No proszę jacy oczytani erudyci :). Aleksander Wielki P. Greena wymiata to prawda 8-) . Teraz ja czytam sobie "Saladyn Wielki i upadek Jerozolimy" Stanleya Lane Poole'a.
Wersja do druku
No proszę jacy oczytani erudyci :). Aleksander Wielki P. Greena wymiata to prawda 8-) . Teraz ja czytam sobie "Saladyn Wielki i upadek Jerozolimy" Stanleya Lane Poole'a.
Dalej czytam "Wojna jak ją poznałem" Pattona
tylko pierwsze 20 stron było mało o działaniach wojennych. Już w dziale o Sycylii jest sporo opisów działań wojennych. A część o Francji to już wybitnie sztabowa relacja wojenna.
Przy okazji mała sugestia: jeśli ktoś nie jest znawcą geografii Francji to radzę mieć pod ręką dobrą mapę tego kraju. Taka z atlasu dla szkół średnich to za mało. Dopiero taka z atlasu "studenckiego" PWN jest wystarczająca (a nawet nieco przebajerzona)
(ja mam wydanie z częścią encyklopedyczną, a mapy lokalne, np Francja, są z oryginalną miejscową pisownią, zaś ilość naniesionych miasteczek, rzek i innych obiektów topograficznych jest spora)
Albo tak jak sam Patton zalecał dowódcom korpusów: " korzystać z dobrych (dość szczegółowych) map drogowych , topograficzne zaciemniają obraz bo mają zbyt wiele szczegółów"
[spoiler:3p3iedp6](Patton ie był wrogiem map topograficznych po prostu uwazał że na każdym szczeblu dowodzenia powinno się brać pod uwagę różny stopień szczegółowości rozkazów, a co za tym idzie różny stopień szczegółowości map.[/spoiler:3p3iedp6]
Ja osobiście zamierzam książkę przeczytać jeszcze raz. Tym razem od początku z mapami drogowymi na podorędziu w szczegółowości i skali z jakiej on korzystał i jaką zalecał na tym szczeblu.
Nik Pierumow - Pierścień Mroku
Kontynuacja Władcy Pierścieni, po połowie 1 części (trylogia) zapowiada się fajnie ;)
McLeod - Wieki światła
Arturo Pérez-Reverte - Klub Dumas
Całkiem miło się czyta :P
Faktycznie to bardzo dobry pisarz. Jestem w trakcie czytania 5 tomu jego Kapitana Alatriste "Kawaler w żółtym kaftanie".Cytat:
Zamieszczone przez Aro137
"Pieśń Lodu i Ognia".
Część pierwsza "Gra o Tron".
Droga... cholernie droga jak na powieść książka. 850 stron, gruba oprawa, miła dla oka okładka, fajna zakładka.
Spokojnie taką książką można kogoś zabić. Czytam w wolnej chwili, ale po pierwszych kilkudziesięciu stronach stwierdzam iż jest bardzo fajnie. Dobry język sprawia iż przez książkę się mknie.
Też to czytam, jestem na pięćsetnej stronie i to pierwsze kilkadziesiąt stron to nic w porównaniu do tego, co potem się dzieje, wszystkich zwrotów akcji, pogłębiania postaci i tak dalej ;) Jak sobie pomyślę, że cała saga ma ponad 4 tysiące stron + 1000 stron tańca ze smokami, który jeszcze nie wyszedł w Polsce, i następne 2 tomy będące w przygotowaniu (chude na pewno nie będą), to nie wiem, jak autor to ogarnia i jak będę się czuł, gdy ta cała epicka historia się skończy :)
Ja tam nie wiem jak te wszystkie tomy ogarnie mój portfel. :lol: Trzeba jeszcze skorzystać z cudownej promocji w empiku (trzy fantasy w cenie dwóch)... pamiętam jak się obłowiłem na poprzedniej takiej promocji...
Harry Sidebottom i cykl "Wojownik Rzymu". Po tym jak sparzyłem się na "Orłach imperium" Simona Scarrowa, podchodziłem do tej trylogii jak pies do jeża. Zupełnie niesłusznie, bo bardzo pozytywnie się rozczarowałem przy lekturze "Ognia na wschodzie". Natychmiast też sięgnąłem po "Króla królów", kolejny tom. Widać, że Sidebottom zna się na rzeczy (profesor zajmuje się starożytna kulturą i historią militarną cesarstwa), jest też znacznie lepszym prozaikiem od Scarrowa. W "Ogniu..." mamy świetnie opisane kilkumiesięczne oblężenie Arete. Bohaterem jest niejaki Marek Klodiusz Balista, dux ripae, zlatynizowany barbarzyńca z plemienia Anglów. Musi stawić czoło inwazji sasanidzkiej pod wodzą samego Szapura. Sidebottom świetnie opanował sztukę opisu zmagań militarnych, nie rezygnując przy tym z osadzenia akcji na solidnym fundamencie jakim jest znajomość kultury codziennej tamtych czasów i rejonów. Dodatkowo w appendixach mamy słowniczek terminów łacińskich, spis ważniejszych bohaterów i wskazówki co do fachowej literatury przedmiotu, jeśli komuś mało.
Co do Martina i "Pieśni..." to czytałem pierwszy tom i oglądałem serial niemal równocześnie. Stwierdziłem przy tym, że nie ma to sensu, bo pomimo niewielkich różnic to serial dość wiernie odzwierciedla i akcję i świat opisany. Poprzestanę więc na oglądaniu. Zwłaszcza, że moim zdaniem Martin to nudziarz o rozwlekłym stylu i gdzie mu tam do Sapkowskiego.