-
Techniczny
Do 28 czerwca jestem wyłączony. Zostaję w pełni NPC-em na ten czas. Przepraszam, nie mam na to wpływu.
Nie ma co utrzymywać fikcji...
OD MG
Szkoda, ale rozumiem. Licz się jednak z tym, że jako NPC Sven może zginąć, choć nie ubiję go specjalne znając sytuację.
-
Anna de Loiret
Zaskoczona podbiegła do cofającego się Alessio i mocno go do siebie utuliła, starając się odciągnąć go od rozlanej wody i sama przy okazji odejść, bo pomyślała, że to z jej winy kolczyki błyszczą tak jasnym światłem.
Techniczny
Czyli trzymając w objęciach ukochanego odsuwa się jak najdalej od rozlanej wody, bacząc przy tym by nie potknąć się o ciała.
-
Alessio poczuł jak go ktoś obejmuje chroniąc przed upadkiem, bo już zawadził nogą o jakieś ciało cofając się po omacku. Prawdopodobnie Anna, bo wyczuł kobiece ciało. Trzymany przez nią w objęciach gdzieś jest prowadzony. Blask kolczyków osłabł, może przez to, że szlachcianka oddaliła się od rozlanej wody. Usłyszeliście oboje z dalszej odległości znajomy głos rycerza w staroświatowym - Na Morra, co się tu stało?!
Nagle od strony kordonu sanitarnego dobiegł do Waszych uszu potężny ryk, oboje zamarliście ze strachu, który w Was wzbudził. Po czym wrzask Svena spoza okrętu, który również tylko Anna zrozumiała. Chodź tu murwi synu! Zmierz się z uzbrojonym wojem tchórzu, a nie z bezbronnymi kobietami!
Alessio cały czas tylko ciemność widzi.
-
Alessio
Dziękuję Skarbie - powiedział lekko niepewnie, jednak od razu czując się lepiej wiedząc że Anna jest przy nim i że nic jej nie jest jednak ryk wzbudził w nim uzasadniony strach zwłaszcza że wiedział jakie stworzenie go wywołało,dlatego dodał : Eeee, niestety wciąż nic nie widzę,prowadź mnie ukochana,podążę za Tobą - powiedział przekładając ręce z oczów na ciało swej księżniczki.
-
Anna de Loiret
Strach nią targnął, gdy usłyszała potężny ryk smoka, ale serce pełne odwagi pozwoliło jej racjonalnie myśleć i spojrzała w stronę krzyczącego Svena, kierując się jednocześnie ku lądowi cały czas patrząc pod nogi, by się nie potknąć. Alessia obejmuje cały czas troskliwie, ale przez myśl jej przeszło, że to on winien być jej rycerzem, ją ratować i prowadzić jako dzielny mąż. Wnet jednak odegnała od siebie to.
-
Rycerze, gdy usłyszeli ryk smoka, szybko spojrzeli w stronę z której dobiegł i wszyscy trzej zbiegli z trapu. Anna z Alessio usłyszeli pieśń dobiegającą z miejsca z którego wcześniej wydzierał się Sven:
Fe vældur frænda rogi
fød'esk ulfr i skogi
Fe er fird'a gaman
Frænda rogu
gravseid'is gata
Ormen ligg i kveile
I løyndom vakar under
Som ei helufallen åker
Strid som frender råker
Gdy w końcu doszli do trapu na okręcie, Anna zobaczyła złożony przy nim na ziemi swój pas z orężem oraz miecz Alessio. Sven stoi sporo dalej, na samym skraju falochronu, z plecakiem u swych stóp, dzierżąc w dłoniach uniesiony do ciosu znad głowy potężny topór. Za nim, z obnażonymi mieczami, stoją trzej rycerze zakonni w czarnych płytowych zbrojach. Smok leci wprost na nich, jest już w połowie drogi od okrętów blokady. Wam został jeszcze do pokonania trap i pół długości okrętu by do nich dołączyć.
-
Anna de Loiret
Nie ruszaj się, stój spokojnie - wyszeptała i wtuliła się jeszcze mocniej, starając się zakryć mogące zabłysnąć kolczyki, zgarnęła włosy na jedną stronę by zakryć lewy, prawe ucho zaś docisnęła mocno do piersi Alessia. Pani dopomóż nam... Dopomóż.
-
Sven zaśpiewał swym głębokim i potężnym głosem inną pieśń, w o wiele wolniejszym i spokojniejszym rytmie niż poprzednią. Melodia słów, choć ich nie znacie, chwyta za Wasze serca przejmującym smutkiem:
Deyr fé,
deyja frændr,
deyr sjalfr it sama,
en orðstírr
deyr aldregi,
hveim er sér góðan getr.
Deyr fé,
deyja frændr,
deyr sjalfr it sama,
ek veit einn,
at aldrei deyr
dómr um dauðan hvern.
W podobnym rytmie śpiewa w staroświatowym tez jeden z rycerzy, ten sam który jako pierwszy wszedł z Wami na pokład okrętu, chyba ich przywódca. Słowa Jego pieśni, nieco dudniące przez przyłbicę zamkniętego hełmu, przeplatają się ze słowami pieśni Svena.
Bydło umiera, pobratymcy umierają,
ty sam także wkrótce musisz umrzeć;
lecz jest jedna rzecz która nigdy nie umiera,
piękno sławy którą ktoś zdobył.
Bydło umiera, pobratymcy umierają,
ty sam także wkrótce musisz umrzeć;
lecz jest jedna rzecz która nigdy nie umiera,
zguba każdego który umarł.
Ledwo skończyli śpiewać, Sven nieco przykucnął, jakby miał zamiar skoczyć z falochronu prosto na łeb smoka, by zdać choć jeden rozpaczliwy cios toporem zanim zginie. Blask jednego z kolczyków, im bliżej jest smok, tym staje się coraz silniejszy, choć włosy tłumią sporo jego światła. Błysk drugiego jest stłumiony przez ciało Alessia. Gdy smokowi już tylko ćwierć drogi zostało do pokonania, by dopaść Svena wraz z rycerzami, otworzył swą paszczę i zaczął wciągać do niej powietrze. Chyba jednak czymś zionie nie dając Norsowi szansy zadania choć jednego ciosu. Nagle raptownie poderwał się do góry, prawie zrzucając swego jeźdzca do morza, prezentując Wam łuski swego brzucha. W miejscu w którym przed chwilą się znajdował przeleciało mnóstwo bełtów długich jak jego szpony. Dopiero teraz Anna zdała sobie sprawę z tego, jaki ogromny jest potwór. Wznosząc się zrobił zwrot, by zaraz zapikować w stronę okrętów kordonu sanitarnego stojących na redzie. Następna chmara olbrzymich bełtów, choc przy Jego rozmiarach strasznie małych, przeleciała tuz nad nim. Sven tylko się otrząsnął i rzucił dość głośno do rycerza w staroświatowym.
- Skąd znasz norski?
- Nie znam Twego języka - odparł rycerz
- Przecież tłumaczyłeś mą pieśń pogrzebową.
- Nie tłumaczyłem, widocznie nasze kultury aż tak bardzo się od siebie nie różnią.
Rycerze ruszyli z powrotem w kierunku okrętu, a Sven schował topór po czym wyjął lunetę. Przytknął ja do oczu by śledzić lot potwora. Po chwili zgiął się wpół, łapiąc się za brzuch i głośno rechocząc. Nie macie najmniejszego pojęcia co go tak rozbawiło.
-
Anna de Loiret
Już... Już po wszystkim - rzekła cicho w bretonńskim. Dzięki ci Pani, dzięki ci. Chwyciła mocno za dłoń Alessia i zaczęła powoli prowadzić w stronę Svena i rycerzy, patrząc ze zdumieniem na nich, mając w pamięci ich piękną pieśń a także wielką odwagę, oraz zastanawiając się czemu Nors się tak śmieje.
-
Alessio
Odwzajemnił mocny uścisk dłoni,mimo że nic nie widział czuł się pewnie wiedząc że to ukochana go prowadzi. Jednak cały czas zachodził w głowę w jaki sposób mógł by sobie ów wzrok przywrócić. Czuł że powinien wiedzieć jak to zrobić jednak cały czas coś mu umykało..... Jednocześnie z powodu braku wzroku wyostrzyły mu się wszystkie pozostałe zmysły,starając się dzięki temu choć trochę nadrobić brak obrazu sytuacji.
-
Alessio nabrał pewności że błysk uszkodził jego oczy. Prawdopodobnie bardzo poważnie, skoro do tej pory mu wzrok nie wrócił. Może okłady z ziół by pomogły, ale najpierw musieli by znaleźć w mieście dobrego zielarza. Byliście w połowie trapu, gdy rycerze dotarli do jego początku. Ich przywódca znów odpiął swój pas z mieczem i wręczył go jednemu ze swych podwładnych. Wasza broń leży u ich stóp. Nie mając jak Was wyminąć na kładce, zaczekał aż z niej zejdziecie.
- Co to za rozbłysk był na okręcie? spytał w tileańskim przerywając rozmyślania cyrulika.
Od strony blokady dobiegł Waszych uszu przytłumiony przez odległość gwizd. Słyszycie także rechot Svena. Cały czas zwija się ze śmiechu na końcu falochronu, jedna ręką za brzuch się trzymając, a w drugim dzierżąc lunetę.
-
Alessio
Jakaś magia się tam zadziała, bogowie jedni wiedzą co,jakieś światło tam rozbłysło,tak silne że mnie wzroku najwyraźniej pozbawiło, jakieś pomysły jak to odczynić może macie? - odparł siląc się na spokój i próbując zwalczyć rosnącą panikę, do Anny powiedział zaś szeptem : Słońce,oni pytają się co się tam na okręcie stało.
-
Anna de Loiret
Jakaś magia rycerzu, potężna magia... Odparła w staroświatowym po czym dodała - przepusć nas szlachetny panie.
-
Jeśli nie znam szczegółów to i poradzić nie mogę jak to odczynić rzekł w staroświatowym przepuszczając Was dalej, po czym ruszył trapem na pokład okrętu.
-
Alessio
Kochanie,co on powiedział? I jaki to zakon?
-
Podszedł do Was Sven ocierając łzy śmiechu ze swych oczu. A Alessio co się stało?
-
Anna de Loiret
Powiedział, że nie może poradzić, jak to odczynić jeżeli nie zna szczegółów. A co za zakon... Skąd mam to wiedzieć? Noszą czarne zbroje, przyłbice mają opuszczone. Och... Jacy oni postawni, że nie chcą ukazać swych oblicz... Westchnęła. Svenowi zaś odparła - blask kolczyków go oślepił... I czemu tak się śmiałeś?
-
Alessio
Rycerzu zaczekaj- wykrzyknął - To jakieś magiczne kolczyki to światło uczyniły,teraz może wiecie co z tym poradzić? - rzekł licząc że nie zwalczają oni magii jako takiej,czarne zbroje to słudzy Morra,na pewno walczyli z nekromancją i czarną magią,tej nie powinni się przyczepić ale kto ich tam w sumie wie,dotknęło go też mocno podziwianie przez ukochaną ich postury - Jeśli teraz tak się zachwyca to co dopiero będzie w jej kraju,będę musiał z nią poważnie porozmawiać
-
I widzę że to dość poważnie - odparł Nors - W moich stronach, jak wojownik ranny, to idzie do łoża z piękną i chętną kobietą. Ta, albo go tym uleczy, albo dobije. Ale za to jaką przyjemna śmiercią - uśmiechnął się przymykając oczy jakby coś szczególnie miłego wspominał. Po czym pochylił się i podniósł z ziemi Wasza broń.
Rycerz zawrócił w połowie drogi. Kolczyki które nosi Twa towarzyszka? spytał w tileańskim.
-
Alessio
Tak właśnie te - odparł na tyle spokojnie na ile mógł w tej sytuacji,po czym dodał do Anny: Skarbie co powiedział Sven? On też ma jakiś pomysł jak wyleczyć moje oczy?
-
Anna de Loiret
A widzisz tu gdzieś chętną kobietę Svenie? Mrugnęła mu okiem, po czym odparła Alessiowi - tak, ma pomysł, mówi że w jego stronach wojownik jak ranny to idzie do łoża z piękną i chętną kobietą. Piękną masz przy sobie, chętnej już nie. Spytała tez Norsa - no i czemuś się tak śmiał, że aż łzy ci spłynęły? I daj mi mój pas - wyciągnęła rękę w jego stronę.
-
Oddał Ci pas i wręczył do drugiej ręki lunetę ze słowami sama zobacz co się dzieje na tym żelaznym okręcie krasnoludów.
-
Anna de Loiret
Wzruszyła ramionami i spojrzała na okręt.
-
Anna zobaczyła na burcie okrętu zgromadzonych krasnoludów. Wszyscy mają pofarbowane na pomarańczowy kolor brody i czub włosów postawionych na sztorc, tak jaki Bradni. Jeden z nich, stojący tyłem, właśnie zdążył podciągnąć swe portki. Chyba pokazywał goły tyłek lecącemu w ich kierunku smokowi. Inny kończy oddawać mocz do morza w stronę lecącego potwora. Z siedmiu potrząsa toporami trzymanymi w prawicach, lewą rękę mającą wyciągniętą w przód z jednym palcem podniesionym do góry w nieznajomym Annie geście. Inny z nich, z czarną opaską na oku i hakiem zamiast dłoni, trzyma rękę bez dłoni w zagięciu drugiej, podniesionej do góry i zaciśniętej w pięść, w geście który Anna już zrozumiała. Ostatni z nich, najbardziej chwiejący się na nogach, celuje z pistoletu do maszkary. Wystrzelił, lecz chybił paskudnie, mimo to elf siedzący w wysokim siodle na grzbiecie smoka aż się skulił. Potwór znów ryknął. Alessio usłyszał odległy wystrzał z pistoletu i następujący po nim ryk. Z dalszej obserwacji wyrwało Annę pytanie zadane w staroświatowym znajomym głosem rycerza:
- Pani, jak działa magia twych kolczyków?
Po bliskości głosu Alessio zdał sobie sprawę, że rycerz znajduje się tuż obok nich.
-
Alessio
Nie tyle piękną co najpiękniejszą i najcudowniejszą kobietę na świecie - rzekł uśmiechając się lekko - A sam sposób bardzo ciekawy, na pewno go nie wypróbujemy? Wiesz,jakby inne metody zawiodły.... - powiedział wciąż lekko się uśmiechając, po czym skupił się na głosie rycerza.
-
Anna de Loiret
Cóż za maniery! Nie mogę z tymi krasnoludami... Przestała patrzeć w ich stronę. Moje kolczyki błyszczą, gdy, magia jest w pobliżu, im bliżej - tym jaśniej. Po tym spojrzała na Alessia bardzo poważną miną - a więc pokochałeś tylko mą urodę, nie zaś charakter i to jaka jestem? Nie... Jak mogłam coś do ciebie poczuć, jak mogłam... Odsunęła się od niego nieco i spojrzała na rycerza, wyczekując odpowiedzi, acz serce zaczęło jej krwawić.
-
Głos Anny zabrzmiał Alessio bardzo poważnie i choć starała się w nim nie zawrzeć żadnej emocji pod koniec wypowiedzi zaczął Jej drżeć.
- Tylko czym bliżej, czy także im bardziej mocna ta magia? zadał następne pytanie rycerz. Zaraz po Jego słowach rozległ się podwójny huk od strony morza. Alessio i Sven rozpoznał w nim wystrzał z dział.
Luneta! wrzasnął Sven wyciągając po nią swą rękę.
-
Alessio
Ależ nie,najdroższa, jak mogłaś tak pomyśleć -powiedział opadając przed nią na kolana kierując się kierunkiem dochodzenia jej głosu - twe słowa ranią mnie straszliwie, jeśli tak sądzisz zabij na miejscu by oszczędzić mi cierpienia i życia w samotności
-
Anna de Loiret
Podała lunetę Svenowi i odparła rycerzowi - nie wiem dokładnie, ale chyba zależy to też od potęgi magii, zatem zatruta woda musiałaby mieć wtedy wielką moc w sobie... Po tych słowach pochyliła się przed Alessiem i rzekła - już dobrze, bardzo się zlękłam tylko, że pożądasz jedynie mego ciała. I nie proś więcej, bym do łoża z tobą poszła, bo nago mnie ujrzysz dopiero w noc poślubną.
-
Sven chwycił łapczywie lunetę i podniósł ją zaraz do oka by obserwować co się dzieje na morzu. O w mordę, jaka rozpierducha zaraz będzie. Na potwierdzenie jego słów rozpętała się ogłuszająca kanonada. Dobrzy są, dwie galery blokady zatopili burtowymi salwami. Ale zaraz smok ich dorwie w głosie Norsa słychać szczery podziw.
- Ci uśpieni wcześniej tą wodę pili? spytał się rycerz.
-
Alessio
Uszanuję Twoją wolę jako już rzekłem wcześniej, nie sądziłem że tak odbierzesz moje słowa inaczej nigdy bym tego nie powiedział. Jesteś dla mnie najpiękniejszą kobietą na świecie ale nigdy bym Cię nie pokochał tak mocno i prawdziwie gdybym nie kochał również Twojego wnętrza. A jest ono równie piękne a może i nawet piękniejsze jak Ty sama. Nigdy nie spotkałem bowiem kobiety tak szlachetnej,tak odważnej i tak oddanej swoim ideałom jak Ty. I zaklinam Cię ukochana, nigdy nie wątp w moją miłość i oddanie bo jest to cios o wiele straszniejszy niż zadany najostrzejszym orężęm - powiedział szczerym i pewnym głosem jednocześnie nieudolnie podnosząc się z klęczek.
-
Anna de Loiret
Och mój kochany - objęła mocno Alessia i po krótkiej chwili wielkiego wzruszenia i łez, odrzekła rycerzowi, mając w pamięci jego pytanie - tak, oni musieli pić tą wodę, w prawie całym mieście jest zatruta jak dotąd sądziłam, ale to jednak magia nie trucizna.
-
Jednak ogniem bydle zieje, nie kwasem, jak ten na przełęczy - dobiegł Was głos Svena w staroświatowym. - Ale tylko rzeźbę im zniszczył na dziobie i banderę piracką. Rozgrzał im też okręt do czerwoności, muszą się czuć w nim, jak w piecu jakowymś. Murwa! Wszystko zasłoniła para - dodał odrywając lunetę od oka.
Muszę sprawdzić tą wodę - odparł rycerz Annie w staroświatowym.
Alessio nie zdążył całkiem się wyprostować, gdy poczuł uścisk Anny, kilka łez skapnęło do jego oczu. Poczuł pieczenie i szczypanie, jednak ciemność się rozjaśniła do szarości. Przez nią widzi bardzo niewyraźne kształty, jak przez jakąś gęstą mgłę.
Usłyszał od jednego z nich pytanie w tileańskim zadane głosem rycerza - Próbowałeś uzyskać pomoc od kapłanek na okręcie?
-
Alessio
Nie, ale.... - zaczął w Tileańskim do rycerza, po czym zwrócił się do Anny - Słońce moje, Twoje łzy,one...,zaczynam odzyskiwać dzięki nim wzrok, to niesamowite - powiedział nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje odwzajemniając uścisk.
-
Anna de Loiret
Co...? Ale jak? Przecież... Westchnęła ciężko, Svenowi zaś rzekła - może lepiej nie przebywajmy tak blisko tej bitwy?
-
- Tylko spojrzę jak się toczy, może para opadła - odparł Nors. Znów podniósł lunetę do oczu, zaczyna być już nieco irytujący z tym przedmiotem. - Podpalili następny okręt blokady ocierając się o niego rozgrzanym kadłubem. Skubani! - znów słychać w Jego głosie zachwyt.
- To głupota nie poprosić kapłanek najmłodszej córki naszego Pana, gdy dotknęło Cię kalectwo odparł w tileańskim rycerz. Dostrzegłeś, że kształt oddala się nieco w górę idąc, pewno wchodzi na okręt po trapie.
-
Alessio
Być może głupota ale nie przyszło mi to do głowy, straciłem wzrok a na nas leciała wielka skrzydlata bestia. Myślisz że wciąż jest szansa by zbawienna magia czcigodnych kapłanek mnie uratowała? Pomóż mi proszę tak jak moja ukochana pomogła Wam tych uśpionych przekazać.
-
Chodźcie zatem za mną, ale broń zostawcie. Może i głupie, ale to jednak ich zasady i należy je szanować gdy się do nich w gości idzie. A podporządkować całkowicie jeśli chce się pomoc uzyskać odparł w tileańskim wchodzac dalej po trapie.
-
Anna de Loiret
Bawisz się tak tym dziwnym, przypominającym... Coś tam innego, przedmiotem Svenie. A w ogóle kto z kim tam walczy? Krasnoludy przeciw smokowi, smok na... Eeee pogubiłam się, wszyscy na wszystkich?
-
One obraziły smoczego jeźdzca, nie spodobało się to dwóm galerom z blokady. Jedna wystrzeliła w ich kierunku pocisk z działa na dziobie, a druga z działa na rufie, lecz nie trafiły. Krasnoludy odpowiedziały ogniem swoich dział, bardzo celnym. Smok zionął na ich okręt, a oni właśnie systematycznie niszczą pozostałe galery blokady. Chędożeni, jednym okrętem na wszystkie dwadzieścia galer odparł Sven