-
Anna de Loiret
Co robią? Mogę rzec tylko tyle, że bez elfów, kapłanki i rycerz w czarnej zbroi nie zorientowaliby się nawet, że to magia a nie zaraza. Poza tym, zamierzają wysłać swoich żołnierzy na poszukiwanie kultystów... A to wiele, bardzo wiele.
Zwróciła się do drugiego rycerza - nie panie, nie jestem pewna, że to nie elf. Ale jeśli to w istocie elf rzucił czar, nie działa on w porozumieniu z królem elfów. Może to być jakiś renegat... Może to ten, co dosiada wielkiego smoka i lata nad kordonem?
-
Imię tego rycerza Pani? odezwał się trzeci z rycerzy, w czarnej zbroi. Anna zaczyna mieć wrażenie, jakby ktoś wbił Jej dwa sztylety w plecy i powoli zaczynał nimi wiercić dziury.
-
Anna de Loiret
Hans von Jurggen, panie. Szlachcianka wiedziona niepokojem spojrzała za siebie, starajac się dostrzec kogoś, kto w jej mniemaniu obserwował ją bacznie, złe zamiary wobec niej żywiąc...
-
Tak pełnego nienawiści wzroku, jak u jednego ze zgromadzonych radnych, jeszcze Anna w życiu nie widziała.
- Postuluję o przerwę w obradach do jutrzejszego ranka, muszę dowiedzieć się od swego podwładnego czy rzekła prawdę - rzucił rycerz w czarnej zbroi - I tak już jest dość późna godzina by nadal obradować.
- Jakieś sprzeciwy? - spytał się ten co nie podnosił ręki, pewno przewodniczący obrad. Żadna ręka się nie podniosła. - A więc zawieszenie broni do jutra, dopóki nie zdecydujemy co dalej.
-
Anna de Loiret
Niech więc tak będzie. Szlachcianka zaczęła powolnym krokiem zmierzać w stronę wyjścia, bacząc na radnego, który się w nią wpatruje cały czas. Nie zamierza jeszcze wychodzić, przynajmniej chce poczekać na rycerza w czarnej zbroi, by z nim porozmawiać.
-
Alessio
Zaczął iść za Anną,starał się jednak podążyć za jej wzrokiem i wyłowić z siedzących tego na którego spoglądała.
-
Radny, który wpatrywał się w Annę z taką nienawiścią, przestał to czynić napotkawszy wzrok szlachcianki. Alessio nie jest pewny na którego spogląda Jego Ukochana.
- Obrady na dziś skończone, nie ma Pani już na co tutaj czekać - rzucił przewodniczący obrad w tileańskim - Ach, no tak, bym zapomniał. W Bretonni posłowie chyba muszą zaczekać, aż dostaną pozwolenie na oddalenie się sprzed majestatu władcy. A więc może Pani odejść.
-
Anna de Loiret
Władca bez miecza przy pasie? Kpisz człowieku, tylko Pani by mogła mnie zmusić do złożenia takiemu hołdu - pomyślała, po czym zaczęła iść w stronę wyjścia a do Alessia wyszeptała - bacz na każdego wokół nas i się nie oddalaj, nie puszczaj mej dłoni najlepiej. Wracamy do karczmy.
-
Alessio
Dobrze, a kogo tam tak wypatrywałaś? - odszepnął z ciekawością w głosie,prowadząc ją do karczmy.
-
Anna de Loiret
Jeden z radnych, patrzył na mnie jako gdyby chciał mnie samym wzrokiem zabić. Uważajmy na niego - odszepnęła.