Zamieszczone przez
Ponury Joe
Chwila, chwila, najpierw piszesz, że "jesteś zmęczony ciągłym obrzucaniem się błotem", a teraz dokonujesz pewnej próby usprawiedliwienia tego zjawiska.:P No to w końcu jak to jest? To, że ktoś werbalnie, lub w jakikolwiek inny sposób, nie sprzeciwia się obrażaniu osoby własnej lub kogokolwiek innego, wcale nie oznacz, że tego typu zachowanie, tj. obrażanie, jest usprawiedliwione. To co? Wolno obrażać słabszych? No bo przecież jest tak, jak piszesz - słaby nie zaprotestuje wobec silnego, bo się boi. Czyżby silnemu wszystko wolno? To mi pachnie jakimś darwinizmem społecznym. Albo stoimy na stanowisku, że siła i wpływy jednostki nie mogą w żaden sposób być uznane za czynniki usprawiedliwiając jej aspołeczne lub szkodliwe zachowania, a zatem prawo jest równe wobec wszystkich, albo brniemy w bardzo niebezpieczne rejony. A może po prostu dana osoba wychodzi z założenia, że po co ma się kopać się z koniem, hmm? Ba, może jest niczym drugi Katon, który kopnięty pewnego razu w senacie rzymskim przez przeciwnika politycznego całkowicie zignorował to zajście, a zapytany o to, czy chce pomścić swą krzywdę, zaprzeczył, aby jakiejkolwiek doznał. W myśl Twojego wywodu, skoro Katon nie zareagował na kopnięcie go w zadek, to oprawca miał prawo kopnąć go ponownie...
Ogólnie odbieram ten wywód jako nieco pokrętne tłumaczenia mające wskazać, że prezydenta sam był sobie winny. Ok, może był, ale w końcu był prezydentem. Ktoś go na tę funkcję wybrał, kogoś reprezentował i z jakichś powodów wyborcy powołali na to stanowisko właśnie jego. Skoro chcemy dyskutować tutaj o prawnej ochronie osoby prezydenta, to trzeba pamiętać, jak ta "prawna ochrona" wyglądała jeszcze kilka lat temu, gdy rządził prezydent z innej opcji politycznej. I mam silne wrażenie, graniczące wręcz z pewnością, że wtedy wobec prezydenta można było więcej i nie przekonują mnie tutaj hasła typ: "bo sobie zasłużył". Z reguły argumentem "bo zasłużył" posługiwali się chłopcy na podwórku, gdy zdarzyło się im kogoś popchnąć czy szturchnąć. Jeśli chcemy poprawy jakości naszego życia politycznego, tego typu argumenty są po prostu nie do przyjęcia.