@ Oczywiste jest że Amerykanie mieli tragiczny wybór między Trumpem a Clinton. @
Politycy sa tacy jak ich wyborcy - w USA też. Więc widocznie na takich sobie zasłużyli. Znaku równości pomiędzy Trumpem i Clinton bym jednak nie stawiał.
@ Ani mnie ta decyzja nie dziwi, anie nie szokuje i generalnie jest mi obojętna. @
A mnie jednak dziwi, trochę szokuje i zdecydowanie nie jest mi (z wielu powodów) obojętna.
@ Natomiast szokuje mnie reakcja polskich mediów, a raczej naszych polskich "alternatywnych" polityków, uogólniając to wszelkich Korwinów, narodowców ale i jakiś skrajnych lewaków. @
Tu zaś dla odmiany nic specjalnie mnie nie dziwi, bo takiej reakcji w przypadku wygrania Trumpa można się było, moim zdaniem, spodziewać.
@ A czym jest Ameryka? Ameryka drodzy państwo to kicz. To nie piękne miejsce do życia, to nie wielka nowoczesna społeczność. To kicz i tandetne show które dominuje w filmach, sztuce, sporcie, na fladze (nie ma chyba brzydszej, bardziej popowotandetnej flagi) i w wyborach. Tak więc wygrał większy showman/cyrkowiec...@
Ameryka jest jaka jest. Ja się nawet jestem w stanie z powyższą tezą zgodzić (choć niezupełnie do końca) ale co z tego? USA jest podporą NATO a sojusz ten ma gwarantować nam bezpieczeństwo. Czasy mamy jakie mamy, więc wolałbym mieć pewność. A tu tymczasem słyszę, że Trump tak sobie w czasie kampanii gadał... A jak gadał na poważnie to co? Że to taki "kiczowaty" wypadek przy pracy? Moim zdaniem nie - to kolejny przejaw pewnego trendu na świecie. Trendu, będącego efektem zmian wywołanych globalizacją. Że niby są to zmiany złe? Moim zdaniem nie, ale naruszają pewne status quo czyli funkcjonujący porządek rzeczy, co z kolei narusza interesy i pozycję wielu grup społecznych. Globalizacja jest nieunikniona a ci, którzy chcą ją powstrzymać z góry skazani na porażkę. Ale się starają i tu mamy tego efekty. Historia uczy nas, że wywołane w ten sposób strukturalne konflikty nigdy dobrze się nie kończą. Co prawda dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi, ale negatywne skutki przewidzieć można.
Stwierdzenie więc, że amerykańskie wybory to "Ot eurowizja w wykonaniu Amrykanów" może i jest prawdą (a w zasadzie to prawie na pewno jest) tyle że, kolejne stwierdzenie że są one "bez większego znaczenia dla nas i kierunku w jakim pójdzie Europa czy Polska"prawdą już według mnie nie jest. Także w znaczeniu wyborczym, bo to co się stało w USA teraz u nas przyszło już rok wcześniej. Korwin nie musi dostać 50 % w wyborach (i nie dostanie - takie nadzieje rzeczywiście są śmieszne) bo ktoś inny już wystarczająco dużo dostał. I oby amerykanie nie mieli podobnych (a nawet tylko zbliżonych) problemów do naszych. Bo wtedy dopiero się będzie działo...

