-
Wszyscy
Tym razem bez trudu posnęliście,nawet Mateo,którego dręczyły największe wątpliwości i wyrzuty sumienia nie miał z tym problemów. Nazajutrz o świcie bezlitośnie obudził Was trębacz,widzicie,że większość żołnierzy już jest na nogach,niektórzy są poddenerwowani inni ze spokojem oczekują na nadchodzące starcie choć pewnie każdy zastanawia się czy ten dzień okaże się jego ostatnim....a może właśnie pierwszym na drodze po niezmierzone bogactwa i sławę?
-
Inigo de Gastor
Mendą sobie zatrąb - skomentował w myślach, wstając zaspany ze swego posłania. Przetarł oczy, przyodział swą zbroję, oraz ułożył włosy i zawinął wąsa do góry, idąc potem dziarskim krokiem z hełmem pod pachą do swej klaczy i siodłając ją. Kolejny dzień, daj nam Boże kolejnych dzikusów do wymordowania i kolejne złoto do win odkupienia - powiedział cicho spoglądając w niebo na chwilę.
-
Alejandro
Wstał, przeciągnął się, po czym szybko przygotował się do bitwy. Dosiadł swego konia i rzekł do niego po cichu No Murcielago dzisiaj też nie będzie nudno. A potem na jego twarzy zagościł wesoły grymas. Może dzisiaj dzikusy będą jakimś wyzwaniem.
-
Mateo
Usiadł na posłaniu gdy trębacz zatrąbił na pobudkę... Wyciągną swój miecz z pochwy... Przez chwilę na niego popatrzył... Nie miał już wątpliwości jaka jest cena za jego dotychczasowe życie, I za marzenia które nim zawładnęły.... ubrał się pospiesznie i wyszedł z namiotu... gdy szedł po swojego konia schował miecz z powrotem do pochwy... Niech krew spłynie, jeśli taka wola boga na tą ziemię by użyźniła ją....
-
Ricardo
Powstał na dźwięk trąbki, nie śpiesząc się zanadto. Przetarł dłonią zaropiałe oczy i ziewnął, po czym przystąpił do ubierania się. Po odzianiu się poszedł do swojego wierzchowca. Tam wciąż zaspany, z jednym okiem przymkniętym osiodłał Alfonsa.
-
Rodrigo de Suarez:
Ehhh... Pospać nawet nie dadzą. No nic, służba nie drużba, trza wstawać. I trza powycinać trochę dzikusów hehe - Rodrigo wstał z łoża, szybko się ogarnął, przyodział swą zbroję i zaczął siodłać swojego konia. Następnie dosiadł go i oczekiwał na rozkazy.
-
Wszyscy
Po chwili rozległ się ponowny dźwięk trąbki wzywający na zbiórkę,widzicie Waszego kapitana stojącego w otoczeniu kilku oficerów i zbierający się przed nim tłum powolnie ustawiający się w szeregi,większość jeźdźców wraz z Estebanem i Enrique już jest na miejscu innych znajomych twarzy nie dostrzegliście.
-
Inigo de Gastor
Podjechał kłusem do reszty kawalerzystów, witając ich gestem dłoni. Zatrzymał się w ich szeregu, napiął mocno wodze jedną ręką i zastygł wzrokiem na kapitanie, czekając na jego rozkazy lub przemowę.
-
Mateo
Spokojny i opanowany stał przy Ingo.... Wiedział, że dzisiejszy dzień nie będzie się różnił od wczorajszego.... Od zwykła siekanina dzikich... Coś się tam spali jakąś wioskę... Starał się ironią zagłuszyć ewentualny "bunt jego umysłu" Nie bał się śmierci, ale tego,że w najważniejszym momencie ręka mu się zawaha...
-
Inigo de Gastor
Pierwszą krew masz za sobą, teraz już z górki - rzekł cicho i dość ponuro do Mateo.