-
Inigo de Gastor
Nie, teraz wydałeś na siebie wyrok... Pomyślał, ale uśmiechnął się i podszedł do niego rzecząc - mów dalej, przyjacielu.
Techniczny
Proszę, by MG zatrzymał kwestię Alvaro jeśli ten zacznie opowieść, niemal na samym początku bo wtedy będzie miejsce na mego posta ;D
-
Rodrigo de Suarez:
Jebać... Najważniejsze to to, żebym się ogarnął - Rodrigo ściąga z siebie swoje ubrania i myje się. Nie włazi cały do jeziora bo cholera wie co tam może siedzieć, a trzyma sie blisko brzegu, poza tym nie wiadomo czy na przykład miłośnik psich tyłeczków tutaj nie przybiegnie za nim...
-
Mateo
Rozgląda się w około... Nie widzi dziewczyny ale ja słyszy... Przepraszam, ale nie wiem co mnie opętało... Widzisz, ja naprawdę.... Naprawdę zalezy mi na Tobie. Pokaż się, proszę. Nie musimy tam wracać......
-
Mateo
Zależy Ci na mnie? Niby dlaczego? Wyjaśnij mi co takiego się stało że zmieniłeś zdanie? Przed chwilą miałeś tylko jedną myśl związaną ze mną....- powiedziała gorzko wciąż się nie pokazując...
Alejandro
Nagle z oddali poderwało się stado kruków,nie wiesz co to oznacza ale na pewno nic dobrego....
-
Mateo
Żadna kobieta... Jeszcze żadnej kobiecie, się.... Camilo, czy wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
Buhahaha... chyba tylko kuśką.... Chłopie, opamiętaj się... Tego kwiatu to pół światu.... Pamiętasz Selenę? Jedna noc z tobą starczyła by o swoim mężu zapomniała. Wtedy Ci kuś stała niczym dąb na wietrze. Twarda i dumna... wiesz czemu? bo tylko zaliczyć ją chciałeś... A teraz zobacz na ten flak... Jak myślisz dlaczego taki jest? bo o ustatkowaniu zacząłeś myśleć.... Diabełek aż kulał się ze śmiechu...Nie nadajesz się do tego....
-
Ricardo
Hehe, chyba wiem co on chce zrobić, nie byłby przecie miły dla takiego namolnego osobnika. Także wstał i podszedł za Inigo. Dokładnie, mów dalej, bracie, mamy caaałą noc...
-
Ricardo,Inigo
O nie,nie,nie.....ja znam te numery! Chcecie mnie wypłazować dranie! Aaaaaaa! - krzyknął uciekając od razu gdy obaj zaczęliście się podnosić z posłań,chyba Wasz plan nie wypalił....
Rodrigo
Obmywasz swoje ciało bez przeszkód,dużo szybciej by poszło gdybyś wszedł głębiej do wody....,inna sprawa że w takiej temperaturze i bez żadnej szczotki ta kąpiel nie będzie zbyt efektywna,ale lepsze to niż nic....
-
Inigo de Gastor
Bierz go a ja wsiadam na Marię! Krzyknął i biegiem ruszył do swej klaczy, odwiązując ją oraz wsiadając na oklep i ruszając w pościg.
-
Ricardo
Złapał pochwę z mieczem z namiotu i rzucił się w pogoń za Alvarem na piechotę.
-
Rodrigo de Suarez:
Wchodzi nieco głębiej do wody, ale co najwyżej na tyle, by woda pokryła go do połowy. Próbuje też siebie mocniej szorować, by szybciej to wszystko z niego schodziło - Im szybciej skończę tym lepiej... Brrr...
-
Ricardo
Wybiegłeś za Alvaro niczym strzała jednak wciąż ma nad Tobą niewielką przewagę,jesteś szybszy od niego ale masz utrudnione zadanie bowiem Twój cel kluczy pomiędzy namiotami,nie znasz rozkładu obozu a na dodatek jest cholernie ciemno.....
Inigo
Dopadłeś do swej klaczy jednak w ciemności rozwiązywanie idzie znacznie wolniej niż za dnia,ponadto straciłeś z oczu Ricardo który zniknął gdzieś w mroku nocy....
-
Inigo de Gastor
Rozciął mieczem sznur i wskoczył na Marię, galopując w stronę, w którą ostatnio biegł Alvaro. Ricardo! Zakrzyknął zdesperowany, by dorwać cholernego sodomitę.
-
Ricardo
Tutaj! odkrzyknął towarzyszowi, wciąż goni Alvara.
-
Inigo
Udało Ci się dosiąść klaczy,ruszyłeś w pogoń kiedy nagle z boku pojawił się jakiś wielki cień,po chwili usłyszałeś warknięcie z tej samej strony - Co za gamonie drą ryja i urządzają sobie wyścigi po nocy,hmm?!
Ricardo
Skręciłeś w bok i zobaczyłeś 3 niewyraźne sylwetki z czego jedna jest wleczona po ziemi.....
Rodrigo
Jako tako się obmyłeś choć jest to stan daleki do ideału,bez ciepłej kąpieli i szczotki się nie obejdzie....
-
Inigo de Gastor
Zatrzymał się odpowiadając - sodomitę i heretyka gonię, co do mego namiotu wlazł!
-
Ricardo
Ujrzawszy sylwetki od razu zawrócił i truchtem pobiegł tam skąd przyszedł. Jeśli zniknie im z oczu to przechodzi do marszu, by wyrównać oddech.
-
Rodrigo de Suarez:
Trza wyłazić... Jak tylko rano się obudzę to od razu idę do miasta porządnie się umyć, kupić sobie jakieś ubrania i inne pierdoły i byleby skończyć z tą gównianą robotą... A ubranie będzie mi musiało jakoś wyschnąć do rana. Przynajmniej spodnie - pomyślał, po czym wylazł z jeziora, próbował odcisnąć z włosów jak najwięcej wody, po czym użył czystej koszuli do wytarcia się. Następnie zakłada resztę ubrań, zabiera graty i wraca szybkim krokiem do namiotu.
-
Alejandro
Kruki, tak dużo. Nie pamiętam żeby kiedykolwiek przebywała tutaj aż taka ich liczba. Co to znaczy? Nie wiem, może nic dobrego, ale czemu? Wejdę do środka, pewnie jest tak samo źle jak na zewnątrz.
-
Mateo
Panie.....,nie rozumiem Cię,przed chwilą śliniłeś się na mój widok i myślałeś tylko o tym żeby się zaspokoić a teraz mówisz o miłości od pierwszego wejrzenia?....
Inigo
Hę? Jakiego znowu sodomitę? Nie mam do Was siły ludzie....- powiedział z ciężkim westchnięciem,już miał coś dodać gdy przerwało mu nagłe wyłonienie się z ciemności dwóch strażników taszczących pod pachami nieprzytomnego "sodomitę",który próbował Was uraczyć swoimi historiami.... - To ten? A Wy za co mu w łeb przyładowaliście?
- Wpadł na nas jak wartę trzymaliśmy i zaczął pieprzyć trzy po trzy więc go ogłuszyliśmy i przytargaliśmy tutaj co byś go Panie osądził....
Ricardo
Udało Ci się wyrównać oddech,w tych ciemnościach nikt za Tobą nie poszedł ani Cię nie zauważył, słyszysz niewyraźnie czyjeś głosy dobre kilka metrów od siebie.
Alejandro
Wszedłeś do ruin,jednak na chwilę obecną okazały się zwykłą stertą kamieni, wszystko co miało jakąkolwiek wartość zostało już dawno zszabrowane, co więcej nie dostrzegłeś żadnych śladów życia, chyba od dawna tu nikogo nie było....
-
Ricardo
Zignorował głosy i dalej szedł do swojego namiotu.
-
Mateo
Tak, tak... masz rację... Ale, nigdy nie widziałem nikogo tak pięknego jak Ty. Nie rozumiem co się ze mną dzieje. Będę szczery...Wpierw chciałem się z tobą zabawić, a teraz... Teraz myślę, że to by było dla Ciebie ujmą. Sam nie wiem... Wybacz... Mateo udał się pospiesznie do siebie.
-
Inigo de Gastor
O, dorwaliście go, już ja mu miałem łomot spuścić za wtargnięcie do mego namiotu, złamas cholerny... A skoro wyręczyliście, mogę wracać. Rzekł zawracając Marię i kierując się do namiotu.
-
Inigo
Przywiążcie go do jakiegoś drzewa i zakneblujcie,potem wymyślimy dla niego karę....- odparł kwatermistrz już nie zwracając na Ciebie uwagi i wracając z powrotem do namiotu,gdy tylko z powrotem przywiązałeś Marię i ponownie się ułożyłeś nawet się nie zorientowałeś kiedy zamknęły Ci się oczy....
Ricardo,Rodrigo
Wy także bez przeszkód dotarliście do namiotu i zapadliście w sen,zwłaszcza Rodrigo,który był wykończony po pracy swoich marzeń....
Mateo
Camili wciąż nie widać,najwyraźniej nie zamierza już do Ciebie wracać....
-
Alejandro
Nic tu nie ma, ech wrócę do matki i zjem coś, teraz się pewnie uspokoiła. O ojcu niech lepiej nie wie. Stanu pogarszać jej nie chcę.
-
Mateo
Gdy wrócił do siebie... Położył się i rozmyślał o swoim życiu
-
Alejandro,Mateo
Nagle ogarnęła Was ciemność a obraz zatarł się całkowicie i wróciliście do zwykłego nieświadomego śnienia....
Techniczny
Wszyscy którzy śnili pamiętają o czym to było ale nie mają pewności czy to było naprawdę :)
Wszyscy
Przez kolejne dwa dni obijaliście się i nudziliście niezmiernie a co poniektórzy wciąż wykonywali gównianą robotę....,jednak Wasze udręki nareszcie dobiegły końca i w końcu wypłynęliście w nieznane,po chwałę.....,zaraz,zaraz,jaką chwałę? Po bogactwo,bogactwo i jeszcze raz bogactwo,od razu lepiej....Tak więc po wielu dniach podróży zatrzymaliście się przy brzegu "Nowego Świata" by uzupełnić zapasy świeżej wody a także jeśli szczęście dopisze jedzenia,słońce powoli chyli się ku zachodowi i trzeba się będzie sprężyć by zdążyć rozbić obóz przed zmrokiem. Znajdujecie się na jednym z większych okrętów i z tego co zasłyszeliście nie ma możliwości by zakotwiczyć je przy brzegu i będą musiały stać na pełnym morzu,większość żołnierzy już znalazła się na łodziach i płynie w stronę lądu jednak jeszcze nie wszyscy opuścili okręt.
-
Rodrigo de Suarez
Kurwa, no w końcu! Myślałem, że umrę na tym statku albo na tamtej pieprzonej wyspie. No i mam już dosyć morza po tamtej cholernej przeprawie z Hiszpanii... - pomyślał, jednocześnie zbierając wszystkie potrzebne mu rzeczy do wyprawy i udał się do wolnej szalupy.
-
Alejandro
Stanął przy burcie i spojrzał się w stronę Hiszpanii, wpatrywał się przez chwile w horyzont To było naprawdę? Nie, nie mogło. Lecz przysięgę pamiętam doskonale. To takie dziwne uczucie, nie jest ni przyjemnie ni złe, po prostu jest. W tej chwili odwrócił się w stronę Nowego Świata i z drapieżnie się uśmiechnął Dotrzymam, ale żeby to zrobić, potrzebuję złota. A ja je sobie wezmę, nie ważne jak.
-
Inigo de Gastor
Wreszcie... Teraz trzeba się lepiej spisać, niźli w Hiszpanii... Pomyślał wchodząc ze swoją klaczą do szalupy. Ciekawe, czy te tłuki nie ostrzelają El Dorado z artylerii grzebiąc pod nim najwartościowsze złoto. Biorąc pod uwagę jakich palantów dotychczas tu spotkałem, nie byłoby to dziwne. Cóż... Najwyżej zostaną nam tylko złote mury miasta.
-
Rodrigo de Suarez
O kurwa mać jeszcze koń... - szybko wyłazi z szalupy i idzie po swojego konia i wraca z nim na szalupę, na której by mógł przetransportować wierzchowca.
-
Alejandro
Ech to pora do szalupy, wezmę Murcielago. rzekł szeptem do siebie.
-
Mateo
Rozglądał się co jakiś czas na swoje ramiona i towarzyszy, czy jakoś dziwnie na niego nie patrzą... Stał się coś bardziej milczący i zamyślony... Myśli kręciły się koło tajemniczej dziewczyny. Zdał sobie sprawę, że ją spłoszył ale może jeszcze jest nadzieja, że kiedyś ja ujrzy......
Zabrał swego konia i swe graty i poszedł do szalupy... Widząc Rodrigo ładującego się do szalupy i nagle wybiegającego pomyślał że czegoś zapomniał... Ale gdy ujrzał go jak wraca z koniem o mało ie wybuchnął śmiechem...
Tego mu było trzeba.... Trochę uśmiechu by zapomnieć o indiance..... choć na chwilę
-
Ricardo
Patrzył oparty o burtę okrętu na plaże Nowego Świata. W pewnym momencie zdawało mu się że widzi ukochaną, w oddali, w cieniu drzew. Dosyć często miewał takie omamy od jej śmierci, więc był już do nich niemalże przyzwyczajony. Uśmiechał się zawsze nieznacznie widząc jej sylwetkę, cieszył się bowiem że może znów na nią popatrzeć, czasem zaślepiony machał, lecz tym razem powstrzymał się. Smutne w tym wszystkim było to, że po którymś mrugnięciu oczami znikała...
I tym razem gdy zniknęła mu z oczu westchnął ciężko, ujrzał, że jego towarzysze zbierają się, więc i on sam pozbierał swoje rzeczy, zabrał Alfonsa spod pokładu i zajął miejsce w jakiejś szalupie, na której zmieściłby się wierzchowiec.
-
Wszyscy
Dobiliście do brzegu choć zajęło to sporo czasu bowiem by przetransportować wierzchowce potrzeba było znacznie więcej pracy,dostrzegacie że mniejsze okręty z Waszej flotylli płyną w górę rzeki wspierane przez dość liczne łodzie zaś Wy wraz z całą konnica wspartą przez solidny oddział piechoty i strzelców jesteście na jednym z brzegów rzeki....Sami także zaczęliście się posuwać w ślad za resztą wojsk na okrętach jednak idzie to wielce opornie bowiem teren jest niesprzyjający i dość podmokły a i klimat Wam jako ciężkozbrojnym zaczyna się mocno dawać we znaki. Maszerowaliście tak dobrą godzinę gdy nagle dostrzegliście że łodzie się zatrzymały a przed nimi na obu brzegach stoją istne chmary wojowników wymachujących bronią i śpiewających jakieś pieśni bojowe w swoim języku.
- Cholera,co to ma być? Podobno ostatnio byli przyjaźnie nastawieni a teraz nam wygrażają bronią? Sukinsyny! -powiedział wkurzonym głosem dowodzący Wami oficer spluwając przy tym na ziemię
- Ehh....,tu miało nie być problemów,mieliśmy tylko uzupełnić zapasy,zgarnąć podarki i ruszać dalej.... - dodał ktoś z tłumu
-
Inigo de Gastor
Mendami sobie pomachajcie! Ryknął w stronę dzikusów dobywając oręża i wyczekując na rozkazy.
-
Alejandro
Woo, sporo ich. Ciekawe jak potrafią się bić rzekł z entuzjazmem złowrogo się uśmiechając. Początek, a już zabawa. No pokażmy im kto jest panem, a kto ledwie robalem do zgniecenia.
-
Ricardo
Zgarnąć podarki? Od tych dzikusów? Póki co, to my podarujemy im śmierć, a nie na odwrót. A cokolwiek od nich weźmiemy siłą.
-
Mateo
Wytarł twarz z potu... O ja pierdykam, co za duchota? Jak Wy możecie jeszcze wymachiwać bronią i drzeć sie do dzikusów... Przecie zaraz sami padniemy od tej przeklętej duchoty.... Oby złoto było warte tego potu.... Siedział na koniu i ledwo dychał....
-
Rodrigo de Suarez:
No to będzie zabawa... Oby, bo w końcu na to czekałem - powiedział pod nosem do siebie i położył rękę na rękojeści miecza oczekując rozkazów.
-
Wszyscy
Widzicie że do jednego z okrętów podpłynęło kilka łodzi z wojownikami i jakimiś dostojnikami,po burzliwej dyskusji wycofali się na swoje pozycje zaś chwilę po ich odpłynięciu jedna z szalup przybiła do Waszego brzegu. Wysiadł z niej jeden człowiek najwyraźniej posłaniec który podszedł do kapitana wymieniając z nim kilka zdań,gdy skończył mówić oddalił się zaś Wasz kapitan przemówił - Dobra,słuchajcie mnie uważnie,potrzebuję kilku ochotników którzy udadzą się na zwiad i sprawdzą czy jest jakaś inna droga prowadząca do ich miasta....,jacyś chętni? Jak nikt się nie zgłosi to sam wybiorę ochotników....