-
Alessio
Lileath? - rzekł zdziwiony - jaka jest domena tej bogini? Ach,i ja bym chciał jeszcze o rynek zahaczyć...... - mówił starając się choć na chwilę zapomnieć o wstydzie jakiego sobie narobił i rozczarowaniu jakie przyniósł swym zachowaniem ukochanej
-
Anna de Loiret
Rynek? Hmm, zobaczymy, co mi kupi... Ale chyba już będę mogła mu całkiem przebaczyć, jeśli dostanę kilka ładnych podarków, wszak widać że mu smutno... Ach, jeszcze zobaczymy, ale nie mogę się doczekać.
-
Miłość, płodność, zdrowie oraz piękno. Domeny Waszej Shallyi i chyba Rhyi. Szybciej magią będzie usunąć oparzenia Anny, niż maseczkami odpowiedziała Liothannea w bretońnskim.
-
Alessio
To prawda,nic nie może się równać z uzdrawiającą mocą magii
-
Gdy skończyliście posiłek, podszedł do Was karczmarz. Przepraszam, ale zaraz skończy się czas wynajmu izby. Proszę zapłacić za następne pół doby, lub więcej, albo zabrać z niej swe rzeczy rzekł po tileańsku.
-
Alessio
Dobrze zaraz je zabierzemy - odparł po Tileańsku lekko poirytowany chciwością karczmarza,po czym powiedział do ukochanej po Bretońsku unikając z nią kontaktu wzrokowego - Pójdę po nasze rzeczy i zaraz możemy ruszać żeby Cię uzdrowili
-
Anna de Loiret
Bez słowa wstała i poszła za nim, chcąc być przy tym.
-
Alessio szybko się spakował. Liothannea zaczekała na Was na dole karczmy. Gdy wróciliście i wyszliście na zewnątrz widzicie tłok na rynku. Rynek, czy świątynia? spytała się elfka w bretońnskim.
-
Alessio
Pójdźmy najpierw na rynek,mamy go tuż obok a ja chcę spieniężyć rzeczy Ardena i ...........coś kupić - odrzekł elfce po czym dodał - uważajcie na złodziei,taki tłum to dla nich dar od losu - po czym ruszył w jego stronę mając pilne baczenie na swoją sakiewkę i rzeczy
-
Anna de Loiret
Zaczęła baczyć na wszystkie swoje sakiewki i sakwę, w międzyczasie szukając jakichś ładnych peleryn oraz kapeluszy, by sobie pooglądać, może przymierzyć...
-
Zgromadzony tłum jest dość duży, trzeba się przeciskać. Z rzadko ktoś coś kupuje, ludzie wydają się na coś czekać stojąc i gapiąc się na pobliską katedrę Vereny. Nagle rozległo się bicie dzwonów obserwowanego przez nich budynku. Po chwili przyłączyły się dzwony innych świątyń w mieście.
-
Alessio
Począł przepychać się starając się dojrzeć stanowisko handlarza z bronią zamierzając się pozbyć zbędnego balastu w pierwszej kolejności
-
Alessio dość szybko znalazł stoisko płatnerza, ludzie zaczęli wiwatować, ale przez tak zbity tłum nie widać z jakiego powodu.
-
Anna de Loiret
Liothanneo, jesteśmy tu bardzo potrzebni, czy ruszamy do dzielnicy elfów jak tylko Alessio kupi co chciał? Spytała elfki po bretońsku.
-
Ruszamy natychmiast, nie ma zbytnio czasu na długie zakupy odparła elfka. Jaki jest Twój ulubiony kolor Anno? Liothannea rozchyliła płaszcz na chwilę i pokręciła głową. Czwórka wyrostków zmierzając w Waszą stronę nagle stwierdziła, że uda się w inną stronę.
-
Alessio
Witaj dobry Panie,mam na sprzedaż kuszę i miecz,oba ta przedmioty niemal jak nowe,przedniej jakości - rzekł po Tileańsku pokazując mu broń Ardena
-
Anna de Loiret
Wszelakie odcienie niebieskiego, od ciemnego po błękit oraz czerwień - odparła elfce, ze zdziwieniem spoglądając na wyrostków, którzy zaniechali jakiejś próby...
-
Handlarz obejrzał dokładnie towar i odparł w tileańskim. Jak nowe? Kusza wygląda na sporo używaną. Więcej niż piętnaście złota za wszystko nie dam.
-
Alessio
Sama kusza tyle warta! Nowa sztuka drugie tyle kosztuje a Pan mi proponujesz 15 i to w komplecie z mieczem? Proszę zobaczyć,nie wyszczerbiony,niemal bez skazy a sama kusza porządnie wykonana,jeszcze przez długi czas swemu właścicielowi zdolna służyć,zgodzę się na......25 monet za całość - odparł żywo gestykulując przy zachwalaniu
-
Dwadzieścia złota za wszystko dam. Z torbami Panie chcesz mnie puścić. Ja tez muszę za coś kram utrzymać i gęby dzieciaków wyżywić - kramarz w tileańskim wpadł w ton Alessia widocznie się ożywiając i równie mocno gestykulując.
Kapelusze, Czapki! Najnowsze kroje! Szczyt mody! wydarł się nieco dalej ktoś w staroświatowym. Tłum zaczyna powoli rzednąć.
-
Anna de Loiret
Kapelusze, czapki, najnowsze kroje? Powiedziała jakoby do siebie po bretońsku, ale na tyle głośno by Alessio słyszał, po czym udała się w stronę krzyczącego kupca.
-
Alessio
Zacmokał udając niezadowolenie i głębokie zamyślenie nad ceną rzuconą przez handlarza po czym powiedział po Tileańsku jak gdyby do siebie - Mamma Mia,20 monet mi oferują,ale niech stracę.....,22 i możemy dobić targu - zakończył i wyciągnął rękę w stronę sprzedawcy
-
Liothannea ruszyła za Anną. Dotarliście do straganu naprowadzana co jaki czas coraz głośniejszym okrzykiem. Kapelusza jest tylko jeden krój:
za to w różnych rozmiarach i kolorach. Do tego wysokie futrzane czapy, jakieś czapki w trójkącik złożone, marynarskie, kapitańskie. Czapek jest zdecydowanie większy wybór, ale kapelusze najładniejsze, z zadartym zawadiacko rondem z jednej strony.
Nie ma targu, to było moje ostatnie słowo. Więcej tracić nie będę odrzekł handlarz w tileańskim. Albo bierzesz dwadzieścia, albo szukaj innego kupca.
-
Alessio
Rzucił jakieś przekleństwo pod nosem na pokaz udając niezadowolenie ale powiedział po Tileańsku - Zatem dobiliśmy targu - uścisnął dłoń sprzedawcy,wymienił broń na rzuconą sumę po czym podszedł do ukochanej ledwie powstrzymując się przed objęciem jej i zapytał po Bretońsku - Któryś Ci się podoba?
-
Anna de Loiret
Wzięła czarny kapelusz z białym piórem i rzekła - ten jest ładny, może kolor nie jest zbyt piękny ale za to przypasuje do każdej sukni. Mogę go przymierzyć?
-
Najnowszy krój prosto z Bretonni, wojska królewskie takie noszą! Tak, proszę bardzo. Na tak urodziwej damie na pewno będzie znakomicie leżał odrzekł handlarz w bretońnskim.
-
Anna de Loiret
W Bretonni się drogi kupcze kapeluszy nie nosi, a już na pewno nie noszą ich królewscy rycerze - odparła powstrzymując się od zbesztania handlarza za kłamstwo, tylko dlatego że rzucił jej miły komplement, po czym założyła kapelusz, pokazując się Alessiowi i Liothannei, kładąc jedną dłoń na biodrze - i jak wyglądam?
-
Alem ja nie o rycerzach mówił jaśnie Pani, ino o muszkieterach, najnowszej bretońnskiej formacji wojskowej odparł kramarz.
-
Alessio
Wyglądasz przepięknie - rzekł po Bretońsku ze szczerością w głosie - A Pan mojej damie bzdur nie wciskaj by cenę zawyżyć - dodał po Tileańsku
-
Anna de Loiret
Że co!? Muszkieterowie? Muszkieterowie? Muszkiety?! W Bretonni!? Słabo mi... Kto ci takich bzdur nagadał?
-
Mój kuzyn. Dziś gołębiem pocztowym wieści z Bretonni od Niego dostałem i szkice wzorów. I to nie są żadne bzdury jakom Pierre Gascouin. rzekł w bretońsnkim kupiec.
-
Anna de Loiret
Nie... Nie... Nie wierzę ci! Pani nie dopuściłaby do tego, och mów ile chcesz za ten kapelusz i dajże mi już spokój! Wykrzyczała a w jej głosie mimo tego, że starała się do tego nie dopuścić słychać było nieco rozpaczy. Tysiące myśli i straszliwych wyobrażeń jej ojczyzny zaczęło krążyć jej po głowie...
-
Dwie złote monety. Wyjątkowo tak tanio, jako że przyniosłem rodaczce smutne wieści odparł.
-
Alessio
Wręczył kupcowi 2 monety gromiąc go przy okazji wzrokiem po czym próbuje objąć ukochaną,mimo że wie iż wciąż jest na niego zła to nie jest w stanie stać bezczynnie i patrzeć na jej ból......
-
Anna de Loiret
Pozwoliła się objąć i utulić, już nie była zła na Alessia i nie była w stanie teraz udawać rozgniewanej, potrzebowała ciepła oraz bliskości a nie grania na nosie ukochanemu... Westchnęła pytając - zatem gdzie teraz idziemy?
-
- Znaczy książę Charles Bez Ziemii królem został? - spytała się Liothannea kupca w bretońnskim.
- Ano tak, podczas polowania na grubego zwierza Pani Jeziora osobiście dała się mu napić ze świętego Graala. Ale co dziwne koronacja w świątyni Vereny była bez udziału arcykapłanki Morgany le Fay.
- Ktoś widział jak pil ze świętego kielicha?
- Tak, szlachta biorąca udział w polowaniu.
- Można jeszcze po czymś rozpoznać nowe wojsko oprócz muszkietów i kapeluszy?
- Po tabardach na których z przodu i z tyłu widnieje znak bretońnskiej lilii.
- Idziemy po gondolę Liothannea zwróciła się już do Was po zaspokojeniu swej ciekawości.
-
Alessio
Utulił ukochaną jeszcze mocniej wiedząc jak bardzo teraz go potrzebuje,ból który w sobie trzymała przechodził także na niego,stał tak krótką chwilę po czym powiedział do Liothannei po Bretońsku - Masz rację,musimy ruszać,jeszcze ważne sprawy mamy dziś do załatwienia - po czym dodał szeptem do ukochanej - Jeszcze coś Ci obiecałem,po wizycie u Doży znów tu przyjdziemy - gdy skończył mówić próbuje złożyć delikatny pocałunek na jej ustach
-
Anna de Loiret
Jak tylko ukochany zaczął próbować ją ucałować, to szlachcianka sama obdarzyła go czułym pocałunkiem w usta, rzecząc po tym szeptem - kocham cię... Chodźmy już.
-
Gondola szybko przypłynęła.
- Ile za Twe usługi do końca dnia? spytała przewoźnika elfka w staroświatowym.
- Eeee, a dokąd mam płynąć? odrzekł w tym samym języku.
- Do granicy dzielnicy elfiej i tam masz na nas zaczekać i być w ciągu całego dnia do naszej dyspozycji.
- Pięćdziesiąt złota? zaryzykował gondolier, Liothannea rzuciła mu sakiewkę nawet nie próbując targów.
-
Alessio
Ja Ciebie też - powiedział odwzajemniając pocałunek po czym ujął ją za rękę i poprowadził do gondoli następnie pomagając jej do niej wsiąść