-
Alessio
Ledwo oparł się pokusie przeczytania koperty na miejscu, wziął flaszkę z gorzałką,jakieś jedzenie jeśli cokolwiek jest pod ręką po czym wrócił do reszty i rzucił bezceremonialnie kopertę przed Anną, rzucając tylko lakonicznie - To do Ciebie - po czym zajął miejsce przy stole i pociągnął solidny łyk z butelczyny.
-
Anna de Loiret
Dziękuję panie Alessio, mogłeś rzucić od razu na podłogę. Bretonnka otwiera list i czyta.
-
Alessio
Może odrobina wdzięczności? Mogłem to sam odczytać i nawet Ci o tym nie powiedzieć, spodziewałaś się go podanego na srebrnej tacy? - tu parsknął ironicznie.
-
Anna de Loiret
Zamilcz bo czytam, mogłeś chociaż do ręki podać phi...
-
Alessio
Jak sobie Jaśnie Pani życzy, proszę wybaczyć ten afront niedouczonemu łykowi - powiedział dwornie ze skinieniem głowy z ledwo dostrzegalną nutką ironii, zaśmiewając się w duchu z buty i arogancji szlachcianki.
-
Anna de Loiret
Gdyby Roland to widział to byś zginął, ja jestem bardziej litościwa... I daj sie skupić! Tyle czasu nie czytałam nic, nie jest to łatwa sztuka.
-
Alessio
Przygryzł język żeby nie wybuchnąć śmiechem na przejaw takiego nieuctwa a może raczej głupoty? W każdym bądź razie w tym momencie toczył trudną wewnętrzną walkę by zachować powagę, jednak póki co nic po nim nie można było poznać.
-
Anna zajęła się czytaniem listu, reszta posiłkiem. Gdy Anna skończyła czytać list, zszedł na dół krasnolud.
Treść listu w języku bretońskim:
Miragliano, 340 rok panowania Finubara Żeglarza.
Serdeczna Przyjaciółko.
Minęłyśmy się, więc zostawiłam ten list u karczmarza, by Ci go wręczył gdy powrócisz ze świątyni Shallyi. Może dobrze, że się tam udałaś, bo w mieście rozprzestrzenia się zaraza śpiączki. Moi rodacy z Fortecy Świtu widzieli zarażonych nią tubylców Południowych Krain. Prawdopodobnie roznoszą ja muchy zwane przez nich tse tse. Są większe około dwóch razy od much domowych, uważaj na nie. Zaraza jest śmiertelna, chory w osttanim stadium choroby budzi się tylko po to by umrzeć. Niestety tamte ziemie są również matecznikiem skaveńskiego klanu Zarazy, który mógł znaleźć inny sposób na jej rozprzestrzenianie. Nie wiem czy wiesz, ale szkodniki dzielą się na różne klany. Twoja posiadłość zaatakował klan Inżynierów. Niestety, po zamordowaniu doży Miragliano oraz Jego potencjalnych następców i wojnie domowej wśród najemników, atak na Skavenblight został odwołany. Nie będzie również wyboru następnego doży, dopóki sytuacja się nie uspokoi. Do tego czasu miastem będzie rządzić jakiś Senat utworzony ze szlachty tego miasta, tak jak to podobno było w zamierzchłych czasach Republiki Luccini. Mam nadzieję, że Tobie również udało się dowiedzieć czegoś ciekawego. Znajdziesz mnie w świątyni Hoetha w elfiej dzielnicy, może w jej ogromnej bibliotece znajdę jakiś sposób na to jak walczyć z ową zarazą. Następna kartka z pieczęcią feniksa to glejt, dzięki któremu zostaniesz wpuszczona do tej ćwiartki.
Doszły mnie słuchy o nieciekawej sytuacji w Bretonni. Król Louen Lwie Serce podczas próby odbicia przeklętego miasta Mousillon został pojmany przez Czarną Arkę Zdrajców. Praktycznie nie ma szans na wyrwanie się z takiej niewoli. Podczas bitwy niebywałym męstwem wykazał się Tankred de Loired. Walczył nie zważając na swe bezpieczeństwo, jakby nie miał nic do stracenia. Jego odwagę nagrodziła sama Morgiana le Fay podnosząc Twego ojca do godności Rycerza Królestwa. Pewno się ucieszy na wieść, że przeżyłaś atak na waszą posiadłość. Kazałam Go o tym zawiadomić. Na następnego króla Bretonni ma być koronowany książę Charles de la tete D'Orr, ale najpierw musi przejść jakieś próby związane z wiarą w Panią Jeziora. Królestwo więc jak na razie bezkrólewiem stoi. Musimy się tam udać, tak szybko, jak tylko załatwimy tutaj nasze sprawy.
Czekam z niecierpliwością
Liothannea z Avelorn
A, jeszcze jedna kwestia. Odniosłam dziwne wrażenie, że nieco za bardzo spodobało Ci się nasze przedstawienie dane najemnikom. Mam nadzieję, że cały czas pamiętasz, iż była to tylko gra, mająca na celu odwrócenie ich uwagi od tego, co naprawdę miałyśmy zamiar uczynić.
-
Anna de Loiret
Z wielkim zaskoczeniem czytała ten list ale nieco się ucieszyła, że Liothannei nic nie jest i może znajdzie jakiś sposób na zarazę. Dodatkowo, jej ojciec przeżył i sięgnął wielkich zaszczytów... Może i nie rozumiał jej pragnienia zaznania rycerskiej przygody ale cały czas go kochała. Po chwili rozmyślań, wstała i stanowczym głosem rzekła - wyruszamy natychmiast do świątyni Hoetha w dzielnicy Elfów. Medyku prowadź nas tam, to nasza jedyna szansa.
-
Sven
Czyżby list był od Twojej elfiej przyjaciółki, czy też ruszamy tam z innego powodu?