-
Rodrigo,Ricardo
Śmiało,starczy dla wszystkich - odparł jeden z żołnierzy sam uprzednio pociągnąwszy kilka łyków a następnie przekazując ją Rodrigo,któremu chyba zasmakował ten trunek bo nie wykrzywiło go tak jak jego Ricardo,widocznie lata praktyki zrobiły swoje.... a mimo że "łyczek" zamienił się w spory łyk to jednak zdołał odessać się od butelki i przekazać ją dalej....,któryś z żołnierzy przy ognisku odezwał się - Współczuję Wam......, mieszkacie w namiocie z szaleńcem......
Inigo
Wizja zniknęła równie szybko jak się pojawiła a dalsze rozmyślania na temat żony przerwała Maria która wsadziła łeb do namiotu i aż parsknęła zaniepokojona Twoim wybuchem....,nie masz pewności ale wydaje Ci że w jej oczach widzisz smutek....
Alejandro,Mateo
Usta księdza wykrzywiły się w dziwnym uśmiechu - Ależ skądże,pasterz zawsze powinien dbać o swoje owieczki....,chodźcie za mną,pokażę Wam gdzie jest nasz namiot....
-
Alejandro
Jego wyraz twarzy się nie zmieniał lecz z przerażeniem w oczach spojrzał się na Mateo A może to tamci mają lepiej? Pościć nam będzie kazał pewnie. Ach za co?
-
Inigo de Gastor
Maria... Podszedł do klaczy i wprowadził ją całą do namiotu. Spoglądał chwilę w jej oczy, które zdawałoby się wyrażają smutek oraz zrozumienie. Konie są mądrymi stworzeniami, rozumieją dobrze ludzkie uczucia... Objął ją za szyję i ucałował, kolejny to raz tego dnia tuląc się do niej, ona bowiem tylko mu pozostała...
-
Mateo
Kuźwa mać.... wyszeptał do Alejandro... przecie my nic złego nie zrobili....
-
Rodrigo de Suarez
Dobre... A co do niego to rzeczywiście ma swoje... ataki. Stracił ukochaną i najwyraźniej cholernie to na niego wpłynęło. No nic, trza tylko go nie prowokować, za dużo nie gadać i powinno być w porządku z nim chyba hehe... Chyba, że przez to wszystko w końcu wpadnie mu jakiś idiotyczny pomysł do głowy. Cholera wie w sumie co sobie wymyśli - powiedział tak, by nie usłyszał tego czasami Inigo, to znaczy bez zbytniego podnoszenia głosu.
-
Alejandro,Mateo
Och....nawet nie wiecie jak się cieszę,już się martwiłem że będę się musiał pomodlić sam......,nic tak nie podnosi na duchu jak wspólna modlitwa dzielona z innym bratem w wierze....- powiedział śmiertelnie poważnie wciąż idąc dostojnie i powoli i nawet nie odwracając głowy
Rodrigo,Ricardo
Mi tam wszystko jedno dopóki jego szaleństwo nas nie narazi na polu walki....,zresztą jak ktoś nie chce to go zmuszać do gadania siłą nie będę hehe - odezwał się ktoś i od razu odezwało się kilka głosów aprobaty a po chwili znów wróciła do Ricardo butelka....,chyba w międzyczasie otwarto nową bo jest niemal pełna
Inigo
Gdy ją do zaprosiłeś do namiotu polizała Cię po twarzy i cierpliwie stanęła dając Ci się do siebie tulić....
-
Alejandro
Ależ oczywiście, szczególnie przed taką wyprawą odparł uśmiechnięty i spokojny, a następnie zrezygnowanym wzrokiem spojrzał się na Mateo.
-
Inigo de Gastor
Tyś wierna i kochająca, na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie... Wyszeptał jej, gdy już po dłuższej chwili przestał się do niej tulić. Pogładził palcami łańcuch, jaki klacz nosi na szyi, był to podarek od Seleny dla niej... Chcę, by wiodła cię do walki bezpiecznie, byś zawsze do mnie wracał w chwale... Niech ten łańcuch na jej szyi ci o tym przypomina, Inigo - przypomniał sobie słowa swej żony... Porozmyślał jeszcze chwilę przy Marii, po czym znów wyprowadził ją na zewnątrz, przywiazał, poklepał po szyi i położył się wygodnie w namiocie.
-
Mateo
A ja znam jedną modlitwę nawet pasującą do tej wyprawy...
Daj nam panie kuśki twarde by dzikuski bzykać harde
i by zawsze pamiętały nasze twarde, męskie pały.....
Nie wiedział czy ma dokończyć więc zaczął się rozglądać czy widzi aprobatę czy raczej zgorszenie dookoła.
-
Alejandro
Na twarzy pierw pojawiło mu się wyraźne zdziwienie, zaś w ułamku sekundy przeobraziło się ono w rozbawienie, lecz Alejandro przeczuwał, że to nie przyniesie nic dobrego. Natychmiast wyszeptał do Matea Oj obyś więcej rabanu nam tym nie narobił.