Inigo de Gastor
W galop, naprzód marsz, z Bogiem! Krzyknął dając znak do ataku energicznie tłukąc boki klaczy łydkami i machnąwszy mieczem. Szarża! Wydarł się znów, gdy już ruszyli.
Wersja do druku
Inigo de Gastor
W galop, naprzód marsz, z Bogiem! Krzyknął dając znak do ataku energicznie tłukąc boki klaczy łydkami i machnąwszy mieczem. Szarża! Wydarł się znów, gdy już ruszyli.
Ricardo
Nie skończył modlitwy, wystawił miecz do przodu i wystrzelił za Inigiem wbijając się w chmary Indian, siecząc jak najwięcej z nich.
Alejandro
Długo czekał aby wydać bojowy okrzyk jego roku, czuł dumę, że może to zrobić. Sangre y fuego! Ruszył do przodu rąbać i siec. Na jego twarzy był przerażający, szalony uśmiech wyrażający dziką radość i podniecenie.
Mateo
Równie co inni był zmuszony do robienia z miecza użytku jak tylko umiał.... Nie zastanawiał się tylko instynktownie tłuk każdego którego był w stanie sięgnąć.... Krzyknął jedynie... Ilu dzikusów.......?! całe mrowie.... Niech ino na dziesięciu przypada jedna dzika kobieta, to i tak życia nam nie starczy by wszystkie przelecieć.....
Wszyscy
Wbiliście się w.....,na samym początku w nic,bowiem dzicy widząc nieznane bestie dosiadane przez dziwnie odzianych ludzi o jakimś niezdrowym kolorze skóry poczęli pierzchać na boki,dopiero na końcu Wasze ostrza unurzały się we krwi i stratowaliście kilkunastu tych którzy widocznie nie spodziewali się że walka dojdzie do nich tak szybko i nie zdążyli w porę ujść z drogi....
Rodrigo de Suarez:
Tnął swych wrogów mieczem, jednocześnie trzymając się dalej swych towarzyszy i uważając, jednocześnie zachowując wszelką ostrożność na wypadek, gdyby dzikusy dostały oświecenia i spróbowały innej taktyki. Na to właśnie czekał niecierpliwe przez te dwa, gówniane dni - na jakąś akcję i walkę - Won kurwy do piekła, ha!
Alejandro
Krzyki dzikusów konających pod jego mieczem były dla niego prawdziwą muzyką a wsłuchiwał się w nią jak tylko mógł. Cipy nie przeciwnicy hahahha. Zwrócił się się do Inigo i z szalonym wzrokiem, z twarzą umazaną w rozbryzgu krwi dzikusa rzekł Co teraz comandante? Jedziemy dalej?! ahah
Wszyscy
Ja wracam do reszty,nie po to tu przyjechaliśmy a dalej jest ich cała masa.... - powiedział Esteban patrząc zniesmaczonym wzrokiem na zachowanie Alejandro
Alejandro
Nagle poczuł dziwne ukucie w sercu, a w głowie zabrzmiała mu przysięga jaką złożył ojcu, nie było mu żal dzikusów, ale zrozumiał, że nie powinien czerpać przyjemności z zabijania i przynajmniej przez chwile poczuł wstyd. Nagle krwawa mgła odeszła i umysł Alejandra rozjaśnił się, jego lico zamiast szaleństwa, wyrażało teraz lekkie zdziwienie i zmieszanie. Ano....racja, powinniśmy wracać.
Inigo de Gastor
Wpadł na dzikusów wywijając zręcznie swym pałaszem, nie okazując żadnej litości. Sumienie gdzieś jakby odleciało... Ale wszak dobrym uczynkiem było mordowanie pogan, Bóg z pewnością to wynagrodzi... Oby pomógł z Seleną. Gdy wystarczająco krwi zostało przelane a tubylcy się rozpierzchli, krzyknął - uporządkować szyk, zwarto, w galop i za mną! Baczcie na flanki!