Vito
Wbił ostrze w jego pierś, przyszpilając go do ziemi i przekręcił je, by upewnić się, że dobije pieprzonego nekromantę. Pierdolony biegacz, uciekać się zachciało... Wyrwał miecz z jego ciała i wrócił na plac wisielców, by pomóc pozostałym.
Wersja do druku
Vito
Wbił ostrze w jego pierś, przyszpilając go do ziemi i przekręcił je, by upewnić się, że dobije pieprzonego nekromantę. Pierdolony biegacz, uciekać się zachciało... Wyrwał miecz z jego ciała i wrócił na plac wisielców, by pomóc pozostałym.
Dan
Jeżeli znowu wyśle mnie na drugi koniec wyspy to....,i jeszcze na jakąś wariatkę musieliśmy trafić,oczywiście choć raz nie mogłem spotkać normalnej,przyjaznej dziewczyny.... - pomyślał z poirytowaniem idąc w stronę miasta i co jakiś czas niespokojnie obracając się za siebie
Vito:
Ubiłeś kilka trupów wraz ze swymi towarzyszami. Sytuacja wygląda już dużo lepiej bez tego nekromanty, z którym walczyliście wraz z kapitanem, lecz nadal musicie przeciwstawić się reszcie pozostałych nieumarłych, która została na rynku. Słyszysz, że w innych częściach miasta również trwają zamieszki... W końcu z małą odsieczą przybyło do was kilku kolejnych strażników, wspomagając was w walce z martwymi trupami. Jeden z nich podszedł do Ciebie i powiedział, nieco przestraszonym głosem. Wygląda ci na jednego z nowych rekrutów... Zapewne robi teraz za chłopca na posyłki, bo walczyć ani to nie potrafi, ani nie ma nawet na to odwagi - Ty jesteś Vito, tak...? Kapitan powiedział, byś udał się do niego do dzielnicy rzemieślników. Ma dla Ciebie jakieś zadanie... To tyle...
Vito
Gdzie konkretnie? Czeka w jakimś zakładzie czy co?
Vito:
Obok zakładu Bospera widziałem go po raz ostatni. Stamtąd wydawał rozkazy i odpierał z kilkoma ludźmi ewentualne ataki... Tylko tyle wiem.
Vito
Udał się do wskazanego miejsca, starając się unikać głównych ulic, by nie natknąć się na truposzy.
Vito:
Dotarłeś do ulicy mistrzów. Strażnicy i królewscy rycerze walczą tu z jakimiś dziwnymi, skrzydlatymi stworzeniami. Mają to one wiele rogów, wielkie pazury, oraz łapy, z których niekiedy zostają wyrzucone potężne kule ognia. Nie mają one jednak nóg. Część z nich jest czerwona, a część fioletowo, czarno zielona... Te drugie wydają ci się być o wiele bardziej odrażające, a zarazem przerażające niż te pierwsze bestie. Zmierzyłeś krótko sytuację wzrokiem i ujrzałeś kapitana, walczącego ze swymi ludźmi tuż obok wejścia do górnego miasta z tymi kreaturami. Pytanie czy chcesz ryzykować życiem, czy jednak wspomóc swojego dowódce...
Vito
Kurwa nie takie zapałki się łamało... Powiedział pod nosem chcąc dodać sobie otuchy, bo sam niezbyt wierzył w to co mówił... Dobył miecza i ruszył wspomóc kapitana.
Dan:
Diane chyba wykrakała... Może nie tyle co, iż nekromanci sprowadzili tu smoka, ale tyle o ile nad miastem unosi się czarna smuga dymu. Najemniczka spojrzała na Ciebie z niewinną miną - Ops... A może to tylko taki malutki pożar? Może Vatras postanowił odwiedzić Czerwoną Latarnie czy coś...? Dyskryminacja i te sprawy... - i jak gdyby nic ruszyła przed siebie z bronią w ręku... Tak jakby nie przejmowała się tym wszystkim. Natomiast dziewczyna za wami sprawiała wrażenie, jakby chciała zawrócić i zacząć biec w przeciwległą stronę... Chociaż woli się chyba trzymać was niż wracać do tego lasu.
Vito:
Nieco mu pomogłeś, lecz Twoja broń była praktycznie niczym... Zwykłą wykałaczką w porównaniu do demona, czy broni królewskiego wojska, która coś mogła im zrobić. Zamiast tego chyba tylko go podjudziłeś i zwróciłeś uwagę jednego z nich na siebie. Demon buchnął ogniem ze swej paszczy prosto w Twoją twarz, usmalając ci ją i wypalając trochę włosów. Chyba to był znak, żebyś szykował się na śmierć...
Vito
No chyba jednak tej nie złamię... Uskoczył w bok, chowając się między zakładami i uciekając w boczne uliczki.