-
Mateo
Tak?To się sprawdzimy,jestem pewien że Cię pokonam,wszystko mógł bym na to postawić hehe - odparł Ci,po chwili dotarliście do lazaretu,czeka Cię mnóstwo roboty bo rannych jest naprawdę wielu - Macie tu tego niedojdę do pomocy,ale operacji mu lepiej nie powierzajcie chyba że trupa chcecie mieć na sumieniu hehe - rzekł do jednego z medyków gdy już weszliście do środka,spostrzegłeś że "milczek" przestał Wam towarzyszyć,nawet nie spostrzegłeś kiedy to nastąpiło,ciekawe czemu?....
Ricardo
Dotarłeś do infirmerii,jest kompletnie przepełniona,z trudem dopchałeś się do środka ale jeńców nigdzie nie dostrzegasz z powodu kłębiącego się wewnątrz tłumu....
Rodrigo
Tak?Ehh....,no dobrze już dobrze,skoro jest tak źle to wysłucham Twej prośby.... - przeżegnał się i udał za Tobą do rannego Alejandro,na miejscu dostrzegłeś że jego stan się pogorszył,jest zlany potem a na dodatek rana wygląda naprawdę paskudnie....
Alejandro
Leżałeś tak cierpiąc i czekając kiedy wreszcie zjawi się ten przeklęty klecha,po naprawdę długim czasie ujrzałeś nad sobą zamazane sylwetki Rodrigo i znajomego Ci ojca Miguela z początków wyprawy....
-
Ricardo
Zagaił któregoś medyka. Przysyła mnie kwatermistrz po tych rannych dostojników, co ich dzisiaj złapaliśmy. Don Cortez będzie ich chyba przesłuchiwał... Nie wiesz, gdzie ich znajdę w tym tłumie, felczerze?
-
Mateo
Żartujesz sobie? Najpierw mi mordę obiłeś a teraz ja mam z tobą pić? Uznaj, że stchórzyłem i wygrałeś... Gdzieś twój kamrat polazł... dałbym ci radę ale i tak zrobisz na przekór.... idź go poszukaj i sami se zawody w piciu zróbcie... Myślisz, że nie przejrzałem cię... Schlałbyś mnie do nieprzytomności a potem poleciał nakablować... Rozejrzał się po lazarecie... Ciekawe ile ci mają cierpliwości....?jak nie będę robił to co mi każą to co się stanie....?
-
Mateo
Nie licz że tak łatwo się mnie pozbędziesz,kwatermistrz mianował mnie Twoim Aniołem Stróżem....Taaa,ja też jestem zachwycony....A o tak niskie zagrywki mnie nie posądzaj,to Ty próbowałeś nas wkopać palancie.... - odparł,sam zaś długo nie stałeś z pustymi rękami,podszedł do Ciebie cyrulik i wręczył Ci misę z wodą i szmatą do ocierania rannych - To Twoje pierwsze zadanie,obmywaj chorych,pogadaj z nimi co nieco czy jak tam uważasz....,w każdym razie zrób po prostu coś pożytecznego - co Twój "Anioł" skwitował słowami - No słyszałeś go,jazda hehe
Ricardo
Gdzieś tam.... - wskazał Ci ręką jakieś miejsce za swoimi plecami - A teraz wybacz mam wiele obowiązków - i od razu gdzieś zniknął,Ty zaś zastanawiasz się,gdzie może być "gdzieś tam"....
-
Mateo
Widać Palanta, palant ma pilnować...he he... Obmywać chorych? zapytał cyrulika... On jest... wskazał głową na wartownika ciotę.. ale jemu to żadne mycie głupoty nie wyczyści... Przypadek beznadziejny....
Miał gdzieś czy wartownik się piekli czy nie...Matiemu wyraźnie sprawiało przyjemność wyprowadzanie go z równowagi... A pomysłów miał naprawdę sporo. Poszedł do pierwszego lepszego chorego i zaczął go po prostu myć... Widać było, że mu nawet współczuje... Gdy skończył zapytał uprzejmie. coś jeszcze byś chciał?
-
Ricardo
Poszedł w kierunku wskazanym mu przez medyka i rozglądał się uważnie na boki za Indianami, którzy powinni się odróżniać w tłumie.
-
Alejandro
Chciałbym się wyspowiadać ojcze, chcę wyznać wszystkie swe grzechy, czy przeżyję czy nie, to od woli bożej zależy. Chcę mieć zdjęty ciężar z mego serca i duszy., aby móc wejść do Królestwa Niebieskiego i czystym wędrować w mej ziemskiej podróży.
I dzięki Rodrigo, za wszystko heh.
-
Rodrigo de Suarez:
W porządku stary, heh... - po cichu do cyrulika - Po spowiedzi dałoby się mnie jakoś poskładać? Dzikusy mnie poharatały, a jeden z nich nawet pogryzł mi rękę...
-
Rodrigo
Dobra,niech Ci będzie,rzucę na to okiem,siadaj tam - wskazał Ci jakiś punkt na drugim końcu sali - dajmy im nieco prywatności - gdy już za nim poszedłeś sprawnie zrobił opatrunki i przemył Twoje rany.... - No i gotowe,dobrze że poszedłeś po tego księdza,jedyne co mogę zrobić to dać mu coś na sen,reszta w rękach Boga....
Alejandro
Gdy zostaliście sami ksiądz rzekł z powagą - Nie lękaj się synu,może wcale nie wybiła jeszcze dla Ciebie godzina....Nie mniej jednak mów co Ci na sercu leży,zawsze człowiekowi po spowiedzi lżej kiedy zrzuci ciężar swych grzechów z serca a i Bóg przychylniejszym okiem tedy spogląda....
Ricardo
Wreszcie przepchałeś się do indian,są dość bladzi jak na swój kolor skóry i nie wyglądają najlepiej jednak jako tako trzymają się na nogach,są pilnowani przez dwóch żołnierzy,jednak Ci nawet nie zwrócili na Ciebie uwagi,widocznie uznali że jesteś kolejnym,który przyszedł tu szukać pomocy medycznej....
Mateo
Czego mi potrzeba?Ładnej żony i domku na plaży hehe....,w ogóle to dzięki,sam bym nie dał rady,pewnie Ci kazali,co? - odparł co jakiś czas pokasłując nieprzyjemnie między słowami,Twój "Anioł" wtrącił - Te,każdego będziesz tak wypytywał?
-
Rodrigo de Suarez:
Łatwo nie było. Myślałem, że nigdy go stamtąd nie wyprowadzę... Ale koniec końców udało się. W każdym razie dziękuję. W sumie... Potrzebujecie jakiejś pomocy? - A co tam... Pomogę im trochę. Nie zazdroszczę im tego zapierdolu tutaj, a jakoś za te leczenie wypadałoby się odwdzięczyć... - odparł mu, tak by ksiądz nie słyszał...