-
Anna de Loiret
Wiesz co? Gdyby Roland był przy mnie, to wyruszyłabym z nim gdziekolwiek, nawet jeśli miałabym więcej nie ujrzeć Bretonni. Bo cóż mi z niej, skoro ktoś, kogo kochałam najbardziej nie żyje? Pewnego dnia poznasz Alessio kobietę, którą pokochasz a wtedy opuścisz Miragliano bez wahania, byle by być z nią. Wtedy przekonasz się, ile warte jest najdrozsze nawet twemu sercu miejsce na tym świecie. Szczęście mozna odnaleźć gdziekolwiek, jedynym warunkiem jest bliska ci osoba.
-
Alessio
O czym Ty na bogów mówisz, Anno. Nie rozumiesz że to wygnanie wejdzie w życie ze skutkiem natychmiastowym po wykonaniu przez nas zadania? - powiedział zrezygnowany - Ale dobrze dalej możesz na mnie liczyć choć nie oczekuj że będę w dobrym nastroju.
Do Marii
Teraz do mnie dotarło dlaczego pozwalasz sobie na taki ton wobec nas i masz taką pewność co do wydarzeń. Tyś jest jedną z Róż Miragliano,widziałem Cię na dworze u Doży. Nie wiem czym się zajmujesz ale na pewno są to rzeczy najwyższej wagi. ...
-
Anna de Loiret, Alessio Contrarini, Sven z Norski:
Skinęła głową na słowa Alessia i odparła w staroświatowym, Sebastiano zaś wznowił tłumaczenie na tileański - A najwyższej wagi jest teraz sprawa uratowania tego miasta. I to tak by nie wzbudzić paniki jego mieszkańców. Z tego też powodu zasługi co prawda oficjalnie przypadną komu innemu, ale na nagrodę pieniężną w granicach rozsądku możecie liczyć. A także na moją wdzięczność, która może mieć większą wartość niż cały skarbiec miasta. Czy czegoś potrzebujecie do realizacji tego zadania? Na przykład finansów na podróże gondolami?
-
Anna de Loiret
O czym ja mówię? Nic nie rozumiesz, wybacz że przemawiałam do ciebie jak do równego sobie! Chciałam ci okazać serce, myśląc że pojmiesz, iż sterta kamieni nie jest ważna w obliczu wyższych uczuć.
-
Alessio
Do Marii
Wsparcie choćby finansowe mile widziane - odparł cierpko.
Do Anny
To nie jest sterta kamieni Anno, to całe moje dotychczasowe życie i mój dom. Do kogo mam żywić te wyższe uczucia,które kazałyby mi zapomnieć o mojej ojczyźnie? Darzę Cię przyjaźnią Anno ale zdążyłem Cię poznać na tyle dobrze że wiem iż nie mówisz o uczuciu do siebie. Proszę powiedz co masz na myśli, bo czynisz tylko iż jestem jeszcze bardziej zagubiony...
-
Anna de Loiret
Kiedyś będziesz miał taką osobę, którą tym uczuciem obdarzysz. Nie jest ważne że teraz nie masz, ja również nie mam ale liczę, że to się zmieni, ty też na to licz. Bez tego nasze serca nie będą wiedziały, czym jest radość, czym jest piękne życie... Zrozum, utrata miasta nie jest niczym wielkim w porównaniu do utraty kogoś bliskiego, jeśli stracisz Miragliano, wyruszysz w świat i zyskasz szansę... Na znalezienie sobie bliskiej osoby. Straciłam i dom i bliskich, wierz mi że wiem czego strata bardziej doskwiera. Ty masz szansę, wielką szansę na szczęśliwe życie jeszcze. Wtedy pogodzisz się z utratą swego domu, zaś ja z utratą Rolanda się nie pogodzę nigdy, rozumiesz?
-
Alessio
Kiwnął jej głową na znak że rozumie nie chcąc ciągnąć dłużej tej dyskusji. Musiał jej przyznać że miała dużo racji ale dla niego wciąż wizja utraty Miragliano na zawsze brzmiała jak coś nierealnego.
-
Maria wyciągnęła rękę do Sebastiano, ten podał Jej sakiewkę. Wręczyła ją Alessio ze słowami Dwadzieścia złotych monet powinno pokryć koszty.
-
Alessio
Wziął od niej pieniądze po czym powiedział tylko - Dziękuję, na pewno się nie zmarnują. A teraz ruszajmy, mamy mało czasu a mnóstwo rzeczy do zrobienia.
-
Nagle rozległo się pukanie do drzwi pokoju. Trzy szybkie, chwila przerwy, jedno, znów przerwa i dwa szybkie. - Wejść odrzekła Maria. Drzwi otworzyły się, mężczyzna który wszedł jest ubrany w liberię sługi i cały spocony. Oszacował Was szybkim spojrzeniem i rzekł do Marii w tileańskim:
- Mam wieści z Senatu Pani.
- Możesz mówić, zebrani tutaj potrafią zachować tajemnicę.
- W uniwersytecie doszło do masakry. Jakiś ohydny kult przeprowadził tam w nocy rytuał podczas którego rozebrał do naga znajdujących się tam żaków obojga płci i następnie zmiażdżył ich ciała. Część z nich nawet przypalał, prawdopodobnie żywcem... trzem z nich przyrodzenia przełknął głośno ślinę, a Sebastiano się skrzywił i złapał dłonią za krocze. Na koniec zaś, po rytuale, rozwalił bluźnierczy ołtarz, by nie udało się odczytać symboli, ale udało się nam zebrać wszystkie kamienne kawałki i złożyć z powrotem na tyle by móc je odczytać.
- Jaki to kult?
- Władcy wypaczonych żądz.
- Ech, chyba miałeś rację mości Alessio, jak widać w mieście faktycznie dwa kulty działają.