-
Alessio
Ty mnie na pojedynek? Najemnik cyrulika? - rzekł po Tileańsku szczerze zdziwiony i obrzydzony - Po tym jak Cię uratowałem zabić mnie chcesz? Czemuż się Tobą zająłem tyle razy,gdybym wiedział jakim jesteś człowiekiem w życiu bym tego nie zrobił. A z naszej dwójki to prędzej Ty honor winieneś udowadniać..... Ale oczywiście przyjmę Twe wyzwanie jeśli dalej jest w mocy.
-
Anna de Loiret
Cóż za nonsens! Prawdziwy szlachcic nawet oficjalnie utraciwszy herb, będzie do niego przywiązany na zawsze! Rozumiesz?! Na zawsze, choćby mieli go zabić za posługiwanie się nim! Wykrzyczała w staroświatowym, zaczynając się złościć. Nie jesteś szlachcicem a nikczemnym kłamcą, nie wartym żywota i należy postawić cię przed obliczem księcia.
-
Arden - tileański
Sam decyduj Alessio, masz swój rozum chyba więc nie kieruj się emocjami. Nie chcę cię zabijać jakem w Sigmara wierzę. Pomyśl za co mnie teraz tak haniebnie zaatakowałeś. Czy zrozumiałeś cokolwiek co powiedziałem? Czy naprawdę tak cię to zaślepiło że zaatakowałeś mnie tylko dlatego że wytłumaczyłem Annie kim naprawdę jestem i ona zrobiła dziwną minę? Czy tylko dlatego mnie słownie od psów wyzywałes. Miałem cię za innego człowieka Alessio. Muszę honoru bronić. Jeśli te słowa nie skruszą tego zaślepienia to zabijcie mnie lub stawaj jutro do pojedynku bo cóż innego mi pozostało. Jeśli się opamiętałeś to chodź ze mną na chwilę i wysłuchaj mnie.
Do Anny - Imperium to nie Bretonia. - Staroświatowy.
-
Alessio
Znam Anię bardzo dobrze,to kobieta o złotym sercu, i musiałeś ją bardzo urazić skoro tak się uniosła, powtórz mi zatem słowo w słowo co jej powiedziałeś a ja zadecyduję czy uchybiłeś jej godności. A zaatakowałem Cię bo nie będę znosił obraz wyrażanych pod adresem mojej ukochanej - powiedział po Tileańsku świdrując go wzrokiem
-
Anna de Loiret
Nie ja tu osądy daje ale zdechniesz za te słowa i obrazę szlachty, wierz mi - stwierdziła w staroświatowym i poirytowana całą sytuacją usiadła z powrotem na łożu, przedtem jednak smagnęła delikatnie palcami rękę Alessia.
-
Arden
Do Anny w staroświatowym -Jeśli tak to cię interesuje to herb przedstawiał Konia na tle Averlandckiego słońca.
Do Alessio w tileańskim - Ech, Jestem wyklętym szlaachcicem który udawał najemnika bo nienawidzi szlachty ponieważ jego ojciec był okrutnikiem. Raz uratowałem grupkę przyjacioł zamiast ojca który skazał ich na straty podczas bitwy. Nikt z mojej rodziny już nie żyje oprócz znienawidzonych krewnych. Skazali oni mój ród na niepamięć a ja nie mam prawa tytułować się szlachcicem. Ale skoro nie ma w tym pokoju życia dla ludzi innego stanu niż szlacheckiego za wyjątkiem Ciebie to postanowiłem wyjawić prawdę. Skoro przejrzałeś na oczy to proszę choć ze mną na chwilę bo muszę z tobą porozmawiać. Nic ci nie zrobię bo nawet nie jestem teraz w stanie. Proszę choć.
-
Alessio - Tileański
Drzwi są zamknięte jakoby jaka niewidzialna siła je trzymała,więc i tak nigdzie nie możemy iść,i wciąż mi nie wyjawiłeś co do mojego słońca powiedziałeś! - powiedział z gniewem w głosie, jednak po chwili obrócił swe oblicze do Anny i od razu rozjaśniło się w promiennym uśmiechu,wprost nie mógł się doczekać chwili gdy wreszcie zostaną sami a co jeszcze bardziej go cieszyło ona także.
-
Znaczy się Szafraniec? spytała się w staroświatowym Liothannea.
-
Anna de Loiret
Szlachcianka widząc uśmiech ukochanego, oparła się łokciami, założyła jedną nogę na drugą i ucałowała swą dłoń, po czym chuchnęła w jego stronę przesyłając pocałunek. Zaraz też dodała w staroświatowym - obawiam się Liothanneo, że on nie słyszał nigdy tego słowa.
-
Opisać herb każdy głupi potrafi, ale jeśli rzeczywiście jest wyklętym szlachcicem, to i jego prawidłową nazwę znać musi odparła elfka w staroświatowym.