Strona 2 z 19 PierwszyPierwszy 123412 ... OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 11 do 20 z 190

Wątek: PBF Droga z której się nie wraca (realia Wiedźmina)

  1. #11
    Szambelan Awatar adriankowaty
    Dołączył
    Jan 2012
    Lokalizacja
    Siemianowice Śląskie (k. Katowic)
    Postów
    2 909
    Tournaments Joined
    0
    Tournaments Won
    0
    Podziękował
    375
    Otrzymał 39 podziękowań w 32 postach
    Dobrze zatem. Czy będziemy mogli sami badać teren, czy Visena jest głównym decydentem? Rzecz jasna, nie zamierzamy jej zostawiać samej, ale czy ona będzie wydawać rozkazy, czy będziemy mogli współdecydować?
    http://forum.totalwar.org.pl/image.php?type=sigpic&userid=5038&dateline=1420376  708
    "Wolność, Równość, Braterstwo lub Śmierć!"
    Hasło przewodnie rewolucjonistów z 1789.

  2. #12
    Szambelan Awatar Araven
    Dołączył
    Jan 2011
    Postów
    11 935
    Tournaments Joined
    2
    Tournaments Won
    0
    Podziękował
    402
    Otrzymał 276 podziękowań w 234 postach
    Raczej ona tam decyduje, ale nic przeciw prawu czynić wam nie każe, a i ponoć rad wysłuchuje, w kwestiach walki to raczej ona Was słuchać będzie, ale jako że ją ochraniacie, a nie na odwrót ona formalnie dowodzi. Do badania terenu się dogadacie na miejscu.

  3. #13
    sadam86
    Gość
    -No to ruszamy ludkowie, czy jak bo trzos pusty i ni ma skąd napełnić. Veronika, Mehir piszecie się na kolejną wyprawę?
    Techniczny
    Jutro 18?

  4. #14
    Szambelan Awatar Araven
    Dołączył
    Jan 2011
    Postów
    11 935
    Tournaments Joined
    2
    Tournaments Won
    0
    Podziękował
    402
    Otrzymał 276 podziękowań w 234 postach
    [Czekam na oficjalne dołączenie do przygody, przez Veronikę i Mehira.
    Nawet bez niego wstawię jutro, jakiś dłuższy opis dla klimatu.]

  5. #15
    Pampa
    Gość
    Normalnie bym nie brał takiej roboty, bo za magami nie przepadam. U nas w Nilfgaardzie magowie mogą tyle co koń w stajni. No ale co kraj to obyczaj. Gdyby nie wasza durna chęć ataku na całe komando elfów we dwójkę to byśmy nie musieli się wałęsać po lasach. Nie pamiętacie co nas ostatnio w lesie spotkało? -Wyżalił się Mehir na towarzyszy- Ofertę mus nam przyjąć, nawet za tak żałosny zarobek.

  6. #16
    Stolnik Awatar Frøya
    Dołączył
    Jan 2014
    Postów
    894
    Tournaments Joined
    0
    Tournaments Won
    0
    Podziękował
    6
    Otrzymał 16 podziękowań w 14 postach
    Skończ już narzekać Nilfgaardczyku, bo trza się na szlak zbierać - rzekła Veronika przegryzając suchara. Poprawiła pasek buzdygana i przesunęła w wygodne miejsce tarczę na plecach.
    Co było, a nie jest nie pisze się w rejestr. Chyżo chłopcy, rad mi parę grosza zdobyć i kłopotów nowych przy okazji, ha ha!
    Fear not, my kin, of the Ragnarók,
    For Fimbultýr truly has won;
    He saw his own death at the end of time
    And whispered this to his son.

  7. #17
    Szambelan Awatar Araven
    Dołączył
    Jan 2011
    Postów
    11 935
    Tournaments Joined
    2
    Tournaments Won
    0
    Podziękował
    402
    Otrzymał 276 podziękowań w 234 postach
    Adrian słuchając przekomarzań towarzyszy, aż przewrócił oczami i przełknął ślinę, myśląc, w jakie to kłopoty mogą ich wpędzić Cintryjka i Kielon, może zmądrzeli, bez większej nadziei pomyślał łucznik.

    Do wsi Klucz dotarliście po 4 dniach w towarzystwie krasnoludzkiej karawany. [Poniżej zamieszczam 2 wpisy autorstwa mistrza Sapkowskiego, z moimi drobnymi korektami na potrzeby PBF pogrubienia, podkreślenia itp. dla klimatu i w celu przybliżenia Wam 2 bohaterów niezależnych, Visennę spotkacie w samej wsi Klucz. Dużo opisów będzie pochodzić od pana Sapkowskiego, z drobnymi zmianami na potrzeby PBF, ale już nie będę tego pisał w kolejnych wpisach.]

    [I wpis, scena spotkania najemnika Korina i Visenny, kilka godzin przed Waszym przybyciem do klucza

    Ptak o pstrokatych piórkach, siedzący na ramieniu Visenny, zaskrzeczał, zatrzepotał skrzydełkami, z furkotem wzbił się i poszybował między zarośla. Visenna wstrzymała konia, nasłuchiwała chwilę, potem ostrożnie ruszyła wzdłuż leśnej dróżki.

    Mężczyzna zdawał się spać. Siedział opierając się plecami o słup pośrodku rozstaju. Z bliższej odległości Visenna zobaczyła, że oczy ma otwarte. Już wcześniej spostrzegła, że jest ranny. Prowizoryczny opatrunek, pokrywający lewe ramię i biceps, przesiąknięty był krwią, która jeszcze nie zdążyła sczernieć.

    - Witaj, młodzieńcze - odezwał się ranny, wypluwając długie źdźbło trawy. - Dokąd zmierzasz, jeśli wolno spytać?
    Visennie nie spodobał się ten "młodzieniec". Odrzuciła kaptur z głowy.
    - Spytać wolno - odpowiedziała - ale wypadałoby uzasadnić ciekawość.

    - Wybaczcie, pani - rzekł mężczyzna, mrużąc oczy. - Nosicie męski strój. A co do ciekawości, to jest ona uzasadniona, a jakże. To jest niezwykłe rozdroże. Spotkała mnie tu interesująca przygoda...
    - Widzę - przerwała Visenna, patrząc na nieruchomy, nienaturalnie skręcony kształt, na wpół zagrzebany w poszyciu nie dalej niż dziesięć kroków od słupa.
    Mężczyzna podążył za jej spojrzeniem. Potem ich oczy spotkały się. Visenna, udając, że odgarnia włosy z czoła, dotknęła diademu ukrytego pod opaską z wężowej skóry.
    - A tak - rzekł ranny spokojnie. - Tam leży nieboszczyk. Bystre macie oczy. Pewnie uważacie mnie za rozbójnika? Mam rację?
    - Nie masz - powiedziała Visenna, nie odejmując ręki od diademu.
    - A... - zająknął się mężczyzna. - Tak. No...
    - Twoja rana krwawi.
    - Większość ran ma taką dziwną właściwość - uśmiechnął się ranny. Miał ładne zęby.
    - Pod opatrunkiem zrobionym jedną ręką będzie krwawić długo.
    - Czyżbyście chcieli zaszczycić mnie swoją pomocą?
    Visenna zeskoczyła z konia, drążąc obcasem miękką ziemię.

    - Nazywam się Visenna - powiedziała. - Nie zwykłam robić nikomu zaszczytów. Poza tym nie cierpię, kiedy ktoś zwraca się do mnie w liczbie mnogiej. Zajmę się twoją raną. Możesz wstać?
    - Mogę. A muszę?
    - Nie.
    - Visenna - powiedział mężczyzna, unosząc się z lekka, by ułatwić jej odwinięcie płótna. - Ładne imię. Mówił ci już ktoś, Visenna, że masz piękne włosy? Ten kolor nazywa się miedziany, prawda?
    - Nie. Rudy.

    - Aha. Jak skończysz, ofiaruję ci bukiet z łubinu, o, tego, co rośnie w rowie. A w czasie operacji opowiem ci, ot tak, dla zabicia czasu, co mi się przydarzyło. Nadszedłem, wystaw sobie, tą samą drogą co i ty. Widzę, stoi na rozstaju słup. O, właśnie ten. Do słupa przymocowana deska. To boli.
    - Większość ran ma taką dziwną właściwość. - Visenna oderwała ostatnią warstwę płótna, nie starając się być delikatną.
    - Prawda, zapomniałem. O czym ja... Ach, tak. Podchodzę, patrzę, na desce napis. Strasznie koślawy, znałem kiedyś łucznika, który potrafił ładniejsze litery wysikać na śniegu. Czytam... A to co ma być, moja panno? Co to za kamyk? O, do licha. Tego się nie spodziewałem.

    Visenna powoli przesunęła hematyt wzdłuż rany. Krwawienie ustało momentalnie. Zamknąwszy oczy, uchwyciła ramię mężczyzny oburącz, mocno dociskając brzegi skaleczenia. Odjęła ręce - tkanka zrosła się, pozostawiając zgrubienie i szkarłatną pręgę.

    Mężczyzna milczał, bacznie się jej przypatrując. Wreszcie podniósł ostrożnie ramię, rozprostował je, potarł szramę, pokręcił głową. Naciągnął skrwawiony strzęp koszuli i kubrak, wstał, podjął z ziemi pas z mieczem, kiesą i manierką, spinany klamrą w kształcie smoczego łba.
    - Tak, to się nazywa mieć szczęście - powiedział, nie spuszczając z Visenny oka. - Trafiłem na uzdrowicielkę w samym środku puszczy, w widłach Iny i Jarugi, gdzie zwykle łatwiej o wilkołaka albo, co gorsza, pijanego drwala. Jak będzie z zapłatą za leczenie? Chwilowo cierpię na brak gotówki. Wystarczy bukiet z łubinu?
    Visenna zignorowała pytanie. Podeszła bliżej do słupa, zadarła głowę - deska przybita była na wysokości wzroku mężczyzny.

    - "Ty, który nadejdziesz od zachodu - przeczytała na głos. - W lewo pójdziesz, wrócisz. W prawo pójdziesz, wrócisz. Wprost pójdziesz, nie wrócisz". Bzdury.
    - Dokładnie to samo pomyślałem - zgodził się mężczyzna, otrzepując nogawki z igliwia. - Znam te okolice. Prosto, to jest na wschód, idzie się ku przełęczy Klamat, na kupiecki trakt. Niby dlaczego nie można stamtąd wrócić? Takie ładne dziewczęta spragnione zamążpójścia? Tania gorzałka? Wakujące stanowisko burmistrza?
    - Nie trzymasz się tematu, Korin.
    Mężczyzna otworzył usta, zdumiony do granic.

    - Skad wiesz, że nazywam się Korin?
    - Sam mi to mówiłeś przed chwilą. Opowiadaj dalej.
    - Tak? - Mężczyzna spojrzał na nią podejrzliwie. - Doprawdy? No, może... Na czym skończyłem? Aha. Czytam więc i dziwię się, co za baran wymyślił ten napis. Naraz, słyszę, ktoś bełkoce i mruczy za moimi plecami. Oglądam się, babuleńka, siwiuteńka, zgarbiona, z kijaszkiem, a jakże. Pytam grzecznie, co jej jest. Ona mamroce: "Głodnam, cny rycerzyku, od świtania na ząb nie było co wziąć". Zgaduję, ma babuleńka jeszcze minimum jeden ząb. Wzruszyłem się jak nie wiem co, biorę więc z sakwy chleba kąsek i połowę wędzonego leszcza, którego dostałem od rybaków nad Jarugą, i daję starowince. Ta siada, mamle, chrząka, wypluwa ości. Ja nadal oglądam ten dziwny drogowskaz. Naraz babcia odzywa się: "Dobryś, rycerzyku, poratowałeś mnie, nagroda cię nie minie". Chciałem jej powiedzieć, gdzie może sobie wsadzić swoją nagrodę, a babka mówi: "Zbliż się, mam ci coś rzec do ucha, ważną tajemnicę odkryć, jak wielu dobrych ludzi od nieszczęścia wybawić, sławę zyskać i bogactwo".

    Visenna westchnęła, siadła obok rannego. Podobał jej się, wysoki, jasnowłosy, z pociągłą twarzą i wydatnym podbródkiem. Nie śmierdział jak zwykle mężczyźni, których spotykała. Odpędziła natrętną myśl, że za długo włóczy się samotnie po lasach i gościńcach. Korin ciągnął opowieść:
    - Ha, pomyślałem sobie - mówił - klasyczna okazja się trafia. Jeśli babka nie ma sklerozy, a ma wszystkie klepki, to może i będzie z tego zysk dla biednego wojaka. Schylam się, nadstawiam ucha jak kto głupi. No i gdyby nie refleks, dostałbym prosto w grdykę. Odskoczyłem, krew sika mi z ramienia jak z fontanny pałacowej, a babka sunie z nożem, wyjąc, parskając i plując. Ciągle jeszcze nie uważałem, że to poważna sprawa. Poszedłem w zwarcie, by pozbawić ją przewagi, i czuję, że to żadna staruszka. Piersi twarde jak krzemienie...

    Korin zerknął w stronę Visenny, by sprawdzić, czy się nie czerwieni. Visenna słuchała z grzecznym wyrazem zaciekawienia na twarzy.
    - O czym to ja... Aha. Myślałem, zwalę ją z nóg i rozbroję, ale gdzie tam. Silna jak ryś. Czuję, za moment wysmyknie mi się jej ręka z nożem. Co było robić? Odepchnąłem ją, cap za miecz... Nadziała się sama.
    Visenna siedziała milcząc, z ręką u czoła, niby w zadumie poprawiła wężową opaskę.
    - Visenna? Mówię, jak było. Wiem, że to kobieta i głupio mi, ale niech skonam, jeśli to była normalna kobieta. Natychmiast po tym, jak upadła, odmieniła się. Odmłodniała.
    - Iluzja - rzekła Visenna w zamyśleniu.
    - Że co?
    - Nic - Visenna wstała, podeszła do zwłok leżących w paprociach.
    - Tylko popatrz. - Korin stanął obok. - Baba jak posąg w pałacowej fontannie. A była zgarbiona i pomarszczona jak zad stuletniej krowy. Niech mnie...

  8. #18
    Szambelan Awatar Araven
    Dołączył
    Jan 2011
    Postów
    11 935
    Tournaments Joined
    2
    Tournaments Won
    0
    Podziękował
    402
    Otrzymał 276 podziękowań w 234 postach
    [Kilka godzin później Visenna i Korin dotarli do Klucza tuż przed Wami]

    Osada Klucz była typową ulicówką, przytuloną do zbocza góry, rozwleczoną wzdłuż traktu, słomianą, drewnianą i brudną, przycupniętą wśród krzywych płotów. Gdy nadjechali, psy podniosły jazgot. Koń Visenny człapał spokojnie środkiem drogi, nie zwracając uwagi na zajadłe kundle wyciągające spienione pyski ku jego pęcinom.
    Początkowo nie widzieli nikogo. Potem zza płotów, z dróżek wiodących na gumna, pojawili się mieszkańcy - podchodzili wolno, bosi i chmurni. Nieśli widły, drągi, cepy. Któryś schylił się, podniósł kamień.
    Visenna wstrzymała konia, uniosła rękę. Korin spostrzegł, że w dłoni trzyma mały złoty nożyk w kształcie sierpa.
    - Jestem uzdrowicielką - powiedziała wyraźnie i dźwięcznie, choć wcale niegłośno.
    Chłopi opuścili broń, zaszemrali, spojrzeli po sobie. Było ich coraz więcej. Kilku bliższych zdjęło czapki.

    - Jak zowie się to sioło?
    - Klucz - padło z ciżby po chwili ciszy.
    - Kto starszy nad wami?
    - Topin, wielmożna pani. O, tamta chałupa.
    Nim ruszyli, przez szpaler rolników przecisnęła się kobieta z niemowlęciem na ręku.

    - Pani... - jęknęła, dotykając nieśmiało kolana Visenny. - Córka... Aż gorzeje z gorączki...
    Visenna zeskoczyła z kulbaki, dotknęła główki dziecka, zamknęła oczy.
    - Jutro będzie zdrowa. Nie owijaj jej tak ciepło.
    - Dzięki, wielmożna... Stokrotne...

    [W tym samym czasie oczy mieszkańców, oraz Visenny i Korina zwróciły się na Waszą hanzę jaka właśnie wkracza do wsi, słyszeliście jak mówiła, że jest Uzdrowicielką, chłopi unoszą znowu broń na wasz widok, co robicie?]

  9. #19
    Pampa
    Gość
    Ho ho! Spokojnie chłopki, nie zrobimy wam krzywdy. Schowajcie broń bo nie będziemy miło rozmawiać. - Rzekł Mehir kładąc rękę na mieczu- Zresztą, my do Pani Visenny, mamy do pogadania. Ale nie tutaj, pójdźmy gdzieś gdzie nie ma tylu ciekawskich.

  10. #20
    Szambelan Awatar Araven
    Dołączył
    Jan 2011
    Postów
    11 935
    Tournaments Joined
    2
    Tournaments Won
    0
    Podziękował
    402
    Otrzymał 276 podziękowań w 234 postach
    Jam jest Visenna, nie groźcie tym ludziom w mojej obecności, skąd znacie moje imię i kto was tu przysłał ?, mówcie. Pewnikiem ludzki kupiec Hook, czy tak?


Strona 2 z 19 PierwszyPierwszy 123412 ... OstatniOstatni

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •