-
Wszyscy
Natarliście na wroga wszystkimi siłami i znacznie łatwiej Wam poszło przebijanie niż jak to robiliście w niewielkich grupkach....,jesteście już jednak solidnie zmęczeni,znacznie bardziej od reszty jeźdźców a kapitan nie wydaje się być w nie bojowym nastroju....- Formować szyk i szykować się do powrotnej szarży!Ty cożeś konia zgubił,hehe,możesz dołączyć do piechoty albo dalej walczyć z wierzchu czyjegoś wierzchowca,zostawiam Ci pełną dowolność....- I faktycznie piechota zdobywa coraz więcej terenu jednak nie wydaje się Wam aby wróg miał ustępować ani żeby jego liczba zmniejszyła się choć odrobinę,dalej bowiem masy nieprzyjaciela są gotowe do walki na śmierć i życie....
-
Mateo
Nie zgubił ino żeś bucu w największy syf w nas wpakował.... Na koniach jest jakaś szansa że go znajdziemy może...Kapitanie.... Odparł i pozostał razem z Ricardo.
-
Wszyscy
Konie to mądre zwierzęta,może sam wróci? Albo na piechotę wpadnie....,w każdym razie na pewno go nie będziesz teraz szukał.... -odparł kapitan,wzruszając ramionami
Ricardo,Mateo
Podjechał do Was Enrique po którym niemal w ogóle nie widać zmęczenia ani śladów walki i rzucił ściszonym głosem - Uroczo razem wyglądacie....,powiedz mi,jakim cudem Twój wybranek zgubił konia? Haha!
-
Ricardo
To mój chrześniak. Odparł śmiertelnie poważnie, kiwając przy tym głową.
-
Mateo
Co nigdy nie widziałeś konia z trzema kuśkami? zaśmiała się Mateo
-
Mateo,Ricardo
Również się roześmiał - Haha!Jesteście nienormalni! Ale kto normalny zapisał by się na taką wyprawę? Choć niektórzy za bardzo ten brak normalności biorą sobie do serca hehe - tu skinieniem głowy wskazał na stojącego dalej w szeregu Inigo
-
Mateo...
Obrócił głowę w kierunku który wskazał Enriqe.... Ahhh... No tak.. skomentował krótko....
-
Inigo de Gastor
Czekał na nadchodzącą bitwę, nie miał ochoty ani na rozmowy ani na nic innego... Liczyło się tylko zdobycia chwały i bogactwa, by odzyskać miłość.
-
Ricardo
Dobra, dajmy temu spokój, to nie jego wina... Ty mi lepiej powiedz jakim cudem nie jesteś, ranny, ani zmęczony, co? Pewnie opieprzałeś jakiegoś kolejnego Carlosa w karty, w bitewnym zgiełku, kiedy my walczyliśmy? spytał po cichu, uśmiechając się.
-
Ricardo,Mateo
Ha!Po tym mój drogi się poznaje wyśmienitego wojownika - odparł odwzajemniając uśmiech - Ehh,ale pograć bym pograł,a tu końca nie widać.... - dodał markotnie