam np. wojenek Jagiellonów, tymczasem rozwój "podstaw ideologicznych" dzisiejszej Polski miał miejsce poza granicami Polski. Nawet Konstytucja III maja w takim wypadku jest ważna z powodu jej rocznicy i "demokratycznych" tradycji ale w samym "postępie cywilizacyjnym i ustrojowym" była przestarzała i mało istotna.Cytat:
Okroić do czego... niektóre pojęcia lub zagadnienia z tego co pamiętam były strasznie szeroko omawiana w szkolę, inne równie ważne były po łebkach bo brakowało czasu. Ja nie twierdzę, że historia Polski przed rewolucją francuską jest mniej ważna od tej późniejszej.
Twoje propozycje w kwestii historii stworzyłyby bajzel bez końca w miejscu gdzie jest stosunkowo mały.Cytat:
I bez tego mamy w szkole światopoglądowy bajzel tak naprawdę, więc może warto w końcu ten bajzel uporządkować a nie pozwalać by narastał dalej.
Z drugiej strony jeżeli to co mają historycy od lat powojennych to raczej "narracja" to można powiedzieć że ci od starożytności mają "bajki i legendy" ;) . Prawdopodobnie za jakieś 200 lat będą powstawały bardziej obiektywne prace i z większym materiałem źródłowym w postaci wspomnianych dokumentów. Tym niemniej teraz historycy od lat powojennych też są potrzebni, choćby dlatego że "komunistyczni" swoje już napisali i wypadałoby dać zainteresowanym alternatywę a nie skazywać na ich dzieła. No i jest też ogólnie kwestia zainteresowania ludzi "bliższymi" czasami, historii nie powodzi się tak dobrze aby rezygnować z "najcenniejszych według rynku" okresów. Jakby co ewentualną lukę ktoś wypełni, a ciężko raczej zakładać żeby miał się spisać lepiej niż historycy.Cytat:
Co do historii najnowszej (1945 -89), to zwracam uwagę na fakt, że wiele dokumentów państwowych, jest dalej utajnionych:cool:... Więc to, co mają historycy, to raczej narracja (będąca "na czasie" obowiązującej obecnie ideologii...), a nie historia. A sprawa pychy współczesnych, to nic nowego. Przed IWŚ ówcześni intelektualiści, też uważali, że ludzkość jest w swoim najwspanialszym okresie rozwoju. Polecam przejrzeć pierwsze rozdziały Pierwsza Wojna Światowa Martina Gilberta.
W sumie to nie widzę tu problemu. "Pycha" współczesnych jest uzasadniona bo piszą oni dla współczesnych. Za 200 lat ktoś może się śmiać z wyolbrzymiania np. 1989 ale dzisiaj to ważne i istotne wydarzenie.Cytat:
A sprawa pychy współczesnych, to nic nowego. Przed IWŚ ówcześni intelektualiści, też uważali, że ludzkość jest w swoim najwspanialszym okresie rozwoju.

