:? Równie dobrze mogli zrobić 'Syberia Total War', albo 'Wyspy Pacyfiku Total War'...
Muszą zrobić ogromną ilość prowincji, dużą mapę i mały zasięg pionków. Inaczej Japonię będzie można podbić w dwie tury ;)
Wersja do druku
:? Równie dobrze mogli zrobić 'Syberia Total War', albo 'Wyspy Pacyfiku Total War'...
Muszą zrobić ogromną ilość prowincji, dużą mapę i mały zasięg pionków. Inaczej Japonię będzie można podbić w dwie tury ;)
Szczerze mówiąc to się zawiodłem, miałem nadzieję na kolejnego romka. Azja jako taka jest ciekawa, kultura, historia, style walki. No właśnie Azja, a nie tylko japonia. Po pierwsze w gra powinna obejmowac więcej terenu, osobiscie widzialbym takze indie chiny, korea także mile widziana. Wtedy gra bylaby bardziej urozmaicona.
Po coraz wiekszych mapach i lepszych niby silnikach graficznych Shogun2 to może być krok wstecz.Ale Empire i Napoleon mnie nie interesują z strzelającymi naprzeciw siebie oddziałami ( nie ta epoka)więc co zostało. Chyba do Japoni całą Azję dodadzą żeby gra miała jakiś sens i nie odbiegała od poprzedniczek. Może liczą na miliard Chińczyków ? i większą sprzedaż bo część już ma komputery.Fakt jestem zawiedziony że to nie ROME TOTAL WAR II ale cóż płakał nie będę,może dożyję i tego.
"Jak poczekasz na brzegu rzeki wystarczająco długo to zobaczysz ciało spływającego nią wroga" - Sun Tzu.
Ha, mała skala? Brak rozmachu? Rozumiem że jeśli dadzą wam 50 prowincji w Shogunie, 50 jednostek, to będziecie narzekać.
Następnym razem twórcy Total War pomyślą tak: "dobra, dzieci chcą rozmachu, podzielmy im świat na 30 prowincji, 10 jednostek pokolorujmy na różne kolory by wyszło 300 to będą się ciszyć"
I odzew graczy "hurrra, mamy cały świat"
Ale wysyp szogunowych fanatyków...
Bla bla bla.Cytat:
Zamieszczone przez King Louise Assurbanipal
Nie zrozumiałeś. Wojna totalna to wojna o bezprecedensowym nasileniu działań wojennych, wojna o wszystko, w której wszystkie chwyty są dozwolone. Starożytność to nie jest wojna. To okres i różne państwa ze sobą walczyły w różnych latach tego okresu, tocząc wojny pomiędzy sobą.
Z kolei w Japonii mieliśmy do czynienia z okresem anarchii i buntów, w którym na ograniczonym geograficznie obszarze doszło do wojny o wszystko w której nie było żadnych zasad. Dajmio nie mieli żadnych skrupułów w swojej drodze do władzy. Wynajmowali morderców, ninja, szkolili snajperów aby zabić wrogich wodzów, zbroili chłopów, handlowali w barbarzyńcami aby zdobyć broń palną i proch, byli brutalni i wykorzystywali każdą przewagę. Poczytaj sobie o Musashim w temacie, który założyłem w tym dziale. Nawet smród własnego ciała był dobrą metodą aby zdobyć przewagę. Czy to się w ogóle śniło komukolwiek w Europie aby pojedynkować się tak jak samurajowie ? Jak Musashi ? U nas były rycerskie pojedynki do XIX w., a walki samurajów przypominały bijatyki jakiś bandytów, w których nie ma zadnych zasad. Wszystkie chwty dozwolone - zwłaszcza te brudne. To nie była Europa, nawet XVII w. gdzie władcy mimo toczonych pomiędzy sobą wojen, czuli się jednak jedną wielką rodziną. . . co pokazali w okresie Rewolucji :) Gdzie generałowie walczyli, ale jednak mieli jakieś niepisane zasady np. w Patriocie z Gibsonem jest fajny fragment jak Anglik jest oburzony, że Amerykanie strzelają do. . . oficerów :) Pierwszą wojną o znamionach totalności w Europie były wojny napoleońskie, w USA była to wojna secesyjna, ale taką prawdziwą wojną totalną toczoną w naszej strefie kulturowej była II wojna światowa.
Wojna totalna to wojna bez zasad, toczona bez litości z wykorzystaniem każdej możliwej przewagi. Taki był właśnie okres Sengoku Jidai w Japonii. Gdy gram w Medka nie czuje klimatu totalnej nawalanki. Gdy w Medku I po kilkudziesięciu latach zostawały 3 państwa na mapie to dalsza ekspansja była po prostu. . . nieklimatyczna, bezsensowna. Średniowiecze i ekspansja się właściwie wyklucza bo to okres głownie małych feudalnych wojenek, rozdrobnienia, drobnych korekt granic, a nie coś takiego jak mamy w Medku I czy II - czyli podbój całej Europy przez Polskę/Hiszpanie/Anglie. W Romie już prędzej czuć ten klimat - zwłaszcza grając Rzymem. Podobnie w NTW grając np. Francją.
A jeśli chodzi o dzieciaki to weź przestań. . . tu nie chodzi o to czy Japonia jest fajna i kul czy ninja i samuraje są kul czy nie są kul. Tu chodzi o sposób myślenia, ze Japonia mała, krok wstecz, takie schematyczne myślenie okraszone dużą dozą ignorancji. Bo wiele razy powtarzałem, że mała skala gry jest dobra. Ja wcle nie chce 100 krajow, 1000 prowincji, całego świata i 2000 unitów bo tura kompa będzie trwała godzinę, plytka i niedopracowana gra znudzi mi się po podbiciu 2 z 1000 tych prowincji, nie chce całego świata i 2000 unitów bo skończy się z prowincjami wielkości pół kontynentu i roosterami przemalowanych klonów. . . wolę gre gdzie jest ograniczony obszar, ograniczona liczba prowincji, ograniczona ilośc jednostek dlatego, ze nie będą się skupiać na absurdalnej skali i to co będzie będzie dopracowane i innowacyjne. Te newsy, które zapodał Barsa, zdają się to potwierdzać i są zbieżne z moimi oczekiwaniami co do gry, które można poznać w Koncercie Życzeń. Nie chce ilości. Chce JAKOŚCI.
Na razie się odniosę tylko do początku wypowiedzi o wojnie totalnej. Wojna trzydziestoletnia nie toczyła się między jakimiś tam państwami kilkoma lecz między prawie całą Europą przez 30 lat w XVII wieku. To samo można powiedzieć o wojnie siedmioletniej gdzie walczył każdy liczący się kraj i większość tych mniejszych w Europie a także w Ameryce. Jeśli wg ciebie wojna siedmioletnia nie była wojną totalną to walki samurajów były jedynie wojenką. :) Jak wrócę to napiszę odp. na cały post.
Mogliby sobie i walczyć na calej ziemi i jeszcze w kosmosie. Ale w wojnie totalnej nie chodzi o skale tylko o charakter walk. Wojna dżentelmenów albo zespolonych więzami rodzinnymi władców, nie może być wojną totalną. Wojna totalna = wojna bez zasad. Gdzie wszystkie chwyty są dozwolone. Dobrym sprawdzianem co do tego czy mamy do czynienia z wojna totalną jest to czy zabijanie przywódców walczących stron jest metodą walki, która jest praktykowana albo możliwa do zaakceptowania tudzież to czy w ogóle są jakieś zasady. W ówczesnej Japonii wszystkie chwyty były dozwolone, łącznie ze skasowaniem Dajmjo. A czy ktoś w Europie nasyłał zabójców na króli ? Chyba pierwszym władcą, na którego obcy władcy nasyłali morderców był Napoleon. . .Cytat:
Zamieszczone przez King Louise Assurbanipal
Nie mogę z psychofanów Shoguna :roll: Uszanujcie zdanie innych, to że ktoś nie jara się kulturą Japonii nie znaczy, że można go nazywać dzieciakiem. Na razie to ci jadący po ludziach, którzy - o zgrozo - ośmielili się na najdrobniejszą chociaż krytykę, ośmieszają się i mogą nawet zniechęcić do gry osoby, którym niezbyt podoba się okres i nie są zdecydowane na zakup. Nie wspomnę o tekstach w stylu "Shogun to najlepsza część serii i tyle, koniec, kropka, dlatego 2 część to jedyne słuszne rozwiązanie". Nie rozumiem, jak można podejmować polemikę w kwestii zróżnicowania; to, że JEDEN kraj nie ma startu w tym względzie do np. Rome, to oczywista oczywistość. Można argumentować, a nawet jest to wskazane, iż mniejsza skala pozwoli skupić się na szczegółach, dopieścić perfekcyjnie każdy oddział, wprowadzić ogromne zróżnicowanie wewnątrz każdego z nich. Ale nie wyśmiewać w stylu "bzdura, jakie ograniczenia".
Podobnie jest z gadkami o tym, że rozszerzeniu terenów to byłoby okropne i niesamowicie ahistoryczne rozwiązanie. Fakt, Medieval był beznadziejny, bo Polska mogła zająć Francję :roll: Zwiększenie obszaru to jedna z tych rzeczy, która ewentualnie mogły by kogoś przyciągnąć do kontynuacji debiutu ca.
Przemilczę żałosne żarty o "tak, tak, czekajmy na 300 spartan Total war". Co trzeba mieć w głowie, by najeżdżać na ludzi optujących za najbardziej oczekiwaną i możliwe, że dającą najfajniejsze możliwości, drugą część Rome, przy czym chodzi bardziej o starożytność, bo niekoniecznie gra musi być skupiona na Rzymie.
Panowie, proszę o spokój w wypowiedziach. Każdy jeden obywatel ma prawo wyrazić swoje zdanie; nie każdemu podoba się Shogun, jako kolejna odsłona części, i należy to uszanować, tak samo jak i to, że dla niektórych to wyśmienita opcja. Proszę więc o zaprzestanie wyzywania się od ,,dzieciaków", i tym podobnych określeń, których użycie prowadzi donikąd. Jak mawiają w Hiszpanii: ,,Sobre los gustos no hay nada escrito" (u nas: o gustach się nie dyskutuje). :)