-
Inigo de Gastor
Ciął dzikusów niczym diabeł wcielony, a jego ostrze wszędzie znajdowało swój cel. Już cały brzeszczot był zaczerwieniony od krwi, tak jak rękawica oraz tarcza, czy nawet ostrogi, które pomagały w zadawaniu kopniaków z siodła. Na wszelakie sposoby odsyłało się masy dzikich do piachu, tnąc, rąbiąc czy waląc. Przebijamy się! Ryknął i zaintonował pieśń "Te Deum", ponurym głosem, ruszając jednocześnie do następnego ataku.
-
Mateo
Jak zapewne każdy z nich docierało do niego, że właśnie zaczynali znajdować się w czarnej dzikiej dupie... Jest ich zbyt wielu... Oni chyba szybko się uczą... wczoraj byli spanikowani a dziś są żądni krwi... Nadal za słabi na nasze miecze i konie, ale to ich ilość nas zaraz przygniecie... Za bardzo się wbiliśmy...
Tak jak Ricardo mieczem wycinał sobie drogę w kierunku kapitana... Tym razem jednak bił bez opamiętania... Taki rodzaj pozytywnej paniki w niego wstąpił... Adrenalina działała jak najsilniejszy narkotyk. Wpadł w amok i nie patrzył już na jakiekolwiek wyrzuty sumienia....
-
Rodrigo de Suarez:
Zabijał i ciął swych wrogów bezlitośnie, jednego po drugim. Zobaczywszy, że jednak sytuacja robi się gówniana i dzikusy powoli wygrywają na rozkaz kapitana ruszył wraz z Inigo przebić się przez nich - Kurwa, a tak ładnie było... No ale chrzanić, trza się przegrupować i wrócimy do gry.
-
Alejandro
Rzeź dzikusów sprawiała mu niemałą radość i na jego twarzy widniał przez cały ten czas drapieżny uśmieszek. haha śmierć dzikusom, śmierć poganom. Sangre y fuego! krzyknął wykonując rozkaz kapitana.
-
Wszyscy
Piechota widząc szarżę jazdy wzmożyła wysiłki i jest coraz bliżej Was jednak wciąż zbyt daleko by udzielić realnej pomocy w wyswobodzeniu się z kotła w który sami wjechaliście....
Alejandro,Ricardo
Powoli przedzieracie się do głównego zgrupowania jazdy które utworzyło pierścień do którego mało który indianin ma odwagę podejść....niestety widzicie że Waszego towarzysza Mateo złapało kilku dzikich i próbuje ściągnąć go z siodła,już niewiele im do tego brakuje....
Mateo
Jechałeś w ślad za swoimi towarzyszami niestety nagle poczułeś jak pochwyciło Cię kilka par rąk i usiłuje desperacko zwalić Cię na ziemię....,znakomite pancerze w znacznym stopniu chronią przed ciosami wroga ale nie przed pojmaniem a kto wie jakie barbarzyńskie zwyczaje wyznają dzikusy....
Inigo i Rodrigo
Jako znakomitym szermierzom szło Wam świetnie przynajmniej aż do momentu kiedy Inigo oberwał serią pocisków prosto w hełm i zbroję,nie wyrządziło mu to zbytniej szkody ale porządnie oszołomiło i lekko zachwiało w siodle,słowa obcej pieśni najwyraźniej nie spodobały się miejscowym którzy teraz podjudzani nienawistnymi okrzykami przez kilku wyróżniających się spośród masy szykowniej odzianych dostojników z większą werwą ruszyli prosto na niego....jak by tego było mało koń Rodrigo stanął dęba lekko spanikowany zaistniałą sytuacją jednak jego trening a także wyszkolenie jeźdźca umożliwiły doprowadzenie go do porządku,pytanie na jak długo?
Techniczny
Wszyscy po lekkiej ranie
-
Mateo
Starał się z całej siły utrzymać w siodle.... nie czół na sobie jednak rąk a całą masę przytłaczającej plątaniny duszności... coś go ściskało i ciągnęło w dół... Nie wiedział już czy jego ciosy mieczem w cokolwiek trafiają... Najmocniej jak tylko mógł starał się przedzierać... gdziekolwiek i po czymkolwiek... Zdawał sobie sprawę z tego, że jak długo utrzyma się w siodle tak długo będzie żył... Upadek oznacza śmierć...Wdeptany w piach i zapomniany.... Panika wręcz go ogarniała.... Z jego ust wydobywały się tylko okrzyki przerażenia przemieszane ze złością i zawziętością.... Każdy fizyczny wysiłek jaki robił, miał swoje odbicie w krzyku.
Jego koń też jakby zjednoczył sie ze strachem jeźdźca. Gryzł i kopał jednocześnie prąc na przód... Zupełnie tak jakby widział jedyną szansę na przeżycie w ucieczce....
-
Alejandro
Oo nasz amigo ma problem. Dać tak się zrobić no nie bardzo ech, ale ech ratując go zabiję kilka dzikusów no to łączenie koleżeńskiego obowiązku i przyjemność ahahah! roześmiał się głośno i ruszył z diabelskim uśmiechem na twarzy ratować Matea.
-
Inigo de Gastor
Są jak cholerne owady, zabijesz jednego to dziesięciu kolejnych przylezie. Rodrigo, za mną! Krzyknął i spiął klacz ostrogami, pędząc wprost na szarżujących na niego wojowników. Przed samym zderzeniem zapiera się mocno w strzemionach i wyskakuje wraz z Marią nad głowy dzikusów, chcąc żeby oberwali kopytami i przy okazji oszołomili się, zapewne nie widząc wcześniej takiego pokazu...
-
Ricardo
Hasta la muerte!* Wydarł się i skierował konia razem z Alejandrem, by ratować Matea, nie przestając ciąć Indian po drodze.
Techniczny
*Na śmierć/do śmierci
-
Rodrigo de Suarez:
Rusza od razu, zaraz obok Inigo i również wyskakuje nad głowy dzikusów. Gdy tylko wylądują tnie wrogów, którzy spróbują go ściągnąć z konia, czy też go poranić - To może ja zacznę śpiewać jakieś hymny kościoła, tak żeby powkurzać dzikusów hehe? Nie no, samobójcą nie jestem aż takim. Obym tylko przy tym wyskoku się nie zabił