-
Zawsze można było iść w stronę Gali i Hiszpanii, Afryka w moim przypadku odpada bo ja celuje w sojusz z Kartaginą.
A tak ruszyłem na Grecję i Azję mniejszą, co zwiększyło tylko ilość wrogów. Tym bardziej że nacje przyjazne i sojusznicze szybko zostały osłabione bądź uległy wrogom.
Egipt w 10 tur stracił 5 regionów i wszystkie armie. Jest całkowicie rozgromiony przez Blemmyes którzy gniotą go 3 pełnymi armiami, a o Selkach co im pomagają nawet nie wspomnę.
-
O dziwo na wschodzie szybko zapanował porządek. Po zdobyciu Armenii i Syrii zatrzymałem się i okopałem (3 armie i 2 floty). Partia zniszczyła Selków, z Ardhan zawarłem pokój (przerywany przez ich sojusznika Pont, ale za każdym razem zabierałem im region i szybko się poddawali), Pont podporządkowałem ale mnie atakował i w tej chwili się tylko bronie.
Blemmyes podbili Egipt i resztę Afryki aż po Tingis gdzie bronią się Punijczycy. Kartaginę z wysp wyparli buntownicy, co wykorzystałem.
Ja uderzyłem na plemiona z Alp, duże Nori (5 regionów) podporządkowałem. Ciekawie wyglądała wojna w Gali. Arwernowie poszli po lini prostej na ziemię germanów które podbili aż do terenów nomadów. :eek: Zaś w samej górnej Francji zostały jedno legionowe państewka. Do wojny szybko dołączyli Cherusci, co wymusiło na mnie podbicie i okopanie się w "Magna Germania". Volcae (3 regiony) ostatnie plemię galijskie i jedyne mi przyjazne dołączyło do konfederacji z Arwernami, niestety tamci mieli wypełniony limity armii, przez co pełne słupki Volcae zostały rozwiązane :wall:, zaś ja dostałem ich ziemie podane na tacy :). Eh ta sztuczna nieinteligencja.
Wybuchła mi też wojna z Brytami. Moje słupki lądują koło Dumnonii, zaś Iceni koło Nematocenna. Oczywiście mój szpieg zawodzi przy 80% prawdopodobieństwie, ale przywykłem. Powoli zbliżam się do wymaganej liczby regionów (mam coś koło 75), a z prowincji brakuje mi tylko Brytanii i Afryki.
-
Rzymski podbój w CiGu zakończony sukcesem... po dwóch godzinach zdobywania, tracenia i odzyskiwania prowincji. Trafiłem w ciekawą sytuację gdy wkraczałem podporządkowywałem sobie plemiona żeby przyspieszyć marsz. Te jednak co pewien czas buntowały się. Szczególnie denerwujące to było na głębokich tyłach. Całkowity podbój wymagał ode mnie utrzymywanie porządku, co z czasem było trudniejsze, ponieważ walczyłem z dziesiątkami buntowników, agentów, armii innych nacji i samymi nacjami, wszyscy przeciwko Republice. Nec Hercules contra plures, więc zrezygnowałem z ambitnych planów posiadania wszystkiego i skupiłem się na jak najszybszym zakończeniu gry.
Następne cele w kampaniach to Baktria w głównej i jakaś nacja z Augusta.
-
Rok po premierze udało mi się skończyć grę nacją tytułowa.
Click here to view the original image of 1018x814px.
http://cloud-4.steampowered.com/ugc/...DB8B294C259A6/
Wojny domowej nie miałem :D i dobrze.
Swoją drogą fajnie i czytelnie mi wyszedł podział na cesarstwo wschodnie i zachodnie, choć nie było to zamierzone. I nawet kusi mnie by spróbować wywołać wojnę domową tak by Bizancjum się odrodziło (lub się stworzyło).
-
Co tam nikt nie gra Rzymem? Muszę powiedzieć że jest aż za łatwo. Najniższe podatki a i tak mam kilkakrotnie więcej kasy niż potrzebuje. Kilkanaście zawodowych armii wręcz przedziera się przez mapę. Ale jest fakyucznie trochę szczęścia gdyż z początku udało mi się zdobyć kilkanaście umów handlowych i paktów o nie agresję.
-
Jak dla mnie, to ogólnie to gra się za łatwo, którąkolwiek nacją.
Satysfakcję z gry mam mniej więcej do tury 70-100, w zależności od nacji, dopóki człowiek ostro harata wszystkich wkoło. A potem, jak ustabilizuję dochód, zostaje tylko nudne pobijanie kolejnych ziem...
Dwóch grubaśnych szpiegów jako swoista forpoczta armii, z maksymalnie rozwiniętym zatruciem, i po dwóch turach nawet nie oblegam prowincji, tylko z marszu rozjeżdżam. Zanim dojdę do kolejnej granicy, to już się straty uzupełnią i tak dalej, i tak dalej...
Dodam, że gram wyłącznie na radiousie lub DeI, poziom trudny lub bardzo trudny. Bez modów to już w ogóle zieeeeeeeeeeeeeeeeeeeew ;).
-
Dla znudzonych i masochistów stworzono poziom Legendarny. ;)
A Rzymem mało kto gra, bo większość skończyłą go (o ile miał w ogóle ochotę zacząć) rok temu z kawałkiem. ;)
-
To ja polecę mój sposób. Gram maksymalnie 7 armiami/legionami. I jest full fun.
-
Mi się grało łatwo do pewnego momentu. Władza w senacie rzędu 80-90%, dzięki temu wszędzie zadowoleni ludzie aż tu nagle w pewnym momencie wskoczyło ryzyko wojny domowej. W między czasie dumny z szybkiego odkrycia legionistów podbijałem wszystko szybko i bez problemów(nie licząc zabawy z Kartaginą w Afryce Północnej) aż po zdobyciu któregoś z miast luzytan oni nadeszli ze swoją, wydawało mi się słabą armią. Na szczęście mogłem zwiać z miasta mimo oblężenia(przez morze) zostawiając im miasto ale ratując swój legion. Po tym wydarzeniu uspokoiłem się trochę. Musiałem niestety stworzyć ze dwa legiony bo mi arwenowie wojnę wypowiedzieli. No ale mimo wszystko trudno nie jest choć trzeba kombinować jak tu grać by moje stronnictwo poparcie straciło, a pozostałe zyskały. Dobrze, że kończę wojnę w Iberii bo wojna na trzy fronty nie jest dobra gdyż na żadnej się skupić bardziej nie mogę. Na szczęście legion pod wodzą Cezara wraca do Italii by tam uzupełnić straty, udać się do Afryki po słonie, a potem wyruszyć na Bałkany na wojnę z Daorsami i konfederacją celtycką. Przerzucę legiony z Iberii do Galii, zostawiając tam tylko jeden do pilnowania porządku.
-
Masz Cezara w głównej kampanii? Który masz rok?