Nie wiem co Ci się tak podobało. (spojler się tu zaczyna). Dwie świetnie zapowiadające się bitwy - najpierw ta z końca pierwszej części, później Hattin... i obydwie zrąbane. W pierwszej sygnałem do odwrotu dla muzułmanów było to, że udało się wyhamować pęd wrogiej jazdy i można było ją wyciąć w pień. Druga w ogóle śmieszna - nie mam nic przeciwko niehistoryczności w filmach, ale jeśli rezygnuje się z niej na rzecz rozwiązania o wiele mniej ciekawego (tj. cała bitwa była tylko ostatnim etapem w obozie, który kazał rozbić pewien już klęski król. No właśnie - gdzie w tym filmie był król?). W ogóle spłycone zostały powody marszu do Tyberiady. Niesamowicie skomplikowany wątek historyczny zastąpiony w filmie fanatyzmem religijnym... to było trochę rażące. Tak jak ciągła wzajemna wazelina Arna i Saladyna, już nie mogłem tego słuchać... ;) Poza tym Arabowie niepokojeni odprowadzili naszego głównego bohatera do Szwecji, a potem w niej zostali, ryzykowali życie broniąc tych niebieskich przed czerwonymi w walnej bitwie i jeszcze się ucieszyli jak Arn przywdział się na krzyżowca. :D Główna bitwa też świetna - użycie łuczników zostało tam ukazane przez reżysera jako szczyt pomysłowości i sprytu... ;) Przewlekły wątek miłosny sprawiał, że podczas oglądania odechciewało się żyć.Cytat:
Zamieszczone przez Vasyshq
Więcej mi się nie chcę wymieniać. Film był taki sobie. Moim zdaniem gorszy od Królestwa Niebieskiego.
