Inigo de Gastor
Tak... Żegnaj... Powiedział cicho i udał się już na spoczynek, mając dość wrażeń dzisiejszego dnia.
Wersja do druku
Inigo de Gastor
Tak... Żegnaj... Powiedział cicho i udał się już na spoczynek, mając dość wrażeń dzisiejszego dnia.
Mateo
Gdy wyciągnięto mu knebel z ust wykrztusił ślinę z krwią na ziemię... Kasłał przez chwilę... Mądrych Panie ludzi masz... Nos mi rozpierniczyli i knebel założyli. znowu zaczął kasłać. Nie wiem czemu udusić mnie chcieli, ale to chyba dlatego że niekumate i tyle.
Tak jak kazałeś Panie wstawiłem się wieczorem pod Twoim namiotem i zameldowałem się u strażników. A Ci kazali mi stać nawet nie racząc Cie panie powiadomić. Wiem, że u Ciebie panie liczy się dyscyplina i punktualność, Jednak zmówili się by CI nie przeszkadzać... I ja nie miałem takiego zamiaru... Wiesz Panie mógłbym wymyślić bajeczki, że bez powodu mnie obili i związali jak dzikusa przy palu. Jednak i tak w niełasce już jestem i nie mam nic do stracenia. Prawda jest taka, że doszły ich słuchy o moim tchórzostwie, z którego dumny nie jestem. Postanowili mnie chyba ukarać... Wpierwej kazali mi tu stać i czekać na swoją kolej... Wydało mi się to podejrzane, bo nikogo w kolejce nie było... Ale stałem cierpliwie i czekałem. Po dłuższej chwili chciałem za potrzebą iść i zapytałem czy mogę... Oni zaczęli mnie strofować, że żaden ze mnie żołnierz skoro nie umiem słuchać rozkazów i tak dalej... Nie mniej nie mogłem Panie do Was wejść ze zmoczonymi portkami coby Was nie obrazić, a odejść tez nie mogłem bo tylko na to czekali bym rozkaz złamał... Odwróciłem się zatem i najzwyczajniej zacząłem sikać... Nagle poczułem silne kopnięcie i upadłem .. Ocknąłem się przywiązany do tego pala zakrwawiony i zakneblowany...
Ale Panie ja tchórz mnie nie musicie wierzyć. Ino zdaję się na Wasz rozum. jaki bym miał cel prowokować ich?
Mówię Ci Panie że oni sami postanowili mnie ukarać... i obawiam się, że nie tylko oni tego spróbują... Nie jestem idiotą Panie... Rozmawiacie już z trupem...... Nie chcę wyjść na kogoś co się zna na dowodzeniu, ale marna to armia gdy podważa się autorytet dowódcy i do samosądów dochodzi...
Mateo pierwszy chyba raz odkąd się pokazał na tym zasranym zadupiu mówił z wielką powagą. Spokojnie i równo. Oczywiście co jakiś czas pokasływał. Dokładnie tak jakby to sobie wcześniej zaplanował. Nie musiał uciekać do swoich sztuczek i umiejętności... Prawdopodobnie zakrwawiony i posiniaczony, obolały.. wyglądał jak półtora nieszczęścia. Wartownicy nie mieli nawet zadrapania ani brudu krwi czy czegokolwiek....
Inigo
Zasnąłeś dość łatwo będąc zmęczony wydarzeniami całego dnia....
Ricardo
Sergio wie....,a teraz jazda,ile mi jeszcze będziecie głowę zawracać! - krzyknął poirytowany,Sergio zaś spojrzał na Ciebie wzrokiem sugerującym jak najszybsze opuszczenie namiotu kwatermistrza
Mateo
- Taaaak?Doprawdy ciekawe....,przecież mówiłem im żeby nikogo nie wpuszczali bo jem kolację....,nie powiedzieli Ci tego?
- Panie,proszę o wybaczenie,tego akurat żeśmy mu nie powiedzieli....,co się będziemy przed taką gnidą tłumaczyć? Ale reszta to kłamstwo,robił co mógł by nas z równowagi wyprowadzić!- gdy skończył mówić splunął pod Twoje nogi
- Hmm.....,a więc mój drogi.... - zręcznym ruchem wyjął serwetę zza koszuli i podszedł do Ciebie troskliwie ocierając Ci krew w międzyczasie mówiąc spokojnym głosem - bycia żołnierzem Ci odmówili?I w ogóle ich nie prowokowałeś?A to dranie! - przysunął głowę do Twojego ucha - A więc,co mogę dla Ciebie zrobić?Oczywiście poza niekaraniem Cię za ucieczkę z pola walki....
- Ależ Panie,wierzysz mu?! - uciszył go gestem dłoni,wciąż wyczekując Twej odpowiedzi
Mateo
Mateo miał odpowiedzieć już Cortesowi, gdy jeden z żołnierzy zadał do dowódcy ostatnie pytanie...
Spojrzał na tego wartownika tylko i się zsikał. Wybacz Panie, kłamałem oni prawdę mówią... Jego głos był naprawdę przestraszony i drżący... Ukażcie mnie bo na karę surową zasługuję...
Przyszedłem tu i celowo ich prowokowałem by mnie związali....
Ricardo
Dobrze, po co te nerwy... Powiedział spokojnie i wyszedł z namiotu. To prowadź. Rzekł do Sergia na zewnątrz.
Mateo
A więc jednak przyznajesz że chciałeś mnie oszukać....,miałeś mnie za durnia?! - krzyknął i potężnie Cię spoliczkował,tak że aż głowa Ci odskoczyła,ocierając ręce z krwi kontynuował - Nade wszystko cenię sobie odwagę,honor i prawdomówność a Ty jesteś odrażającym tchórzem....,nie zasługujesz na zaszczyt noszenia oręża i dosiadania wierzchowca i przynosisz swoją postawą hańbę tej wyprawie....dlatego pozbawiam Cię broni i konia,od tej pory będziesz zajmował się czyszczeniem latryn,rozstawianiem namiotów,opiekowaniem się rannymi i wszelkimi innymi obowiązkami jakie którykolwiek z dowódców uzna za stosowne. A jako że nie masz za grosz honoru będziesz na noc wiązany i nie będziesz mógł swobodnie przemieszczać się po obozie,kara zakończy się kiedy uznam za stosowne....przyjmujesz ją czy masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
Ricardo
O rany ale beznadziejne zadanie.... - rzekł markotnie gdy już wyszliście po chwili dodał nieco weselszym tonem - A tak w ogóle to co u Ciebie słychać?U mnie bez zmian,stara bieda hehe,w ogóle dzięki za pożyczkę,mmm,jakie ona miała piękne oczy,mówię Ci stary....
Ricardo
Ja nie wierzę, wydałeś tą kasę na dziwki? Murwa... Ja Ci na życie dałem... Chociaż tym żyjesz, hehe. Ale nie przychodź do mnie jak nie będziesz miał co jeść. Rzekł, lecz w jego głosie nie było złości, właściwie cała ta sytuacja go rozbawiła, a na jego twarzy od bardzo dawna pojawił się uśmiech. A u mnie... dobrze, tak myślę, lepiej niż było, zrozumiałem sporo rzeczy...
Ricardo
Jakich na przykład przyjacielu?W ogóle to napijmy się dzisiaj,koniecznie!Za zwycięstwo i w ogóle hehe....a co u tego Mateo słuchać?Fajny gościu....,z resztą kompanii też bym pogadał....
Ricardo
Przyziemnych, lecz nie zdawałem sobie z nich dotychczas sprawy, przez zaślepienie, jakie mną zawładnęło, a jakiego pewna osoba pomogła mi się pozbyć. A Mateo... Uciekał dzisiaj z pola walki, teraz pewnie tłumaczy się przed wodzem...
Ricardo
Uciekł?Co w niego wstąpiło?Bardzo niedobrze....,wódz nie cierpi tchórzy....,ehh....,no nic,może jakoś się wykaraska,byle tylko prawdę mówił....- powiedział Wy zaś po chwili dotarliście pod drzewo do którego przywiązani są trzej jeńcy pilnowani przez paru żołnierzy,widocznie pozostali dwaj zbyt ciężko ranni byli i dalej są składani przez cyrulików....,jeden z pilnujących odezwał się świecąc Wam pochodnią na twarze - Stać!Z jaką sprawą przychodzicie?