Najpierw me pytania przetłumacz, muszę mieć potwierdzenie od Was wszystkich.
Wersja do druku
Najpierw me pytania przetłumacz, muszę mieć potwierdzenie od Was wszystkich.
Anna de Loiret
Rzekła po bretonńsku do cyrulika - Glorgina się pyta, czy jej nie zdradzisz i nie powiesz nikomu, co ona teraz nam oznajmi.
Sven
Będę milczał jak grób.
Alessio
Ja też,przysięgam na wszystko co mi święte że pary z ust nie puszczę.
Anna de Loiret
Poprzysiągł milczeć, Glorgino.
- I ja przysięgam na swą brodę, że pary z ust nie puszczę - powiedział karczmarz.
Skinęła głową i rozpoczęła swą opowieść.
- Sługa stwierdził Marii, że krwawy rytuał odbył się na uniwersytecie. Sam rytuał nie był krwawy, a w Miragliano już tylko jeden przeklęty kult działa. Drugiemu sama łeb ukręciłam, ale zacznę może od początku. Gdy poszłyśmy z Anną wczoraj na zakupy sukni, zaprosiło nas na nocną imprezę trzech żaków. Miała być pijatyka i ujeżdżanie koni. Dopiero Alessio, gdy nas spotkał, usłyszawszy o tym wybuchnął śmiechem. Po czym wyjaśnił co mieli na myśli mówiąc o wierzchowcach. Obrazili mnie tym tak bardzo, że gdy zasnęliście wybrałam się tam w nocy. Wytłumaczyć jakich propozycji nie składa się młodej wdowie jeszcze noszącej żałobę i obić przy tym kilka twarzy.
Poczerwieniała, nabrała tchu i kontynuowała opowieść.
- W progu przywiał mnie tam ten z trójki, co do nas przemawiał. Cały goły, z wyprężoną męskością, wyciągając do mnie kielich z winem i pytając się gdzie zgubiłam swą towarzyszkę. Zanim zdążyłam odpowiedzieć stwierdził obleśnie się uśmiechając, że ja sama wystarczę, bo jak nieco pochylę głowę, to będę miała swe usta akurat na wysokości zadania. Doprowadził mnie tym do furii, wyciągnęłam więc rękę, chwyciłam za jego przyrodzenie i ścisnęłam. Bardzo mocno, tak jak szyję tego złodziejaszka na targu. Zwalił się z jękiem na podłogę, a ja wpadłam do środka dobywając swego młota. W sali jedna wielka orgia się odbywała, a ja siałam tam śmierć i zniszczenie wśród kopulujących ze sobą człeczyn. Biała mgła przysłoniła bowiem me oczy, gdy usłyszałam muzykę którą tam grano. Przypomniała mi boleśnie o tym, że tylko raz było mi dane zakosztować małżeńskich przyjemności, zanim mego męża nie zatłukł na śmierć Bradni w szale zazdrości - kilka łez potoczyło się z jej oczu, ale szybko otarła je dłonią, po czym podjęła opowieść.
- Musicie bowiem wiedzieć, że zanim zostałam zabójczynią, mego oblicza nie zdobiła blizna po kwasie z żołądka trolla. Zamiast zdławić zaloty Bradniego w zarodku, pozwoliłam by je kontynuował, mimo że me serce wybrało jego brata. Po części więc ponoszę winę za śmierć męża. Winę, którą może tylko zmazać moja bohaterska śmierć. Za bardzo bowiem mi pochlebiały starania Bradniego i z powodu głupiej kobiecej próżności splamiłam swój honor pozwalając by je kontynuował. Mimo iż nie miał żadnych szans na zdobycie mego serca. Przysięgłam sobie wtedy, że zobaczę jak umiera. Jeśli innym rodzajem śmierci, niż takim którym by zmazał winę bratobójstwa, to splunę na Jego truchło. Przysięgi dotrzymałam. Ale wracając do głównego tematu. Zabiłam grajków, rozwaliłam ich instrumenty i wtedy jedna z kobiet zaczęła tkać jakieś zaklęcie. Pomiędzy Nią a mną pojawił się obłok mgły, a z niej formować sylwetka jakiegoś żeńskiego demona ze szczypcami zamiast rąk. Walnęłam w nią młotem i znikła zanim zdążyła przybrać całkowicie materialną postać. Dorwałam i kapłankę, rozwaliłam ołtarz, furia minęła. Ostatnich dwóch mężczyzn błagało mnie o litość. Może bym im ją okazała, gdyby nie byli to pozostali dwaj z rynku. Połamałam im nogi, zaciągnęłam do nich za kark zwijającego się cały czas z bólu ich towarzysza i poświęciłam im więcej uwagi przypalając młotem ich krocza. Zajęło mi to wszystko pół nocy, prawie drugie pół zeszło mi na praniu portek, bo upaprałam je podczas urządzania pogromu wsród zwyrodnialców. Dlatego też tak niewyspana jestem i zdrzemnę się tu dopóki nie wrócicie z dzielnicy elfów. A podsumowując mą opowieść, ja także po wykonaniu zadania muszę zniknąć z tego miasta. I to zanim ktokolwiek zorientuje się, że tak zmiażdżyć ciała można także dwuręcznym młotem bojowym. Prawdopodobnie z Anną do Bretonni... zawiesiła głos patrząc na Was uważnie.
Karczmarz ma opuszczoną szczękę, wybałuszone oczy. Wygląda jakby był w głębokim szoku po tym co usłyszał.
Anna de Loiret
Na łaskę Pani! Słusznieś zrobiła, należało się bydlakom! Zasłużyli po tym, gdy tak mnie zwiedli. Niech żyje Glorgina Pogromczyni studenckich kusiek! Zaśmiała się lekko - krasnoludzica w Bretonni... Nie wiem co będę musiała wymyślić by ludzie krzywo na mnie nie patrzyli, ale jestem ci to winna teraz.
Stół przy którym siedzicie rozleciał się z hukiem. Nigdy mnie tak nie nazywaj warknęła Glorgina dzierżąc w dłoniach młot którym rozwaliła mebel. Nawet nie zauważyliście kiedy go zdążyła dobyć. To nie jest powód do kpin. A pomyśleć, że miałam zamiar Cię prosić Anno o zostanie moja spamiętywaczką... i siostrą krwi.
Alessio
Ale, ale... to okrutne! Jak mogłaś tak postąpić? To czyste bestialstwo nie widzę dla niego usprawiedliwienia - powiedział zszokowany i oburzony
Anna de Loiret
Zamilcz, nie prowokuj ich - rzekła stanowczo do medyka po bretonńsku, po czym do Glorginy w staroświatowym - wyraziłam tylko podziw i uznanie za twój akt odwagi i umiejętności, w żadnym słowie nie miałam zamiaru z ciebie zakpić. Niech mnie Pani Jeziora w tej chwili skarze, jeśli tak nie było.