Ricardo
Pokręcił głową nie wierząc że znowu musi to robić. Ponownie zasadził solidnego kopniaka w krocze indianina, by rozwarł szczęki przy okrzyku i pozwolił otworzyć sobie usta.
Wersja do druku
Ricardo
Pokręcił głową nie wierząc że znowu musi to robić. Ponownie zasadził solidnego kopniaka w krocze indianina, by rozwarł szczęki przy okrzyku i pozwolił otworzyć sobie usta.
Ricardo
Korzystając z okrzyku Sergio wlał mu wodę do gardła na co jeniec począł się mocno krztusić.... - Haha!Jedno jest pewne,nikogo bym Wam do opieki nie powierzył! - powiedział dowódca śmiejąc się z tego co robicie wraz z resztą żołnierzy,Sergio zaś spojrzał na Ciebie z głupkowatą miną....
Mateo
Podsłuchuje się.. oj nie ładnie nie ładnie... Kwatermistrz wam nie mówił gdzie mam iść ino mi... Wy staliście przed namiotem... No chyba, że już wiedzieliście o tym wcześniej. Śmierdzi mi to zmową...
Alejandro
Jakiś wąż mnie ugryzł. Opatrunek zrobiłem tak żeby uciskał nad ranami, dwa razy uchlał. Kurwisyn mi do namiotu wlazł. Heh, smutny to może być dla mnie koniec. Ale taki los, zróbże co w twojej mocy, a potem reszta zależy od Boga.
Ricardo
Przymknął oczy i złapał się za nasadę nosa wyraźnie zirytowany. Pomimo tego sam się uśmiechnął z jego głupoty. Kazałem Ci idioto rozewrzeć mu paszczę, a nie go topić... Mózgownicę w burdelu ostawiłeś? Nachylił się nad indianinem i poklepał go w plecy, coby odkrztusił, mieli go nakarmić, a nie zamordować...
Ricardo
Aaaa,nie zrozumiałem hehe - powiedział drapiąc się po głowie z głupokowatym uśmiechem na twarzy,indianin zaś odkrztusił się dzięki Twojej pomocy i zaczął od razu mówić jakieś nienawistne słowa w swoim języku - Oho,chyba zostaliście przeklęci haha! - odezwał się ponownie dowódca warty,chyba dostarczacie mu niezłej rozrywki....
Alejandro,Rodrigo
Wybacz,mogę jedynie przyjąć Cię na obserwację,przemyć ranę i pomodlić się do Boga w Twej intencji,bo nie znam się na tego typu urazach....
Mateo
Podsłuchuje?Mówiliście tak głośno że nawet słuchu wytężać nie musieliśmy.... - odparł Ci wzruszając ramionami,nagle rozległ się krzyk z namiotu - Eskorta,wracać mi tu! - "milczek" został przy Tobie,gaduła zaś poszedł do kwatermistrza po chwili wrócił z nietęgą miną i powiedział markotnie - No jazda do tego lazaretu
Mateo
Musze do latryny wpierw... No chyba, że chcecie bym tu się.... no wiecie, mi dwa razy nie mówić...hi hi...
Ricardo
Napił się już, starczy mu, nie chce żreć to nie. Mam nadzieję że ci tutaj wyciągnęli naukę i nie będę musiał ich zmuszać?! wydarł się w stronę pozostałych więźniów, kładąc dłoń na rękojeści miecza. Wziął żarcie i uklęknął przy kolejnym, przytykając mu jedzenie do ust.
Rodrigo de Suarez:
A jest tu w tym obozie ktoś, kto mógłby się tym zająć? Może dla chłopa jest jeszcze nadzieja... A jak nie to mieć nadzieję, że nie jadowity - rzucił do cyrulika przyglądając się tej całej sytuacji.
Alejandro
Na jego twarzy nie widniało nic, ni strach, niepokój ani żal. Nic, lecz odparł spokojnie i melancholijnie A zatem zrób co możesz. Reszta w rękach Boga Nie tak! Co to za śmierć?! Wszystkie plany na nic! Przez przeklętą bestię! Ale, ale ach, nic nie zrobię, moje życie jest w innych rękach, to On zadecyduje czy jestem wart czy nie, czy kiedyś sięgnę księżyca, sięgnę doskonałości, której tak każdy pragnie, cóż mi zostało? Nic, jeśli umrę to koniec mego rodu, koniec wszystkiego. Pedro co prawda nosi krew mojej matki, ale to nie jest Sangrerosa ani nigdy nie będzie, jednak jeśli przeżyję to będę go lepiej traktował, ach ciekawe jak sobie radzą?
Mateo
No to na co czekasz,wolę to niż żebyś się zesrał w gacie - warknął popychając Cię,po chwili dotarliście do latryny - No!Streszczaj się palancie!
Alejandro,Rodrigo
Obawiam się że nie....,może dzicy się znają ale oni ni cholery nie pomogą.... - odparł,Alejandro zaś czuje że powoli zaczyna mu się kręcić w głowie i wywróci się jak nie usiądzie....
Ricardo
Widocznie przedstawienie podziałało bo reszta choć patrzyła na Was nienawistnie nic już nie robiła i dała się w spokoju nakarmić i napoić - Ehh,cholera....,a było tak fajnie.... - powiedział zawiedziony dowódca
Alejandro
A ja nawet nie mam siły ich błagać, muszę usiąść, zaraz padnę świat wiruje, he heh och rzekł i usiadł na jakimś najbliższym wolnym miejscu. I nawet bym nie błagał, duma to duma, a poza tym czemu mieliby pomagać? To może być moja ostatnia noc, księdza dajcie, muszę się wyspowiadać.
Ricardo
No trudno, przynajmniej się najedli jako tako. Choć Sergio, odmeldujemy się kwatermistrzowi.
Mateo
Załatwił swoje potrzeby i wyszedł z latryny.... Wiecie co? mam już dosyć waszego towarzystwa... jesteście nudni jak ta zasrana wojaczka... rano wstać, potem walczyć, i jak się ma szczęście przeżyć i spać.. I tak piać od nowa. A gdzie kurna czas na jakieś rozrywki? ruszył w kierunku lazaretu... pewnie jeszcze mnie tam musicie zaprowadzić... No to burki,,, do nogi i chodźcie za mną...
Mateo
No ta,Ty byś pewnie najchętniej tylko dupczył,chlał i spał i to najlepiej za darmo hehe. No niestety cwaniaczku,życie nie jest takie łatwe i przyjemne....
Ricardo
Ehh....,pewnie nas zbeszta kutas jeden i jeszcze nowe zadanie przydzieli....Murwa napił bym się a nie ciągle to machanie mieczem i wykonywanie durnych poleceń,to miało wyglądać inaczej....
Rodrigo
Pójdziesz po księdza?Chyba ojciec Miguel go wołają....,jak nie znasz drogi niemal każdy Ci wskaże jest dość....specyficzny
Alejandro
Medyk pomógł Ci usiąść a następnie wygodnie Cię ułożył,jak by mało było problemów zaczęła Cię dręczyć gorączka a rana wygląda coraz gorzej - Ajj,cholera....ale jest gorączka....to dobrze,ciało walczy z chorobą - rzekł próbując Cię pocieszyć,odszedł na chwilę i za moment wrócił z jakimiś wilgotnymi szmatami które położył Ci na czole ranę zaś delikatnie przemywał co spowodowało jednak pieczący ból...
Mateo
no i pograł w kości, pośpiewał, potańczył albo dla rozrywki komuś kawał zrobił... jest wiele innych rozrywek niż dupczyć, chlać i spać. Wy znacie jakieś inne? Zmierzył ich wzrokiem.... Nie wydaje mi się... Pewnie w tym chlaniu sa najlepsi. bo na trzeźwo się wzajemnie nie daliby rady wydupczyć i zasnąć he he he.
Mateo
Zamyślił się mocno na Twoje słowa - Hmm,właściwie to nie....,ale w piciu na pewno bym takiego cherlaka jak Ty rozłożył hehehe,o siłowaniu na rękę nawet nie wspomnę.... - odparł po chwili potwierdzając Twoje myśli,bratnie Ci dusze to na pewno nie są,zwłaszcza "milczek"....
Rodrigo de Suarez:
W porządku, panie cyruliku... Już idę po niego - Z księdzem to nie stracę wcale swojej kolejki... No i jak prosi o niego Alejandro to wypadałoby spełnić jego prośbę. Medyk i tak ma zapierdol w tym namiocie i to niezły - wyszedł z namiotu i udał się do tego całego księdza. Zajrzał ostrożnie do namiotu sprawdzając co ksiądz tam porabia... Jak widać był pogrążony w modlitwie, więc wszedł ostrożnie i łagodnie się spytał - Niechaj będzie pochwalony Jezus Chrystus... Nie przeszkadzam, księże? Ponieważ mam ważną i pilną prośbę...
Alejandro
Jak boli to żyję, gdyby nie bolało to martwym byłbym ja. Aach niech tylko znowu ten kurwisyn mi się w namiocie pokaże, ukatrupię.
Ricardo
Za co ma nas zbesztać? Wykonaliśmy swoje zadanie tak jak się dało. Tylko jeden się sprzeciwił, reszta spokojnie zjadła.
Ricardo
Taaa....,mówisz jak gdybyś go nie znał,przyjebie się o jakiś wymyślony powód zobaczysz.... - odparł marudnym tonem,który to już raz tego dnia....Po chwili dotarliście do namiotu kwatermistrza,widzicie że stoi do Was odwrócony plecami i coś spisuje,Sergio lekko wypchnął Cię naprzód i szepnął - No,to panie optymisto teraz zdaj mu raport....
Rodrigo
A cóż może być ważniejsze od modlitwy?Dołącz do mnie synu.... - odparł Ci spokojnym tonem wskazując miejsce koło siebie i powracając do modłów....
Ricardo
Chrząknął głośno by odwrócić jego uwagę. Ekhm. Wybacz panie, że Ci przeszkadzamy, lecz wykonaliśmy zadanie które nam powierzyłeś. Jeńcy zostali nakarmieni i napojeni. Rzekł spokojnie, nie okazując zdenerwowania czy strachu, nie bał się bowiem kwatermistrza tak bardzo jak Sergio.
Rodrigo
Nakarmieni....- powtórzył powoli jak gdyby do siebie - Świetnie! - zakrzyknął nagle się ożywiając - Sergio idziesz po wodza,Ty masz odebrać jeńców z lazaretu i odprowadzić ich do reszty....Co jest?Jeszcze tu jesteście?No już,na co czekacie,jazda!
Rodrigo de Suarez:
Z jednym z naszych kompanów nie jest najlepiej. Znajduje się teraz w lazarecie, wraz z innymi rannymi czy to umierającymi. Poprosił, byś go wyspowiadał ojcze przed śmiercią... Czasu jest niewiele i liczy na Ciebie - No dalej kurwa. Ruszaj się... Bo serio tam paść może - pomyślał poirytowany, zaś przemawiał do niego jak najbardziej przekonywująco i ze spokojem coby go tam nie zdenerwować.
Ricardo
Wzruszył ramionami i udał się do lazaretu odebrać pozostałych jeńców.
Rodrigo
Zatem pomódlmy się za niego....,może Pan w swej łasce ześle na niego dar uzdrowienia.... - odparł wciąż spokojnym głosem,kompletnie ignorując powagę sytuacji....
Rodrigo de Suarez:
Fiut pierdolony w sutannie... Moja kolejka do cholery! Ehhh... Może trza go jakoś inaczej podejść? Tylko jak... Może zacznę pierdolić o sakramentach, o zostawieniu go tam i w ogóle? - No ale co z jego rozgrzeszeniem, ojcze? On tam czeka na nas... Czyż nie zasługuje na szansę wyspowiadania się chociaż przed swoją śmiercią? Tym bardziej, iż przyczynia się i pomaga w wypełnianiu misji nawrócenia tychże pogan...
Rodrigo
Hmm,może i w istocie zasługuje na ostatni sakrament?Aż tak z nim źle? - odparł Ci nie przerywając modlitwy i nawet nie zaszczycając Cię swoim spojrzeniem,doprawdy irytujący to człek,zastanawiasz się czy nie na równi z kwatermistrzem....
Mateo
He he.. uderz w stół.... Ledwo o pijaństwie mowa a już im się oczka zaświeciły.... Przecie to oczywiste nawet, że o chlaniu tylko myślą...
E tam... Bajki opowiadasz... Naprawdę jesteś pewny, że więcej niż ja wypijesz?
Ja na rękę w siłowaniu to słaby jak leszcz jestem... Ino jak trochę rumu skosztuję to dziwnie siła we mnie wchodzi... Nikt tego nie umie wytłumaczyć ale tak jest... Na trzeźwo to nawet dziecko mnie położy...
Rodrigo de Suarez:
Cóż, medyk powiedział, że nic z nim nie może zrobić... Więc no... - No ja rozumiem oddanie wierze, ale bez przesady. No ludzie... No ale co ja się przejmuję. Powiem najwyżej Alejandrowi, że go olał.
Mateo
Tak?To się sprawdzimy,jestem pewien że Cię pokonam,wszystko mógł bym na to postawić hehe - odparł Ci,po chwili dotarliście do lazaretu,czeka Cię mnóstwo roboty bo rannych jest naprawdę wielu - Macie tu tego niedojdę do pomocy,ale operacji mu lepiej nie powierzajcie chyba że trupa chcecie mieć na sumieniu hehe - rzekł do jednego z medyków gdy już weszliście do środka,spostrzegłeś że "milczek" przestał Wam towarzyszyć,nawet nie spostrzegłeś kiedy to nastąpiło,ciekawe czemu?....
Ricardo
Dotarłeś do infirmerii,jest kompletnie przepełniona,z trudem dopchałeś się do środka ale jeńców nigdzie nie dostrzegasz z powodu kłębiącego się wewnątrz tłumu....
Rodrigo
Tak?Ehh....,no dobrze już dobrze,skoro jest tak źle to wysłucham Twej prośby.... - przeżegnał się i udał za Tobą do rannego Alejandro,na miejscu dostrzegłeś że jego stan się pogorszył,jest zlany potem a na dodatek rana wygląda naprawdę paskudnie....
Alejandro
Leżałeś tak cierpiąc i czekając kiedy wreszcie zjawi się ten przeklęty klecha,po naprawdę długim czasie ujrzałeś nad sobą zamazane sylwetki Rodrigo i znajomego Ci ojca Miguela z początków wyprawy....
Ricardo
Zagaił któregoś medyka. Przysyła mnie kwatermistrz po tych rannych dostojników, co ich dzisiaj złapaliśmy. Don Cortez będzie ich chyba przesłuchiwał... Nie wiesz, gdzie ich znajdę w tym tłumie, felczerze?
Mateo
Żartujesz sobie? Najpierw mi mordę obiłeś a teraz ja mam z tobą pić? Uznaj, że stchórzyłem i wygrałeś... Gdzieś twój kamrat polazł... dałbym ci radę ale i tak zrobisz na przekór.... idź go poszukaj i sami se zawody w piciu zróbcie... Myślisz, że nie przejrzałem cię... Schlałbyś mnie do nieprzytomności a potem poleciał nakablować... Rozejrzał się po lazarecie... Ciekawe ile ci mają cierpliwości....?jak nie będę robił to co mi każą to co się stanie....?
Mateo
Nie licz że tak łatwo się mnie pozbędziesz,kwatermistrz mianował mnie Twoim Aniołem Stróżem....Taaa,ja też jestem zachwycony....A o tak niskie zagrywki mnie nie posądzaj,to Ty próbowałeś nas wkopać palancie.... - odparł,sam zaś długo nie stałeś z pustymi rękami,podszedł do Ciebie cyrulik i wręczył Ci misę z wodą i szmatą do ocierania rannych - To Twoje pierwsze zadanie,obmywaj chorych,pogadaj z nimi co nieco czy jak tam uważasz....,w każdym razie zrób po prostu coś pożytecznego - co Twój "Anioł" skwitował słowami - No słyszałeś go,jazda hehe
Ricardo
Gdzieś tam.... - wskazał Ci ręką jakieś miejsce za swoimi plecami - A teraz wybacz mam wiele obowiązków - i od razu gdzieś zniknął,Ty zaś zastanawiasz się,gdzie może być "gdzieś tam"....
Mateo
Widać Palanta, palant ma pilnować...he he... Obmywać chorych? zapytał cyrulika... On jest... wskazał głową na wartownika ciotę.. ale jemu to żadne mycie głupoty nie wyczyści... Przypadek beznadziejny....
Miał gdzieś czy wartownik się piekli czy nie...Matiemu wyraźnie sprawiało przyjemność wyprowadzanie go z równowagi... A pomysłów miał naprawdę sporo. Poszedł do pierwszego lepszego chorego i zaczął go po prostu myć... Widać było, że mu nawet współczuje... Gdy skończył zapytał uprzejmie. coś jeszcze byś chciał?
Ricardo
Poszedł w kierunku wskazanym mu przez medyka i rozglądał się uważnie na boki za Indianami, którzy powinni się odróżniać w tłumie.
Alejandro
Chciałbym się wyspowiadać ojcze, chcę wyznać wszystkie swe grzechy, czy przeżyję czy nie, to od woli bożej zależy. Chcę mieć zdjęty ciężar z mego serca i duszy., aby móc wejść do Królestwa Niebieskiego i czystym wędrować w mej ziemskiej podróży.
I dzięki Rodrigo, za wszystko heh.
Rodrigo de Suarez:
W porządku stary, heh... - po cichu do cyrulika - Po spowiedzi dałoby się mnie jakoś poskładać? Dzikusy mnie poharatały, a jeden z nich nawet pogryzł mi rękę...
Rodrigo
Dobra,niech Ci będzie,rzucę na to okiem,siadaj tam - wskazał Ci jakiś punkt na drugim końcu sali - dajmy im nieco prywatności - gdy już za nim poszedłeś sprawnie zrobił opatrunki i przemył Twoje rany.... - No i gotowe,dobrze że poszedłeś po tego księdza,jedyne co mogę zrobić to dać mu coś na sen,reszta w rękach Boga....
Alejandro
Gdy zostaliście sami ksiądz rzekł z powagą - Nie lękaj się synu,może wcale nie wybiła jeszcze dla Ciebie godzina....Nie mniej jednak mów co Ci na sercu leży,zawsze człowiekowi po spowiedzi lżej kiedy zrzuci ciężar swych grzechów z serca a i Bóg przychylniejszym okiem tedy spogląda....
Ricardo
Wreszcie przepchałeś się do indian,są dość bladzi jak na swój kolor skóry i nie wyglądają najlepiej jednak jako tako trzymają się na nogach,są pilnowani przez dwóch żołnierzy,jednak Ci nawet nie zwrócili na Ciebie uwagi,widocznie uznali że jesteś kolejnym,który przyszedł tu szukać pomocy medycznej....
Mateo
Czego mi potrzeba?Ładnej żony i domku na plaży hehe....,w ogóle to dzięki,sam bym nie dał rady,pewnie Ci kazali,co? - odparł co jakiś czas pokasłując nieprzyjemnie między słowami,Twój "Anioł" wtrącił - Te,każdego będziesz tak wypytywał?
Rodrigo de Suarez:
Łatwo nie było. Myślałem, że nigdy go stamtąd nie wyprowadzę... Ale koniec końców udało się. W każdym razie dziękuję. W sumie... Potrzebujecie jakiejś pomocy? - A co tam... Pomogę im trochę. Nie zazdroszczę im tego zapierdolu tutaj, a jakoś za te leczenie wypadałoby się odwdzięczyć... - odparł mu, tak by ksiądz nie słyszał...