-
Myślałaś Anno o czymkolwiek innym niż o tym by znaleźć się sama na sam z Alessio w jednej izbie kraczmy? Bo nie wyglądałaś byś to czyniła. A ja po prostu nie mam zamiaru nadstawiać swego karku w obronie tych, dla których nic nie znaczę. Zabieram chłopaków. Nic tu po nas. - odparła w staroświatowym.
-
Anna de Loiret
Zaiste myślałam, chociażby o tym, że ktoś zapewne zamierza się mnie pozbyć, jeden z radnych konkretnie. Baczyłam bardziej na to, czy nikt nie czai się za mną ze sztyletem, cały czas byłam gotowa do dobycia oręża. I gdy cię nie spostrzegłam przy samym wyjściu, od razu pomyślałam że sama wróciłaś już do karczmy. Wybacz, nie myślałam o tym by cię szukać... Polec w boju to zaszczyt, ale paść zamordowana... Tego się boję, widziałam to w oczach jednego z nich... Wyglądał jakby zabić mnie chciał i nie zdziwie się, jeśli spróbuje. Dlatego też zamierzałam jak najszybciej tu dotrzeć. Mówiła w miarę cicho, by tylko Glorgina i paru krasnoludów słyszało. Odejdź jeśli chcesz, prosić cię nie będę o zostanie ze mną i walczenie o to miasto i jego mieszkańców, najwyżej sama stanę do walki z kultystami, nawet jeśli szans mieć nie będę. Ale jeśli zostaniesz, wy zyskacie okazję na chwałę, czy to w zwycięstwie czy śmierci. Bo do starcia predzej czy później dojdzie.
-
Na drugi raz wiedz, że słowo naszego ludu twarde niczym skała. Skoro rzekłam, że czekać będę, to czekałam. Wystarczało się rozejrzeć, bo nie mogąc się Was doczekać, po prostu zaczęłam chodzić w tę i z powrotem przed wejściem do tego budynku. Pomyśl jak musiałam się poczuć, widząc jak odchodzicie. Dobrze, że słaby słuch macie, bo jakbyś się odwróciła do mnie z mieczem w dłoni, gdy za Wami ruszyłam, to mogła bym nie zdzierżyć i przywalić młotem... odparła w starośwaitowym.
- Zostajemy, nieporozumienie wyjaśnione - rzuciła bardzo głośno, krasnoludy z powrotem zasiadły do stołów, bez najmniejszego szemrania na niezdecydowanie Glorginy.
- Zmień na noc bandaż, jeśli jeszcze go nie zmieniałaś - rzuciła szeptem, ledwo ją Anna dosłyszała.
-
Anna de Loiret
Skinęła krasnoludzicy głową i do Alessia rzekła - chodź na górę, dziś już chyba mamy spokój... I nie odrzekłeś mi nic, gdy mówiłam, żebyś sobie włosy zapuścił i wreszcie jak przystało na mego wybranka wyglądał, jak rozumiem podoba ci się mój pomysł? Spytała z uśmiechem.
-
Alessio
Pogładził ją lekko dłonią po policzku i powiedział ze smutkiem w oczach - Porozmawiamy o tym na osobności - po czym ruszył do karczmarza wynająć dla nich pokój bo opłacił jedynie pobyt dla Ardena a nie miał zamiaru spać z jego bezwładnym ciałem w jednym łożu......
-
Jeśli tylko na tą noc, to złota moneta się należy rzekł karczmarz w tileańskim.
-
Alessio
Póki co tak - rzekł płacąc należność ze swoich pieniędzy,po chwili odebrał klucz i delikatnie acz stanowczo poprowadził lubą do ich pokoju.
-
Anna de Loiret
Weszła do pokoju za Alessiem i rozejrzała się z ulgą, że wreszcie ma chwilę odpoczynku. Chciałeś ze mną o czymś porozmawiać, czyż nie? Spytała, siadając na łożu.
-
Alessio
Podszedł i przysiadł przed nią patrząc ukochanej prosto w oczy, siedział tak przez chwilę jakby zbierając myśli po czym powiedział smutnym aczkolwiek zdecydowanym głosem - Czy zapuszczę włosy by się Tobie bardziej podobać? Tak,zrobię to bez wahania, nic mnie to nie kosztuje a wiem że Cię tym uszczęśliwię. Ale nigdy więcej nie krzycz na mnie ani nie ciągaj w taki sposób. Rozumiem że byłaś zdenerwowana tym jak te buce Cię w radzie potraktowały ale więcej się na mnie nie wyżywaj, bo tak to właśnie odebrałem i nawet sobie nie wyobrażasz jak mnie to zabolało - zakończył i siedział dalej w tej samej pozycji wyczekując odpowiedzi.
-
Anna de Loiret
Posmutniała wyraźnie po słowach ukochanego - wybacz, twoi rodacy potrafią doprowadzić damę do wielkiej złości, tracę przez nich swe maniery, swój wdzięk i w ogóle... Anna nieśmiało objęła Alessia delikatnie i zaczęła przysuwać go do siebie, pragnąc się przytulić.