-
Sven z Norski, Arden z Loningbrucku, Lumpin Cropp, Anna de Loiret:
Liothannea bacznie obserwowała czy ktoś nie próbuje podglądać Anny. Po powrocie szlachcianki Marco zagaił - Rozumiem, że nie chcecie służyć pod niczyimi rozkazami, ale skoro do tego samego miasta zmierzamy, to może najmą się Panie do ochrony mego dobytku na wozie. Za 10 złotych monet na głowę. Dotychczasową ochroną dowodzi Sven, ale Panie by nie były jego podwładnymi.
- A co dokładnie miałybyśmy ochraniać? - spytała się elfka.
- Antałki z piwem.
- Mam Ci uwierzyć, że gdy doża Miragliano, Borgio Oblężyciel, szykuje się do ataku na główną twierdzę szczuroludzi, Ty wieziesz tylko piwo?!
- No... Połowę ładunku stanowią beczki z prochem, znajdujące się pod ładunkiem piwa. - poczerwieniał kupiec.
- Zgoda, ale lepiej by w Bretonni nikt tego nie znalazł na wozie - roześmiała się Liothannea.
Lumpinowi nieco zrzedła mina gdy uświadomił sobie, że całą dotychczasową drogę przebył na wozie w połowie wyładowanym prochem.
Warty minęły spokojnie, pora niziołka by obudzić elfkę.
-
Lumpin Cropp
Jego warta minęła bardzo spokojnie. I tak ciężko była zasnąć, gdyż myśl o tym, że w każdej chwili umrzeć mógł na tym przeklętym wozie nieco rozmiękczyła mu nogi. Podczas warty przechadzał się wokoło obozowiska nucąc jakieś melodie, przypominając sobie stare pieśni czy układając nowe wiersze. Kiedy jego warta dobiegła końca podszedł cicho do Elfki i stanął nad nią w minimalnym oddaleniu. Nie chciał być zbyt gwałtowny, a wstydził się nieco z palców swoich robiąc nerwowy młynek. Chrząknął i powiedział tak aby elfka mogła go usłyszeć. Pani Liothanneo? Jest czas aby Pani przejęła wartę. Oczywiście ja mogę strzec obozu do samego rana, jednak Pani bardzo zależało na tym, aby również móc ognia przypilnować.
-
Lumpin Cropp:
Na dźwięk Twego głosu szybko wstała. Ciężko spać, gdy tak hałasowałeś, choć dość melodyjnie muszę przyznać. A co do potraw innych - wyjęła z plecaka jakiś mały bochenek chleba i nóż, odkroiła kromkę i Ci podała. Spróbuj tego, to wyrób mych kuzynów z tego lasu.
-
Sven z Norski
Przełknął ślinę przyjmując do wiadomości, ze wiele razy mogli wylecieć w powietrze... Ale udaje, ze wszystko wiedział o ładunku.
Na szczuroludzi powiadacie? Zacny pomysł.
Techniczny
MG jak to jest w II edycji ludzie wierzą, ze Chaos istnieje czy nie?
Techniczny:
Wiedzą, nie muszą wierzyć, choć akurat istnienie Skavenów większość między bajki wkłada.
Co do niebezpieczeństwa, w największym był niziołek i kupiec, ochrona pieszo, obok wozu maszeruje.
-
Lumpin Cropp
Dziękuję Pani Liothanneo. Ugryzł kawałek kromki. Pyszne to kuzynowskie pieczywo. Musi Pani zakosztować kiedyś chleba prosto z naszego rodzinnego pieca! Moja babka pierwsza była jeśli o wyrób pieczywa chodzi! Ach, aż miło sobie powspominać zamierzchłe, stracone czasy... Czy mam przejąć Pani wartę? Będę ciszej, jeżeli Pani zechce wreszcie się wyspać.
-
Lumpin Cropp:
Nie, dziękuję za propozycję, ale raz rzeczone słowo dla posłanki to świętość, choć może to dziwne w dzisiejszych czasach. Wyśpij się porządnie, za jakieś cztery dni nas srogi bój czeka.
Anna de Loiret:
Obudziła Cię elfka, widocznie nadeszła pora Twej warty. Jak Ci się widzą nasi towarzysze? Ten Arden coś tak jakoś podejrzanie milczący, trzeba będzie na Niego mieć baczenie...
-
Anna de Loiret
Zaiste... Za dużo milczy, brat mawiał że nadmiernie milczący skrywają sztylety w płaszczach i gotowi są zdradzić w najmniej spodziewanej chwili... Ten rosły wojownik zaś wydaje się hardym i uprzejmym człowiekiem, chyba jemu ufać mogę. Niziołkowi też... Bardzo ładnie śpiewa.
-
Sven z Norski, Arden z Loningbrucku, Lumpin Cropp, Anna de Loiret:
Warta Anny także minęła spokojnie, jak i cały następny dzień podróży. Pod wieczór, jak zwykle, dotarliście do miejsca na ognisko i przygotowany obok stos chrustu. Nigdzie jednak nie widać upolowanej zwierzyny. Marco zatrzymał wóz na poboczu po stronie gór, Liohannea zsiadła z rumaka i rzekła Czyżby gościnność mieszkańców Athel Loren już się skończyła? Tak traktują posłankę króla Ulthuanu?! Zaraz im przemówię do rozsądku! Przeszła na drugi skraj traktu i zaczęła wołać w dziwnym melodyjnym języku. Odpowiedział Jej trzask gałęzi, ale dośc rytmiczny, można z niego wychwycić podobną melodykę używanego przez Nią języka. Dziwna rozmowa dłuższy czas trwała, na pięć słów elfki z dziesięć trzaskających padało. Nagle słychać odgłos z puszczy jakby ktoś w ziemię uderzył potężną maczugą, po czym przeraźliwy pisk. Zaraz po nim coś wyleciało z lasu, nieco powyżej głowy posłanki. Błyskawicznie dobyła miecza, zalśniły na nim złote runy, podniosła go do góry i dołączywszy drugą dłoń do rękojeści przecięła na pół przelatującego nad Nią bokiem szczuroczłeka ze zwieszonym łbem:
ledwo zdążyliście mrugnąć okiem. Przy okazji jednak cała obryzgała się jego posoką. Zatchnęła dość głośno i obróciła się w Wasza stronę. Jest wręcz sina na twarzy z wściekłości, a Jej oczy ciskają gromy. Między Wami a Nią leżą dwie połowy przeciętego w torsie Skavena ze zmiażdżonym karkiem.
-
Arden z Loningbrucku
Widać nasze szczury są już tutaj. Przy okazji Liohanneo skąd wiedziałaś że naszym towarzyszem był Krasnolud? Poza tym dziwi mnie to niezmiernie że najpierw mordują naszego towarzysza a później zostawiają nam pożywienie. Przepraszam też za moją nieśmiałość ale teraz widzę Pani że nie jesteś jak tamta.
-
Anna de Loiret
Dobyła miecza i rozejrzała się wokół czy nie ma innych Skavenów. Podjechała do Liothannei i rzekła do niej, cały czas co chwila patrząc na wszystkie strony - nic ci nie jest, nie jesteś ranna?