-
Mateo
Kazali pracować w lazarecie .Ale dobry i staranny jestem od siebie,, tego mi nie kazali... No domek na plaży to i ja bym chciał. Z żoną to już różnie bywa he he..Wiecie.. oni w dupie Was chorych mają.. Wysłali mnie tu za karę bom nieudacznik i zakała kawalerii. Podobno do niczego się nie nadaję. W pierwej chcieli bym latryny czyścił, ale widać to za bardzo odpowiedzialne zadanie było dla mnie więc do Was mnie dali.... Ja tam nie wiem, ale może chcą bym was niechcący pozabijał... No bo jaki by to miało sens? Nawet burka dali by mnie pilnował... Niestety szczeka jak chce i kiedy chce, ino za cholerę go zrozumieć nie mogę... Był drugi też, ale urwał się z łańcucha...Ha ha ha....
Pierdzieli że rozkaz taki dostał od kwatermistrza by być moim aniołem stróżem. A ja Wam powiem że gówno prawda... Cortes kazał im jak pilnowali jego namiotu do kwatermistrza mnie zaprowadzić by dał najgorszą robotę jaka w tym obozie jest... Najgorszą podkreślam...
Jak zaprowadzili mnie do kwatermistrza to zameldowali się ze mną u niego. Pośmiali się przy tym że zlałem się w gacie jak mordę mi obili. Pokazał chorym swój rozwalony i pewnie opuchnięty nos. Kwatermistrz ich wysłał na zewnątrz a mi miał przydzielić robotę... I tak było... niby najmniej odpowiedzialna i chujowa to czyszczenie Latryn... ale nie,,,, widać myliłem się . bo w ich mniemaniu najmniejsze straty jakby co to Wy... wnioski wysuńcie sami... Nadstawialiście karku i ryzykowali życie.. Ale jak się popsuliście to nie nadajecie się do niczego...
A na domiar złego jeszcze ten tu gada że dostał rozkaz pilnowania takiego palanta jak ja od kwatermistrza... No to chyba jakieś czary są... Na stosie powinien spalony być, jeśli umie czytać w myślach kwatermistrza.. Albo niespełna rozumu może..? Ale co ja tam wiem... nie znam się na przygłupach.
To kogo następnego obmyć i przewinąć? Mateo naprawdę starła się być miły i serdeczny dla każdego chorego. Bardzo uważał by komuś krzywdy nie zrobić... Może jego delikatność i dobre słowo brało się z tego, że z kobietami umiał postępować... właśnie delikatnie i z rozwagą... W każdym bądź razie wszystkim co poprosili o to by ich obmył"oczywiście za karę" pomagał.. Nie zapominał przy tym wymienić wody na świeżą i czyste szmaty....
-
Ricardo
Podszedł do strażników. Kwatermistrz mnie wysyła po tych dwóch żartownisiów. Rzekł pokazując Indian. O Was nic nie mówił, nie wiem jakie macie rozkazy, ale lepiej chodźcie ze mną i z nimi, jakby coś odwalali po drodze.
-
Ricardo
My dostaliśmy rozkazy by nie spuszczać ich z oka więc nie ma mowy byśmy ich puścili tylko z Tobą....,co jak co ale cenimy własne głowy.... - odparł Ci i bez ceregieli podciągnął jednego z jeńców za rękę do góry a jego kompan uczynił to samo z drugim więźniem - No to prowadź....
Mateo
Eeee,jaaaasne szefuńciu.... - odparł patrząc na Ciebie jak na kogoś niespełna rozumu
Rodrigo,Mateo
W trakcie chodzenia po namiocie i obmywania rannych w końcu na siebie wpadliście,Rodrigo bez trudu zauważył że Mateo dostał niezłe lanie a także gdzieś zniknął jego miecz i zbroja,ubranie też chyba miał inne....
-
Ricardo
Tylko się nie zgubcie w tym tłoku rannych ludzi. Przyprowadził ich do miejsca w którym wcześniej karmił pozostałych dostojników, spoglądając po drodze od czasu do czasu przez ramię czy rzeczywiście ich nie zgubił.
-
Ricardo
Gdy dotarłeś na miejsce dostrzegłeś że czeka już tam kwatermistrz w otoczeniu innych oficerów,pozostali zakładnicy są już postawieni na nogi,gdy Cię ujrzał rzucił - Dobra robota,to wszystko na dziś,a teraz odpocznij,dogódź sobie,zrób co uważasz hehe - po czym odwrócił się i udał gdzieś z pozostałymi....
-
Ricardo
Dogódź sobie. Zabawny człek, może ręką, jak tamten idiota, co dzisiaj uciekał? Udał się do swojego namiotu, na spoczynek.
-
Alejandro
Ach, zacznę od tego co dręczy mnie najbardziej. Od bardzo dawna, czerpałem przyjemność z zabijania, wtedy czuję się żywy, kiedy przelewam krew rywala, zawsze mi mało, uświadomiłem sobie, że to złe, jednak to nie przechodzi, mimo, że próbuję nad tym panować. Podczas bitwy nie mogę się powstrzymać, ale czasem potrafię. Cudzołożyłem, moja żona była chorowitą kobietą, zatem szansa na potomka była mała i przy porodzie mogła umrzeć wraz z dzieckiem, robiłem to na boku i to także ciąży mi na sercu. Zmarła dwa lata po ślubie. Utrzymywałem to w tajemnicy, to mogło zabić i tego się obawiałem jednak wstydziłem się przyznać i prosić o wybaczenie.
-
Alejandro
To bardzo poważne przewinienia....Nie kochałeś zatem swej żony że z innymi ją zdradzałeś?Lubowanie się w mordzie to także wielki grzech,już samo odbieranie życia bliźniego to ciężka zbrodnia ale czerpanie z tego przyjemności....- odparł Ci ksiądz ściszonym głosem,widzisz po jego minie że jest dość zszokowany ciężarem Twych grzechów,a przecież dopiero zacząłeś....
Ricardo
Szybko zasnąłeś wyczerpany wydarzeniami dnia,zwłaszcza psychicznie....
Rodrigo,Mateo
Postanowiliście zignorować siebie nawzajem,jedno jest pewne,wielkiej przyjaźni z tego nie będzie....,zajmowaliście się rannymi jeszcze długi czas po czym wreszcie poszliście do swych namiotów i szybko posnęliście,Mateo co prawda przed snem skrępowano nogi i ręce jednak nie przeszkodziło mu to w odpoczynku....
-
Alejandro
Kochałem lecz, lecz potrzeb mych nie zaspokajała, to haniebnie robiłem to na boku.... Wiem, że to złe, jedynie co łagodzi to to, że nigdy nie zabiłem brata w wierze, a jedynie innowierców. Zauważyłem, że z trudem, ale potrafię to opanować, lecz nie jestem do końca tego pewien, nigdy też nie skrzywdziłem dziecka ani kobiety. Żałuję za wszystko, szkoda, że tak późno.
-
Alejandro
Synu,straszliwe to grzechy wobec swej żony popełniłeś....,pewnie wielkie cierpienie jej swymi działaniami sprawiłeś....,widzę jednak że skrucha Twa szczera a i zabijanie pogan nie jest Bogu przykre....tedy udzielam Ci rozgrzeszenia licząc że staniesz się lepszym człowiekiem i wyzdrowiejesz,o stosownej pokucie porozmawiamy kiedy już do zdrowia wrócisz....Chcesz się jeszcze czymś ze mną podzielić? A może masz jakieś prośby?
-
Alejandro
Tak ojcze, o modlitwę za moją matkę, ojca i.......brata. To wszystko, dziękuję.
-
Alejandro
Dobrze,pomodlę się za nich wszystkich....i za to byś do zdrowia wrócił....Niech Bóg ma Cię w swojej opiece - odparł czyniąc nad Tobą znak krzyża,następnie wstał i udał się w stronę wyjścia.Nie minęło wiele czasu kiedy podszedł do Ciebie cyrulik z miseczką z jakimś płynem w środku.... - Wypij to,pomoże Ci zasnąć,chociaż tyle mogę zrobić....
-
Alejandro
Wypił to co dostał i nie zważał na smak Obym się obudził heh.
-
Mateo
Choć zasnąłeś bez trudu to nie była to najprzyjemniejsza noc jaką spędziłeś,sznur wrzyna Ci się w ciało a na dodatek o świcie obudziły Cię czyjeś kopniaki,po głosie poznałeś że wymierzył je umiłowany przez wszystkich żołnierzy kwatermistrz który teraz wykrzyczał Ci do ucha - No wstawaj łajzo!Konie się same nie nakarmią a i napoić je trzeba! - po czym rozwiązał węzy na dłoniach i nogach i wymierzył kolejnego kopniaka by Cię pospieszyć
-
Mateo
Bez słowa wstał i poszedł do swoich obowiązków... Kopniaki go poniżały i dołowały ale postanowił sobie, że za nic w świecie nie da im satysfakcji...
-
Mateo
Wykonywałeś swoje coraz to nowe obowiązki,powierzane Ci przez w kwatermistrza a wraz z upływem czasu coraz bardziej rzucało Ci się w oczy to że nikt nie szykuje się do bitwy a życie toczy się nudnym obozowym tempem,ot tam grają w karty czy zajadają śniadanie,gdzie indziej ktoś się goli,jeszcze inni po prostu wylegują się na słońcu nie wspominając o tym że większość wciąż śpi a zbliża się południe....Z rozmyślań nad przyczyną tego stanu rzeczy wyrwał Cię z dawna nie widziany Sergio,który od razu kiedy Cię zobaczył wpadł Ci w ramiona - Mateo!Jak dobrze Cię widzieć!Chciał bym powiedzieć że dobrze wyglądasz ale to niestety nie była by prawda....,co tam u Ciebie?Słyszałem że zostałeś ukarany ale nie wiedziałem czy to prawda,aż do teraz....
-
Mateo.
No niestety, zostałem... Babiarz i bawidamek w kawalerii to chyba jednak nie ma co szukać... Moje przymioty w wielkim mieście, jak najbardziej przydatne, zupełnie nie pasują do tego miejsca...
Trochę zszokowany tym uściskiem Sergia powiedział jednak do niego pół żartem, pół serio.
-
Mateo
Może nie będzie tak źle....,wiesz,ja też mam czasem dość tego miejsca,machania mieczem i wysłuchiwania rozkazów od jakichś buców....Ale myślę sobie tak,pocierpię,pomęczę się,ale w końcu zostanę nagrodzony....Może to naiwne ale bez tego bym zwariował hehe.Tak czy inaczej dobrze było Cię zobaczyć,podobno szykuje się jakiś pokój z indiańcami i niedługo opuszczamy to miejsce,także głowa go góry....Może i Cortes jak będzie w lepszym nastroju przychylniej na Ciebie spojrzy? - odparł wypuszczając Cię z objęć,widzisz że naprawdę ucieszył się na Twój widok
-
Mateo
On może i tak,.... Ja już nie... Wiem, że powinienem go szanować. Jako dowódcę i może tak i jest, ale jako człowiek u mnie jest spalony. Kompletnie nim pogardzam, tak jak i burkami co mi przydzielił do pilnowania.. Widać ważną personą jestem skoro mi przyzwoitki dali.. he he... \
A co u Ciebie?
-
Mateo
Takich rzeczy lepiej głośno nie mówić,zwłaszcza jeśli chcesz kiedykolwiek odzyskać status i zyskać coś na tej cholernej wyprawie po za kilkoma bliznami i siniakami.... - odparł konspiracyjnym szeptem i zaraz dodał już normalnym tonem - Co u mnie?Po staremu....,szczęście dopisuje to i z bitew wychodziłem niemal bez szwanku....,ino kobiet mi wielce brakuje,może wreszcie jakieś los nam ześle....
-
Mateo
Status? he he dobre sobie... Po chwili jednak cicho dodał... I włazić w dupę tym burakom? Powiem Ci tak... On tylko pewnie czeka bym jak pies kajał się przed nim... Za nic w świecie, mam swój honor, obojętnie jak to wygląda i wbrew temu co większość myśli, ale wolę jako "ćwok" już robić. A z tymi babami.. No fakt też mi brakuje.. Jak urwę się to do burdelu zawitam,,, he he.....
-
Mateo
Stary gdzie Ty tu chcesz burdel znaleźć?Oni pewnie nawet o tym nie słyszeli.... - powiedział z kwaśną miną - A co do kajania się to....Wiesz....,lubię Cię ale masz złe podejście,gdybyśmy nie wykonywali rozkazów to byśmy tu poginęli a jeśli Sergio Ci mówi takie rzeczy to coś musi być na rzeczy haha!Serio Ci mówię,inaczej wrócisz stąd z niczym,to kiepski układ,nie sądzisz?
-
Mateo
Całkiem możliwe... Po małej chwili dodał. Wiesz co? Ja przestałem już żyć złudzeniami o bogactwie i sławie... A z burdelem.. teraz żeś mi pomysła podsunął... A gdyby tak własny założyć? he he.. wojaki niech sie bogacą na wyprawach i złoto w burdelu zostawiają... ha ha ha...
Postał tak chwilę... Wiesz... dziękuje za dobre słowo i za dobre rady,,, dobry kompan z Ciebie...
Teraz wybacz muszę jeszcze to posprzątać zanim kwatermistrz mi krzykiem i kopniakami przypomni....
-
Mateo
Hahaha,dobry pomysł,tylko kto by był burdel mamą? Haha! Z Ciebie też jest dobry kompan....,i wiesz co?Nie ukarzaj się przed nikim,rób co Ci każą,spróbuj się jakoś wykazać to może sami złagodzą karę żebyś chociaż w piechocie był.... - klepnął Cię jeszcze w ramię - A i może ja coś tam o Tobie dobrego powiem?Nie wiem czemu ale mam wrażenie że jesteś mi bratnią duszą na tym zadupiu....
-
Mateo
Wyraźnie słowa Sergio podniosły go na duchu... Cały czas robię to co mi każą. he he.... ino latryn mi sprzątać nie kazali jeszcze.....He he.... powiedziałem im że własne gówna żreć będą więc mnie od nich trzymają jak najdalej..... widzisz... to sztuka jest tak obrócić kota ogonem by kazali mi robić to co chcę.
-
Mateo
Roześmiał się radośnie i odparł - Może i jest to jakiś sposób?Chociaż lepiej nie dziel się tymi refleksjami z kwatermistrzem haha!A wiesz co?Może dzisiaj się napijemy,skoro koniec walk to i myślę że wszystkim pozwolą sobie pofolgować....
-
Mateo...
O, dobry pomysł... Choć nie, mnie pewnie nie pozwolą... Związuja mnie na noc jak psa jakiego... Pokazał mu ślady po więzach na rękach i nogach... No wiesz, pewnie bym wymordował cały obóz w nocy .. he he he.
-
Mateo
Ehh....,strasznie żeś sobie nagrabił stary....,zobaczymy co da się zrobić,może i pozwolą....,no nic,trzymaj się tam jakoś,mam nadzieję że do zobaczenia - zasalutował Ci z głupawym uśmieszkiem i poszedł w swoją drogę....
-
Mateo
Sergio, krzyknął za nim... Jak chcesz w moim imieniu iść do niego w prośbie. to proszę nie rób tego... On tylko na to czeka... To przecie tak jakbym sam poszedł... a nie dam sobą pomiatać.... odsalutował mu z taką samą głupawa miną...
-
Mateo
Dobra,skoro nalegasz to nie pójdę,uparty z Ciebie człowiek - powiedział jeszcze na odchodne z uśmiechem.Ty zaś wróciłeś do swojej pracy,szczęśliwie latryna póki co Cię omija.Widocznie uznano,że większy pożytek będzie jeśli przydzielą Cię do jakiegoś pożytecznego zadania....Po upłynięciu kolejnej godziny usłyszałeś trębaczy grających na pobudkę jednak nie jest to wezwanie do walki a spokojna melodia oznajmiająca pobudkę....
Ricardo,Rodrigo,Inigo
Koło południa zostaliście zbudzeni przez trębaczy,dziwi Was nie tylko to że zwlekano z tym do południa ale i sama melodia,czyżby to był koniec walki?
Alejandro
Obudziłeś się z niemal całkiem sztywną ręką i ujrzałeś zatroskaną twarz medyka nad sobą - Fatalnie to wygląda....,zaraz znów dam Ci coś na sen....,chyba że chcesz Panie zaryzykować amputacją?
-
Mateo
Pobudka w samo południe... W głowach się poprzewracało he he... zaśmiał się pod nosem... No nic, rozejrzał się w około,, rozmasował trochę mięśnie rąk od pracy co pobolewały go odrobinę, ale w sumie zadowolony był z tego co do tej pory zrobił.. Nikt nie narzekał a i obóz stał się jakby bardziej dla ludzi.... Poprzekładał jakieś tam pudła co w rozgardiaszu ktoś rozwalił, czy pozamiatał.... gdzieś tam innym razem przybił śledzie od namiotu... w sumie na pierwszy rzut oka wszystko zaczynało być w porządku...
Ech musze chyba zajrzeć do lazaretu... na pewno kogoś znowu trzeba przewinąć..... he he.... powiedział sam do siebie.
-
Inigo de Gastor
A cóż to... Spać do takiej pory... Dawno tego nie zaznałem. Pomyślał jeszcze zaspany, zbierając się powoli z posłania. Jego oblicze jednak nieco się zasmuciło, bowiem przypomniał sobie chwile, gdy budził się w ciepłym łożu obok jego pięknej Seleny, kiedy ta wtulona jeszcze spała z głową na jego piersi, przemiłą ręką obejmującą go za szyję, smukłą stopą spoczywającą na nim i słodką kobiecością delikatnie muskającą jego biodro... Z tymi pięknymi wspomnieniami uzbroił się, przygotował Marię do jazdy i udał się na zbiórkę.
-
Rodrigo de Suarez:
Oh... W końcu dłużej sobie pospałem. Chyba mamy spokój z dzikusami... Może i lepiej. Odpocznę sobie trochę od tej walki, rany się trochę zagoją... - pomyślał, wstając leniwie. Przyszykował się jak i swojego konia, po czym udał się na zbiórkę.
-
Alejandro
Że że co? Nie, wykluczone, utrata ręki to jakby moja śmierć. Na jedno wyjdzie. Muszę odpoczywać jak jeszcze żyję to już coś. Wszystko w rękach Boga.
-
Ricardo
Wstał, przeciągnął się i przetarł oczy. Przez wejście do namiotu zaglądała uśmiechnięta Graciela. Od wczoraj opanował się z emocjami i nie czuł już takiego smutku, lecz najwyraźniej tak szybko zwidów narzeczonej się nie pozbędzie. Popatrzył jej chwilę w oczy, również uśmiechnięty, lecz zaraz zabrał się do ubierania i zbrojenia się, pozwalając jej zniknąć. Wyszedł z namiotu i udał się na zbiórkę.
-
Alejandro
No dobrze....,rozumiem.... - odparł z ciężkim westchnięciem i znów podał Ci napój nasenny po którym dość szybko zapadłeś w sen....
Pozostali*
Ustawiliście się na zbiórce,widzicie że są na niej obecni niemal wszyscy żołnierze zaś przed Wami stoją oficerowi z Cortesem stojącym na przodzie,gdy wszyscy umilkli skupiając na nim swoją uwagę rozpoczął swoją przemowę - Żołnierze,odnieśliśmy zwycięstwo nad poganami!Zawarliśmy z nimi pokój,nie dość że dostarczą nam zapasy to jeszcze złożą przed nami bogate dary! - tu na chwilę zrobił pauzę na co podniósł się ryk radości wśród wojska,uniósł dłoń uciszając wrzawę i kontynuował - Każdy z Was się do niego przyczynił,i wiedzcie że zostało Wam to zapamiętane!Już niedługo wyruszamy dalej,to dopiero początek naszej wyprawy ale jestem pewien że z tak dzielnymi i bitnymi ludźmi nie może się nam nie udać! - ponownie rozległy się krzyki - Niech żyje Cortes! - i inne w podobnym wydźwięku wychwalające wodza,wychodzi na to że walki za Wami....Staliście tak jeszcze chwilę w oczekiwaniu po czym nagle Waszym oczom ukazał się orszak,na jego czele szło kilkudziesięciu bogato odzianych dostojników a za nimi postępowały dziesiątki tragarzy niosących najróżniejszego rodzaju dobra....,jednak Waszą uwagę przykuło co innego,w pochodzie dostrzegacie młode kobiety,ciekawe jaki los zaplanowało dla nich dowództwo?Może za zasługi zostaną przydzielone któremuś z Was?
Techniczny*
Mateo nie stoi w szeregu ale widzi i słyszy przebieg tego wszystkiego.
-
Inigo de Gastor
Niech żyje Cortes! Dołączył się do okrzyków pozostałych żołnierzy z entuzjazmem. Gdy jednak dostrzegł orszak z młodymi kobietami... Boże, co oni chcą z nimi zrobić... Mam nadzieję, że nie poczynią im żadnych krzywd. Pomyślał, bacznie przypatrując się im.
-
Rodrigo de Suarez:
Niech żyje Cortez! - krzyknął z entuzjazmem razem z innymi żołnierzami - Kobitki... Ładne, młode... Czyżby nagroda za waleczność i oddanie sprawie? Chociaż zapewne otrzymają je tylko oficerowie... Tak za rangę. No nic, zobaczymy.
-
Mateo
Przez chwilę stał i patrzył na zbiórkę przysłuchując się Cortesowi... Tak, tak zostało zapamiętane... Każdy co polegnie potem straci swój łup na rzecz dowództwa... a już moja w tym głowa by poległo jak najwięcej...ironizował. Rodzina ino jakiś ochłap pewnie rzucą by mordy im zatkać.... powiedział pod nosem i machnął na to wszystko łapą... Nie mógł patrzeć na tego człowieka... Już lepsze widoki widział... udał się do latryny w połowie zbiórki.
-
Ricardo
Wznosił okrzyki radości razem z resztą wojaków wokół, cieszył się bowiem ze zwycięstwa. Na łupy nie zwrócił zbytniej uwagi, złoto nic dla niego nie znaczyło, a było jedynie dodatkiem. Kobiety też nie chciał, jedna już żyła w jego sercu i nie potrafiłby jej zdradzić. Właściwie to nawet współczuł tym Indiankom, że zostaną potraktowane jako nagrody dla żołnierzy wprawionych w boju, w większości zapewne żonatych...