-
Śmiech Svena znikł nagle jakby ucięty bardzo ostrym nożem.
Nie, nie przedstawią. Śluby milczenia złożyli - odparł Hans w staroświatowym.
Za kogo Ty się uważasz, że tak się do mnie zwracasz! - dobiegł Annę głośny krzyk Svena - Śmiem wiele rzeczy! Jestem wolnym człekiem, a nie Twym podwładnym! oparł dłoń na głowicy swego topora. Ja głupi życie swe chciałem poświęcić w Twej obronie, a Ty mi nawet żartować nie pozwalasz i traktujesz niczym jakiegoś sługę - splunął wprost pod Jej nogi - Chędożyć takie podziękowanie. Bretonnka jeszcze nigdy nie widziała aż tak wkurzonego Norsa.
-
Anna de Loiret
Uniosła głowę do góry i wyprostowała się, opierając dłoń na rękojeści miecza - za to, że chciałeś walczyć w mej obronie jestem ci dozgonnie wdzięczna, ale żarty na ten temat mnie nie bawią tylko godzą. A traktuję jak sługę? Czy ty wiesz, jak bardzo ceni kogoś w Bretonni ten, który oddaje pod opiekę swój oręż? Ja ci oddałam swój miecz ochrzczony imieniem swego brata, bo szanuje cię jako człowieka honoru i odważnego wojownika, wiedziałam że mogę na tobie polegać. Nie chce zwady z tobą, widocznie w tej chwili oboje siebie uraziliśmy. Zakończmy to zatem ugodą i puśćmy w niepamięć, zważ ile razem przeszliśmy w zgodzie i szacunku. Wyzwać mnie na pojedynek chcesz? Wiesz, że nie odmówię, ale walczyć z tobą nie chcę. Nie z tym, którego cenię za odwagę godną wielkich wojowników.
-
Pozwólmy zatem naszym słowom ulecieć z wiatrem. Najlepiej jak przez jakiś czas nie będziemy się do siebie odzywać, by nie zawróciły. Sam przerwę milczenie, gdy uznam że nadeszła do tego odpowiednia pora - odparł Sven odsuwając rękę od oręża.
Oni tak zawsze sobie do gardeł skaczą? spytał się przywódca rycerzy po tileańsku.
-
Anna de Loiret
Skinęła tylko głową Svenowi i odsunęła dłoń od miecza.
-
Alessio
Nie,pierwszy raz się zdarzyło - powiedział zaniepokojony ostrą wymianą zdań, nie rozumiał słów ale wiedział że poszło na noże dodając z troską i rosnącą złością - Kochana czy on Ci czymś uchybił? Czemu tak się unieśliście?
-
Anna de Loiret
Nieważne, to sprawa między nami, już załatwiona zresztą. A nawet jeśli, cóż ty byś zrobił... Wyzwał go na pojedynek? Ciężko mi będzie oj ciężko, mimo że cię kocham...
-
Alessio
Dobrze niech Ci będzie,chodźmy zatem do arcykapłanki - powiedział niezadowolony z odpowiedzi wybranki,obejmując ją delikatnie jedną ręką ale nie chcąc drążyć tematu na tą chwilę,myśli miał jednak ponure i smutne - Czyżbyś wątpiła w moją odwagę i oddanie? Umiejętności walki i tężyzny mi brak,to prawda,ale rzuciłbym się na niego nawet z gołymi rękami gdyby faktycznie się na Ciebie zamachnął, trzeba będzie wrócić do tej sytuacji na spokojnie....
-
Doszliście we czwórkę do nadbudówki, przekroczyliście jej próg i dotarliście do kajuty arcykapłanki, w której siedzi dość młoda kobieta pisząca coś piórem na pergaminie.
http://fc00.deviantart.net/fs71/f/20...on-d34ukyj.jpg
Oderwała swój wzrok znad pisma i zastygłszy nieruchomo z piórem w ręku spytała w tileańskim - Czym Wam mogę służyć?
-
Alessio
O czcigodna, mamy sprawę do przenajświętszej arcykapłanki. Wzrok bowiem utraciłem z powodu niezwykle silnego światła jakie zabiło od kolczyków mojej ukochanej na reakcję wobec rozlanej wody magią potraktowanej.... Łzy mojej wybranki nieco poprawiły sytuacje bowiem wcześniej nic nie widziałem a gdy kilka z nich na moje oczy skapnęło nieco się poprawiło choć dalej nie wyraźnie widzę. Czy jest jakaś szansa abym pomoc od błogosławionej uzyskał?
-
Wielka jest moc łez płynących z prawdziwej miłości - odrzekła w tileańskim - Masz szczęście iż jestem w posiadaniu łez kobiety, która wszystkich ludzi kocha. Lecz to relikwia, zanim jej użyję, Twa Luba musi schować kolczyki. Inaczej wszyscy w tym pomieszczeniu wzrok stracą. No i zawsze zostaje kwestia ceny, którą za taką pomoc byłbyś chętny zapłacić.