-
Na początek daj coś na ząb wszystkim, śniadania nie jedlim, a Oni od niedawna są mymi towarzyszami broni. Tylko nic zawierającego wodę, nawet w śladowej ilości. - odparła karczmarzowi Glorgina uśmiechając się po usłyszeniu jego ostatniej wypowiedzi.
Murwa! Kiełbasa! krzyknął i rzucił się na zaplecze. Po chwili wrócił wręczając Wam po pęcie smażonej kiełbasy, nieco przypalonej z wierzchu, nabitym na długi drewniany szpikulec i ociekającym tłuszczem.
Do tawerny weszło dwóch rycerzy w czarnych pełnych płytowych zbrojach. Przyłbice hełmów mają opuszczone, niosą otwartą trumnę.
-
Anna de Loiret
Och jacy oni wspaniali, mogli by podnieść przyłbice tylko - powiedziała cicho po bretonńsku, uśmiechając się nieco. Po tym usiadła przy stoliku.
-
Alessio
Anno co karczmarz mówił o tych ciałach ?- powiedział zabierając się za jedzenie kompletnie nie zwracając uwagi na nowych gości ani na zachwyt jaki u niej wywołali.
Techniczny
Ile PD kosztuje wykup języka? Bo irytujące jest poczucie bycia zdanym na łaskę kapryśnej Ani xD
-
Anna de Loiret
Nie odrywając wzroku od rycerzy - a coś, że w nocy znowu napastowali ich, szczegółowo opisywali obcinanie macek, to co się działo, ten zachlany Marco z Garłacza strzelał, przypalali to pochodniami i takie tam... Nic ciekawego. Aaa! I jeszcze chyba że od polania wodą tych macek one znikają, coś takiego, mogłam pomylić. No i ci co leżą to chyba przedtem byli tymi mackowatymi.
-
Alessio
Anno proszę Cię,skup się na moment, to bardzo ważne, na pewno to wszystko? W końcu karczmarz gadał jak najęty, a co do rycerzy to pewnie nawet więcej ich jest na statku a i Ci tutaj dopiero przyszli. Także proszę Cię o chwilę uwagi - z trudem zwalczał irytację ale mówił miło i uprzejmie.
-
Anna de Loiret
Musisz być tak uparty? Zamyśliła się na chwilę przypominając sobie słowa karczmarza, po czym zaczęła mówić - były w nocy kolejne ataki, pierwszego napastnika walnęli jakimś krzesłem czy stołem, poleciał w tył aż poleciał...o to coś do kanału i się utopiło, to jakaś kobieta była w koszuli nocnej. Drugi wtem zaatakował a krasnoludy uciekły do środka zaś Marco zaatakował stwora, bijąc go pochodnią tam gdzie z ciałem łączyła się macka, no i wtedy ta macka znikła. Resztę kończym tak potraktował również aż w końcu napastnik zginął. Wypalił znak Chaosu na plecach jego i odszedł... Kolejny zaatakował przed świtem, ale oblali łotra wodą i mu macki znikły, dobili go potem jakimiś nożykami czy czymś. No i to tyle - wzruszyła ramionami po czym dodała - jestem zmęczona tym, nie męcz mnie więcej.
-
Alessio
Dziękuję Anno, to było bardzo ważne, dobrze że tu zaszliśmy, mam pewną niepokojącą teorię co do tej choroby..... - zamyślił się wracając do posiłku.
-
Ann de Loiret
Jaką znowu teorię? Poza tym schowaj gdzieś jedną kiełbasę dla mnie, teraz głodna nie jestem a na później będę miała, dobrze ją owiń tylko w coś.
-
Alessio
Ani karczmarz ani właściciel tego domostwa w którym przenocowaliśmy nie mieli wcześniej żadnych macek ani znaków. Jedynym objawem była śpiączka. Być może jest to jedynie wstępna faza zarazy, później ofiara przeistacza się w monstrum z piekła rodem. To że ogień wykrusza zarazę jest logiczne ale że woda? W końcu macki to raczej rzecz spotykana u morskich stworzeń więc nie powinna im ona szkodzić - mówiąc jednocześnie wyjął bandaż odrywając część i zawijając zgodnie z życzeniem w niego jedną kiełbasę.
-
Anna de Loiret
Nie wiem o co w tym chodzi, ale chyba bez pochodni nie powinniśmy się ruszać - położyła głowę na stół cicho jęcząc z psychicznego wyczerpania.