-
Alessio
Skinął jej tylko głową nic nie mówiąc, przerażała go ta cała Glorgina. Im mniej czasu z nią spędzał tym lepiej się czuł,a jednocześnie jest niezbędna do wykonania zadania. Pies ją trącał - pomyślał i skierował się w stronę okrętu szpitalnego.
-
Odchodząc słyszycie jeszcze jak załomotała w drzwi i się przedstawiła. Po chwili słychać Jej wrzask ze środka budynku w całkowicie niezrozumiałym Wam języku, brzmiącym niczym hurgot toczących się kamieni.
-
Sven
Słyszeliście co to było? Czemu ona tak wrzeszczy?
Techniczny
Czy Sven uznaje, to za jakieś zagrożenie, czy ten wrzask to nic nadzwyczajnego?
-
Anna de Loiret
Glorgina chyba... Może sprawdźmy co tam sie dzieje.
-
Sven
Sprawdzamy to.
Sven z toporem rusza ku drzwiom.
-
Alessio
Nie miał najmniejszej ochoty nadstawiać karku za tą szaloną kobietę ale chcąc nie chcąc ruszył za resztą.
-
Anna de Loiret
Same problemy z tymi krasnoludami - powiedziała do Alessia po bretonńsku i ostrożnie poszła naprzód trzymając się zaraz za Svenem, miecz mając gotowy do natychmiastowego dobycia.
-
Alessio
Ano, szalone i dzikie są niepomiernie - odparł cicho jakby bojąc się że Glorgina go usłyszy.
-
Sam wrzask Glorginy nie wiadomo co oznaczał, nie zrozumieliście słów. Ale odgłos przewracania czegoś ciężkiego, który po nim nastąpił, nie wróży nic dobrego. Nie zdążyliście jednak dotrzeć do otwartych drzwi od tawerny, gdy wypadło z niej trzech pobladłych na obliczach krasnoludów. Padli na kolana przed samym kanałem, jedną ręką przytrzymali swe brody a drugą wpakowali sobie na chwilę do otwartych ust. Po chwili, jak na komendę, zgięli się wpół i puścili pawie prosto do kanału, nadal przytrzymując swe brody by ich nie zabrudzić.
-
Alessio
Przemógł się, przeszedł obok niezdecydowanego Norsa na czoło kolumny, wziął głęboki wdech i wszedł do środka.
-
Alessio Contrarini:
Widzisz w środku zmierzających w Twoją stronę karczmarza z Glorginą, tachają między sobą spory kocioł, z którego dobywa się bardzo smakowity zapach zupy rybnej. Za nimi przewrócony stół i zydel. W pobliżu walają się trzy puste talerze, dookoła nich kawałki ryb, cebuli i mokre plamy.
-
Alessio
O co był ten cały wrzask? - zapytał szczerze zdumiony
-
Alessio Contrarini:
Glorgina spojrzała na Alessio i coś odkrzyknęła, karczmarz machnął niecierpliwie wolną ręką rzucając w tileańskim zadruda woda, odzun ziem. Ma koszmarny, twardy akcent, ledwo go idzie zrozumieć.
Sven z Norski, Anna de Loiret:
Z drogi! usłyszeliście okrzyk Glorginy w staroświatowym ze środka tawerny, gdy Alessio znikł za jej otwartymi drzwiami.
-
Sven
Wbiegam do środka za Alessio patrząc co się tam dzieje.
-
Alessio
Spojrzał zniesmaczony takim pohańbieniem języka na karczmarza ale odsunął się skwapliwie.
-
Anna de Loiret
Pobiegła za Svenem.
-
Sven z Norski:
Wbiegając do środka widzisz Glorginę z karczmarzem tachającymi miedzy sobą spory kocioł z parującą zupą rybną, zmierzającymi prosto na Ciebie. Alessio zdążył odsunąć się z ich drogi. Murwa! rozdarła się Glorgina rozszerzywszy oczy na widok biegnącego wprost na kocioł Norsa.
Anna de Loiret:
Widok zasłaniają Ci szerokie plecy Norsa. Usłyszałaś okrzyk Glorginy.
Co robicie?
-
Anna de Loiret
Gdy wcześniej usłyszała "z drogi" a teraz "murwa", dodatkowo nie widząc co się dzieje, Bretonnka odbiegła w bok, nie zbliżajac się bliżej źródła okrzyku. Te wszystkie "dźwięki" były co najmniej niepokojące...
-
Sven rzuca się albo w bok szczupakiem na glebę, by uniknąć zderzenia.
-
Sven z Norski:
W ostatniej chwili udało się rzucić Norsowi szczupakiem w lewy bok, bo po prawej stronie stał Alessio. Prawie na dwa leżące nieruchomo ludzkie ciała pod samą ścianą tawerny.
Sven z Norski, Alessio Contrarini:
Usłyszeliście sapnięcie mijającego Was karczmarza Mało brakowało aby się w kocioł wchędożył. Zaraz po nim okrzyki Glorginy Nie włazić! War niesiem! Jedno i drugie w staroświatowym. Alessio podążając wzrokiem za rzucającym się w bok Svenem, dopiero teraz zauważył ciała mężczyzn leżące pod samą ścianą tawerny.
Anna de Loiret:
Pobiegła dalej nadbrzeżem, poza otwarte drzwi, pognana okrzykami krasnoludzicy. Zatrzymała się dopiero za otwartymi drzwiami tawerny. Usłyszała kolejne okrzyki Glorginy, by po chwiliujrzeć Ją dźwigającą wraz z karczmarzem kocioł z parująca rybną zupą. Zmierzają z nim wprost w stronę kanału. Krasnoludy znajdujący się tuż nad nim skończyli zwracać posiłek, podnieśli się z kolan i pośpiesznie odsunęły na bok.
-
Anna de Loiret
Odetchnęła z ulgą i postanowiła wrócić bez słowa do karczmy, zabawnie jednak dłoń przykładając najpierw do otwartych drzwi i z głupkowatą miną lustrując wejście, czy aby znów krasnoludy nie biegną.
-
A tym tutaj co jest martwi?
-
Alessio
Natychmiast podszedł żeby dokładnie obejrzeć zwłoki.
-
Sven z Norski:
Poza Alessio nikogo w tawernie nie ma, a ten raczej Cię nie zrozumie by odpowiedzieć na pytanie. Ale może zaglądająca do tawerny Anna je przetłumaczy, bo właśnie zagląda do środka tawerny z nieco głupkowatą miną. Podniosłeś się na nogi. Alessio już przykucnął przy ciałach.
Alessio Contrarini:
Trup karczmarza Giuseppe i tego mężczyzny z domu do którego się włamaliście, nadal w nocnym ubraniu, przepalonym na plecach, barkach i pachwinach. Minęło około ćwierć doby od chwili ich śmierci.
Anna de Loiret:
Widzisz jak Sven właśnie podniósł się na nogi, Alessio przykucnął przy jakichś zwłokach. Słyszysz jak Nors zadał pytanie, a za swymi plecami odgłosy wylewania zawartości kotła do kanału.
-
Alessio
Czemu mają spalone ciała? Wcześniej byli tylko w śpiączce a teraz to sam nie wiem jak to wytłumaczyć - powiedział jakby do siebie, głośno myśląc.
OD MG:
Tylko jeden ma przypalone ciało, ten w nocnym ubraniu.
-
Anna de Loiret
Sven sie ciebie pyta Alessio, co dolega tym tutaj - rzekła po bretonńsku wchodząc do środka.
-
Alessio
Ano martwi,i mają spalone tylko niektóre fragmenty ciała, jakby ktoś ich torturował albo co,bardzo dziwne to wszystko....
OD MG:
Tylko jeden ma przypalone ciało, ten w nocnym ubraniu. Karczmarz za to nie ma widocznych ran, ale wilgotne ubranie.
-
Anna de Loiret
Alessio mówi, że ci tam nie żyją i byli torturowani - rzuciła Svenowi po czym stanęła obok kompanów kładąc dłonie na biodrach i patrząc na martwych. Chyba nie będziemy im się przyglądać cały czas?
-
Sven z Norski, Alessio Contrarini, Anna de Loiret:
Do tawerny wróciła Glorgina razem z karczmarzem niosącym pusty kocioł, za nimi trzech krasnoludów.
- Co to za trupy? - spytała patrząc się na oberżystę.
- Były kolejne ataki w nocy. Pierwszego walnęliśmy stołem, tak jak radziłaś. Dopiero jak w tył poleciał wywijając mackami w powietrzu, chłopaki ujrzeli że to miało tułów jakiejś baby w koszuli nocnej. Wpadła do kanału i nie wypłynęła, ale zaatakował drugi. Chłopaki musieli cofnąć się do środka, nie mieli jak bydlaka zranić. Ale wtedy natarł na niego ich - machnął głową w Waszą stronę - znajomy pijaczyna z pochodnią w ręku. Najpierw co prawda wypalił z garłacza, ale był zbyt pijany, wszystko w powałę poszło. Następnie uderzył w mackę nie czyniąc jej żadnej krzywdy, ale potem tam gdzie łączyła się z ciałem i macka znikła zamieniając się w rękę. Potraktował tak resztę odnóży uderzając pochodnią tam gdzie łączyły się z ciałem i mieliśmy trupa. A później wypalił ten znak Chaosu na jego plecach i poszedł do domu. Musiałem mu wszelkie długi anulować. A pomyśleć, że już go miałem z tawerny wyrzucić, bo wydał tysiąc złota w monecie, na następny tysiąc wypisując weksel. A przecież bank zamknięty barierą. Stwierdziłem żeby sobie te weksle wsadził tam gdzie słońce nie dochodzi i że będzie mi dłużny resztę, dając mu do zrozumienia że już najwyższy czas by opuścił mój lokal. Poprosił o pochodnię na drogę, bo to już po północy było. Dałem mu ją, bo przecież człeczyny słaby wzrok w nocy mają, nawet przy tej chędożonej w rzyć pełni Ukochanego Morra. I w tej właśnie chwili nastąpił atak. - rozgadał się karczmarz.
- A ten ubrany? - Glorgina wskazała palcem na trupa znajomego Wam karczmarza z pierwszej karczmy, którą odwiedziliście w mieście.
- A ten przed samym świtem uderzył, kiedy nie byliśmy przygotowani. Ale jeden z chłopaków zarzekał się, że widział jak macki zniknęły jak tamta babośmiornica wpadła do kanału. Więc chlusnąłem wodą całkowicie go oblewając i macki znikły. A znak z brzucha trupa rozorali chłopaki nożami na wszelki wypadek - odrzekł w chwili gdy Alessio przewrócił trupa na wznak i ujrzał rozorany kubrak karczmarza, jakby dorwało się do niego stado zdziczałych kotów.
- Za dnia ataku nie było?
- Żadnego. A, jeszcze nie zdążyłem Ci podziękować za drugie już uratowanie nam życia, co niniejszym czynię - karczmarz pokłonił się bardzo nisko przed zabójczynią trolli zamiatając przy tym brodą podłogę tawerny. Nie wiem jak ja się Ci Glorgino za to wszystko odwdzięczę... nigdy nie widzieliście płaczącego krasnoluda, a karczmarz ma w tej chwili łzy w oczach, co prawda szybko je otarł kułakiem.
Techniczny:
Cała rozmowa była w staroświatowym.
W związku z tym że Alessio nie zna tego języka, czy mam przyjąć że Anna, tak samo jak wcześniej Arden, tłumaczy wszystkie zasłyszane rozmowy w staroświatowym na bretonński Alessio, czy tylko wybrane - czekać na deklaracje tłumaczenia?
To dość ważne pytanie, bo jeśli automatycznie - to wszystko, a niektóre rozmowy mogą mieć charakter prywatny...
Jeśli zaś wybrane, to trzeba czekać na deklarację, by Alessio zrozumiał daną rozmowę w staroświatowym.
-
Anna de Loiret
Za wiele tego na moją głowę - mruknęła do siebie bo bretonńsku kładąc dłoń na czole i dodała w staroświatowym - czas na nas już chyba, powinniśmy ruszać.
Techniczny
Anka wszystkiego nie tłumaczy, ja będe deklarował co. Poza tym nie zawsze jej sie chce tłumaczyć, niech pozostali BG wezmą to pod uwagę i sami proszą lepiej. ;D
-
Na początek daj coś na ząb wszystkim, śniadania nie jedlim, a Oni od niedawna są mymi towarzyszami broni. Tylko nic zawierającego wodę, nawet w śladowej ilości. - odparła karczmarzowi Glorgina uśmiechając się po usłyszeniu jego ostatniej wypowiedzi.
Murwa! Kiełbasa! krzyknął i rzucił się na zaplecze. Po chwili wrócił wręczając Wam po pęcie smażonej kiełbasy, nieco przypalonej z wierzchu, nabitym na długi drewniany szpikulec i ociekającym tłuszczem.
Do tawerny weszło dwóch rycerzy w czarnych pełnych płytowych zbrojach. Przyłbice hełmów mają opuszczone, niosą otwartą trumnę.
-
Anna de Loiret
Och jacy oni wspaniali, mogli by podnieść przyłbice tylko - powiedziała cicho po bretonńsku, uśmiechając się nieco. Po tym usiadła przy stoliku.
-
Alessio
Anno co karczmarz mówił o tych ciałach ?- powiedział zabierając się za jedzenie kompletnie nie zwracając uwagi na nowych gości ani na zachwyt jaki u niej wywołali.
Techniczny
Ile PD kosztuje wykup języka? Bo irytujące jest poczucie bycia zdanym na łaskę kapryśnej Ani xD
-
Anna de Loiret
Nie odrywając wzroku od rycerzy - a coś, że w nocy znowu napastowali ich, szczegółowo opisywali obcinanie macek, to co się działo, ten zachlany Marco z Garłacza strzelał, przypalali to pochodniami i takie tam... Nic ciekawego. Aaa! I jeszcze chyba że od polania wodą tych macek one znikają, coś takiego, mogłam pomylić. No i ci co leżą to chyba przedtem byli tymi mackowatymi.
-
Alessio
Anno proszę Cię,skup się na moment, to bardzo ważne, na pewno to wszystko? W końcu karczmarz gadał jak najęty, a co do rycerzy to pewnie nawet więcej ich jest na statku a i Ci tutaj dopiero przyszli. Także proszę Cię o chwilę uwagi - z trudem zwalczał irytację ale mówił miło i uprzejmie.
-
Anna de Loiret
Musisz być tak uparty? Zamyśliła się na chwilę przypominając sobie słowa karczmarza, po czym zaczęła mówić - były w nocy kolejne ataki, pierwszego napastnika walnęli jakimś krzesłem czy stołem, poleciał w tył aż poleciał...o to coś do kanału i się utopiło, to jakaś kobieta była w koszuli nocnej. Drugi wtem zaatakował a krasnoludy uciekły do środka zaś Marco zaatakował stwora, bijąc go pochodnią tam gdzie z ciałem łączyła się macka, no i wtedy ta macka znikła. Resztę kończym tak potraktował również aż w końcu napastnik zginął. Wypalił znak Chaosu na plecach jego i odszedł... Kolejny zaatakował przed świtem, ale oblali łotra wodą i mu macki znikły, dobili go potem jakimiś nożykami czy czymś. No i to tyle - wzruszyła ramionami po czym dodała - jestem zmęczona tym, nie męcz mnie więcej.
-
Alessio
Dziękuję Anno, to było bardzo ważne, dobrze że tu zaszliśmy, mam pewną niepokojącą teorię co do tej choroby..... - zamyślił się wracając do posiłku.
-
Ann de Loiret
Jaką znowu teorię? Poza tym schowaj gdzieś jedną kiełbasę dla mnie, teraz głodna nie jestem a na później będę miała, dobrze ją owiń tylko w coś.
-
Alessio
Ani karczmarz ani właściciel tego domostwa w którym przenocowaliśmy nie mieli wcześniej żadnych macek ani znaków. Jedynym objawem była śpiączka. Być może jest to jedynie wstępna faza zarazy, później ofiara przeistacza się w monstrum z piekła rodem. To że ogień wykrusza zarazę jest logiczne ale że woda? W końcu macki to raczej rzecz spotykana u morskich stworzeń więc nie powinna im ona szkodzić - mówiąc jednocześnie wyjął bandaż odrywając część i zawijając zgodnie z życzeniem w niego jedną kiełbasę.
-
Anna de Loiret
Nie wiem o co w tym chodzi, ale chyba bez pochodni nie powinniśmy się ruszać - położyła głowę na stół cicho jęcząc z psychicznego wyczerpania.