-
PBF Następczyni Tronu
Statystyki bojowe BG:
Catherine - Il Duce:
atak - miecz rycerski 3 + walka mieczem 6 + 2 ze sztuczek = 11 pieszo/12 konno
obrona - walka mieczem 6 + 2 ze sztuczek + 6 presja + 3 zbroja + 1 tarcza = 18 pieszo/19 konno
obrona daleka - sprawność 3 + 6 presja + 3 zbroja + 1 tarcza = 13 pieszo/14 konno
PerWerka - Kersijana:
atak sztyletem - 1 pieszo/3 konno
obrona - 3 pieszo/5 konno
obrona daleka - 3 sprawnośc + 3 presja = 6 pieszo/8 konno
Proszę nic nie pisać w tym temacie! Zaczynamy grę jutro, kiedy dam wpis fabularny.
-
Pendor, rok 354...
Kraina, w której było kiedyś jedno, wielkie królestwo, jest teraz podzielona. Kilka państw wojuje ze sobą odpierając też zakusy koczowników Jatu, barbarzyńców czy przybyszów zza morza. Wydaje się, że w obecnym stanie rzeczy nikt nie myśli, aby przywrócić Pendorowi dawną chwałę oraz jedność. Każdy walczy o własne interesy, ma własne ambicje dotyczące władzy oraz bogactw, czy też chwały - ale swojej. Nie oznacza to oczywiście, że Pendor pozbawiony jest ludzi szlachetnych, oraz oddanych wyższej sprawie. Masa rycerzy i poszukiwaczy przygód podróżują po tej krainie, by chronić swymi ostrzami biednych, tych, którzy nie mogą sami się bronić. Ci ludzie tylko szukają okazji na szlachetne czyny... Ale po cóż to mówię?
W całym Pendorze krążą od niedawna pogłoski, iż jakoby widziano rycerzy noszących na zbrojach czarne tuniki ze złotymi Gryfami, nieopodal miasta Laria. Są to symbole zakonu Gryfa, strażników królewskiej dynastii Pendoru. Jeśli więc zakon istnieje i wdaje się rzekomo w walki z Sarleończykami, to może jakiś potomek pendorskiego rodu przetrwał i zamierza przywrócić dawne królestwo? Nic nie jest pewne, poza tym, iż wielu wojowników ciągnie teraz do Larii w Sarleonie, by dowiedzieć się prawdy, a wśród nich są ci, co pragną stanąć po stronie prawowitego władcy...
Techniczny
Na razie wpis wprowadzający do fabuły, dla konkretnych postaci dam jak Wacek podeśle wreszcie mi swoją koncepcję...
-
Catherine, Arstan, Hallbjorn:
W mieście Laria, zaciągnęliście się do eskorty kupieckiej karawany, która ma wyruszyć w stronę Ethos należącego do Imperium Baccusa. Stawiliście się wszyscy przed bramą miejską, wraz z dziesięcioma innymi wojownikami, znacznie gorzej od was uzbrojonymi. Tylko dwóch z nich nosi lekkie kolczugi, inni same hełmy oraz tarcze, ewentualnie jakieś utwardzane ubrania. Ich orężem są głównie topory. Mistrz karawany nazywa się Renaud - jest podstarzałym, łysym człowiekiem o niezbyt wielkiej tężyźnie. Nie znacie się jeszcze, możecie więc porozmawiać przed wyruszeniem, jako że właśnie wasza trójka i pozostali najemnicy stała się jedną drużyną, przynajmniej na pewien czas.
Erilla:
Usłyszałaś plotki o rzekomej działalności królewskich strażników Pendoru - rycerzy Gryfa. Wiedząc, że królowie dawnego królestwa Pendoru przyjaźniła się z Noldorami, tak jak Twój zakon, postanowiłaś wyruszyć w okolice Larii, gdzie ponoć ci rycerze się pojawili. W lesie, nieopodal miasta, dostrzegłaś pewną piękną Noldorkę...
Kersijana:
Wyruszyłaś w świat, zgodnie ze swym postanowieniem... Szlak zaprowadził Cię do lasów nieopodal Larii, gdzie podobno rozpoczęły się potyczki lojalistów dawnego królestwa Pendoru, czyli przyjaciół Noldorów, przeciw Sarleończykom. Jednak coś Cię niepokoi... Od jakiegoś czasu słyszysz co i rusz jakiś syk jakoby węża... Dostrzegasz też jakąś wojowniczkę, chyba z zakonu Srebrnej Mgły, który żyje w przyjaźni z Twą rasą.
Erilla, Kersijana:
To wy się widzicie.
Malacath:
Kopyta Twego wiernego wierzchowca zaprowadziły Cie na stepy Jatu, gdzie zacząłeś polować na koczowników. W trakcie spotkałeś rycerza z Ravensternu o imieniu Malcolm, zmierzającego do Sarleonu, który wydaje być się nieco przygnębionym człowiekiem. Zdążyliście się zapoznać tylko z imienia.
Malcolm:
Uciekając przed widokiem swej byłej ukochanej, trafiłeś na stepy Jatu, chcąc najkrótszą drogą dotrzeć do Sarleonu... Spotkałeś tam jeźdźca z D'Sharu, do którego dołączyłeś, lepiej wszak podróżować dwójką niż pojedynczo.
-
Arstan
Tfu psia mać ich eskorta, same wieśniaki co od pługów oderwane, na widok wroga ucieknie toto, Arstan jestem widać razem będziem pilnować dobytku kupca rzekł, po czym splunął na ziemię
-
Catherine
Catherine - rzuciła krótko,nie mając najmniejszej ochoty poznawać się z kimkolwiek,wystarczająco dużym poświęceniem było podróżować w ich towarzystwie,ale z czegoś żyć trzeba....
-
Kersijana
Od jakiegoś czasu niepokojona "Sykiem Węża" ucieszyła się widząc wreszcie żywego człowieka... Tym bardziej ucieszyło ją to że prawdopodobnie ktoś z Zakonu Srebrnej Mgły splótł się z jej ścieżką... Podjechała dość odważnie....
Witaj Pani...- Jak miło spotkać sprzymierzeńca na drodze.... Powiedziała ściągając swój kaptur z głowy uśmiechając się przyjaźnie.
-
Malcolm
A więc jesteś z D'Sharu wojowniku? Co robisz tak daleko od domu? Nie widuje się za dużo Twych pobratymców na północy.
-
Malacath:
Wyruszyłem w podróż do miast Pendoru, w których rozgrywają się turnieje, by zawalczyć i zdobyć sławę dla mego zakonu. Ale na razie zawitałem tutaj i postanowiłem zapolować na koczowników.
-
Malcolm
Zakonu? Długo już tak podróżujesz?
Techniczny
Jeśli nie sprecyzuję to Malcolm mówi po sarleońsku.
-
Malacath:
Ano zakonu... Jeźdźcy Wiatru. Trochę krain już zwiedziłem, ale na waszą mroźną północ jeszcze nie dotarłem.
-
Malacath, Malcolm:
Rozmawiając, nagle usłyszeliście okrzyki jeźdźców popędzających konie oraz stukot kilkunastu kopyt... Po chwili też i dostrzegliście czwórkę jeźdźców, są dość daleko ale szybko się zbliżają, nieco na ukos od was. Trzech z nich to na pewno koczownicy Jatu na łaciatych wierzchowcach, a pierwszy jeździec dosiadający białego rumaka... Na pewno jeździec? Nosi bowiem chyba niebieską suknię, a z jego, czy też jej tyłu widać powiewającą pelerynę, oraz smugę czarnych włosów. W dłoniach trzyma łuk, z którego wypuszczona strzała nagle trafiła i wysadziła z siodła jednego z koczowników. Postać na białym koniu sięgnęła do kołczanu, ale po reakcji widzicie, że chyba zabrakło strzał...
-
Malcolm
Pośpiesz konia, musimy pomóc tej damie w opałach! Rzekł, po czym spiął Sheilę do cwału, gotując przy okazji swój potężny miecz na wrogów.
-
Arstan
O Catherine, ciekawe czy za Cat się obrazi, a jak się obrazi to w sumie gadać z nią nie muszę
-
Malacath:
Nie wchodź tylko na linię strzału, gdybym to wyjął łuk... - powiedział i ruszył cwałem w kierunku jeźdźców Jatu. Gotuje w razie czego już swój łuk.
-
1 załącznik(ów)
Malacath, Malcolm
Szybko się zbliżyliście do postaci uciekającej przed koczownikami. Jaaatuu! Jaaatuuuu! Krzyczą na cały głos uganiając się za, jak to dobrze oceniliście, piękną damą.
http://forum.totalwar.org.pl/attachm...tid=1369&stc=1
Spojrzała na was z nadzieją w oczach, nie zwalniając jazdy, w jednej dłoni trzymając łuk a w drugiej wodze. Jesteście już blisko niej, koczownicy zwolnili nieco do galopu, widząc że jedziecie im naprzeciw i zapewne przygotowali się do starcia z wami.
-
Malcolm
Uderzył na koczowników jednocześnie starając zastosować się do rady towarzysza i nie wjechać mu na linię strzału.
-
Malacath:
Jeździec wyjął strzałę i wystrzelił ją w jednego z koczowników, tak by nie narazić damy na trafienie jej, po czym od razu skręca w prawo, zwalnia do galopu i zawraca, by dorwać drugiego napastnika...
-
Malcolm, Malacath:
Jeździec Wiatru doskonale wykonał swój manewr, ubijając strzałą koczownika, drugi zaś padł pod morderczym uderzeniem ravensterneńskiego rycerza. Nieznajoma dama przemknęła między wami a po chwili osunęła się z siodła na ziemię wypuszczając łuk, głośno pojękując z bólu... Jej rumak zatrzymał się tuż przy niej.
-
Malcolm
Zeskoczył z konia i rzucił swój miecz w trawę, ułożył kobietę na plecach, jeśli znajdowała się w innej pozycji, uklęknął nad nią i szukał wzrokiem widocznych ran. Co się stało, pani? Trafili Cię?
-
Malacath:
Łucznik schował swój łuk, zatrzymał konia i zsiadł, po czym spojrzał na piękną nieznajomą, szukając to wzrokiem jej ran. Spodziewał się, iż rycerz najpierw to sprawdzi rany, a potem zacznie ją układać, a nie na odwrót... Cóż. Najwyżej to nie on dostanie ochrzan. Pokiwał tylko głową rycerzowi z dezaprobatą...
-
Malcolm, Malacath:
Kobieta pisknęła głośno z bólu, gdy rycerz ułożył ją na plecach i od razu zerwała się, przypadkowo tłukąc swoją głową w jego hełm... Padła znów zamroczona.
-
Malcolm
To chyba jednak coś na plecach... Rzekł do towarzysza gdy ten znalazł się obok. Chodź mi pomóż, potrzymaj ją w pozycji siedzącej a ja obejrzę gdzie jest raniona.
-
Erilla
Dziwne uczucie, znowu się tu znaleźć - pomyślałam jadąc przez las do Larii. Od śmierci przybranego ojca i ukochanego nie odwiedzałam tych okolic. Nie kontaktowałam się też ze Strażnikami. A teraz co, wracam tutaj, tylko dlatego, że jakiś dawno unicestwiony zakon postanowił dać o sobie znać. Co mnie do tego skłoniło?
Nagle zauważyłam przed sobą Noldorkę. Ta również mnie zauważyła i nim zareagowałam odrzuciła kaptur, odsłaniając długie jasne włosy i uśmiechając się, odezwała się do mnie.
Witaj odpowiedziałam w noldorskim Również cieszę się, że spotkałam przyjazną twarz na szlaku.
-
Kersijana
Ukłoniła się uprzejmie...
Spotkać kogoś z zakonu Srebrnej Mgły na trakcie to nie jest rzecz zwyczajna... choć pogłoski krążą, że wielu wojaków ruszyło, więc pogłoską trza dać wiarę...
Ja od dawna sama w drodze i przyznam szczerze, że w pierwszym odruchu uciekać chciałam, ale w porę dostrzegłam jednak, żeś Pani od Srebrnych Mgieł...
Wybacz nie przedstawiłam się... Kersijana me miano.... A ten tu to... poklepała rumaka po szyi to Mirillian Lassi ...
Ogier parsknął jak to czasem konie maja w zwyczaju... Uniósł trochę łeb i popatrzył zaciekawiony na konia łuczniczki...
-
Erilla
Ze Srebrnej Mgły... zawiesiłam głos na chwilę Nie wiem czy jeszcze mam prawo nazywać się Strażniczką. No, ale w każdym razie, na mnie wołają Erilla. Twoja chęć ucieczki całkiem uzasadniona była, na różne osoby natknąć się można, zaś jak widzę prawie nieuzbrojona jesteś.
Zauważyłam, że czarny rumak elfki przygląda się mojemu wierzchowcowi. Sama na niego spojrzałam. Kupiłam go ledwie tydzień temu i jeszcze nawet imienia nie zdążyłam mu nadać. Nieczęsto poruszałam się konno, a kolejne wierzchowce nie były dla mnie niczym innym jak środkiem lokomocji. Zaś między Kersijaną, a jej wierzchowcem jakaś więź najwyraźniej była. Mirillian Lassi, Lśniący Liść. Ciekawe.
Za to masz pięknego rumaka podjęłam dalej swoją wypowiedź Jego imię również interesujące jest, kryje się za nim historia jakaś, czy nadane zostało pod wpływem chwili?
-
Kersijana
Wybacz,,, Nie chciałam urazić... Widząc że jej głos zasępił się odrobinę na wspomnienie o "Srebrnych Mgłach"
Poparzyła na swoją suknię... Nie umiem walczyć to i zbroi nie noszę... Szukałam tak po prawdzie kogoś z kim mogłabym podróż kontynuować. Sama na szlaku to faktycznie nie jest dobrym pomysłem. Opuszczając... (chwilę zamilkła, nie chcąc zdradzać skąd właściwie wyruszyła. Tajne Miast Nordolczyków musi zostać w tajemnicy i nie dla każdego jest ono oazą spokoju.... Zbyt wielu by chciało ten ostatni bastion spalić i zrównać z ziemią....) Wioskę... kontynuowała... miałam nadzieję że spotkam kogoś przyjaznego na drodze... I proszę... Od wielu dni Ty pierwsza mnie spotkałaś... Czego szukasz w tych stronach? Ja mogę CI zdradzić, że nie mam konkretnego celu, ale i wrócić nie mogę a i nie chcę jeszcze.. Lśniący Liść.... Jak to ująć? Płowiał już i to też dla jego dobra postanowiłam wyruszyć... Rumak Taki jak on potrzebuje wiatru we włosach.... Nordolczycy nie traktują swych wierzchowców jak środek lokomocji.. Raczej jak Braci i Siostry..... To nie tylko koń... Wyciągnęła odważnie rękę ku wierzchowcowi Erilli...
Techniczny
Opieka nad zwierzętami.... coby jej nie ugryzł....:P
Spokojny i opanowany. Jego nozdrza wchłonęły zapach Elfki....
Piękne zwierzę, Koniecznie musisz mu wymyślić imię... Jak chcesz to mogę Ci podpowiedzieć, ale myślę, że to właściciel nadając mu imię zdobywa odrobinę jego serca... A jest ono wielkie i oddane, zapewniam Cię...
Znowu pogłaskała swojego rumaka po szyi, który widać nie interesował się już koniem łuczniczki bo zaczął zwyczajnie skubać pobliska trawę...
Masz rację... za jego imieniem kryje się pewna historia.... Uratowałam kiedyś pewnego chłopca,,, Mirillian Lassi jest darem od Ojca tego chłopca...Lśniący jak liść co w rosie skąpany jest gdy słońce wschodzi... To była moja pierwsza myśl gdy tylko go ujrzałam. Nie mogłam pohamować się, a on Spojrzał na mnie gdy chyba nawet w myślach je wymówiłam... Poczułam jego ciepło w swym sercu i wiedziałam, że jesteśmy sobie przeznaczeni....
Wybacz,,,, Elfka trochę się zaczerwieniła... rozpędziłam się... My naprawdę inaczej widzimy przyrodę i inne stworzenia... Możliwe, że w oczach innych ludzi to może być nawet naiwne czy śmieszne...
-
Malacath:
Ja się może zajmę bandażowaniem i przyglądnięciu się ranie... Trochę się znam na tym - rzucił - Może lepiej, żebym ja się nią zajął niż on... Zwłaszcza po tamtym.
-
Malcolm
No dobrze, czyli będziesz w tym lepszy. Ale i tak ostrożności nigdy zadość, co prawda po fakcie... Ściągnął hełm z głowy i położył go obok miecza. Podniósł lekko kobietę i podtrzymał ją w siadzie, żeby towarzysz mógł ją obejrzeć.
-
Malacath:
Gdy rycerz zrobił to co mu kazał, ten przykucnął i przyjrzał się plecom tejże damy...
-
Erilla
Nie przejmuj się powiedziałam widząc zmieszanie elfki, Człowiek, który był dla mnie jak ojciec starałam się nie pokazać tym razem emocji opowiedział mi dużo o was, Noldorach. O waszych zwyczajach, o tym jak postrzegacie świat. Nie uważam tego za śmieszne, cieszę się, że ktoś potrafi w ten sposób postrzegać świat.
Jeśli zaś chodzi o imię dla niego znowu popatrzyłam na swojego wierzchowca Sądzę, że gdy przyjdzie nam się znaleźć razem na polu bitwy, to i imię dla niego się znajdzie. Co do celu mojej podróży podjęłam słyszałam, że w okolicy Larii widziano rycerzy Gryfa. Przyjechałam tu... właściwie sama nie wiem dlaczego... chyba przez ciekawość... W każdym razie, na razie nie mam sprecyzowanych planów. Jeśli chcesz, możemy podróżować razem, ja zapewnie ci ochronę, zaś w zamian ty może mi opowiesz jeszcze o waszych zwyczajach. Moja edukacja pod tym względem jest niestety... niedokończona.
-
Hallbjorn
Spokojnie Arstan, zawsze mogą się przydać lecz w jednym się z tobą zgodzę prędzej uciekną gdzie pieprz rośnie niż pomogą nam bronić karawanę nawet przed żebrakiem.
A teraz chodźmy się napić zanim ta przeklęta podróż się zacznie.
-
Catherine
Napić się?Z....nimi? O nie,nie.... - pomyślała zaledwie przez chwilę obdarzając wojownika o niedźwiedziej posturze swoją uwagą - Czemuż to los pokarał mnie takimi towarzyszami? Ehh....,łysięjący dziad i jego kompania "wojowników",nawet porządnego wyposażenia nie mają. Tylko Ci dwaj się wyróżniają ale to chyba bardziej przez swoje wyrośnięcie niźli inne atuty....bo intelektem też raczej nie grzeszą.... - Chcesz z nami pić nie przedstawiając wpierw swojego imienia? Czy może Ci go nie nadano? - odparła kpiąco na tą propozycję,uwagę jednak skupiała na swej klaczy,delikatnie głaszcząc jej szyję
-
Hallbjorn
Zwą mnie Hallbjorn panienko i wybacz że się nie przedstawiłem ale rzadko zdarza mi się rozmawiać z ludźmi - niechętnie odpowiedział
-
Catherine
Spojrzała na niego z niedowierzaniem,sprawdzając czy aby na pewno sobie z niej nie żartuje - Panienko? - powtórzyła po czym nie wytrzymała i roześmiała się dźwięcznie i radośnie od razu skupiając na sobie uwagę większości ich towarzyszy w tym samego pracodawcy który aż podrapał się ze zdziwieniem po swojej łysinie nie mogąc uwierzyć że dziewczyna,która była dla niego tak zimna i wredna potrafi się tak pięknie śmiać,nawet jej wierna klacz z którą jeździ już tyle lat uniosła łeb ze zdumieniem...., jednak długo nie trwał ten swoisty cud bowiem dość szybko opanowała się i spojrzała na rozmówcę mówiąc chłodnym tonem - Nie jestem panienką,panią ani damą,nie mi pisano taki los....Hallbjornie,zresztą sam się przyjrzyj i rzeknij czy naprawdę widzisz "panienkę",jeśli tak to cóż....nie najlepiej z Twoim wzrokiem
-
Hallbjorn
Jak sobie chcesz Catherine, może i nie mam idealnego wzroku ale przynajmniej udało mi się doprowadzić ciebie do śmiechu - po czym poszedł po swojego wierzchowca
-
Catherine
Tak właśnie sobie chcę.... - rzuciła,poprawiając się w siodle i z niecierpliwością oczekując wyjazdu - Ehh Ci mężczyźni....Do śmiechu?Dobre sobie,śmiałam się z Twojej głupoty,niczego więcej,kretyn!Phi!
-
Arstan
Nie chce mi się pić Głupi ten Hallbjorn czy jak, ledwo go na oczy pierwszy raz zobaczyłem, a już chce się bratać jak nie wiadomo z kim, ciężka to służba będzie, a i tak się śmieje niewidomo czemu, lepiej już byśmy ruszyli bo nie zdzierżę
-
Kersijana
Och.... Nawet nie wiesz jak się cieszę....Wyrwało się jej... To znaczy będzie mi bardzo miło podróżować z kimś... szczególnie, że nasze ludy zawsze darzyły się szacunkiem i zrozumieniem... Uśmiechnęła się do Erilli.
A jeszcze w dodatku chcesz poznać więcej o naszej historii i naszych zwyczajach... Jak do tej pory nie potrzebowałam, przepraszam za wyrażenie "ochrony" ale skoro twierdzisz, a i mnie doszły słuchy o Rycerzach Gryfa, to mniemam, że i wrogów można się spodziewać.
We dwie będzie nam bezpieczniej a i raźniej na pewno...
Ruszajmy zatem.....
-
Catherine, Arstan, Hallbjorn:
Gdy urocza kompania się zapoznała, mistrz karawany dał znak do wyruszenia naprzód... Podróż nie okazała się jednak spokojna, gdy po dwóch godzinach ukazała się waszym oczom wioska Ehlerdah, dostrzegliście też dym, jaki się z niej wydobywa. Czyżby została najechana? Wasza droga prowadzi właśnie przez tą wioskę, możecie ją wprawdzie minąć... Ale honor (ekhem) kazałby jednak sprawdzić, co się dzieje.
Malcolm, Malacath:
Dalej nieprzytomna kobieta ma ranę ciętą na plecach, którą przybysz z D'Sharu ujrzał dopiero po odsunięciu jej peleryny. Rana wciąż krwawi.
Erilla, Kersijana:
Nagle zza drzew wyjechał potężny rycerz na karym wierzchowcu... Cała jego zbroja jest ciemnozielona, prawie czarna, w takim samym kolorze kropierz rumaka. W dłoni nie trzyma oreża, ma za to przypięty pas z dużych wymiarów mieczem. To z jego strony, zza hełmu dobywa się przytłumiony syk co jakiś czas. Zatrzymał się, bacznie się wam przyglądając.
-
Arstan
Hehe pali się, można z nudów sprawdzić co tam zaszło Może się co zagrabi albo zgwałci